Intrygująco... aż do finału
Słyszałam kiedyś, że nic tak nie rozpala ciekawości, jak masowe zaginięcie. A najmroczniejsze z nich dotyczą zniknięć całych rodzin. Gdy nagle pustoszeje dom, podwórko; gdy brak najmniejszego śladu czy pojedynczego świadka.
Rzadko przerażają mnie seryjni mordercy, od dawna nie interesują mnie wszelkie wymyślone potwory z szaf czy lochów. O wiele chętniej zagłębiam się w historie zwykłych ludzi postawionych w niezwykłej sytuacji. Kiedy jedna chwila zmienia życie. Jeden wschód słońca zastaje cię w kompletnej pustce.
Powieść „Bez śladu” zaczyna się niezwykle intrygująco. Nastolatka, Cynthia Archer, pewnego dnia budzi się po pijackiej nocy i uświadamia sobie, że kochający rodzice i brat zniknęli. Wszczęte śledztwo nie przynosi żadnego rezultatu. Nikt nie znajduje odpowiedzi. Mija dwadzieścia pięć lat…
Otwarcie przyznaję, że do pewnego momentu książkę czytało się wyśmienicie. Dziwaczne, niepokojące zdarzenia, które spotykają Cynthię, jej męża oraz małą córeczkę, nie dają się połączyć w jedną, logiczną całość. Wszystko zasnuwa, przyjemna dla czytelnika, mgła niewiadomej. Czym prędzej przewracane strony naszpikowane są emocjami i przerażeniem. Bohaterowie są z krwi i kości, reagują jak żywe istoty, lęk przejawia się w ich myślach i czynach, czytający za żadne skarby nie chciałby znaleźć się na ich miejscu.
Kiedy w naszych myślach pojawiają się coraz to inne możliwości zakończenia… autor serwuje nam coś, mówiąc delikatnie, niestrawnego.
Rozwiązanie powieści zupełnie nie satysfakcjonuje. Nie mogę uwierzyć, jak to mogło się stać? Gdzie podział się cały urok opowieści? Dlaczego autor wybrał taki finał? Podejrzewam nawet, że większe emocje wzbudziłyby pytania zostawione bez odpowiedzi. Niestety, otrzymujemy dość toporne rozwiązanie, z którym nie utożsami się żaden czytelnik.
Jeśli rankiem, niby przypadkiem, pójdziesz sprawdzić, czy Twoja rodzina ma się dobrze, powieść odniesie zamierzony skutek.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.