Dodany: 04.06.2009 13:54|Autor: sowkachoinowka

Świat po „Innym świecie”


[Uwaga, w treści zdradzam szczegóły fabuły - recenzja jest przeznaczona raczej do dyskusji z osobami, które już czytały książkę]


Sięgając po literaturę nagrodzoną Noblem, spodziewamy się czegoś bardzo odkrywczego, skłaniającego do myślenia. Boimy się, że nie zrozumiemy wszystkich ukrytych tropów, jesteśmy onieśmieleni. Czy „Miasto ślepców” spełnia wiązane z nim oczekiwania?

W nieznanym z nazwy mieście wybucha epidemia nieznanej wcześniej choroby - zakaźnej ślepoty. Rząd organizuje w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym miejsce odosobnienia dla chorych i poddanych kwarantannie. Do jednej sali trafiają przez przypadek osoby zarażone przez „Pierwszego ślepca” - jego żona, okulista, który go badał, pacjenci z poczekalni, a także żona okulisty - jedyna osoba, która nadal widzi. To ona otoczy tę grupę opieką i będzie próbowała ją ocalić w świecie, który pogrąża się w chaosie i upadku.

„Miasto ślepców” jest uniwersalne - nie wiemy, gdzie ani kiedy toczy się akcja (choć można się domyślić, że w czasach współczesnych i w europejskim kręgu kulturowym). Bohaterowie nie mają imion, narrator nazywa ich po prostu „Żona lekarza”, „Złodziej samochodów”, „Dziewczyna w ciemnych okularach”, i tak też postrzegają się chorzy - co wydaje się bezsensowne, ponieważ ich nowe „imiona” odwołują się albo do funkcji, których już nie mogą wykonywać, albo do tego, jak wyglądają, podczas gdy nikt ich nie widzi.

Jako odniesienie do „Miasta ślepców” często przywołuje się „Dżumę” Camusa i „Władcę much” Goldinga; ja mam dużo mocniejsze skojarzenia z polską literaturą obozową, zwłaszcza z „Innym światem” Herlinga-Grudzińskiego. Zastanawiam się, czy Saramago znał tę pozycję. W każdym razie pierwsza część powieści ukazuje świat bardzo podobny do obozów koncentracyjnych i łagrów - zamkniętych społeczności ludzi walczących o przetrwanie nie tylko z bezdusznymi strażnikami (którzy najbardziej boją się, że sami trafią w miejsce zesłania), ale i z pozostałymi więźniami. Jednak upadek symbolicznej władzy totalitarnej - rządu skazującego własnych obywateli na śmierć - nie przynosi wyzwolenia, gdyż wraz z wolnością więźniowie nie odzyskują wzroku. Odtąd żyć będą w świecie, w którym nie ma żadnej władzy.

Drugą część powieści można uznać za obraz współczesnego świata - świata powojennego, i tutaj właśnie wykraczamy poza ramy zakreślone w literaturze obozowej. Na naszych oczach upada cywilizacja. Wcześniej ślepcy walczyli z władzą sprawowaną przez najsilniejszych i najbardziej bezwzględnych spośród nich samych; teraz panuje demokracja ślepców oparta na konsumpcji - niewidzący ludzie cały czas poświęcają na poszukiwanie dóbr materialnych. Nie walczą już ze sobą, ale i nie pomagają nikomu; nie mogą odnaleźć swoich domów i swoich rodzin. Łączą się w grupy tylko wtedy, gdy może to ułatwić zdobycie jedzenia; jeśli łatwiej jest przeżyć w pojedynkę, porzucają swoje małe społeczności bez żalu.

Saramago kreśli apokaliptyczną wizję kompletnego chaosu, świata pełnego brudu, odchodów, trupów rozszarpywanych przez psy. Ludzie kierują się wyłącznie najniższymi instynktami, przypominają zwierzęta: żywią się śmieciami i surowym mięsem, załatwiają swe potrzeby fizjologiczne gdzie popadnie. Na tym tle wyróżnia się grupa ślepców prowadzona przez Żonę lekarza - ostatnią osobę, która widzi. Jest ona przewodnikiem i obrońcą, który czuwa nad zachowaniem człowieczeństwa, zmywa fizyczny i psychiczny brud. Płaci za to straszną cenę - musi patrzeć na upadek świata, w którym żyje.

Ślepota jest tu oczywiście symbolem. Czy ludzie zachowaliby się inaczej, gdyby poddano kwarantannie nie ślepców, lecz ludzi widzących? Myślę, że w odpowiedzi na to pytanie tkwi klucz do zrozumienia książki. Moim zdaniem odpowiedź brzmi „tak”. Efektem epidemii ślepoty jest nie tylko skutek „ja nic nie widzę” ale i „nikt mnie nie widzi”. Człowiek, który traci wzrok, traci też możliwość postrzegania zachowań innych ludzi, zaczyna podejrzewać innych o nieuczciwość: jak równo podzielić jedzenie, jeśli nikt nie widzi, ile jest osób do wykarmienia, jakiej wielkości są porcje i kto już wziął swoją?

Ale drugi efekt powszechnej ślepoty jest jeszcze ważniejszy - jeśli nikt nas nie widzi, możemy robić to, czego normalnie byśmy nie zrobili - poczynając od sikania pod siebie, gdy nie chce się szukać toalety, poprzez kradzieże i gwałty, a kończąc na zabijaniu. Anonimowość i brak wstydu powodują, że świat tak szybko upada.

„Miasto ślepców” czyta się trudno. Dialogi nie zostały w żaden sposób wyróżnione w tekście, więc poszczególne kwestie zlewają się ze sobą i z kwestiami narratora, nie zawsze wiadomo, kto co mówi: „Wreszcie odezwała się dziewczyna, Wydaje mi się, że jest nas czworo, ja, ten chłopiec, A reszta, dlaczego się nie odzywają, przerwała jej żona lekarza, Jestem, burknął niechętnie jeden z przybyłych, jakby mówienie sprawiało mu trudność, Jestem, odezwał się drugi człowiek”[1].

Nie bardzo wiem, jak odnieść się do narratora powieści. Jest on irytujący, jego wtrącenia wydają się nie na miejscu, a ciągle przywoływane przysłowia - jakby przysłowie było odpowiednie w każdej sytuacji - po prostu denerwują. „Może ufność biednego ślepca wzbudziłaby w złodzieju poczucie odpowiedzialności, zagłuszyła złe myśli i wznieciła żar najczystszych uczuć tkwiących nawet w najbardziej zdemoralizowanych jednostkach. Ale niestety, dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło, jak uczy stare, ludowe przysłowie”[2] - czy tak pisze noblista?! Moim zdaniem te naiwne wtrącenia narratora są świadomym zabiegiem, mającym podkreślić bezradność wobec zaistniałej sytuacji (nie wiem, czy dobrze się domyślam, że narratorem jest człowiek zajmujący mieszkanie lekarza i jego żony, pojawiający się pod koniec powieści), bowiem wobec apokalipsy wszystko brzmi śmiesznie i głupio, a już szczególnie ludowe mądrości.

Psychologia postaci również może budzić wątpliwości. Dla mnie np. jest zupełnie niezrozumiałe, dlaczego Dziewczyna w ciemnych okularach idzie do łóżka z Lekarzem, a Żona lekarza w ogóle nie reaguje.

Mimo wszystko, uważam, że warto przeczytać „Miasto ślepców”, szczególnie traktując je jako swoistą kontynuację polskiej literatury obozowej. Nie każdemu jednak ta książka przypadnie do gustu.



---
[1] José Saramago, „Miasto ślepców”, przeł. Zofia Stanisławska, wyd. Rebis, Poznań 2009, s. 51-52.
[2] Tamże, s. 26.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3669
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Jehanne 31.07.2010 18:16 napisał(a):
Odpowiedź na: [Uwaga, w treści zdradzam... | sowkachoinowka
Mam wrażenie, że masz rację, twierdząc, że narratorem powieści jest pisarz spotkany w mieszkaniu pierwszego ślepca i jego żony. Przemawia za tym nie tylko ilość irytujących wtrąceń, w tym przysłów, tak jakby relacjonująca te wydarzenia osoba podchodziła do tekstu nazbyt emocjonalnie, nie przejmując się za bardzo swym kunsztem i jakby chciała najpełniej oddać uczucia i emocje jemu towarzyszące, często dając się i nawet ponieść. Po drugie, ten zabieg z celowym niezastosowaniem wyszczególnionych dialogów ma na celu pokazanie nam, że jest to dzieło jednego ze ślepców. Możemy się domyślić, że chodzi o pisarza, który sam zwierzył się naszym bohaterom, w jaki sposób pisze swoją książkę. Myślę, że to, co czytamy to spisane wspomnienia żony lekarza, jedynej widzącej osoby w mieście.
"Każdy powinien mówić o własnych doświadczeniach, a jeśli nie wie, pyta innych. Właśnie to zrobiłem, A ja panu odpowiem, nie wiem kiedy, ale obiecuję, że tu wrócę, odparła żona lekarza(...).
Być może wróciła zanim pisarz odzyskał wzrok, być może już gdy widział a symbolicznie dokończył swe dzieło w takim właśnie stylu. Co sądzicie?
Użytkownik: micsad 10.08.2010 20:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam wrażenie, że masz rac... | Jehanne
Intrygujące rozwinięcie książki, szkoda, że sama powieść nie potrafiła w żadnym momencie porwać tak jak Twój komentarz.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: