Dodany: 05.09.2014 13:34|Autor: adas

Człowiek w bajorku


Autorka jest Kubanką od lat mieszkającą w Portoryko. Akcja książki rozgrywa się na Haiti (czy w państwie Haiti? - tłumacz zdaje się mieć identyczne wątpliwości), głównym bohaterem - przynajmniej formalnie, bo szybko staje się to nieoczywiste - jest Amerykanin. Poszukiwacz zaginionych gatunków płazów, żab i ropuch. Czy z powyższej mieszanki składników można wypiec dobrą literaturę? - zastanawiałem się przed sięgnięciem po krótką powieść Montero.

To jedyne pytanie, na jakie mogę z czystym sercem odpowiedzieć. Odpowiedź brzmi: nie wiem.

"Przybądź, ciemności" ma w sobie mroczny urok, uwodzi niepokojem i atmosferą tajemnicy, może nawet grozy. I nie jest to strach rodem z horroru odegranego przez bezimiennych aktorów w marnej charakteryzacji, widowiska, które można w każdej chwili opuścić. Już po kilku stronach orientujemy się, że prawdziwym bohaterem powieści jest Thierry Adrien, haitański przewodnik Victora Grigga. Jak to faceci, okazują się obaj w mowie tak wstrzemięźliwi, że szybko opowiedzą sobie nawzajem najważniejsze fakty ze swego życia. Opowieść Amerykanina okaże się banalna, nieistotna, choć miejscami całkiem urokliwa. Znacznie ciekawsze rzeczy ma do powiedzenia Haitańczyk, ale czy to znaczy, że skrywa w sobie wytęsknioną mądrość "szlachetnego dzikusa"? Oczywiście, że nie. Tym, co Thierry ma do przekazania, jest zbiór mitów służących oswojeniu strasznej spuścizny niewolnictwa (liczne odwołania do Gwinei) i jeszcze straszniejszej teraźniejszości.

Tłem jest bowiem Haiti początku lat 90., wojenne lub tuż powojenne, ale jakie ma znaczenie, czy to już pokój? Nadal można zginąć za krzywe spojrzenie skierowane w złym kierunku, na ulicach wsi i miasteczek znajdowane są trupy pozbawione a to głowy, a to którejś z kończyn. Stolica kraju jest olbrzymim slumsem, w którym zagubienie się wśród stosów śmieci stanowi najmniejszy problem. Twarze ludzi zastygły w grymasie niebędącym ani histerycznym uśmiechem, ani wyrazem strachu, tylko czymś pośrednim. Ochronną maską? Słynna karaibska witalność nie jest przejawem rozwiązłości czy też innej (w domyśle: gorszej?) moralności, raczej kurczowym trzymaniem się jakichkolwiek pozorów życia.

Kim z kolei są nieliczni biali pojawiający się na wyspie, czy też dokładnie rzecz ujmując - na jej gorszej połowie? Szaleńcami? Tak zdają się sądzić sami Haitańczycy. Rozczarowanymi życiem poszukiwaczami przygód? Zawsze znajdą się racjonalne przyczyny takich wojaży. Spychane w podświadomość osobiste problemy, ale też naukowa konieczność, która każe poszukiwać kilkucentymetrowej żabki, by uchronić ją - albo przynajmniej skatalogować - przed wyginięciem. Może jednak takie zachowanie ma sens, niezależnie od okrutnej nielogiczności "ratowania róż, gdy płoną lasy". Może właśnie pogoń za trującym paskudztwem jest przejawem normalności, niezgody na porządek świata?

Oto dylemat, z jakim pozostawia nas po ostatniej stronie pisarka.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 407
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: