Dodany: 15.09.2014 00:39|Autor: Annvina

Powrót córy marnotrawnej czyli rok (prawie) z życia biblionetkowiczki


Jakoś tak wyszło, że miałam dość długą przerwę biblionetkową... Ale cóż, czasem trzeba odejść i zatęsknić, żeby wrócić z jeszcze większą przyjemnością. Dlatego teraz mam zamiar zdać relację z tego roku - chyba najbardziej dla siebie. Jakoś tak się złożyło, że to był rok powtórek.
Powtórka pierwsza. Zaczęło się wszystko od konkursu, a właściwie kontrkonkursu w październiku zeszłego roku: Kontrstriptiz dla Annviny Kliva umieściła w kontrkonkursie dla mnie fragment Harrego Pottera,który odgadłam tylko przy pomocy osób trzecich. Ale na bogów starych i nowych, jak to się stało, że sama go nie poznałam? Przecież czytałam wszystkie części! A ślub Fleur i Billa jak mógł mi umknąć? Zaczęłam wspominać moje pierwsze spotkanie z Harrym Potterem...
Była jesień roku 2001 a ja byłam wtedy świeżo upieczoną studentką filozofii - f-i-l-o-z-o-f-i-i!!! Wydawało mi się, że przez następne 5 lat będę odkrywać tajemnice sensu istnienia. Zdarzyło się, że spędziłam jeden weekend pomagając znajomemu rodziców - właścicielowi księgarni - na targach. Gdy po wszystkim pan Maciek zapytał mnie czy może mi zapłacić w naturze oczywiście się zgodziłam - jakże mogłabym nie zgodzić się na taką propozycję właściciela księgarni?! Pomijając fakt, że pomoc przy książkach była wielką przyjemnością i prawdę mówiąc nie oczekiwałam żadnej zapłaty. Pan Maciek z szerokim uśmiechem wręczył mi cztery pierwsze tomy... Harry'ego Pottera. Mnie! Studentce pierwszego roku filozofii zgłębiającej sens istnienia, etc, etc... Jedynie złocone ramy mego dobrego wychowania pozwoliły mi nie parsknąć mu w nos i nie obrazić na niego na całe życie za taką zniewagę. Wzięłam potulnie książki i poszłam do domu. Niestety kiedy dostaję lub pożyczam od kogoś książkę, wiem, że może taka osoba może mnie zapytać jak mi się podobała. No więc z czystej przyzwoitości postanowiłam tę idiotyczną lekturę dla nastolatków, na domiar złego bestseller, przekartkować. Wpadłam po uszy. Wszystkie cztery książki pochłonęłam jednym tchem. Oczywiście przyznałam się panu Maćkowi do mojej pierwszej, jakże błędnej reakcji - zaśmiewał się do łez! Studentka f-i-l-o-z-o-f-i-i zaczytuje się Harrym Potterem! Niestety na kolejne części trzeba było czekać dość długo, Zakon Feniksa jeszcze mi się podobał, a z Księcia Półkrwi i Insygniów śmierci niewiele pamiętałam i chyba też niewiele rozumiałam. Dlatego po fragmencie w kontrkonkursie postanowiłam odświeżyć sobie HP, ale nie żeby zaraz czytać, postanowiłam obejrzeć filmy. Pamiętam, że na pierwszą część poszłam do kina i byłam zachwycona, z drugą popełniłam niewybaczalny błąd i nie doczytawszy informacji o seansie poszłam na wersję z dubbingiem. Brrrr!!!! Na trzecią nie poszłam w ogóle. Dlatego teraz w wieku, no nieważne, obejrzałam z wielką przyjemnością wszystkie 8 filmów. Jakże ten mały Radcliffe się zmienił! W pierwszej części taki pucułowaty dzieciak , a w ostatniej, no, no, fiu fiu.... Każdy ocenia te obrazy według własnych oczekiwań i wyobraźni, ale jedno muszę o nich napisać - wszyscy mówią przepięknym angielskim. Chyba nie mieszkając w kraju teoretycznie anglojęzycznym (bo irlandzkiej wersji angielskiego profesor Higgins w ogóle nie nazwie angielskim ) trudno było mi docenić przepiękny język i akcent wszystkich aktorów. A potem obejrzałam kilka wywiadów z J. K. Rowling i aktorami od których roi się w internecie. A już po obejrzeniu tego wywiadu/rozmowy: http://www.youtube.com/watch?v=5BZjGcSXd_g postanowiłam przeczytać książki jeszcze raz, co też niezwłocznie uczyniłam. Jakie to są w gruncie rzeczy dobre książki! Zdecydowanie wytrzymały próbę czasu. A później obejrzałam prawie wszystkie filmy z Danielem Radcliffem, chyba po to, żeby we własnych oczach zdjąć z niego łatkę Harrey'ego Pottera. Ekranizacja Zapiski młodego lekarza (Bułhakow Michaił (Bułhakow Michał)) zdecydowanie do polecenia, choć nie znam literackiego pierwowzoru.
Tak minęła mi zima...
Powtórka druga. Pod choinkę dostałam Sezon Burz Sapkowskiego. Przeczytałam z mieszanymi uczuciami. Niby wszystko na swoim miejscu, ale czegoś brakuje... Jakby pić kawę bezkofeinową. Więc postanowiłam sprawdzić czego mi brakuje i wrócić do sagi. Do opowiadań wracałam przez ostatnie lata dość często, ale saga wydawała mi się słabsza, wtedy kiedy czytałam ją po raz pierwszy w... no tak 2001 roku. Jako maturzystka chcąca zrelaksować się po zdanej maturze a przed rozpoczęciem studiowania sensu istnienia etc (o czym powyżej) czytałam Wiedźmina jak fantastyczny romans przygodowy. Najważniejsze było dowiedzieć się czy Geralt znajdzie Ciri i czy będzie w końcu z Yennefer. Wszystkie zawirowania polityczne, intrygi personalne i inne poboczne wątki nie zaprzątały mojej uwagi, wręcz przeszkadzały. Teraz wysunęły się na pierwszy plan. Czasem jedno zdanie zwala z nóg. Kiedy zamknęłam ostatnią stronę Pani Jeziora, miałam ochotę zacząć czytać od początku... i chyba to zrobię, może w ramach prezentu samej sobie pod choinkę :) I napisze czytatkę z najlepszymi cytatami :)
Na wiosnę dopadło mnie wiosenne przesilenie i w ramach kurażu czytałam po raz kolejny Przyślę pani list i klucz i po raz kolejny zaśmiewałam się do łez - razem z mężem. W konsekwencji tej lektury mój mąż odświeżał sobie Trylogię, którą wcześniej znał tylko ze szkolnych fragmentów, a ja podczytywałam mu z kundelka obszerne fragmenty. Ja natomiast powzięłam niezłomne postanowienie w końcu przeczytać Trędowatą oraz idąc za ciosem Na Ustach grzechu, a także skandaliczne na owe czasy Dzieje Grzechu, co też bym niezwłocznie uczyniła, gdyby nie cztery przypadki:
Przypadek pierwszy. W marcu zakupiliśmy dom. Własne niewielkie cztery kąty z dużą ilością miejsca na książki, wobec czego moja nieoceniona Mama spakowała większość moich książek w 8 wielkich pudeł i przysłała do Irlandii. Być może do niektórych z nich nigdy nie wrócę, ale przecież nie wyrzucę ani nie oddam 17 biografii Słowackiego, które czytałam namiętnie w okresie kiedy moje rówieśniczki czytały kolorowe gazetki z rewelacjami z życia zespołu Just5. Rozpakowując te 8 pudeł książek podczytywałam, a że kiedyś miałam zwyczaj czytania z ołówkiem w ręku (szkoda, że tego zaniechałam), czytałam te swoje podkreślenia i komentarze na marginesach przypominając sobie jaka byłam te 15-12 lat temu - większość z nich pochodziło z okresu szkoły średniej. Na przykład w książce Słowacki (Kowalczykowa Alina) podkreśliłam taki fragment: "Przyroda ma w nich (ostatnich dramatach Słowackiego) narzucone funkcje pośrednika między światem ziemskim a nadzmysłowym, coś może odsłaniać, przekazywać znaki bożej łaski lub gniewu, a i człowiek może przez nią szukać drogi do Tajemnicy." Przypisek na marginesie "Dzisiejszy zachód słońca 06/02/2000" Jak bardzo przeżywałam wtedy wszystko - to, co czytałam, to czego doświadczałam... Czy naprawdę ów zachód słońca w lutym 2000 roku odebrałam jako znak bożej łaski? Gdzie wtedy byłam? Co się działo w moim życiu? Co było dla mnie ważne, skoro uznałam za godne zanotowania (w biografii Słowackiego!) piękno zachodu słońca? Rozpakowywanie tych 8 pudeł książek zajęło mi naprawdę dużo czasu!
Przypadek drugi. Zapomniana książka i skończyło się powtórką Ono.
Przypadek trzeci. Kolega polecił mi Imię wiatru (Rothfuss Patrick) nie wspominając, że seria jest niedokończona!!! Wrrrr!!!! Nie starczy, że czekam na kolejne części Pieśni Lodu i Ognia??? Jeszcze na to muszę czekać?!!! I czytać na stronie autora, żeby go nie poganiać, bo on też musi mieć normalne życie, pojechać na urlop, spotkać się z przyjaciółmi, zjeść romantyczną kolację z żoną i jak napisze, to wyda. A gdzieś mam jego normalne życie, urlop, przyjaciół i żonę - niech siada i pisze!!!
Przypadek czwarty. Kumpel kumpla z racji posiadania wysokiej drabiny pomagał nam tapetować przedpokój, zobaczył na półce wiedźmina i zapytał "A Grzędowicza czytałaś?" Ożeż w mordę jeża! Dwa tygodnie wyjęte z życiorysu, a na domiar złego syndrom "po". Nic mi się nie podobało! Perkele Saatani vittu!!! Ja chcę z powrotem na Midgaard!!!!
Więc wróciłam do planu przeczytania Trędowatej - istotnie książka jest kultowa, podobnie do narratorki Przyślę panu list i klucz zaśmiewałam się do łez z kiczowatości zarówno fabuły jak i stylu, tylko dlaczego po skończeniu zrobiłam mojemu Bogu ducha winnemu mężowi karczemną awanturę o nic? W podtekście dlaczego nie kocha mnie jak Waldy kochał Stefcię? Oczywiście w życiu mu się do tego nie przyznam ;) I jak tu się dziwić sukcesowi tej kiczowatej powieści dla pokojówek? Choć z drugiej strony jeśli porównać ją do współczesnego bestselleru dla gospodyń domowych (z braku pokojówek) - 50 twarzy Greya, to trzeba przyznać, że Mniszkówna przynajmniej pisze pięknym językiem - nawet jeśli jest zbyt wzniosły.
Później zaśmiewałam się przy "na ustach grzechu", natomiast "Dzieje Grzechu utwierdziły mnie w wyniesionym jeszcze z liceum przekonaniu, że Żeromskiego nie trawię - nadal.
Ostatnia powtórka miała miejsce 3 tygodnie temu. Po powrocie z Tatr mój mąż poprosił o przesłanie na kundelka Księgi Tatr (tego nigdzie nie można kupić!), musiałam sprawdzić czy się dobrze skonwertowała... i tym sposobem przeczytałam ją jeszcze raz - od początku do końca.
Miałam trochę wyrzutów sumienia, że wracam po raz kolejny do przeczytanych już książek, skoro tyle nowych czeka na przeczytanie, ale z drugiej strony idąc tokiem myślenia z wspomnianej już narratorki Przyślę panu list i klucz - jak nie wracać do starych przyjaciół?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2447
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: runaway08 15.09.2014 02:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakoś tak wyszło, że miał... | Annvina
Uśmiechnąłem się trochę czytając fragment o Harrym Potterze. Tak się złożyło, że w roku 2001 byłem dumnym uczniem szkoły podstawowej, który wolał czytać "Ojca Chrzestnego" niż jakieś bzdury o magii i latających miotłach, wiec bum na małego czarodzieja mnie ominął. Niedawno jednak postanowiłem nadrobić zaległości i od tej pory stałem się wielkim fanem Harry'ego. Co więcej, większość moich dorosłych znajomych początkowo śmiała się z mojego pomysłu, ale już po krótkim czasie wielu z nich sięgnęła ponownie po lekturę sprzed lat. Magia chyba rzeczywiście istnieje.
Dzięki za polecenie Zapiski młodego lekarza (Bułhakow Michaił (Bułhakow Michał)), na pewno po nią sięgnę i obejrzę film.
Przy okazji pytanie: często piszesz po książkach? Niejednokrotnie mam ochotę zrobić to samo ale łapią mnie wyrzuty sumienia i w takich momentach zapisuje sobie gdzieś stronę/zostawiam zakładkę/zapominam ciekawego fragmentu. I podobnie jak Ty mam wyrzuty sumienia przy powracaniu do dawnych książek, zawsze jednak warto bo spojrzenie na nie z perspektywy kilku lat jest ciekawym przeżyciem.
Pozdrawiam.
Użytkownik: Annvina 15.09.2014 19:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Uśmiechnąłem się trochę c... | runaway08
Ha, jakieś bzdury o miotłach i magii! Ale jakie to urocze bzdury! Moi dorośli znajomi jakoś nie podzielają mojej fascynacji, ale cóż, to oni tracą ;)
Kiedyś pisałam po książkach namiętnie i dużo, oczywiście tylko po swoich i tylko ołówkiem, ale gdyby ktoś chciał to powymazywać to by się namęczył :) W ogóle kiedyś wszystko wydawało mi się strasznie ważne, godne zapisania, podkreślenia, wpisania do notesu, do pamiętnika, wykaligrafowania i powieszenia na ścianie nad biurkiem lub łóżkiem. Teraz już nie piszę po książkach, czasem zaznaczam fragmenty tymi małymi kolorowymi alzheimerkami (Jak się te małe przylepne karteczki nazywają po polsku? Tutaj mówimy index tab). A od kiedy czytam na kundelku, to już w ogóle nie piszę i nie zaznaczam. Ale masz rację, że powrót do książek czytanych kiedyś jest ciekawym przeżyciem. Dlatego już nie mam wyrzutów sumienia, że wracam do ulubionych książek - przecież czytanie powinno być przede wszystkim przyjemnością.
Użytkownik: margines 15.09.2014 10:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakoś tak wyszło, że miał... | Annvina
No, właśnie!
Cześć po latach!
Użytkownik: Annvina 15.09.2014 19:31 napisał(a):
Odpowiedź na: No, właśnie! Cześć po la... | margines
No, no, nie po takich latach znowu, toż widzieliśmy się rok temu, rok i tydzień :)
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 16.09.2014 22:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakoś tak wyszło, że miał... | Annvina
Miło że wracasz, oby na dobre ;)

A piszesz o "Sezonie burz": "Więc postanowiłam sprawdzić czego mi brakuje i wrócić do sagi." - no i brak mi tego Twego sprawdzenia w tekście powyżej. Napiszesz coś o tym?
Użytkownik: Annvina 18.09.2014 20:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Miło że wracasz, oby na d... | LouriOpiekun BiblioNETki
Sęk w tym, że nie wiem co to dokładnie jest, czego mi brakuje. Niby z pozoru wszystko jest na miejscu - i Geralt, i potwory, i romans z czarodziejką, i Jaskier, i intrygi, i zawoalowane odniesienia do współczesnego nam świata, a jednak czegoś brakuje.
Zastanawiałam się czy to dlatego, że w sadze wszystko jest jakąś całością, zmierza do celu, do rozwiązania, nawet jeśli sam Geralt nie zawsze zmierza we właściwym kierunku, ale to nie to. W opowiadaniach nie ma jednego wyraźnego celu, każde opowiadanie to odrębna całość, którą właściwie można czytać osobno (może jedynie poza sekwencją Kwestia Ceny-Miecz przeznaczenia-Coś więcej). Więc to nie to.
Może w opowiadaniach i sadze byli lepiej skonstruowani bohaterowie drugo-, a nawet trzecio-planowi. Nie sposób zapomnieć poczucia humory Nivellenena z Ziarna Prawdy, mojej ulubionej poetki Essi Daven z Trochę poświęcenia, mojego (także) ulubionego Regiska i jeszcze wielu wielu innych, mogłabym wymieniać długo.
Saga obfituje też w wiele naprawdę dobrych scen, choć może nie wnoszących bardzo wiele to fabuły, ale jakże zapadających w pamięć - rozmowa Ciri i Yarpena na wozie na temat związku chędożenia z rozwojem społeczeństwa, rady królowej Zuleyki czytane z księgi Proroka (weź kota psotnego etc), cała długa dość scena w szpitalu polowym z lekarzem-niziołkiem, zakonnicą-ochotniczką, młodą studentką medycyny i czarodziejką, a także jakże współczesne wytłumaczenie dlaczego Nilfgaard choć przegrał wojnę na polu bitwy, to przecież wygrał ekonomicznie, bo to zwycięzcy będą zmuszeni kupować od zwyciężonych wszelkie dobra i to zwyciężeni będą zwycięzcom dyktować ceny, bo jak powiedział (bodajże) któryś z Nilgaardzkich dyplomatów, królowie i cesarze przemijają, a korporacje trwają. To są sceny, osoby, zdania nawet, które zapadają w pamięć. Z Sezonu Burz nie pamiętam nic - żadna scena nie rzuciła mnie na kolana, nie miałam ochoty podkreślić ani wypisać żadnego zdania, nie zapałałam sympatią do żadnej postaci (poza znanymi mi skądinąd Geraltem i Jaskrem).
Nie potrafię tego opisać ani przeanalizować tak szczegółowo jak Ty w swojej świetnej recenzji. Tak jak napisałam wcześniej - czytać Sezon burz to jakby pić kawę bez kofeiny albo piwo bezalkoholowe - to najlepsze porównanie na jakie mnie stać.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 18.09.2014 20:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Sęk w tym, że nie wiem co... | Annvina
Dziękuję za odpowiedź i za posłodzenie mi ;)
Uważam, że Twoje porównania są trafione idealnie, dla mnie to nawet chwilami wódka bezalkoholowa!
Użytkownik: Natii 17.09.2014 07:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakoś tak wyszło, że miał... | Annvina
Ale świetna czytatka. :-) I chyba mnie natchnęłaś, żeby powtórzyć sobie Wiedźmina. ;-)
Użytkownik: Annvina 18.09.2014 20:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale świetna czytatka. :-)... | Natii
Hihi, ja też chyba powtórzę sobie po raz kolejny Wiedźmina, ale tym razem z ołówkiem w ręku, marzy mi się przedługaśna czytatka z najlepszymi cytatami:)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: