Dodany: 16.06.2009 10:14|Autor: inheracil

Wieki


W recenzji nie umieszczam żadnych znaczących szczegółów dotyczących fabuły, ale mówię o świecie, w którym rozwija się akcja; jeżeli komuś to przeszkadza, proszę nie czytać. Od razu zaznaczam, że powstała recenzja dużo lepsza od mojej (gdzie mi do geniuszu), została napisana przez Jacka Dukaja, jeśli kogoś interesuje - jest w jego felietonach na Wirtualnej Polsce.

„Wieki światła” są jedną z książek, nadal niewielu na polskim rynku wydawniczym, należących do nurtu New Weird. Ten prąd w literaturze fantastycznej jest o tyle ciekawy, że buntuje się przeciwko zaszufladkowaniu, przeciwko standardowym konwencjom fantasy; skoro literatura fantastyczna ma tylko jedno ograniczenie – wyobraźnię autora, to czemu z tej wolności nie korzystać? Powieść MacLeoda zawiera w sobie to wszystko: łamanie fabularnych schematów, realizm, niezapomniany nastrój przemysłowej Anglii, postaci wiarygodne psychologicznie.

Historia zaczyna się w Trzecim Wieku Przemysłu; odkryto eter, substancję, która jest tym, czym chcemy, by była. Autor nie tworzy nowego świata, który mógłby zaplanować od podstaw. Pokazuje nasz świat, w którym wprowadzenie eteru zmieniło wszystko: religię, ekonomię, obyczaje, system polityczny. A właściwie nie zmieniło, tylko utrwaliło podział na biednych (wyzyskiwanych) i bogatych (wyzyskujących). Stworzono system cechowy, każdy cech zajmuje się daną dziedziną (np. Cech Telegrafistów).

Wyjątkową cechą „Wieków...” jest wielość poruszanych zagadnień, przy tym niezwykle dokładnie przemyślanych, niewielu autorów przejmuje się tak przyziemnymi sprawami, jak prawo popytu czy prawo podaży. Cokolwiek by literatura mówiła, to pieniądz rządzi wszystkim, nawet cechy, mimo swej pozornej wszechwładzy, nie są odporne na recesję, złe decyzje finansowe. Co jednak z tymi, którzy do tych organizacji nie należą? Dzielą się oni na dwie grupy: partaczy i odmieńców. Partacze to ludzie, których cech się rozpadł lub którzy nigdy do cechu nie należeli. Mogą podejmować tylko najcięższe i najniżej płatne prace lub łamać prawo. Odmieńcy to ofiary zbyt bliskiego kontaktu z nieobrobionym eterem, często potwornie zdeformowani, zamykani w placówkach będących odpowiednikiem dawnych szpitali psychiatrycznych.

Prawdziwy wiek przemysłu był początkiem idei socjalizmu; także tutaj dolne warstwy społeczeństwa chcą się wyzwolić spod despotycznej władzy cechów. Jest tylko jeden, ale ogromny problem: jak można mówić, że wszyscy ludzie są równi, skoro nie są? Dostęp do eteru, a przy tym i do pieniędzy, oraz do zaklęć, stawia arystokrację niemal na równi z Bogiem, zresztą on również jest cechmistrzem. Pięknie jest to ukazane podczas modlitwy przed ucztą, bogacze modląc się nie schylają pokornie głów, wystawiają twarze do nieba. Czytając opisy życia biedoty trudno nie poczuć się trochę tak, jakby to była książka Dickensa. Nie jest to jednak „Oliver Twist” w przebraniu fantasy. Nie można powiedzieć, że „Wieki światła” są powieścią wtórną, mimo że widać wyraźne nawiązania.

Z kart książki emanuje żal i niechęć do świata za to, jaki jest. Posługując się konwencją fantasy autor wzmacnia realizm; pokazuje wprost to, co w konwencji realistycznej miałoby tylko postać symbolu. Instytucję cechów i system społeczny utworu można odczytać na wiele sposobów, np. jako współczesne społeczeństwo i korporacje (eter, podobnie jak ropa, napędza maszyny); analizę totalitaryzmu; lub prawdziwy obraz dziewiętnastowiecznej Anglii, tyle że namalowany mocniejszymi kolorami.

„Wieki...” są powieścią napisaną z niezwykłą wprost wyobraźnią, autor nie zapomina, że to wciąż fantastyka i dostajemy naprawdę wciągającą fabułę z pełnym wykorzystaniem potencjału stworzonego świata. Wiele razy spotkałem się z dysproporcją: albo świetna kreacja świata i mierna fabuła, albo fabularne cudo w marnej scenografii. Tutaj akcja wynika ze świata, nie jest od niego oderwana. Cała intryga opiera się na rzeczach, których w realnym świecie nie ma, więc po odrzuceniu scenografii nie miałaby sensu. Niewiele jest takich książek.

McLeod stworzył powieść naprawdę niezwykłą, wciągającą, z drugim dnem, zgrabnie napisaną. Myślę, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie; zarówno zwolennikom, jak i przeciwnikom fantastyki ma do zaoferowania coś ciekawego.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1756
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: gandalf 10.10.2009 21:03 napisał(a):
Odpowiedź na: W recenzji nie umieszczam... | inheracil
Faktycznie, książka jest pomysłowa, niesamowicie intensywna, intryguje akcją i niebanalnymi charakterami bohaterów... przez pierwsze 100 stron. Niestety, po wyjeździe Roberta do Londynu zdecydowanie traci na poziomie. Akcja gubi się w natłoku drobiazgowych opisów realiów świata stworzonego przez autora, a rewelacyjne pomysły z początku utworu nie zostają należycie wykorzystane. W efekcie po przeczytaniu finału książki trudno powstrzymać się od myśli: "I to już wszystko?"
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: