Po tę książkę sięgnęłam w przypływie romantycznej chęci poprawienia sobie nastroju, podniesienia się na duchu i, nie ukrywam, ciekawości. Bo książka „42 listy miłosne” pod redakcją Joshuy Knelmana, Rosalindy Porter i Renaty Smolińskiej miała być zbiorem oryginalnych listów miłosnych znanych autorów. Zacznę od tego grona znanych – Margaret Atwood, Leonard Cohen, Michel Faber, Neil Gaiman i inni, z których jeszcze tylko paru może być znanych polskiemu czytelnikowi. No dobrze, ale wystarczy o liczbie znanych, teraz może jakość – tylko kilka z tych listów nadałoby się do wysłania ukochanej osobie. I tu nastąpił mój zawód, nie żebym chciała kopiować i wysyłać, ale jak człowiek zostaje zachęcony hasłem – listy miłosne znanych ludzi – to liczy się z tym, że choć trochę uda się mu uszczknąć z tajemnicy miłości.

W tym zbiorze pewnie w większości wymyślonych, napisanych dla potrzeb książki listów, którym w swej treści i formie daleko czasami do miłosnych, podoba mi się możliwość, jaką ułatwia ZBIÓR, przerwania lektury w dowolnym momencie – przynajmniej po zakończeniu czytanego właśnie listu. I choć bardziej wzruszające były listy Napoleona czy Słowackiego, to zbiór 42 listów pod redakcją trzech autorów jest miłym przerywnikiem w ciężkiej lekturze (w moim przypadku sesji) i pozycją doskonale nadającą się do tego, by sięgnąć po nią w dowolnej chwili.


[Recenzję zamieściłam na swoim blogu]