Dodany: 01.09.2014 22:05|Autor: asia_

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

"PACJENCI w LITERATURZE" - KONKURS nr 180


Przedstawiam KONKURS nr 180, który przygotowała Tygrysica.




"Choroba jest nocną półkulą życia, naszym najbardziej uciążliwym obywatelstwem. Od dnia narodzin każdy z nas posiada bowiem jakby dwa paszporty - przynależy zarówno do świata zdrowych, jak i do świata chorych. Choć wszyscy wolimy się przyznawać tylko do lepszego z tych światów, prędzej czy później, chociażby na krótko, musimy uznać również nasz związek i z tym drugim".

Susan Sontag


"A czasem trudniejsze są doznania psychiczne, człowiek czuje się nieustannie zagrożony i niepewny. Przed każdymi badaniami ogarnia go lęk. Na chorobę może reagować rozmaicie: złością, agresją, rezygnacją, mobilizacją. Każdy z tych sposobów radzenia sobie z emocjami jest typowy dla konkretnej osoby. Poza tym człowiek zaczyna rozmyślać na temat śmierci, patrzy jej przecież prosto w oczy".

Justyna Pronobis-Szczylik, psycholog



Serdecznie zapraszam do zabawy w lekarzy - przecież to jedna z bardziej lubianych zabaw dziecięcych.

Poniżej przedstawiam 30 przypadków do zdiagnozowania.
Są wśród nich chorzy rzeczywiście potrzebujący pomocy medycznej, ale i tacy, którzy odwiedzili lekarza w zupełnie innym celu. Są tacy, którzy unikają myślenia o swojej chorobie i tacy, którzy przypatrują się jej trochę jakby z zewnątrz... Wielu jest takich, którzy wcale się do tego doktora nie chcieli zgłaszać.
Są matki, dzieci i przyjaciele chorych, martwiący się o zdrowie swoich najbliższych.
Na koniec głos otrzymał też lekarz, by mógł opowiedzieć o chorych ze swojej perspektywy...

Zasady:

Odpowiedzi przysyłajcie na adres [...], w temacie wpiszcie proszę “konkurs” i swój biblionetkowy login. Termin przysyłania odpowiedzi mija w sobotę 13 września o godz. 23:59.
Na maile będę odpowiadać raczej wieczorami, więc gdyby ktoś nie dostał do rana dnia następnego odpowiedzi, proszę o sygnał na forum lub PW.

Do zdobycia jest 60 punktów - po jednym za autora i tytuł. W przypadku opowiadań proszę o tytuł opowiadania, a nie zbioru.
Gwiazdki otrzymają trzy osoby, które pierwsze zdiagnozują wszystkie przypadki (liczy się data ostatniego punktowanego maila).

Wszystkim, którzy o to poproszą, będę wysyłać standardowe wskazówki odnośnie znajomości dusiołków.
Podpowiedzi na forum są jak najbardziej wskazane, tylko proszę, ukrywajcie je paplą i uważajcie na pojazdy pancerne, żeby nie psuć sobie nawzajem zabawy.

Mała podpowiedź na początek: Wszystkie książki, poza jedną, mam ocenione.

Jest to mój pierwszy konkurs po tej stronie, więc wszelkie uwagi organizacyjne przyjmę z pokorą.

Powodzenia!



1.


Atak malarii jest nie tylko bólem, ale jak każdy ból – jest też przeżyciem mistycznym. Wchodzimy w świat, o którym jeszcze przed chwilą nic nie wiedzieliśmy, tymczasem on okazał się istnieć obok nas, aż w końcu zawładnął nami, staliśmy się jego częścią: odnajdujemy w sobie jakieś lodowate zapadliska, przepaście i otchłanie, których obecność napełnia nas cierpieniem i strachem. Ale ta chwila odkryć mija, duchy opuszczają nas, wynoszą się i znikają, a to, co zostaje na miejscu, pod górą najdziwaczniejszych okryć, jest naprawdę godne pożałowania.
Człowiek tuż po silnym ataku malarii jest ludzkim strzępem. Leży w kałuży potu, nadal gorączkuje, nie może poruszyć ręką ani nogą. Wszystko go boli, ma zawroty głowy i nudności. Jest wyczerpany, słaby, zwiotczały. Taki człowiek niesiony przez kogoś na rękach sprawia wrażenie, jakby nie miał kości ani mięśni. I minie wiele dni, zanim znowu stanie na nogi.



2.


Ale teraz dopiero przy świetle dziennym można było dokładnie zobaczyć, jakie ta jedna noc gorączki porobiła w niej spustoszenia. Cerę miała żółtą i przeźroczystą, usta poczerniałe, oczy podkrążone i twarzyczkę jakby postarzałą. Nawet źrenice jej wydawały się bledsze niż zwykle. Pokazało się także, iż wbrew zapewnieniom, jakie dawała Y, że czuje się dość mocna — i mimo sporego kubka rosołu, który zaraz po przebudzeniu się wypiła, ledwie mogła dojść o własnych siłach do wąwozu. Y myślał z rozpaczą o drugim ataku i o tym, że nie posiada ani lekarstw, ani żadnych środków, którymi mógłby mu zapobiec.



3.


H.i.M. leżał w łóżku, oparty na licznych poduszkach. Jeden z jego niewolników energicznie poruszał wachlarzem, usiłując ochłodzić pokój i chorego. I.M. nie można by nazwać odważnym człowiekiem. Miał bladą twarz, na policzkach lśniły mu łzy, pojękiwał z bólu i strachu, że będzie bolało bardziej.
Ojciec nauczył ją, że na współczucie lekarza zasługują nie tylko ludzie odważni czy stanowczy. Cierpienie nadchodzi i jest prawdziwe bez względu na to, jak na nie reaguje organizm i charakter człowieka. Rzut oka na cierpiącego pacjenta pozwolił D. natychmiast się skupić i uspokoić wzburzenie.
Podeszła żwawo do łóżka i przybrała swój najbardziej stanowczy ton.
– H.i.M., nigdzie dzisiaj nie pójdziesz. Znasz już te objawy równie dobrze, jak ja. Co ty sobie myślałeś? Że wyskoczysz z łóżka, wsiądziesz na muła i pojedziesz na przyjęcie?
Korpulentny mężczyzna leżący na łóżku jęknął żałośnie na samą myśl o takim wysiłku i sięgnął do ręki D. Znali się od dawna i pozwalała mu na takie gesty.
– Ależ, D., ja po prostu muszę tam iść! To w F. wydarzenie roku. Jak może mnie tam nie być? Co mam zrobić?
– Możesz wysłać wyrazy najgłębszego ubolewania i poinformować, że twoja lekarka kazała ci zostać w łóżku. Jeśli z jakichś przewrotnych powodów zechcesz wyjawić szczegóły, możesz kazać zarządcy powiedzieć, że tego popołudnia lub wieczoru wydalisz kamień w wielkim bólu, dającym się stłumić tylko takimi lekami, które nie pozwolą ci stać prosto czy też składnie się wypowiadać. Jeśli, świadom swego stanu zdrowia, nadal pragniesz stawić się na tej cartadzkiej uroczystości, mogę jedynie założyć, że cierpienie już ci zmąciło umysł. Jeżeli chcesz być pierwszą osobą, która zemdleje i umrze w nowym skrzydle zamku, będziesz musiał to zrobić wbrew moim zaleceniom.



4.


Doktor MacAndrew długo siedział u X, a kiedy zszedł na dół, miał bardzo poważną minę.
- Co mu się stało, panie doktorze? - zapytała niespokojnie pani B. - Nie jest ciężko chory, prawda?
- Jest, i to jak - odparł doktor MacAndrew. - Chyba sama pani wie. Ten młody (…) jest naprawdę ciężko chory. Bawił się na śniegu, a wiadomo, że nie jest do tego przyzwyczajony. Dałem mu trochę lekarstw, żeby jakoś przebrnął przez noc, a rano, jak tylko wstanę, zaraz tu przyjadę.
- Ale na pewno wyzdrowieje, prawda panie doktorze? - zawołała Y.
Doktor z powagą potrząsnął głową.
- Wolałbym w tej sprawie się nie wypowiadać - oświadczył. - Tyle tylko mogę powiedzieć.



5.


Pierwszą oznaką kłopotów była czkawka, która zaczęła się jakieś trzy dni po operacji. Początkowo było to dość zabawne, męczyła bowiem pacjenta co osiemnaście sekund. Roso stanowił przez to swoistą ciekawostkę.
Miał pięćdziesiąt pięć lat, ale okres spędzony na plantacji ananasów odcisnął na nim swoje piętno. Był bardzo chudy i przygnębiony. Spodnie odpadały mu, gdy z trudem człapał po oddziale ze stojakiem na kroplówkę. Podobnie jak u Marshy, miał już zbyt pokłute żyły u rąk, więc cewnik umieszczono mu w prawej pachwinie. Powodowało to sporo dodatkowych kłopotów. Zaciskał rurkę z kroplówką, gdy mocniej ściągał sznurek przytrzymujący spodnie. Chodził więc z jedną ręką na stojaku, a w drugiej ściskał spodnie.
Roso był Filipińczykiem. Jego znajomość angielskiego ograniczała się do pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu słów, którymi wyrażał swój stan wewnętrzny.
- Ciało nie mocne - mówił, jakby recytował rytmiczną poezję haiku. To musiało wystarczyć. Rozumiałem go i lubiłem. Powiem więcej: sądzę, że i on mnie lubił. Było w nim dużo godności i odwagi. Miało to, jak się później okazało, niemały udział w utrzymaniu go przy życiu.
Roso, mimo targającej nim czkawki, zawsze się do mnie uśmiechał w czasie porannego obchodu.



6.


Już po kilku godzinach pobytu w sali X ogarnęła groza.
Twarda gula na szyi - niespodziewana, bezsensowna, nikomu niepotrzebna - przyciągnęła go tu jak haczyk rybę i cisnęła na to żelazne łóżko - wąskie, nędzne, ze skrzypiącą siatką i byle jakim materacykiem. Wystarczyło przebrać się pod schodami, pożegnać rodzinę i wejść do sali, by zatrzasnęło się całe dotychczasowe życie, a naparło nań nowe, tak ohydne, że budziło jeszcze większe przerażenie niż sam guz. Już nie mógł wybierać wedle własnego uznania przyjemnych i uspokajających widoków - musiał patrzeć na osiem nieszczęsnych, w dodatku teraz mu równych istot - ośmiu pacjentów w biało-różowych, spranych i znoszonych piżamach, tu rozdartych, tam załatanych, z reguły za krótkich albo za długich. I nie mógł już decydować, czego będzie słuchać, bo do wyboru zostały mu tylko beznadziejne rozmowy tej ludzkiej zbieraniny, rozmowy, które ani nie dotyczyły X, ani nie interesowały go. Najchętniej kazałby wszystkim zamilknąć, szczególnie temu burowłosemu natrętowi z opatrunkiem na szyi i unieruchomioną głową: pozostali pacjenci nie wiadomo dlaczego mówili mu po prostu J., choć miał już swoje lata.



7.


Sala miała kształt długiego prostokąta. Wpadające przez okna światło nikło, zanim zdążyło dotknąć podłogi. Za oknami ciągnęła się aleja Gaudíego. Wieże świątyni Sagrada Familia wbijały się w niebo. W sali stały cztery łóżka oddzielone zgrzebnymi parawanami. Prześwitywały przez nie, jak w chińskim teatrze cieni, sylwetki innych odwiedzających. M. leżała na ostatnim łóżku z prawej strony, pod oknem. Najtrudniejszy był pierwszy moment. Bałem się, że nie wytrzymam jej spojrzenia. Była krótko ostrzyżona. Bez swoich długich włosów wydała mi się upokorzona, naga. Z całej siły zagryzłem wargi, by powstrzymać napływające do oczu łzy.
- Musieli mnie ostrzyc - odezwała się, zgadując moje myśli - ze względu na badania.
Spostrzegłem, że na szyi i karku miała ślady wkłuć, które bolały od samego patrzenia.



8.


Do żył mojej córeczki wpływają kroplami: daunorubicyna, 50 mg w 25 cm3 pięcioprocentowego roztworu glukozy; cytarabina, 46 mg w pięcioprocentowej glukozie, kroplówka ciągła, dwadzieścia cztery godziny na dobę; allopurynol, 92 mg. Innymi słowy - trucizna. Wyobrażam sobie wielką bitwę, która rozpoczyna się w ciele X. Przed oczyma mam armie w lśniących zbrojach i poległych, którzy opuszczają pole bitwy wraz z potem.
Powiedziano nam, że zanim X dostanie torsji, powinno upłynąć kilka dni. Zaczyna wymiotować po dwóch godzinach. Y wzywa pomoc. Zjawia się pielęgniarka.
- Przyniosę jej reglan - mówi i już jej nie ma.
Kiedy X nie wymiotuje, to płacze. Siedzę na skraju łóżka i przytrzymuję ją na kolanach. Pielęgniarki nie mają czasu, żeby jej doglądać, bo w szpitalu i tak brakuje personelu. Podłączają torebkę z antyemetykiem do kroplówki i czekają kilka chwil, żeby zobaczyć pierwsze reakcje chorej, ale w końcu znów ktoś je wzywa i muszą wracać do swoich obowiązków. Reszta zostaje na naszej głowie. Y, który zawsze musiał wychodzić z pokoju, kiedy któreś z naszych dzieci dostawało biegunki, teraz jest wzorem sprawności i zorganizowania: ociera X czoło i buzię chusteczkami, podtrzymuje jej szczupłe ramiona. „Wyjdziesz z tego”, mruczy pod nosem za każdym razem, kiedy mała zwraca. Nie wiem, czy mówi do niej, czy do siebie.
Ja również zadziwiam samą siebie. Zaciskam zęby i na przekór wszystkiemu tanecznym krokiem udaję się do umywalki, żeby spłukać miskę - nerkę. Wracam z nią w pląsach. Jeśli chce się przestać myśleć o nadchodzącym tsunami, trzeba skupić całą uwagę na układaniu worków z piaskiem.
Nie ma innego sposobu, żeby nie oszaleć.



9.


Siedzieliśmy u jego boku patrząc jak śpi.
Leżał na szpitalnym łóżku, z przezroczystą maska tlenową na ustach i nosie i z jednodniowym zarostem na policzkach, które zawsze lubił mieć gładko ogolone.
Przy sobie miał metalową skrzynkę z przyciskiem wzywającym pomoc, a pod sobą plastikową ceratę i kiedy patrzyłem na te drobne szczegóły, krajało mi się serce. Miałem ochotę się rozpłakać. Już teraz wydawał się bezradny jak nowonarodzone dziecko.
Leżał na oddziale razem z siedmioma innymi, przykutymi do łóżka mężczyznami – w większości starymi, ale dwoma młodszymi ode mnie – którzy wszyscy cierpieli na to samo.
To mogło się znajdować w innej części ich ciała lub w innym stadium rozwoju – niektórzy z nich mogli wrócić do domu, inni mogli już do niego nigdy nie wrócić. Ale wszyscy mieli ten sam defekt, tę samą rzecz, której nazwy matka i ja nadal nie byliśmy w stanie wymówić.
- On wiedział, prawda? - zapytałem matkę. - Założę się, że przez cały czas wiedział.
- Musiał wiedzieć od samego początku – odparła. - Zrobił sobie badania, zaraz, kiedy to się zaczęło, kiedy po raz pierwszy zaczął tracić oddech. Kazałam mu je zrobić... i powiedział mi, że wszystko w porządku.



10.


Jak ja się beznadziejnie czuję. Może zapalenie oskrzeli. Ale przecież nie pójdę do lekarza, który jest daleko. Nikt o mnie nie pamięta, nikt mi nie pomoże. Gdybym mieszkała u A. i G., toby się mną zaopiekowali. I nieletnia siostrzenica by wpadła do mnie. I mały dresiarzyk byłby w domu. I ktoś by mi zrobił herbaty. A tak muszę się zwlec, X na wycieczce szkolnej w Krakowie.
Zimno w domu, robię sobie pyszne kanapeczki — jaka szkoda, że jak jestem chora, to mi tak smakuje jedzenie i wchodzę z powrotem do łóżka. Dzisiaj sobie zrobię ucztę telewizyjną.
(...)
Mogą tylko zbrzydzić życie. Szczególnie takiemu choremu człowiekowi jak ja. Zostawionemu na pastwę losu. O którym nikt nie pamięta. Mogłabym umrzeć i nikt by się o tym nie dowiedział.
Aż bym się rozłożyła i zaczęła śmierdzieć. I na dodatek nie mam nawet maleńkiego snikersa, który by mi podwyższył poziom endorfiny w mózgu i polepszył samopoczucie. Jednej malutkiej czekoladki, która by mi odrobinę osłodziła życie. Niewielkiej. Którą świstak zawija w papierek.
Nic.



11.


- Witam pana, panie X! - powiedział kordialnie, wchodząc do niedużego pokoju i ze zdziwieniem rejestrując całą malowniczą scenę. Pan X spoczywał na wznak na podłodze, pod głową miał poduszkę z koronkami, na nogach pled, pod lewym łokciem termofor z gorącą wodą, a na podłodze przy prawej ręce - szklankę z herbatą, rolkę "Mentosów" oraz talerzyk z wyborem ciast wigilijnych - od piernika po makowiec. Po prawej stronie piętrzył się stos interesujących lektur. Na nosie taty X znajdowały się okulary, a przed nosem - gruba, apetycznie podniszczona księga. Wyglądał tak miło, urządzony był tak przytulnie, że wprost nie miało się odwagi zakłócać tej miłej sjesty.
- A! Salve, doktorze! - rzekł ojciec X, wykonując prawicą gest powitalny konającego gladiatora. - Pan wybaczy, że pozwoliliśmy sobie wezwać pana: spadłem z drabiny. Nie chciałbym krakać i wydawać diagnozy przed panem, ale mam dotkliwe wrażenie, że złamałem kręgosłup.
- Wątpię - rzekł doktor Y, kryjąc uśmiech. X był jego ulubionym pacjentem. - Ale zaraz pana zbadamy.
- Niech wszystkie kobiety opuszczą to pomieszczenie - wydał rozkaz ojciec X i jęknął wstępnie.



12.


(...) tak, Alicjo, kochanie, o co chodzi?
Skrajem sali podeszła do nich matka Y ubrana w nocną koszulę. Nie miała już tej pulchnej, radośnie wyglądającej twarzy, którą widział X na starej fotografii M. przedstawiającej oryginalny Z.F. Miała teraz wychudzoną i zniszczoną twarz, zbyt wydatne oczy, a jej włosy, teraz białe, zebrane były w kosmyki i wyglądały na martwe. Nie chciała chyba nic mówić, albo być może nie była w stanie, ale wykonywała nieśmiałe ruchy w kierunku Y trzymając coś w wyciągniętej dłoni.
- Znowu? - spytała pani L. lekko znużonym głosem - Bardzo dobrze, Alicjo, kochanie, bardzo dobrze... Y, weź to, cokolwiek to jest.
Ale Y już wyciągnął swoją dłoń, w którą matka wrzuciła puste opakowanie po N.B.D.



13.


Okazało się, że rak, podobnie jak Szatan, ma wiele imion. Y miał raka „owsianokomórkowego”. W stanie zaawansowanym, nieoperacyjnym. Y zapytał doktora o rokowanie. Doktor Armani przygryzł wargę i powiedział, że rokowanie jest „poważne”.
- Oczywiście możemy rozważyć chemioterapię - powiedział. - Ale jej znaczenie będzie wyłącznie paliatywne.
- Co to znaczy? - zapytał Y. Doktor Armani westchnął.
- To znaczy, że trochę odwlecze to, co nieuniknione.
- A więc przynajmniej wiem, na czym stoję. Dziękuję, doktorze - powiedział Y. - Za chemię dziękuję. - Miał ten sam zdecydowany wyraz twarzy, jak wtedy, gdy rzucił na biurko pani Dobbins bloczki żywnościowe.
- Ależ Y...
- Nie sprzeciwiaj mi się przy innych, X. Za kogo ty się uważasz?



14.


Weszli do sali głównej. Chorzy powoli zbierali się już do snu. Pielęgniarka wynosiła puste miski po kaszy. Weszli do jednej z bocznych cel. Było tu ciasno, pomieszczenie miało nie więcej niż dwa na trzy metry. Po obu stronach wejścia stały łóżka, ale tylko jedno było zajęte. Pacjent nie spał. Popatrzył na lekarza.
- Czym mogę służyć, panowie doktorzy? - zapytał.
Miał ochrypły głos. Trąd zaatakował błony śluzowe i teraz przeżerał struny głosowe.
- Mam tu nowy preparat. - Lekarz uniósł butlę. - Może zadziałać, ale może też być niebezpieczny dla zdrowia.
- Chcecie go na mnie wypróbować? - Uśmiechnął się chory. - Jestem dla was zwierzęciem, kawałkiem mięsa, które można pokroić... Gdzie te czasy, gdy lekarze szczepili sobie dżumę lub cholerę, by tym skuteczniej badać rozwój i sposoby przenoszenia się choroby?
- Nie wstrzykniemy tego bez twojej zgody.
- Kłuj. - Wyciągnął zniekształcone ramię, pokryte guzami. - I tak nie czuję bólu...
H. wykonał kilka zastrzyków po ćwierć centymetra sześciennego.
- Wystarczy - powstrzymał go S. - Nie zapominaj, że trzecia część grama arszeniku zabija człowieka.
- Arszenik mi wstrzykujecie. - Pokiwał głową chory. - A ja nim trułem szczury w piwnicy... Wpadnijcie rano, jeśli jeszcze będę żył, to powiem wam, czy pomogło.



15.


- Dok...
Spłoszyło to myśli McD.. Słyszał głos chorej, który po raz pierwszy doszedł z pryczy. Wydało mu się, że jej wzrok utkwiony był w nim przez cały czas
- Dok - powtórzyła. - Co to jest?
Oczy McD. spotkały się z jej spojrzeniem.
- Sądzę - odparł - że to guz.
- Dok - powiedziała. - Niech pan to wytnie. Wytrzymam każdy ból.
McD. uciekł ze spojrzeniem. Nie poruszył się. (...)
- Dok - mówił ochrypły głos Jane Crowford - ja to przetrzymam, na pewno przetrzymam.
McD. wciąż jeszcze trwał nieruchomo. (...)
- Dok - mówiła kobieta - mam pięcioro dzieci. Jeszcze mi za wcześnie umierać. Jeśli pan tego nie wytnie, koniec ze mną! Przetrzymam operację, przetrzymam na pewno.
McD. poruszył się po raz pierwszy. Ujął dłoń Jane Crawford i powiedział:
- Jest pani dzielną kobietą, pani Crawford. - Znany był z tego, że nie okłamywał swoich pacjentów. Mówił im prawdę, choć mógłby go ktoś nazwać szorstkim czy bezlitosnym. Kłamstwa w sprawach życia lub śmierci nienawidził śmiertelnie. - Tak - ciągnął - ten guz wykończy panią, nie wiem tylko, jak długo to potrwa. Może to trwać jakiś czas, nawet dłuższy czas. Ale gdybym spróbował wyciąć go, musiałaby pani umrzeć od cięcia. Tak twierdzą profesorowie chirurgii, których znam, nawet najsławniejsi i najbardziej doświadczeni...
McD. patrzył na ścianę ponad chorą, ale czuł, że wzrok jej uporczywie wlepiony jest w niego.
- Dok - usłyszał pytanie. - A co pan twierdzi?
Spodziewał się tego pytania. Nie odpowiedział.
- Niech pan spróbuje, Dok - odezwała się kobieta, po czym dodała spokojnie: - Jeśli przy tym umrę, to tak mi widać sądzone, a zresztą lepiej prędziej umrzeć, niż tak... - Mocowała się z oddechem i zagryzała wargi. - Powiem wszystkim - dodała - że ja tak chciałam, ja sama...
McD. dźwignął się i chodził tam i z powrotem między pryczą a buzującym ogniskiem. Znowu słyszał pomruk ciekawskich, przyszłych jego sędziów. I znowu słyszał głosy swych nauczycieli. Ale przed nim leżała chora, leżała w zasięgu jego ręki, obok niej śmierć, gdy tymczasem głosy jego nauczycieli docierały w to pustkowie jakby z niezmierzonej dali. Jego ubranie spływało wodą z tającego lodu. Nie zauważył tego, zamyślony.
- Pani Crawford - powiedział wreszcie udręczonym, ochrypłym głosem - czy w tym stanie może pani jechać konno aż do Danville?
Nie zawahała się.
- Dok - odparła - pojadę z panem, dokąd pan chce.



16.


Ostatnio była u lekarza przed sześcioma laty z powodu zapalenia pęcherza. Chciała tylko, żeby lekarz telefonicznie przepisał jej jakieś antybiotyki, ale on kazał jej przyjść i nalegał na badanie przez cewkę moczową. Leżąc tam z nogami w uchwytach, zastana wiała się, czy istnieje coś gorszego, niż kiedy jakiś obcy mężczyzna grzebie ci w środku, szukając czegoś, zupełnie jakby się było workiem z prezentami.
Lekarz spytał, kiedy ostatnio robiła sobie badanie piersi. X skłamała: „Trzy miesiące temu".
„No, ale skoro już tu pani jest, mogę je zrobić" — powiedział.
Zaczęła gadać, żeby rozproszyć jego uwagę, ale w środku badania lekarz powiedział: „Oho! Coś mi się tu nie podoba".
Dni, jakie musiała przeczekać do wyników badania, były prawie nie do zniesienia. Chodziła jak w jakiejś koszmarnej mgle, modląc się i targując z Bogiem, co do którego istnienia nawet nie była pewna. Przyrzekła, że jeżeli tylko pozwoli jej nie mieć raka, nigdy już nie będzie na nic narzekać. Przez resztę życia będzie zadowolona z tego, że żyje, zacznie pomagać biednym i codziennie chodzić do kościoła. Jednakże w dniu, kiedy się okazało, że jest zdrowa i nie umrze tak prędko, jak sobie wyobrażała, znowu zaczęła żyć po dawnemu.



17.


X bardzo wolno idzie w kierunku drzwi i po raz pierwszy w życiu staje oko w oko z fotelem ginekologicznym. Wbija weń wzrok i nawet nie widzi lekarza, który myje ręce nad umywalką.
„To jest okropne. Okropne… Gorsze niż na filmach”, myśli.
Fotel ginekologiczny:
kojarzy się X z robotem z kosmosu tą swoją lśniącą, chromowaną i nieludzką konstrukcją. Musiał go wymyślić mężczyzna, z gatunku tych, którzy od niechcenia, szybko i sprawnie potrafią wymyślić maszynę do gilotynowania, fotel elektryczny lub skomplikowaną machinę do tortur, taką jak na przykład „żelazna dama”. Chyba nie ma nikogo, kto leżąc na tym potworze, nie czułby upokorzenia, lęku, bezradności. Nie ma kobiety, która słysząc rutynowe „proszę się położyć”, nie postąpiłaby krok do tyłu, w panicznym odruchu ucieczki. W każdym fotelu ginekologicznym jest coś przeciwnego naturze ludzkiej.
„Trzeba by na nim kłaść facetów”, myśli mściwie X.
— Ileż ty masz lat, dziecino? — pyta łagodnie lekarz. — No, kładź się… Nie tak, co robisz… zdejmij majtki!
Lekarz podchodzi i X mocno zaciska oczy. „Nie czuć i nie myśleć. Nie czuć i nie myśleć…”
— Hmmmm, ciąża, prawidłowa, drugi miesiąc.



18.


B. nienawidził puszczania krwi i przeczyszczania kiszek, za każdym razem coraz bardziej. Ale ten lekarz nie miał skalpeli, miednicy do puszczania krwi i nie cuchnął chemikaliami, których zapach zazwyczaj spowijał medyków, tak więc serce zaczęło mu bić wolniej i trochę się uspokoił.
Palce lekarza dotykały badawczo szram na jego udzie. B. wydał głos naśladujący strzał, ponieważ wiele lat temu ciało przeszyła mu w tym miejscu kula z muszkietu.
- Ah so desu - rzekł na to lekarz i skinął głową.
Jeszcze trochę badawczego, głęboko penetrującego ciało, lecz bezbolesnego obmacywania lędźwi i żołądka, a potem, po dłuższej chwili, Japończyk przemówił do R., ta zaś skinęła głową, ukłoniła mu się i podziękowała.
- Ichi ban? - spytał B., chcąc wiedzieć, czy wszystko jest w porządku.
- Hai, A.-san.
- Honto ka?
- Honto.



19.


- Żadnych nowych objawów — powiedział Malcor, krągły starszy mężczyzna z siwą brodą, która wywijała mu się od podbródka jak nadciągająca chmura burzowa.
Malcor był konowałem, ulicznym medykusem bez formalnego wykształcenia i licencji, ale ze wszystkich dostępnych w Lashainie to on najczęściej był trzeźwy.
— Jedynie nowy wyraz znajomych symptomów. Proszę nie tracić ducha. — W żadnym razie — odpowiedział X. Ale dziękuję za opatrzenie ręki.
Malcor przygotował kataplazm z mieszaniny mączki kukurydzianej i miodu na opuszki palców, które potem owinął wąskimi suchymi bandażami, zamieniając lewą rękę X w miękko wyściełaną, nieużyteczną grudę.
- Ech. Cóż, bogowie kochają tych, którzy śmieją się ze swojej niedoli.
- Niedola jest piekielnie nudna. Trzeba znaleźć powód do śmiechu, skoro nie można cały czas być pijanym — odpowiedział X.
- Zatem krwawienie to nic nowego? Nic gorszego niż dotąd? — upewnił się Y.
- Tylko nowa niedogodność, owszem. — Malcor zawahał się i wzruszył ramionami. —A jeśli idzie o ogólną utratę humorów w ciele, w szczególności krwi... To nie mogę nic powiedzieć. Może dokładniejsze badanie uryny...
- Jeśli chcesz miski szczyn — powiedział X — to odkorkuj prywatne zapasy. Ja już dość z siebie dałem od dnia przyjazdu
- Wobec tego... — Kolana Malcora zaskrzypiały jak zardzewiałe zawiasy, kiedy wstał. — Skoro nie przebadam pańskiego moczu, to nie przebadam. Mogę jednak zostawić pigułkę, która powinna przynieść znaczącą ulgę na dwanaście do dwudziestu czterech godzin i być może zachęci pańskie uszczuplone humory do ożywienia...
- Cudownie — przerwał mu X. — Czy tym razem będzie się składała głównie z kredy? A może z cukru? Wolałbym z cukru.
- Proszę posłuchać... Mówię, proszę posłuchać! — Paskudna stara twarz Malcora poczerwieniała z gniewu. — Może i nie noszę szat Kolegium, ale kiedy pójdę do bogów, będą wiedzieć, że jestem uczciwy jak diabli, gdy trzeba nieść ulgę pacjentom!
- Spokojnie, staruszku. — X zakaszlał i potarł oczy niezabandażowaną ręką. — Wiem, że chcesz jak najlepiej. Odpuść mi jednak swoje placebo.
— Niech przyjaciel zdejmie panu bandaże za kilka godzin --powiedział cierpko Malcor, wkładając z powrotem znoszony surdut z ciemnymi plamami. — Jeśli będzie pan pił, proszę się miarkować. Proszę rozcieńczać wino.
— Możesz być pewien, że mój przyjaciel rozcieńcza wino jak nerwowa przyzwoitka dziewiczej księżniczki.



20.


— A dajcież mi święty pokój! — rozległ się po sali głos basowy i ochrypły. — Oto mnie napadli! Wieczna niedola! Doktor wasz głupi... co on tam takiego w moim kaszlu usłyszał? Niech E. i T. leczy, bo one chore, a ja zdrowa, zdrowiuteńka, mury łamać mogę i żadnych doktorów nie potrzebuję. Jeszcze czego! Wieczne głupstwo! Uf!...
Miała zakaszlać się, tak jak bywało zwykle, ilekroć mówiła ze wzburzeniem, ale wstrzymała się i tylko krztusiła się głośno.



21.


Pewnego dnia - a była to środa - westchnął:
- Czy wie pani, co sprawia, że jestem tutaj taki nieszczęśliwy? Chodzi o to, że nie słyszę odgłosu damskich butów.
- Taki regulamin.
- Nie pozwala mi wyzdrowieć ten wasz regulamin! Nie nabiorę sił od odgłosu pantofli i chodaków. Chcę być traktowany nie tylko jak człowiek, ale również jak mężczyzna.
Od razu zaczęła się obawiać tego, o co miał ją poprosić, wiedziała bowiem, że się na to zgodzi.
- Proszę, S., nie mogłaby pani zapomnieć o regułach i przyjść dla mnie, tylko dla mnie, na parę minut w pani prywatnych butach, zamiast tych szpitalnych?
- Ale... ale...
- Zostałaby pani za to wyrzucona?
- Nie...
- Błagam panią! Proszę zrobić mi tę przyjemność.
- Zastanowię się.



22.


X czuła zapach migdałów i etanolu. Miała wrażenie, że ma w ustach spirytus i próbowała go przełknąć, ale język miała ścierpnięty i sparaliżowany. Usiłowała otworzyć oczy, ale nie była w stanie. Słyszała daleki głos, który zdawał się przemawiać do niej, ale nie rozumiała słów.
Potem usłyszała jasno i wyraźnie:
- Wydaje mi się, że właśnie się budzi.
Poczuła, że ktoś dotyka jej czoła. Próbowała odsunąć natarczywą dłoń. W tym samym momencie w lewym ramieniu poczuła przejmujący ból. Poddała się.
- Czy pani mnie słyszy?
Odejdź.
- Czy pani może otworzyć oczy?
Co za cholerny idiota się tak przyczepił.
W końcu otworzyła oczy. Najpierw widziała tylko niezwykłe świetliste punkty, potem ukazała się jej jakaś sylwetka. Starała się nadać spojrzeniu ostrość, ale postać przez cały czas się wymykała.
Czuła się tak, jakby miała potężnego kaca, a łóżko ciągle przechylało się do tyłu.
- Strstlln - powiedziała.
- Co pani mówiła?
- Diota - powiedziała.
- To brzmi dobrze. Czy może pani jeszcze raz otworzyć oczy?
Rozchyliła powieki w dwie wąskie szparki. Widziała obcą twarz i zapisała w pamięci każdy jej szczegół. Jasnowłosy mężczyzna o niezwykle niebieskich oczach, krzywej, kanciastej twarzy, oddalonej o jakieś dziesięć centymetrów od jej twarzy.



23.


– Przepuścić – powiedział X do pielęgniarzy, którzy zagrodzili mu dostęp do drzwi.
– Puszczacie czy nie! – zawołał strasznym głosem. Y zadrżał, a kobieta przycisnęła zainstalowany w stoliku guziczek. Na szklanym blacie pojawiło się lśniące pudełko i ampułka.
– Ach, tak? – tocząc dookoła dzikim, zaszczutym wzrokiem powiedział X. – No to poczekajcie... Żegnam!! – głową naprzód rzucił się w zasłonięte okno. Łupnęło dość mocno, ale szkło za zasłoną nawet się nie zarysowało i po sekundzie poeta miotał się w rękach pielęgniarzy. Charczał, próbował gryźć i krzyczał:
– Ach, więc takie szyby założyliście tutaj! Puszczaj! Puszczaj! W dłoni lekarza błysnęła strzykawka, kobieta jednym ruchem rozdarła rękaw koszuli i z niekobiecą siłą unieruchomiła rękę X. Zapachniało eterem, X osłabł w rękach czworga ludzi, a zręczny lekarz wykorzystał ten moment i wbił mu igłę w ramię. Poetę potrzymano jeszcze przez kilka sekund, a potem posadzono na kanapie.
– Bandyci! – wrzasnął X i zerwał się z kanapy, ale natychmiast został na niej umieszczony z powrotem. Poderwał się znowu, ale zaraz usiadł, już z własnej woli.
Przez chwilę milczał, patrząc dziko, potem nagle ziewnął, potem uśmiechnął się nienawistnie.
– A jednak mnie przymknęli.



24.


Dziś czuję się dobrze. Widzę normalnie. Ale nie zmieniam decyzji. Jak długo można uciekać? Przed losem.
Adres lekarza zdobyłam już dawno. I protekcję. Niełatwo jest dostać się do profesora z nazwiskiem. Ażeby wyrok był prawomocny, profesor musi być znakomity. Tak. Żadnych złudzeń. Po co?
Zgodził się przyjąć mnie w domu. Rzadko bywałam w pobliżu placu Narutowicza. Zrujnowałam się na taksówkę. Mochnackiego... Ładna, cicha uliczka.
Jakaś starsza pani otworzyła mi drzwi i kazała poczekać w hallu. Po chwili znów się zjawiła i wąskim korytarzem prowadzi mnie do gabinetu.
Profesor uniósł się znad biurka i wskazał mi krzesło naprzeciwko. Patrzę na twarz... mego kata? sędziego? — Twarz szczupła, bez wieku. W półmroku w ogóle nie widać oczu. Tylko duże okulary, w ciemnej rogowej oprawie. Za plecami profesora szafa biblioteczna: książki, kartoteki... zaraz i mnie tam umieści. Może będę nawet dla niego ciekawym klinicznym przypadkiem...
Wziął do ręki długopis, ale nic nie pisze, tylko pyta, co mi dolega. Więc opowiedziałam o tym, co się stało wczoraj, i że źle widzę, że nie mogę pracować...
- Była pani u okulisty?
- Tak. Już dawno. Leczył mnie, a potem kazał pójść do neurologa.
- Kiedy?
- Może pół roku temu...
- To czemu przychodzi pani dopiero dziś?



25.


Wszedł do pokoju chorego. Trudno było przewidzieć, czy G. spał, czy też nie, gdyż żył teraz w narkotycznym omamieniu, na pograniczu obu tych światów, nie korzystając z otuchy żadnego z nich.
X podszedł do łóżka. Do obu ramion pacjenta podłączone były kroplówki, prawa ręka leżała jednak na zewnątrz i była odkryta. X podszedł bliżej, ujął ją w swoje ręce i szepnął: — Panie G., jeśli mnie pan słyszy, to proszę uścisnąć mi rękę.
Twarde palce mężczyzny zacisnęły się mocno wokół jego dłoni.
- A teraz, Mel, zadam ci parę prostych pytań. Jeśli odpowiedź będzie twierdząca, to uściśnij mi rękę raz, jeśli będzie negatywna, to dwa razy. Czy rozumiesz, co do ciebie mówię, Mel?
Palce mężczyzny zacisnęły się...
- Mel — ciągnął dalej X — czy lekarze powiedzieli ci, że umierasz?
Poczuł pojedynczy uścisk dłoni.
- Boisz się śmierci?
Mel zacisnął palce dwa razy. Był przygotowany na odejście.
- Czy bardzo cierpisz?
Pacjent ścisnął mu rękę z jeszcze większą siłą niż przedtem, ale tylko raz.
- Czy chciałbyś, abym ci pomógł? Czy chciałbyś, abym ci pomógł zasnąć na zawsze, tak, abyś nie czuł już więcej bólu? Chory złapał go mocno za rękę i nie wypuścił jej z uścisku. X miał wrażenie, że chciał przez to powiedzieć: — Uwolnij mnie od tych ziemskich tortur! W imię Boga żywego, pomóż mi!
- Rozumiem cię, Mel — szepnął X. — Nic się nie martw. Pomogę ci.
Nawet nie potrzebował strzykawki. Musiał jedynie odłączyć na chwilę jedną z kroplówek i założyć ampułkę z morfiną, którą normalnie podawano choremu o północy.
Po chwili pacjent stracił przytomność. X podał mu następną dawkę morfiny, a na koniec przyniesioną przez siebie tajemniczą fiolkę. Schował do kieszeni trzy puste ampułki i spoglądając na spokojną twarz pacjenta, szepnął: — Niech pana Bóg błogosławi, panie G.
Po czym wyszedł na palcach z pokoju.



26.


Postawiłem psiaka na stole i wycisnąłem gruczoły, posługując się przy tym kawałkiem waty.
Zawsze mnie zdumiewało, że pekińczyk witał mnie radośnie. Pies nadal darzący sympatią człowieka, który chwytał go i wyciskał mu odbytnicę przy każdym spotkaniu, musiał być niezwykle wyrozumiały. T. nigdy nie okazywał żadnych przejawów żalu, był miłym stworzeniem, o bystrej inteligencji, a ja darzyłem go prawdziwym przywiązaniem. Czułem się zaszczycony, że jestem jego osobistym lekarzem. Po skończonym zabiegu wziąłem pacjenta na ręce i zauważyłem, że znowu przytył, a warstwa tłuszczu na żebrach powiększyła się.



27.


Facet miał gorączkę — spędził z tego powodu cały tydzień w łóżku. Ale to nie było nic poważnego. Jego najwyższa temperatura wynosiła 100,7 i w gruncie rzeczy nie było to nic wielkiego. Gorączka była zapewne w większym stopniu spowodowana jego pogarszającym się stanem zdrowia aniżeli infekcją wynikłą w związku z amputacją — żadna wstrętna stara gorączka nie stanowiła dla A. powodu do zmartwienia — pośród innych specyfików A. miała w swojej łazience spory zapas keflexu i ampicyliny. Naszpikowała go lekarstwami i doszedł do siebie... jeżeli w tych okropnych okolicznościach można w ogóle posłużyć się takim terminem. Ale stało się coś złego. Stracił jakąś żywotną moc, a w rezultacie utracił część swoich pisarskich zdolności. Próbował zrzucić za to winę na brakujące “n”, ale zrobił to już wcześniej... a prawdę mówiąc, czym było brakujące “n” w porównaniu z odrąbaną stopą czy dodatkową obecnie atrakcją w postaci odciętego palca?



28.


Pierwszym pacjentem, który wszedł, był wielki, przysadzisty mężczyzna, bryła tłuszczu. Zalatywało od niego piwem i sprawiał wrażenie nieroba, który ani dnia w swym życiu uczciwie nie przepracował. Liczył około pięćdziesiątki. Małymi, świńskimi oczkami łypnął na A.
— Świadectwo — powiedział z miejsca.
— Dlaczego? — zapytał A.
— Oczopląs. — Wyciągnął dłoń. — Nazywam się Chenkin. Ben Chenkin.
Już sam ton usposobił A. niechętnie do Chenkina. Pobieżne oględziny przekonały go, że Chenkin nie cierpi na oczopląs.
Pominąwszy nawet uwagę Gadge'a, świadom był, że niektórzy górnicy pod pozorem dolegliwości brali w ciągu lat zasiłki chorobowe, do których nie byli uprawnieni. Przyniósł ze sobą tego wieczoru wziernik. Chciał upewnić się. Wstał.
— Proszę rozebrać się.
Tym razem Chenkin zapytał:
— Dlaczego?
— Zbadam pana.
Benowi Chenkinowi wydłużyła się twarz. Nie przypominał sobie choćby jednego badania w ciągu całego siedmioletniego urzędowania doktora L.



29.


Nagle gwałtownie zaczerpnęła powietrza i zaczęła się dławić.
- Ość - wykrztusiła. - W gardle.
Q. szybko wstał. Podszedł do niej, poprowadził do okna, ustawił tyłem i kazał otworzyć usta. Z kieszeni wyciągnął futerał, z którego wybrał jedna z pęset. Z profesjonalną sprawnością zajrzał staruszce w gardło. W tym momencie otworzyły się drzwi i pani McG., a za nią L., weszły do pokoju. Pani McG. gwałtownie nabrała powietrza, kiedy jej wzrok padł na scenę, jaka się przed nią rozgrywała. Panna X, odchylona do tyłu i doktor, trzymający ją za szyję i przechylający jej głowę.
- Ależ to jest on! - krzyknęła pani McG. - To jest mężczyzna z pociągu!...



30.


Może źle ci opowiadam, ale już ich teraz nie pamiętam dokładnie. To dziwne. Kiedy są, kiedy jest z nimi źle, kiedy im trzeba pomóc – stają ci się najbliżsi na świecie i wiesz o nich wszystko. Wiesz, że mają kamienną podłogę, ojciec pije, a matka jest chora psychicznie, że w szkole są kłopoty z matematyką, a ten mąż wcale się dla niej nie nadaje, a na studiach jest właśnie sesja egzaminacyjna, więc trzeba wziąć taksówkę i posłać ją na egzamin razem z pielęgniarką i lekarstwami, wiesz także wszystko o jej sercu: że ma za wąskie ujście w zastawce albo za szerokie (jak za wąskie, to jest niedokrwienie, a jak za szerokie, to krew zalega i nie wypływa na obwód), patrzysz na nią i kiedy jest taka ładna, wątła, z różową cerą, to znaczy, że krew zalega na obwodzie i nastąpiło rozszerzenie drobnych naczyń podskórnych, a jak jest blada i tętnią jej naczynia na szyi, to ma za szerokie ujście aortalne...Wszystko o nich wiesz i są ci najbliżsi przez te parę dni śmiertelnego niebezpieczeństwa. Ale potem poprawiają się, wychodzą do domu, zapominasz ich twarze, przywożą kogoś nowego i już tylko ten ktoś jest najważniejszy.


===========


Dodane 15 września 2014:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 5127
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 35
Użytkownik: asia_ 01.09.2014 22:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Wakacje się skończyły, nadchodzi sezon na przeziębienia ;) Oczywiście nikomu nie życzę choroby, ale na wszelki wypadek zapoznajcie się z konkursowymi fragmentami, żeby dowiedzieć się, jak być pacjentem idealnym. Albo wręcz przeciwnie ;)

Zapraszamy!

Spośród uczestników tego konkursu wylosowany zostanie zdobywca powieści Shin Kyung-Sook Będę tam. Zasady losowania: tutaj.
Użytkownik: Tygrysica 01.09.2014 23:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Zapraszam :)
Użytkownik: Tygrysica 02.09.2014 23:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Raport po pierwszych 25h godzinach.
W konkursie bierze udział 7 śmiałków, którzy postawili prawidłowe diagnozy u większości pacjentów. Bez rozpoznania pozostają jeszcze chorzy nr 3, 9, 21 i 24.
Wygląda na to, że nasz zespół diagnostyczny potrzebuje wsparcia kolejnych specjalistów - serdecznie zapraszam :)
Użytkownik: Akrim 03.09.2014 14:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Czy można prosić o zamataczenie 7, 12 i 18? :)
3 i 9 (między innymi) też nie mam, ale chyba na razie nie ma ich nikt...
Użytkownik: Sznajper 03.09.2014 14:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy można prosić o zamata... | Akrim
18 łatwo można wydedukować z Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: Sznajper 03.09.2014 14:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy można prosić o zamata... | Akrim
12. Na tytuł naprowadziło mnie Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: kliva 03.09.2014 15:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy można prosić o zamata... | Akrim
7 - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: leda12 04.09.2014 12:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy można prosić o zamata... | Akrim
3 Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: Tygrysica 04.09.2014 21:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy można prosić o zamata... | Akrim
3 Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: Akrim 03.09.2014 14:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
A, i jeszcze 13, którą czytałam, ale zupełnie tego nie pamiętam. ;)
Użytkownik: Sznajper 03.09.2014 14:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
10 i 26 znam autora. Czy ktoś mógłby mnie naprowadzić na tytuł?
Użytkownik: kliva 03.09.2014 15:21 napisał(a):
Odpowiedź na: 10 i 26 znam autora. Czy ... | Sznajper
Zapomniałam "papli" w poprzednim poście, za co przepraszam! Już się pilnuje.
10 - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
26 - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Ja z kolei poprosiłabym coś o 16, którą podobno znam, 4, 6 i 8.
Użytkownik: asia_ 03.09.2014 15:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapomniałam "papli" w pop... | kliva
Dopaplowałam Ci ten poprzedni post ;)
Użytkownik: kliva 03.09.2014 15:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Dopaplowałam Ci ten poprz... | asia_
Dziękuję bardzo:)
Użytkownik: Akrim 03.09.2014 16:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapomniałam "papli" w pop... | kliva
16 - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
4 - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
6 - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
8 - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: Tygrysica 03.09.2014 22:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Podsumowanie po dwóch dniach konkursu:
Szeroko pojętą diagnostyką dusiołków zajmuje się już 9 konkursowiczów, bez rozpoznania pozostaje tylko pacjent nr 21. Myślę jednak, że wkrótce i on doczeka się diagnozy, gdyż niektórzy nasi specjaliści mieli już kontakt z podobnym przypadkiem.
Powodzenia dla tych, co już szukają rozwiązania i dla tych, co się jeszcze wahają!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.09.2014 18:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Chętnie dowiem się coś na temat 3, 9, 14, 19, 21, 24, 27 lub 30. W zamian oferuję ... powiedzmy, że większość z pozostałych, bo jeszcze co nieco mam w sferze domysłów niesprawdzonych.
Użytkownik: kliva 05.09.2014 18:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Chętnie dowiem się coś na... | dot59Opiekun BiblioNETki
14 - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
19 - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
30 - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

24 muszę jeszcze zweryfikować, a jak się potwierdzi spróbuję zamataczyć.

Ja za to bym prosiła słówko o 17 i 5.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.09.2014 20:06 napisał(a):
Odpowiedź na: 14 - (Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu)... | kliva
5 - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
17 - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: Akrim 05.09.2014 20:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Chętnie dowiem się coś na... | dot59Opiekun BiblioNETki
27 - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: leda12 05.09.2014 21:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Chętnie dowiem się coś na... | dot59Opiekun BiblioNETki
9 Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: leda12 06.09.2014 12:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Chętnie dowiem się coś na... | dot59Opiekun BiblioNETki
21 Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.09.2014 15:19 napisał(a):
Odpowiedź na: 21 (Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu)... | leda12
Dzięki - pomogło!
Użytkownik: Akrim 05.09.2014 20:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Kto mnie poratuje 13? I 20, w którą strzeliłam jak kulą w płot.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.09.2014 20:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Kto mnie poratuje 13? I 2... | Akrim
13 - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
20 - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: leda12 05.09.2014 21:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Byłabym wdzięczna za jakąś wskazówkę odnośnie pacjenta nr 24, 25 i 26.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.09.2014 22:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Byłabym wdzięczna za jaką... | leda12
24 również nie mam.
25 - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
26 - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: leda12 06.09.2014 00:40 napisał(a):
Odpowiedź na: 24 również nie mam. 25 -... | dot59Opiekun BiblioNETki
Już mam, dziękuję ślicznie za podpowiedź :)
Użytkownik: leda12 06.09.2014 10:39 napisał(a):
Odpowiedź na: 24 również nie mam. 25 -... | dot59Opiekun BiblioNETki
24 Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.09.2014 10:48 napisał(a):
Odpowiedź na: 24 (Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu)... | leda12
A jednak! Tak pomyślałam w pierwszej chwili, ale wydało mi się, że narrator tam jest męskoosobowy, więc pomysł odrzuciłam... Dzięki!
Użytkownik: Tygrysica 05.09.2014 22:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Za nami pierwsze 4 dni konkursu. Wszyscy pacjenci doczekali się już rozpoznań. Gwiazdki nadal pozostają do rozdania, a satysfakcji i gratulacji starczy dla wszystkich. Powodzenia!
Użytkownik: Tygrysica 06.09.2014 21:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Niniejszym oficjalnie się korzę i przepraszam, bo przed chwilą Akrim uświadomiła mi, że dwóch dusiołków nie mam w ocenach, w tym fragmentu nr 4, nad którego tytułem wielu z Was się biedzi. Cóż mi pozostaje, jeszcze raz przepraszam ;)
Użytkownik: smolka 07.09.2014 22:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Czy ktoś może jeszcze coś podpowiedzieć o 9 i 13?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.09.2014 16:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy ktoś może jeszcze coś... | smolka
9 nie mam.
W 13 Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: Tygrysica 12.09.2014 18:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Drodzy konkursowicze!
Już jutro koniec konkursu. Jeśli ktoś by chciał, w ramach promocji typu "wyprzedaż magazynów" każdemu, kto się zgłosi podpowiem jeden dusiołek. Mam nadzieję, że skutecznie :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: