Dodany: 11.09.2014 22:17|Autor: misiak297

Tak blisko Charlotte Brontë


Kolejne pokolenia miłośników literatury z całego świata zachwycały się powieściami sióstr Brontë. Do niedawna polski czytelnik mógł poznać tylko namiętności targające bohaterami „Wichrowych Wzgórz” Emily Brontë lub perypetie Jane Eyre z najsłynniejszej powieści Charlotte Brontë. Ewentualnie jeszcze sięgnąć po „Villette” – ostatnią książkę Charlotte – ale do niedawna był to raczej unikat. Sytuacja zmieniła się dopiero w ostatnich latach; ukazały się dotychczas niewydawane w Polsce książki Anne Brontë („Lokatorka Wildfell Hall”, „Agnes Grey”) i pozostałe powieści Charlotte („Shirley”, „Profesor”). Niedawno w naszych księgarniach ukazała się inna niezwykle cenna pozycja związana z rodziną z Haworth – chodzi oczywiście o „Życie Charlotte Brontë” autorstwa Elizabeth Gaskell. Jest to pierwsza biografia autorki „Dziwnych losów Jane Eyre”, napisana niedługo po jej śmierci. Ta książka stanowi swoiste uzupełnienie literackiego dorobku rodzeństwa z wrzosowisk, to do niej odwołują się wszyscy biografowie tej rodziny (również Anna Przedpełska-Trzeciakowska w rewelacyjnej „Na plebanii w Haworth”). Dobrze, że polski czytelnik – po blisko stu sześćdziesięciu latach! - wreszcie może się z nią zapoznać w całości. Dodam tylko, że omawiane wydanie zostało wzbogacone obszernym i rzetelnym wstępem pióra Eryka Ostrowskiego. Autor „Charlotte Brontë i jej sióstr śpiących” ukazuje kulisy powstania pierwszej biografii słynnej pisarki, przybliża charakter publikacji, wytyka pewne przekłamania, przedstawia trudności, z jakimi musiała się zmierzyć nie tylko Elizabeth Gaskell (zresztą nie zawsze grająca „czysto” przy pisaniu tej książki), ale również np. Arthur Bell Nicholls czy stary pastor Brontë.

Charlotte Brontë była fascynującą kobietą i jedną z niekwestionowanych legend literatury światowej (osiągnęła spektakularny sukces – świadczy o tym choćby niesłabnąca popularność „Dziwnych losów Jane Eyre”. Wierzę, że pozostałe jej powieści również będą się cieszyć takim zainteresowaniem ze strony polskich czytelników). Na jej życie składa się ogrom cierpienia, szereg niepowetowanych strat (została wcześnie osierocona przez matkę, przeżyła również całe swoje rodzeństwo) i zawiedzionych nadziei, nieszczęśliwa miłość (kochała swojego żonatego mentora - Constantina Hégera. To uczucie przekuła w literacki pomnik w „Profesorze” oraz „Villette”). A jednak ból przeplatał się z momentami radości – wydaje się, że autorka „Shirley” potrafiła czerpać ją z życia. Pisany był jej spektakularny sukces literacki (można śmiało stwierdzić, że należała do celebrytek swoich czasów), znajomość z najznamienitszymi ludźmi pióra w Anglii XIX wieku, kształcące zagraniczne podróże, a wreszcie – wielka miłość, która przyszła u kresu życia. Warto dodać, że wspomniana książka Eryka Ostrowskiego – „Charlotte Brontë i jej siostry śpiące” – rzuca nowe światło na tę postać. Czyżby to ona sama wykreowała legendę zdolnego rodzeństwa z Haworth? Czy to jej ręką (czasem przy współudziale brata) były pisane powieści, które dziś czytamy jako dorobek Emily i Anne Brontë? Czy poczucie odpowiedzialności za młodsze siostry (i ich ewentualne zabezpieczenie majątkowe) kazało jej wyprzeć się autorstwa własnych powieści? Czy miłość rodzinna przeważyła nad potrzebą sławy i uznania? Wiele na to wskazuje.

Oczywiście śladów tej niezwykłej teorii nie znajdziemy w „Życiu Charlotte Brontë” pióra Elizabeth Gaskell. Ktoś, kto chciałby zacząć poznawanie autorki „Dziwnych losów Jane Eyre” od tej pozycji, nie natrafiłby również na najmniejszą nawet wzmiankę o płomiennym, wyniszczającym uczuciu córki pastora z Haworth do pana Hégera (nie zobaczymy więc poruszających listów, w których Charlotte błaga swojego ukochanego o choćby słowo – niczym o okruch rzucony żebrakowi). Mało też wiadomo o depresji, z którą zmagała się angielska pisarka (ten stan przejmująco opisała w swojej ostatniej powieści). Bardzo tendencyjnie potraktowany został Branwell Brontë (człowiek niesłusznie napiętnowany jako utracjusz i syn marnotrawny). Trzeba zdawać sobie sprawę, że choć ta biografia składa się głównie z listów Charlotte Brontë oraz osób, z którymi korespondowała, a także wspomnień najbliższych jej ludzi (m.in. ojca, męża, wiernych przyjaciółek: Ellen Nussey i Mary Taylor czy wreszcie samej Elizabeth Gaskell), obraz, który przekazuje, jest niepełny. Obecnie wydaje się tę książkę opatrzoną szeregiem przypisów. Nie sposób dzisiaj sięgać po nią bez pewnej wiedzy na temat rodziny Brontë. Tworząc portret przyjaciółki, E.C. Gaskell niejednokrotnie musiała hamować pióro, gdyż ludzie, których opisywała często jeszcze żyli (i tak pierwsza praca poświęcona Charlotte Brontë wywołała niemały skandal). Myślę, że pora oddać głos samej biografce, bo jej nieco dwuznaczne słowa dobrze oddają naturę tej publikacji:

„Kiedy miałam zaszczyt przyjąć propozycję napisania niniejszej biografii, pomyślałam, że szczególnie dużą trudność sprawi mi ukazanie tego, jak prawdziwie szlachetną, rzetelną i czułą kobietą była Charlotte Brontë, bez wplatania w jej życiorys zbyt dużej ilości faktów z życia jej najbliższych i najdroższych przyjaciół. Po długich rozmyślaniach na ten temat postanowiłam, iż jeżeli w ogóle mam pisać, to będę pisać rzetelnie; że nie będę niczego zatajać, jakkolwiek o niektórych rzeczach ze względu na ich naturę, nie można mówić równie otwarcie jak o innych”[1].

W imię tej zasady Elizabeth Gaskell niektóre fakty pomija, listy cenzuruje, a personalia ludzi, o których pisze, często zastępuje inicjałem lub znakiem X. Poza tym niekiedy brak jej obiektywizmu, pewne fakty postrzega tak, jak chce je postrzegać. Można „Życiu Charlotte Brontë” zarzucić też pewną chaotyczność, brak płynności w przejściach między poszczególnymi zdarzeniami. A jednak niewątpliwie warto sięgnąć po najsłynniejszą z książek E.C. Gaskell. Należy pamiętać, że to autorka „Ruth” była pierwszą biografką i właśnie ona przekazała najwięcej informacji o rodzinie Brontë. Dzięki lekturze „Życia Charlotte Brontë” po raz kolejny możemy przeżywać sceny, które znamy choćby z „Na plebanii w Haworth”. I znów mała gromadka dzieci pastora z zapałem dyskutuje na tematy polityczne i redaguje minigazety. Ożywa Maria Brontë (prototyp Helen Burns z „Dziwnych losów Jane Eyre”), która ze stoickim spokojem znosi liczne szykany. Do Haworth raz jeszcze przybywa apodyktyczna ciotka Elizabeth Branwell, aby wychować potomstwo zmarłej siostry. Nadal słychać kroki Charlotte, Emily i Anne krążących wokół stołu. Nadchodzi czas brukselski, a z nim wielka miłość. Zrozpaczony Branwell (który zostanie upamiętniony w postaciach Heatcliffa z „Wichrowych Wzgórz” oraz Arthura Huntingtona z „Lokatorki Wildfell Hall”) urządza kolejne pijackie awantury. Charlotte biegnie na poszukiwanie wrzosu, żywiąc daremną nadzieję, że ten kwiat uratuje życie ukochanej Emily. Anne umiera w Scarborough, do ostatnich chwil dodając odwagi pozostałej przy życiu siostrze, a na jej nagrobku znajdzie się mnóstwo błędów. Wreszcie na plebanii raz jeszcze gości szczęście – na tak boleśnie krótko. Charlotte znów pyta męża: „Nie umrę, prawda? On nas nie rozdzieli, byliśmy tacy szczęśliwi”[2], zanim odejdzie na zawsze. Te obrazy, które poruszały czytelników przed prawie stu sześćdziesięciu laty, poruszą i dzisiejszego odbiorcę.

A żeby trochę zejść z tych wysokich tonów dodam, że w „Życiu Charlotte Brontë” można znaleźć mnóstwo ciekawostek. Sporo tu wrażeń z czytanych książek – będą to niewątpliwie cenne tropy dla miłośników Charlotte. Czy wiedzieliście na przykład, co autorka „Dziwnych losów Jane Eyre” sądziła o twórczości innej tytanki angielskiej literatury – Jane Austen? Odpowiedź przynosi jeden z listów do krytyka literackiego G.H. Lewesa (zwracam uwagę, że Charlotte Brontë pisze jako Currier Bell, a więc w rodzaju męskim):

„Dlaczego tak bardzo lubi Pan pannę Austen? Bardzo sobie łamię nad tym punktem głowę (…) Nie znałem »Dumy i uprzedzenia«, dopóki nie zobaczyłem Pańskiej wzmianki o tej powieści, a wówczas sięgnąłem po nią. I cóż znalazłem? Precyzyjny, dagerotypowy portret pospolitej twarzy; starannie ogrodzony, dogłębnie wypielęgnowany ogród ze schludnymi rabatami i delikatnymi kwiatami; lecz żadnego wejrzenia w jasne, wyraziste oblicze, żadnej otwartej przestrzeni, żadnego świeżego powietrza, błękitnego wzgórza, pięknego potoku. Nie chciałabym żyć pośród jej dam i dżentelmenów, w ich eleganckich, lecz dusznych domach”[3].

Miała też zastrzeżenia m.in. do Balzaca (czytała „Stracone złudzenia” i „Modestę Mignon”):

„Z początku myślałam, że będzie boleśnie drobiazgowy i straszliwie nużący; człowiek niecierpliwił się jego długaśną paradą szczegółów, powolnym ujawnianiem nieistotnych wypadków, gdy gromadził na scenie swoich bohaterów; niebawem jednak chyba przeniknęłam tajemnicę jego rzemiosła i z zachwytem odkryłam, w czym tkwi jego siła; czyż nie w analizie przyczyny oraz w subtelnym postrzeganiu najbardziej niejasnych i zagadkowych działań umysłu? Niemniej jakkolwiek byśmy nie podziwiali Balzaca, to myślę, że go nie lubimy; odczuwamy raczej względem niego to, co się czuje względem niesympatycznego znajomego, który zawsze wystawia na światło dzienne nasze przywary, a rzadko ukazuje nasze lepsze cechy”[4].

Równie ciekawe jest jej (córki pastora!) pierwsze spotkanie z ateizmem (także w kontekście dzisiejszych czasów, kiedy ateizm już raczej nie szokuje). Oto jak komentuje idee zawarte w książce Harriet Martineau (w poniższym cytacie zachowałem oryginalną pisownię):

„Oceniając taki wykład i taką [tzn. ateistyczną] deklarację, człowiek chciałby całkowicie odsunąć od siebie swoiste instynktowne przerażenie, jakie w nim wzbudzają i rozważyć je w duchu bezstronności i opanowania. Stwierdzam, że trudno mi tego dokonać. Najdziwniejszą rzeczą jest to, że wzywa się nas, byśmy się radowali tą beznadziejną pustką – byśmy postrzegali to gorzkie opuszczenie jako wielką korzyść – byśmy przyjęli to niewysłowione osamotnienie jako stan przyjemnej wolności. kto MÓGŁBY tak postąpić, gdyby chciał? Kto CHCIAŁBY tak postąpić, gdyby mógł? Osobiście szczerze pragnę odnaleźć i poznać Prawdę; lecz jeżeli to jest ta Prawda, to równie dobrze może się ona osłonić tajemnicami lub zakryć welonem. Jeżeli to jest Prawda, wówczas mężczyzna czy kobieta, ujrzawszy ją, może jedynie przekląć dzień, w którym się urodził bądź urodziła”[5].

Niewątpliwie warto sięgnąć po „Życie Charlotte Brontë”, nawet jeżeli w ostatecznym rozrachunku wyżej oceni się tak świetne biografie, jak „Na plebanii w Haworth” czy „Charlotte Brontë i jej siostry śpiące”, które porządkują informacje dotyczące słynnej rodziny bez konieczności zatajania faktów. Trzeba pamiętać, że (przy całym szacunku dla tych autorów oraz ich ogromnej i ważnej pracy) ani Anna Przedpełska-Trzeciakowska, ani Eryk Ostrowski nie byli tak blisko Charlotte Brontë, jak znająca ją osobiście Elizabeth Gaskell.


---
[1] Elizabeth Gaskell „Życie Charlotte Brontë”, przeł. Katarzyna Melecha, Wydawnictwo MG 2014, s. 568.
[2] Tamże, s. 609.
[3] Tamże, s. 381
[4] Tamże, s. 493.
[5] Tamże, s. 509.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2528
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: helen__ 13.09.2014 14:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Kolejne pokolenia miłośni... | misiak297
Właśnie kilka dni temu zakupiłam i nie mogę się doczekać, a tym bardziej po Twojej recenzji.:)
Użytkownik: misiak297 14.09.2014 21:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie kilka dni temu za... | helen__
Czekam zatem na Twoje wrażenia:)
Użytkownik: helen__ 25.09.2014 16:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Czekam zatem na Twoje wra... | misiak297
Wrażenia...Ponieważ była to to pierwsza biografia, ponieważ czasy się rządziły swoimi prawami (zamiatanie pod dywan w i w konsekwencji czytamy ugrzecznioną wersję), ponieważ napisała to Gaskell, zatem czyta się nieomal jak powieść oraz dlatego, że książka zawiera szeroki wybór listów Charlotte - oceniłam na 5. A jednak...niedosyt pozostał, zwłaszcza po tak bogatej biografii Ostrowskiego.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: