Dodany: 11.08.2014 07:13|Autor: Roke_Alva

Zbrodnia niedoskonała


Jednym z filarów ludzkiej natury jest olbrzymia ciekawość. Nie zaspokaja jej poszerzanie wiedzy naukowej i rozwiązywanie wzniosłych problemów. O dziwo, lubi nurzać się w bardziej przyziemnych sprawach. Nic tak nie potrafi zainteresować przeciętnego pana X, jak odkrycie motywów zachowania pani Y. Chciałby „zajrzeć do jej głowy”, dogłębnie poznać mentalność. Wydaje się, że dopiero wtedy jego ciekawość osiągnęłaby stan nirwany. Co potęguje potrzebę poznania tajemnic innych osób? Odpowiedź jest prosta – zło. Ludzi od zawsze fascynuje mroczna strona duszy. Chcą wiedzieć, jak święty może stać się zbrodniarzem. Najbardziej zdeterminowali kończą w więzieniach lub zakładach psychiatrycznych. Pozostali czytają kryminały.

Obecnie można przebierać w interesujących pozycjach tak zagranicznych, jak i rodzimych autorów. Tymczasem kilkanaście lat temu sytuacja była zgoła odmienna. Kiedy Marek Krajewski wydawał pierwszą powieść, polskie kryminały znajdowały się w odwrocie. Rocznie pojawiało się zaledwie kilka tytułów i wszystko wskazywało, że świetność gatunku zakończyła się na twórczości zmarłej rok temu Joanny Chmielewskiej. Czytelnicy sięgnęli z wahaniem po „Śmierć w Breslau” i... zostali oczarowani, a postać Eberharda Mocka doczekała się miana „kultowej”. Nastąpiła eksplozja talentów. Gwałtowny rozwój podgatunków polskiego kryminału nie przebiegał równomiernie. W ostatnich latach na prowadzenie wysunęły się bowiem pozycje „retro”, których autorzy odnosili większe lub mniejsze sukcesy czytelnicze i medialne.

Jedną z takich osób jest Małgorzata Kochanowicz (właściwie Ziółkowska). Debiutując trzy lata temu, nie przeniosła czytelników w lubiane przez wielu pisarzy dwudziestolecie międzywojenne. Akcja jej „Latarni umarłych” rozgrywa się wcześniej, na przełomie XIX i XX wieku, kiedy to do Krakowa przybywa Witold Korczyński. Jego losy ukazuje również „Poszukiwana”, będąca kontynuacją cyklu o stworzonym przez autorkę detektywie. Wydawałoby się, że wielokulturowe miasto i zawiłe śledztwo powinny gwarantować ciekawą lekturę. Tak, o ile oba elementy zostaną połączone w przemyślaną całość. Czy tę spójność znajdziemy w „Poszukiwanej”?

Sam początek intrygi jest niezwykle obiecujący. W Krakowie policja znajduje ciało małego chłopca. W tym samym czasie prywatny detektyw Witold Korczyński zostaje zmuszony do współpracy z szanowanym przemysłowcem. Stanisław Wereszyński zleca mu odnalezienie żony, która zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Niestety główny bohater nie może mu odmówić, a odkrywając kolejne sekrety, mimowolnie wkracza w świat brudnych zaułków i podrzędnych szynków. Z czasem sam zacznie brać udział w pokrętnej grze, w której nie bez znaczenia będą demony przeszłości.

Ten krótki opis może sprawiać wrażenie, że „Poszukiwana” zapewnia kilka godzin intelektualnej rozrywki. Od dobrego kryminału czytelnik nie oczekuje wyłącznie taniej sensacji, strzelanin i hektolitrów krwi. Liczy, że razem z głównym bohaterem będzie łączył kolejne elementy układanki. Protagonista nie musi być przy tym błyskotliwym geniuszem. Wystarczy, że ułoży plan, który konsekwentnie zrealizuje. Tymczasem Witolda Korczyńskiego można nazwać „detektywem z przypadku”. Wprawdzie przemierza Kraków w poszukiwaniu śladów zaginionej, jednak pozostaje zależny od skuteczności innych osób, jak również... szczęśliwych zbiegów okoliczności. Oczywiście należy pamiętać, że detektywi w 1904 r. byli pozbawieni nowoczesnych udogodnień, a informatorzy i nagłe zwroty akcji wpisują się w konwencję kryminału. Gdy jednak ich liczba nadmiernie wzrasta, a bohater zbyt często zleca zadania innym, ma się wrażenie, że jest niekompetentny. W odparciu takiego zarzutu nie pomoże nawet biografia Korczyńskiego - niezwykle barwna, pełna zagranicznych przygód, romansów i tajemnic. Z kart „Poszukiwanej” wyłania się obraz człowieka, który nie jest wyłącznie jednowymiarową kreacją literacką. Jego charakter doskonale określa Wereszyński: „Pan po prostu nie może żyć bez tego dreszczyku emocji, bez zapachu krwi”[1]. Szkoda, że umiejętności i temperament bohatera nie znajdują odbicia w prowadzonym przez niego śledztwie, a do niego samego można mieć co najwyżej stosunek obojętny.

Kryminału retro nie buduje się wyłącznie na protagoniście. Zazwyczaj tworzy się go według utartego przepisu. Autorzy umieszczają swoich detektywów w miastach, w których dawniej stykały się przeróżne kultury. Czytelnik na kolejnych stronach odkrywa nieistniejący już świat, pełen wyrazistych stróżów porządku i przestępców, w którym nawet zbrodnia była „lepsza”. Z tego powodu Wrocław, Kraków bądź Lublin są doskonałymi sceneriami, nagminnie wykorzystywanymi przez pisarzy.

Umieszczając akcję w cesarsko-królewskim Krakowie, autorka stanęła przed szansą nadania swojej powieści unikatowego charakteru. Z tego zadania wywiązała się naprawdę dobrze. Niezwykle łatwo dostrzega się pracę włożoną w badania nad historią miasta. Dawne nazwy uliczek, sklepów położonych przy Rynku Głównym i znanych hoteli stanowią ogromny atut „Poszukiwanej”. Czytelnik ma możliwość poznania uroku Plant, jak również niebezpieczeństw podrzędnych dzielnic. Niestety budując świat przedstawiony w powieści, autorka nie ustrzegła się przed niedociągnięciami. Moim zdaniem, wszystko jedynie zaznaczyła, podała poprawnie, ale bez wzbudzania niepohamowanego zachwytu. Zbombardowała odbiorców różnorodnymi faktami, przy których najczęściej zabrakło kilku zdań wyjaśnienia, nie mówiąc już o tym, by tworzyły spójną całość.

Pisanie kryminałów retro wymaga niezwykłej uwagi. Z jednej strony można popaść w manierę szczegółowego charakteryzowania epoki, co zepchnęłoby samą zbrodnię na dalszy plan. Z drugiej – poprzestając na zaledwie kilku nawiązaniach do faktów historycznych, wykazuje się swoją niewiedzę. „Poszukiwana” balansuje pomiędzy tymi dwiema skrajnościami. Małgorzata Kochanowicz podaje „punktowo” mnóstwo informacji. Być może był to celowy zabieg, mający zachęcić czytelnika do własnych badań opisanego okresu. Obawiam się jednak, iż przyniesie całkowicie odwrotny skutek.

Wrażenie potęguje sposób prowadzenia intrygi. Początkowo akcja toczy się niezwykle wolno, wręcz rozwlekle. Dopiero w ostatnich rozdziałach nabiera rozpędu i przeradza się w szaleńczy galop ku zakończeniu, które następuje zbyt szybko i nie jest w pełni zaskakujące. Już po przeczytaniu kilkudziesięciu stron można domyślić się rozwiązania. Niestety tajemnice, „które nie zawsze powinny ujrzeć światło dzienne”[2], wychodzą na jaw zbyt łatwo.

Jest jednak aspekt, co do którego autorce nie można postawić żadnych zarzutów. Ten element to styl. Kochanowicz użyła lekkiego i zrozumiałego języka Nie popadła przy tym w monotonię, jej opisy cechują się bogatym słownictwem, niewykorzystywanym w XXI wieku. Z tego powodu „Poszukiwaną” czyta się szybko, a wrażenia czysto rozrywkowe są jak najbardziej pozytywne.

Kontynuację losów Witolda Korczyńskiego niezwykle trudno ocenić. Czytelnik znajdzie w nim urokliwy klimat małomiasteczkowej Galicji. Na wspomnienie zasługuje również osoba gospodyni detektywa, wykreowana perfekcyjnie. To ona, bardziej niż nazwy uliczek, nadaje „Poszukiwanej” zabarwienie „retro”. Ta komediowa, momentami wścibska postać nie może jednak zmniejszyć liczby minusów. Jednym z nich jest zbyt wielu pobocznych bohaterów, którzy pojawiają się na kartach powieści. Brakuje im głębi, dopracowanych charakterów. Podobne odczucie wywołują miejsce akcji, Witold Korczyński, intryga itd., itd. Możliwe, iż powieść byłaby o wiele ciekawsza, gdyby miała większą objętość. Niestety czytelnik otrzymał dzieło niedopracowane, autorka nie wykorzystała ogromnego potencjału.

„Poszukiwana” z pewnością będzie idealnym kryminałem na lato. Jej prosta fabuła i ciekawy styl zapewnią godziny wspaniałej rozrywki. Jeżeli jednak pojawi się nadzieja na odkrycie kolejnego twórcy wciągających kryminałów noir, poczynania Witolda Korczyńskiego mogą brutalnie rozczarować – tym bardziej że rodzime tytuły stoją na coraz wyższym poziomie. Obecnie sama intryga i sieć kłamstw nie wystarczą, by zadowolić wybrednych czytelników. „Kłamstwo nie miałoby sensu, gdyby prawda nie została uznana za niebezpieczną”[3]. Jeżeli jednak jej poznaniu zamiast oczekiwanej palpitacji serca towarzyszy delikatne drżenie, tytułu nie obroni nawet świat „retro”. Pozostaje żałować, iż „Poszukiwana” nie odnalazła swojego miejsca w czołówce gatunku.


---
[1] Małgorzata Kochanowicz, „Poszukiwana”, Instytut Wydawniczy Erica, 2013, s. 250.
[2] Tamże, tekst z okładki.
[3] Robert Galbraith, „Wołanie kukułki”, przeł. Anna Gralak, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2013, s. 160.


[Tekst recenzji znajduje się również na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 617
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: