Dodany: 18.06.2009 00:32|Autor: Marylek

Czytatnik: N

2 osoby polecają ten tekst.

"Wszystko jest zawsze". Majgull Axelsson "Dom Augusty"


To prawda, że wszystko jest zawsze. Nic nie odchodzi w przeszłość, nie umiera, nie zanika. Zostaje jedynie pogrzebane pod masą wspomnień. Ale kiedyś wróci i znów będzie. Będzie ranić, boleć. To nieprawda, że czas leczy rany; on je tylko zasusza. Ból pulsuje pod spodem, gotów w każdej chwili powrócić, zaatakować, znów niszczyć. Bo ból nie uszlachetnia. Niszczy.

Błędy. Błędy przodków powielane przez potomków. Pokolenie po pokoleniu, te same błędy. Bez możliwości naprawienia czegokolwiek. Prowadzące nieuchronnie do katastrofy.

Brak miłości. Brak porozumienia. Przekazywany z pokolenia na pokolenie, nie do wyleczenia. Zimny wychów. Obarczanie potomków własnymi winami, prawdziwymi lub urojonymi. "Nie sposób żyć bez radości"? Ależ można! I można unieszczęśliwiać innych, jakże skutecznie.

Jacy wszyscy jesteśmy zagubieni w sobie. Jak nie potrafimy sami sobie wybaczyć, sami siebie zaakceptować. Jak nie szanujemy siebie samych, bo nikt nas tego nie nauczył w dzieciństwie. Jak uciekając od zrozumienia swoich własnych emocji, odrzucamy najbliższych nam ludzi. Niszczymy wszystko. Liczymy się ze zdaniem obcych, nierzadko wbrew własnym odczuciom, a ci, którzy powinni być ważni, najbliżsi, najukochańsi, osądzani są najsurowiej. Najłatwiej zranić osobę najbliższą. Najłatwiej zostać zranionym przez kogoś najbliższego. Jak się kogoś zna dobrze, wiadomo, gdzie uderzyć, żeby solidnie zabolało.

O tym jest ta książka. O ludziach zamkniętych w kokonach własnych lęków i przenoszących te lęki na swoje dzieci. O błędnym kole w jakim krążą całe rodziny, całe pokolenia, nie potrafiąc się wyrwać, nie widząc drogi ucieczki. O odrzuceniu i samotności, prowadzącej do zanegowania życia. Bo po co żyć, jeśli nie jest się nikomu potrzebnym? Jeśli nie jest się potrzebnym samemu sobie. O tym, jak krucha jest równowaga naszych emocji, jak łatwo ją zburzyć. A co w zamian? Pustka. Szepty w pustym domu, pamiętającym pokolenia ludzi nieszczęśliwych, udających jednak, że wszystko jest w porządku. Bo tak trzeba. A w imię czego?

Na pytanie, czy jest czas na naprawę niegdysiejszych błędów, nie dostajemy odpowiedzi.

Dom Augusty (Axelsson Majgull)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5495
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 10
Użytkownik: oyumi 19.06.2009 05:28 napisał(a):
Odpowiedź na: To prawda, że wszystko je... | Marylek
Lubię "Dom Augusty", choć gdzieś tam w środku czuję, że to nie jest dobra książka. Że Axelsson nie ma stylu, że jest zbyt dosłowna, że opowiada banały. A jednak - nie mogłam się oderwać od jej historii, kupiłam ją biorąc w nawias wszystkie usterki i pozwoliłam, żeby mnie to bolało, piekło i zmusiło do zmian. Axellson stosuje chwyty, na które przeważnie jestem uczulona, i których szczerze w książkach nie cierpię, bo kojarzą mi się z tandetnymi szantażo-tragediami. Ale w tej opowieści było coś tak prawdziwego, ludzkiego, niewyrachowanego, że skapitulowałam. Chodzi mi po głowie taki kawałek z Różyckiego:

Ze wszystkich filozofów najbardziej lubiłem,
tego, który powiedział, że fale powstają
przez wahanie się bogów, czy świat, który znamy,
jest dobry czy też zły jest i nadeszła chwila,

by zalało go morze. I codziennie miłość
wybawia nas od zguby(...)

Bo to jest dla mnie taka prosta historia o zalewaniu przez morze. Naszych światów, i tych cudzych. O tym, jakie to łatwe; najzwyklejsza, najcodzienniejsza rzecz pod słońcem. I jak niewiele było potrzebne, żeby te światy wybawić od potopu. Tak zwyczajnie, normalnie, banalnie.

Ja nie dałabym Axelsson Nobla, ale chętnie zrobiłabym z Domu Augusty lekturę obowiązkową dla wszystkich nowożeńców, rodziców, może w ogóle dla wszystkich. Może to nawet większy komplement.
Użytkownik: Monika.W 19.06.2009 07:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Lubię "Dom Augusty", choć... | oyumi
Ja mam podobnie ambiwalentny stosunek do Axelsson. "Ta, którą nie byłam" spodobała mi się, chociaż podeszłam do niej, jak do jeża, biorąc ja z biblio z komentarzem "na pewno mi się nie podoba". A jednak - jak oyumi - czytałam, czytałam. Złościłam się na zbyt banalne rysunki postaci, zbyt oczywiste następstwa, i w ogóle - jak dla mnie - wojujący feminizm wychodzący z każdej karty. Ale czytałam i dałam 5.
Niestety - już "Droga do..." rozczarowała. Może dlatego, że to pierwsza jej książka? Ale miałam wrażenie, że czytam drugi raz tę samą książkę, że wszystko, ale to wszystko się powtarza, tylko polityczną poprawność mi dorzucono w znacznie większym wymiarze. Nawet nie skończyłam dobrze tej książki, ostatnie 200 stron przekartkowałam właściwie.
I nie wiem, czy sięgnę po kolejną Axelsson, choćby po "Dom.."
Użytkownik: Marylek 19.06.2009 09:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja mam podobnie ambiwalen... | Monika.W
Ja czytałam najpierw "Daleko od Niflhaimu" i zachwyciłam się. A potem dostałam "Kwietniową czarownicę", książkę, o której tyle się dobrego naczytałam w Biblionetce, że spodziewałam się, że mnie powali na kolana, no i nie powaliła. Tam właśnie znalazłam tanie chwyty, które mnie lekko odrzuciły, mimo entuzjastycznego początkowo nastawienia. Z tym że, uściślijmy, dla mnie rozczarowanie Axelsson w tym przypadku oznaczało, że oceniam na 5, a nie na 6. ;)

"Dom Augusty" był trzecią jej książką, jaką przeczytałam - i znowu 6. Zupełnie mi nie przeszkadza banalność postaci, skoro one żyją i czują, i ja czuję wraz z nimi. To jest ta prawda, o której pisałam wyżej.

Tak, wszystko się powtarza, bo, jak mówi Alicja w "Domu Augusty", wszystko jest zawsze. Zmieniają się imiona i krajobrazy, a emocje pozostają.
Użytkownik: oyumi 20.06.2009 06:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja mam podobnie ambiwalen... | Monika.W
Ja coś przeczytam, bo może mi się spodobać po dłuższej przerwie, i chyba mnie obchodzi co ona ma do powiedzenia. A jeśli przyjdzie ci kiedyś ochota na "Dom", to możesz się do mnie zgłosić.
A skoro jesteśmy przy Szwecji - bardzo, bardzo się cieszę, że też cię uwiódł "Polski hydraulik":)
Użytkownik: Monika.W 20.06.2009 08:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja coś przeczytam, bo moż... | oyumi
"Uwiódł" to mało powiedziane - wstrząsnął, zmusił do myślenia, zachwycił, otworzył oczy, itd... Rewelacyjne reportaże, świetne tematy, bardzo dobrze napisane. W klasie reportaży - sam szczyt szczytów.
Użytkownik: Marylek 19.06.2009 09:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Lubię "Dom Augusty", choć... | oyumi
Dla mnie wartością tutaj jest prawda. Prawdziwość uczuć, jakimi pisana jest ta książka. Nie wiem, czy są one banalne, ale skoro życie pełne jest emocji, a literatura pełna jest ich opisów, to pozostaje wybrać taki styl tychże, który będzie nam odpowiadał. I tutaj, podobnie jak Ty, "kupuję" Axelsson, za tę prawdę właśnie i za sposób jej podania.

Masz rację, że to powinna być lektura obowiązkowa dla tych, których wymieniłaś, ale nawet gdyby dało się coś takiego zadekretować i wprowadzić w życie, to nie wiem, czy zasadniczo zmieniłoby to proporcje, stosunek tych, którzy rozumieją, do tych, którzy rozumieć nie chcą lub nie potrafią.

Zauważ, że w "Domu Augusty" są pokazane dwa rodzaje niezrozumienia: takie ogólne, dotyczące wszystkiego wokół, i tym dotknięci są przede wszystkim mężczyźni: mąż Marianny, mąż Alicji, Bakcyl, ojciec Kristoffera, koledzy Andżeliki, Krystian, ba, nawet Izaak. Mężczyzn albo nie ma (ojciec Andżeliki - nieznany; dwaj synowie ALicji i Larsa - nie mają nawet imion), albo są obok, nie angażują się. Nawet gdy im się coś tłumaczy długo i spokojnie, nawet gdy się ich jakoś przeszkoli, to w praktyce nic się nie zmienia, oni dalej nic nie rozumieją. To też jest prawdziwe, niestety, nie tylko w odniesieniu do mężczyzn.

A drugi rodzaj, to niezrozumienie swoich własnych spraw, tu prym wiodą kobiety: widzą, co dolega innym, wiedzą nawet jak można by pomóc, są mądre i empatyczne, ale jeśli chodzi o ich własne życie stają się bezradne i ślepe. Augusta, Olga, Siri, Alicja, Karina, Andżelika, matka Alicji, matka zastęcza Michaela, nauczycielka rysunku, wszystkie! I popatrz wokół, tak właśnie jest! Renomowana psychoterapeutka, 200 PLN za godzinę terapii, sama po dwóch rozwodach i nie pozwala sobie nawet na psa. To mnie w Axelsson tak ujęło, że potrafiła od szczegółu, do ogółu, bez patosu i emfazy, właśnie tak, prosto. Bo proste historie są najprawdziwsze.

I nie potrafimy samych siebie wybawić od potopu. Może miłość jest darem bogów?
Użytkownik: oyumi 20.06.2009 05:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie wartością tutaj ... | Marylek
"I nie potrafimy samych siebie wybawić od potopu. Może miłość jest darem bogów?"

Nawet jeśli to prawda - to chyba myśląc w ten sposób o rzeczywistości, można tylko budować kolejne domy Augusty. Wiesz, to nie chodzi o to, że wszystko nagle stanie ładne, i dobre, i poukładane - ale może być trochę łatwiejsze, lżejsze. Naprawdę, żadne tam miłosne rewolucje; telefon, do kogoś bliskiego, kto ma problemy, albo tak zwyczajnie, bo każdy ma jakieś kłopoty; jakiś szczery komplement; I jeszcze to, że się komuś wygadasz, pozwolisz sobie na jakąś bzdurę, i będziesz codziennie tańczyć do głupich piosenek.

Ja nie jestem aż taką deterministką. Bywam nią - gdy wpadam w dołek czy wszystko mi się zaczyna chrzanić, ale przeważnie - wiem ile dla siebie potrafię zrobić. A czasem potrzebuję kopa jak "Dom Augusty" - żeby sobie przypomnieć, że komuś zawsze się jest potrzebnym.
Ale wiem, że nie potrafię w kółko czytać takich książek - bo sama się zaczynam nakręcać, ciągnąć się w dół, patrzeć na życie tylko w ten sposób i robię sobie krzywdę. To już mi się zdarzało, ale ostatnio zaczynam łapać kiedy powiedzieć: hej, hej stop! Nie chcę się zamknąć w takim świecie i w takiej literaturze. Brakuje mi w tym oddechu. I wzruszeń, które nie biorą się jedynie z tragedii i rozpaczy. Bo i takie występują w przyrodzie. Literatura, w której występują również - wydaje mi się trochę bardziej prawdziwa.

Użytkownik: Marylek 23.06.2009 14:27 napisał(a):
Odpowiedź na: "I nie potrafimy samych s... | oyumi
Ale faktem jest, że takich Domów Augusty jest wokół nas pełno. Mam wrażenie, że więcej niż normalnych, ciepłych, wypełnionych akceptacją i zrozumieniem. Cóż więc jest normą? Brak zrozumienia? Wyżywanie się na najsłabszym, czyli dziecku, które, gdy dorośnie, wyżyje się z kolei na swoim? Spełnianie własnych niegdysiejszych ambicji i pseudoambicji kosztem dziecka? Zamykanie się w sobie?

Może ja mam jakieś skrzywione podejście do rzeczywistości, albo obracam się w niewłaściwym środowisku? Nie wiem. Ale zastanawiam się teraz, czy znam chociaż jeden przypadek, gdzie relacja matka-córka byłaby relacją zrozumienia i bezwarunkowej akceptacji. Bezwarunkowej. I nie mogę znaleźć. Myślę o rodzinie, o znajomych, o przyjaciółkach. Wszędzie co najmniej jakieś zadry. A najczęściej coś większego.

Piszesz: "telefon, do kogoś bliskiego, kto ma problemy, albo tak zwyczajnie, bo każdy ma jakieś kłopoty; jakiś szczery komplement; I jeszcze to, że się komuś wygadasz, pozwolisz sobie na jakąś bzdurę, i będziesz codziennie tańczyć do głupich piosenek." Tak, to prawda, dzięki temu żyjemy. Ale z reguły nie jest to telefon córki do matki; ten komplement też raczej nie; wygadujesz się przyjaciółce; na bzdurę pozwalasz sama sobie; nie tańczysz z mamusią. Jeśli to się zdarza, to rzadko.

Też nie potrafię w kółko czytać takich książek. Ale wydają mi się one prawdziwsze, niż te z happy-endem.
Użytkownik: oyumi 24.06.2009 09:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale faktem jest, że takic... | Marylek
Marylku, ja myślę, że jest bardzo różnie. A tak statystycznie - to jest lepiej niż 50 czy choćby 20 lat temu, i to chyba idzie w dobrym kierunku. Im bardziej wykształcone społeczeństwo, tym więcej ludzi zwraca uwagę na pewne rzeczy. Tym bardziej, że kultura masowa promuje całkiem dobre wzorce, a to ma chyba jeszcze większe znaczenie. Zobacz jaką popularnością cieszyła się "Superniania", to nie jest tak, że wszyscy są skazani na powtarzanie w kółko tych samych błędów.
Jasne, że takie sytuacje będą się wciąż zdarzały, jasne, że każdy ma coś za skórą. Ja sobie naprawdę zdaje z tego sprawę. Ale dziś ta córka, ma chyba więcej szans, żeby przestać rozdrapywać zadry, może coś zrozumieć, może coś odpuścić (jeśli chce i potrafi) i zwyczajnie zacząć żyć własnym życiem. Może ten telefon jednak czasem będzie do matki, może im się zrobi trochę lżej, może czasem i matki czegoś się uczą od córek.

A o happy - endach zrobię wkrótce czytatkę, i się wygadam co mi leży na sercu. O!

PS: Czy znasz "Półbrata" i "Korekty"? To też sagi rodzinne, o bardzo niedoskonałych ludziach i bez superszczęśliwych zwrotów w życiorysach. Ale inne niż Axelsson, i jeśli będziesz miała okazję, to może spróbuj. Bo mnie naprawdę nie chodzi o happyendy.
Użytkownik: Marylek 24.06.2009 10:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylku, ja myślę, że jes... | oyumi
Nie znam. Ale dzięki za tropy, dodam sobie do schowka. :)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: