Dodany: 19.06.2009 22:42|Autor: cesio

Zabijanie sekund odliczanych z życia


W warstwie fabularnej „Wieku żelaza” dzieje się bardzo niewiele. Stara kobieta – profesor Curran, emerytowany wykładowca literatury klasycznej – dowiaduje się, że jest chora na raka. Nie mając żadnych szans na wyleczenie, postanawia napisać list do córki, która kilkanaście lat wcześniej wyemigrowała z RPA do Ameryki Północnej. W liście-pamiętniku, w szczerym do bólu opisie ostatnich tygodni życia, żegna się z córką i ze światem.

Pożegnanie to przepełnione jest żalem i goryczą. Starość opisana przez profesor Curran jest czymś naturalnym, ale jednocześnie strasznym i bolesnym. Być starym to znaczy borykać się z wypadającą szczęką, jeść biszkopty dla bezzębnych ludzi i roztaczać wokół siebie kwaśny i duszny zapach pomarszczonego ciała. Być starym to znaczy nie liczyć się w społeczeństwie, być zepchniętym na margines, skazanym na śmieszność i ignorancję. Może właśnie dlatego kobieta postanawia spędzić ostatnie chwile życia z przypadkowym kloszardem, który wybrał sobie jej podwórko jako tymczasowe schronienie w swoim tułaczym życiu. Vercueil, bo tak ma na imię, to postać niemalże antypatyczna. Bezrefleksyjny „przygłup mimo wysokiego czoła”[1], śmierdzący alkoholik, leń i brudas. Dlaczego więc właśnie on? Czy dlatego, że córka znajduje się 10 tysięcy mil od swojej matki? Dlatego, że nie ma nikogo, komu los starszej pani nie byłby obojętny - a skoro tak, to w lęku przed samotnością "trzeba kochać to, co jest nam najbliższe [...] co znajduje się pod ręką"[2]? A może Vercueil i profesor Curran mają ze sobą więcej wspólnego niż to się wydaje na pierwszy rzut oka? Czy można otrzymać od przypadkowej osoby to, czego nie otrzymaliśmy od najbliższych?

Vercueil pojawia się znikąd –pijany anioł stróż albo posłaniec śmierci. Podobny motyw Coetzee wykorzysta kilkanaście lat później w „Elizabeth Costello” i „Powolnym człowieku”. Kloszard to postać niejednoznaczna, na pierwszy rzut oka absolutnie przeciętna, ale jednak w jakiś sposób intrygująca i wywołująca w czytelniku dysonans. Między starszą panią i Vercueilem tworzy się dziwny związek. Są jak przyjaciele, ale bez przyjaźni. Jak matka i syn, ale bez miłości. Jak kochankowie, ale bez seksu i erotyki.

W powieści bardzo wyraźnie widoczne są motywy egzystencjalne. Wraz z postępem choroby ciało starej kobiety staje się obce, niezrozumiałe i odrażające nawet dla niej samej. Rak ukazany został jako metafora życia, które jest jedynie „kurzem w zębach, pogrążaniem się w wodzie, aż do dna”[3]. Identyczny los – samotność, brak zrozumienia i niedołężność – czeka każdego z ludzi. Niezależnie od rasy i miejsca zamieszkania. Z biegiem lat ludzkie ciało pokrywa się bliznami, są one jedynie „miejscami, przez które dusza próbowała uciekać”[4]. W „Wieku żelaza” człowiek jest tylko zwierzęciem. Jego śmierć nie różni się od śmierci wiszącego na haku kurczaka, krowy w rzeźni czy psa leżącego w przydrożnym rowie z przetrąconym grzbietem. Z drugiej jednak strony, choć pokusa, by skrócić sobie męki jest silna i choć bohaterka rozważa nawet samobójstwo, to jednak rezygnuje z niego. Co więcej, choć cierpienie zmusza ją do zażywania środków przeciwbólowych, to jednak boi się ich działania ubocznego. Boi się, że prześpi moment śmierci, chwilę symbolicznego przekroczenia Styksu. Motyw uśpienia starych, niepotrzebnych stworzeń pojawia się w powieści wielokrotnie (i powróci chociażby w ostatniej scenie „Hańby”). Wizja świata przedstawionego przez Coetzeego jest wizją pozbawioną Boga. Jest on zresztą zbędny; nie przynosi ukojenia gdyż jest tylko bezładnie biegającym to tu, to tam „innym psem w innym labiryncie"[5]. Nastrój powieści przypomina nieco „Czekając na barbarzyńców” – mamy więc charakterystyczny klimat nieuchronności, oczekiwania na wyrok, który już dawno zapadł i teraz musi tylko zostać wykonany.

Sytuacja ludzi, którzy z definicji skazani są na samotność, wydaje się beznadziejna. Ukojenia nie przynosi nawet miłość. Autor prowokuje wręcz czytelnika pytaniem o to, czy miłość w ogóle istnieje. A jeśli istnieje, to czy nie jest jedynie narzędziem w ręku ewolucji, która – poprzez cykliczność wpisaną w naszą biologię i ślepe zapatrzenie matki w niemowlę pachnące mlekiem – zapewnia trwałość gatunku. W tej wizji matka staje się jedynie skorupą przeznaczoną do narodzenia córki, a ta z kolei jest tylko "ciałem, któremu udało się uciec"[6]. Więź matka-córka, która z pozoru jest niezniszczalna, z czasem ulega całkowitemu rozkładowi, stając się jedynie mglistym wspomnieniem i pozostawiając po sobie cichy, nigdy niewypowiedziany żal. Żal samotnej, opuszczonej matki.

„Wiek żelaza” nie jest jednak tylko psychologicznym obrazem umierania starej, opuszczonej i rozgoryczonej światem kobiety. Co więcej, umieranie samotnej kobiety nie jest nawet głównym tematem powieści. Nie pozwalają nam w to uwierzyć nieśmiałe sygnały, które w mistrzowski, wyważony sposób autor przemyca za pomocą pojedynczych, pozornie niedbale rzuconych zdań, a czasami nawet tylko pojedynczych słów. Przypadkowo dowiadujemy się więc, że wystarczy „rozłożyć gazetę [...] żeby poczuć jak nas zmuszają do pozycji klęczącej i sikają na nas"[7], czytamy o kraju "co wypija morze krwi"[8], zgadzamy się z bohaterką, że "czas położyć mu kres"[9]. W drugiej połowie powieści, kiedy to w brutalny sposób przedstawione zostają krwawe porachunki etniczne, widać już wyraźnie, że istotnym elementem problematyki „Wieku żelaza” jest apartheid, konflikt białych i czarnych. Jednak podobnie jak postać profesor Curran, która jest jedynie pretekstem do ukazania bardziej ogólnych prawd o życiu człowieka, sytuacja polityczna w RPA jest jedynie okazją do dyskusji o uniwersalnych prawdach o wojnie, pokoju, konfliktach międzyludzkich, wykorzystywaniu jednych ludzi przez innych.

Bohaterka w ostatnich dniach swojego życia staje się świadkiem rozkładu nie tylko własnego ciała i umysłu, które stają się coraz bardziej niesprawne i kalekie (między innymi poprzez otumaniające właściwości coraz silniejszych środków przeciwbólowych), ale także współczesnego państwa, a nawet cywilizacji i kultury. Pewnym, nie do końca skutecznym, antidotum staje się świat i kultura antyczna. Nawiązania antyczne występują w powieści dość licznie - chociażby w porównaniach Florence do Afrodyty, Vercueila do nieudanego Odyseusza czy przesiąkniętego krwią RPA do Hadesu.

W „Wieku żelaza” bardzo ważnym tematem jest cykliczność, co podkreśla kompozycja klamrowa powieści. Cyklem jest przekazywanie życia z matki na córkę. Cyklem jest wojna i następujący po niej pokój. Nawet próba zainteresowania Vercueila literaturą klasyczną jest także próbą domknięcia cyklu, bo "umieranie bez pozostawienia następcy jest czymś nienaturalnym"[11]. Do cykliczności nawiązuje nawet tytuł powieści. Bohaterka podejrzewa bowiem, że czas uległ odwróceniu. Ludzie, zamiast się rozwijać, ulegają inwolucji, zmierzając w kierunku mordujących się nawzajem istot człekokształtnych, których "oczy coraz bardziej [...] zarastają grubymi łuskami, w miarę jak […] zmierzają na powrót do głębin"[12]. Po wieku żelaza nie nastąpi więc wiek krzemu, ale z powrotem wiek brązu, a potem kamienia. Tytuł można też interpretować inaczej. Wiek żelaza może oznaczać starość albo okres historyczny, który ogarnął RPA – czas żelaznych noży służących do zabijania. Tytuł może też odnosić się do „dzieci z żelaza” – pokolenia mieszkańców RPA pozbawionych autorytetów, patrzących ze śmiechem na śmierć. Wszak w RPA, podobnie jak w Sparcie, „matka o żelaznym sercu rodzi wojownika”[13]. Żelazna jest także zasada wyznawana przez profesor Curran, według której starzy ludzie nie powinni domagać się miłości.

W „Wieku żelaza” nic nie jest pozostawione przypadkowi. Liczba rozdziałów, ich proporcje, dynamika akcji w każdym z nich – wszystko to służy określonemu celowi. Użyte słowa, aluzje literackie. Żaden bohater nie zostaje nazwany „czarnym” lub „białym”, a jednak bez wahania potrafimy wskazać kolor skóry każdego z nich. Przez całą powieść ani razu nie pada choćby słowo na temat męża głównej bohaterki. Wiemy tylko, że żyje ona samotnie. Powieść powala bogactwem tematyki: starość, samotność, umieranie, apartheid, konflikty, miłość, rozkład rodziny, brak porozumienia między ludźmi, emigracja, dojrzewanie, religia, Bóg, stosunek ludzi do zwierząt. A najważniejsze, że po lekturze powieści każdy czytelnik ułoży własną listę tych tematów, które są najbliższe własnie jemu.



---
[1] John Maxwell Coetzee, „Wiek żelaza“, przeł. Anna Mysłowska, wyd. Znak, Kraków 2007, str. 152.
[2] Tamże, str. 209.
[3] Tamże, str. 209.
[4] Tamże, str. 211.
[5] Tamże, str. 149.
[6] Tamże, str. 79.
[7] Tamże, str. 9.
[8] Tamże, str. 64.
[9] Tamże, str. 69.
[10] Tamże, str. 29.
[11] Tamże, str. 112.
[12] Tamże, str. 138.
[13] Tamże, str. 121.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1149
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: