Dodany: 17.08.2014 17:43|Autor: Marioosh

Mocny kryminał oparty na dobrych wzorcach


Detektyw Viktor Kärppä, Fin rosyjskiego pochodzenia, otrzymuje zadanie odnalezienia Sirje Larsson, żony helsińskiego antykwariusza Aarne Larssona i siostry estońskiego gangstera Jaaka Lillepuu. Kärppä zagłębia się w lokalny półświatek i uruchamia swoje rosyjskie znajomości, ale sprawa idzie w złym kierunku; dodatkowo sam Lillepuu sugeruje detektywowi, by jej za bardzo nie drążył ("Pytasz o niewłaściwe sprawy. Zaginęła kobieta. I co z tego?"[1]). Śledztwo komplikuje się jeszcze bardziej, gdy w antykwariacie Aarne Larssona zostają znalezione zwłoki właściciela, a w bagażniku samochodu - zwłoki Jaaka Lillepuu.

W powodzi skandynawskiej literatury kryminalnej wreszcie znalazłem pisarza, który mi najbardziej odpowiada. Wyraźnie widać, że Matti Rönkä naczytał się klasyków czarnego kryminału, bo jego książka nawiązuje do najlepszych tytułów tego stylu. Bardzo podoba mi się to, że Viktor Kärppä nie jest postacią, która wzięła się znikąd: jego potomkowie pochodzą z Ingrii, regionu będącego areną konfliktów fińsko-rosyjskich, jego prawdziwe nazwisko brzmi Gornostajow i on sam mówi o sobie "ingryjski repatriant rozpytywacz"[2]. Dość ciekawie zarysowane jest tło akcji: bohater przemieszcza się między Helsinkami, Tallinem a miejscowościami w rosyjskiej Karelii, które to miejsca są opisane realistycznie, choć w przewodnikach ich raczej nie znajdziemy - są to "leningradzkie osiedla, koszary dla tysięcznej armii ludzi"[3].

Podoba mi się lapidarność języka: bohaterowie, w końcu Skandynawowie, nie strzępią niepotrzebnie języka. Intrygująca jest skłonność autora do wyłuskiwania mało znaczących, ale rozładowujących napięcie szczegółów: jeden z bohaterów "przypominał przerośniętego Jezuska z obrazów starych włoskich mistrzów"[4], a fale na karelskiej plaży wyrzuciły na brzeg butelkę po polskim szamponie :). Ale najbardziej podoba mi się atmosfera i nastrój tej książki: chwilami zimny, posępny i przygnębiający, a chwilami refleksyjny i sentymentalny, głównie w scenach z matką i bratem. Bohater w jednej scenie obraca się między rosyjskimi, budzącymi grozę oprychami, a w następnej scenie widzimy go, jak odwiedza w szpitalu chorą matkę i siedząc przy łóżku, trzyma ją za rękę, żałując, że wcześniej tak rzadko to robił. U Raymonda Chandlera Philip Marlowe po przyjściu do domu potrafił rozegrać samemu partyjkę szachów, tutaj zaś bohater opisuje swój sen o matce w czarnych okularach, a przebywając z bratem w saunie, śpiewa wraz z nim fińską piosenkę, którą matka śpiewała im w dzieciństwie. I mamy z tym wszystkim do czynienia na zaledwie 210 stronach – widać, że Matti Rönkä czerpie wzorce ze starego, dobrego czarnego kryminału. I tylko szkoda, że niektóre sceny lekko trącą naiwnością, zwłaszcza finał przeszukiwania przez detektywa domu Aarne Larssona.

Jednak ogólnie rzecz biorąc, książka podobała mi się i polecam ją nie tylko fanom czarnego kryminału. Przejrzałem Internet i zauważyłem, że nie wzbudziła ona wielkiego aplauzu wśród czytelników... Cóż, kwestia gustu - ja jednak z ciekawością sięgnę po kolejną książkę tego autora pt. "Dobry brat, zły brat" i mam nadzieję, że zaskoczy mnie równie pozytywnie, jak ta.


---
[1] Matti Rönkä, "Mężczyzna o twarzy mordercy", tłum. Sebastian Musielak, Wydawnictwo Czarne, 2011, s. 77.
[2] Tamże, s. 41.
[3] Tamże, s. 57.
[4] Tamże, s. 137.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 534
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: