Dodany: 08.08.2014 10:34|Autor: Frider

Audaces fortuna iuvat*


„Przypadki starościca Wolskiego” można traktować dwojako: albo jako zbiór opowiadań połączonych postacią głównego bohatera, albo jako powieść o jego przygodach, podzieloną na rozdziały poświęcone poszczególnym „przypadkom”. Wolę to drugie podejście do tematu, kolejne opowieści zachowują bowiem chronologiczną ciągłość, a ich dobór pozwala na coraz szersze spojrzenie zarówno na postać samego Wolskiego, jak i przedstawione tło historyczne. Skokowo rozwija się także wątek romansowy, wprowadzający rys osobistej tragedii pana starościca, pięknie uzupełniając barwne wątki przygodowe i kryminalne.

Proponuję nie rezygnować z przeczytania słowa wstępnego autorstwa samego Józefa Hena. Dowiadujemy się z niego bardzo istotnej kwestii - wypadki opisane w książce są wzorowane na prawdziwych wydarzeniach, przedstawionych przez Władysława Łozińskiego w „Prawem i lewem”, zapisie akt sądowych ze sprawami kryminalnymi z obrębu jednego województwa. Ta informacja uwiarygodnia fabułę powieści i skłania do traktowania przedstawionych w niej realiów nie tylko jako fikcji literackiej, ale także jako obrazu epoki. Należy też honor oddać ilustratorom – Janowi Marcinowi Szancerowi i Zbigniewowi Łoskotowi. Ich nastrojowe, ale pełne ekspresji grafiki, wierne tekstowi, są wspaniałym uzupełnieniem fabuły. „Przypadki starościca Wolskiego” bez nich nie byłyby tym samym dziełem, ilustracje stanowią idealne uzupełnienie treści.

Recenzję trzeba poprzedzić małym wyjaśnieniem - słowo „starościc” oznacza syna starosty, a sam starosta w czasach opisywanych w książce (okres panowania Zygmunta III Wazy) to urzędnik państwowy, reprezentant króla na danym terenie (zwykle powiatu lub prowincji), odpowiadający głównie za bezpieczeństwo i przestrzeganie prawa na podległym mu obszarze. Dobrze pasuje tutaj miano „szeryf”, oddające zarówno obowiązki, jak i niebezpieczeństwa związane z wykonywaną funkcją. Podobnie jak szeryf, starosta może być (i jest) romantycznym wyobrażeniem twardego, szlachetnego i sprawiedliwego mężczyzny. Piotr Wolski, tytułowy bohater, pełni specyficzny urząd - jest tzw. starostą jurydycznym, to znaczy nie uzyskał swojego stanowiska z mianowania królewskiego (jak było zwyczajowo praktykowane i z czym wiązały się rozliczne przywileje, głównie majątkowe), ale został wynajęty do sprawowania tej funkcji właśnie przez oficjalnego starostę za odpowiednie wynagrodzenie, czyli jurgielt. Krótko mówiąc - obowiązki i niebezpieczeństwa w całości przynależne stanowisku, ale już zapłata za trud zdecydowanie mniejsza. O czym to świadczy? O bezinteresowności, poczuciu misji, potrzebie przestrzegania prawa i szerzenia sprawiedliwości. A najbardziej ogólnie - wskazuje wprost na szlachetność charakteru. Tyle gwoli wstępnych wyjaśnień.

„Przypadki starościca Wolskiego” to, jak się wydaje, dość wierny obraz Polski z czasów rozdętych do granic możliwości przywilejów szlacheckich, sobiepaństwa różnego rodzaju możnowładców - poczynając od książąt, a na pomniejszych rodach szlacheckich kończąc. Obraz dosyć przerażający, pokazujący rozpasanie szlachty, dowolne interpretowanie prawa (podeprzeć prawem, zabrać lewem), praktycznie bezkarność, nawet w przypadku zbrodni, najazdów, porwań. Warcholstwo - piękne, trafne i staropolskie słowo - mało gdzie jest tak zrozumiałe, jak w tej właśnie powieści. Niebywała pycha, przekonanie o swojej wyjątkowości, ważności, nietykalności i doskonałości dotykają większość „braci”. Na tym tle Piotr Wolski lśni jak brylant na stercie węgla, choć może to niezbyt trafne porównanie, bo starościc jest po prostu normalny, taki, jaki mógłby (i zresztą powinien) być każdy szlachcic. To jego zdegenerowane otoczenie, „panowie bracia”, sprawia, że każda osoba kierująca się jakimkolwiek kodeksem honorowym wyróżnia się pozytywnie. O dobru Polski mówi tutaj każdy: tym chętniej i głośniej, im większy interes osobisty w tym widzi; jednak na włościach istnieje tylko prawo właściciela: tym silniejsze, im silniejszy zbrojnie czuje się magnat. Piotr Wolski to reprezentant króla, władzy państwowej, prawa stanowionego. Jego największym przeciwnikiem jest prawo odwieczne - prawo silniejszego, prawo pięści. Tutaj rację ma ten, kto dysponuje mocniejszymi argumentami siłowymi. Szlachta sprawia wrażenie wykształconej i elokwentnej. Chętnie posługuje się łaciną (choć, jak się wydaje, raczej szczątkową), wtrąca zwroty obce do kwiecistego języka potocznego. Jednak pod tą powierzchowną, ładną warstewką kryją się ograniczone horyzonty, prymitywizm, arogancja, często zwykłe chamstwo. Powszechnie panuje wyrachowanie, patriotyzm jest na pokaz w momentach wygodnych szlachcicowi, a pospolite ruszenie ma szanse tylko wtedy, gdy niesie ze sobą obietnicę profitów lub jest skierowane przeciwko warstwie społecznej innej niż szlachecka. Mało prawdopodobny staje się udział szlachty w pościgu za znanym zbrodniarzem, jeżeli wiadomo, że jest nim szlachcic, natomiast łatwo dochodzi do samosądów nad rzemieślnikami, mieszczanami, chłopstwem. W takich warunkach Wolski musi poruszać się ostrożnie, ważyć słowa i liczyć się z opinią szlacheckiej braci. Wizerunek buduje się powoli, poważanie zdobywa się z trudem; szacunek, a nawet życie utracić można w jednej chwili. To wyzwanie, któremu sprostać może tylko człowiek przekonany o swojej racji, zdeterminowany i niemający zbyt wiele do stracenia.

Oczywiście w swojej pracy starościc spotyka się nie tylko z jednoznacznymi, czarno-białymi sprawami. Każdego dnia musi mierzyć się z moralnymi dylematami, dokonywać wyborów pomiędzy obowiązującym prawem, presją środowiska a własnym sumieniem. To najciekawsze fragmenty powieści: lawirowanie bohatera wśród przepisów ustawowych, zwyczajowych i zwyczajnie ludzkich wskazuje na pokrętność jego czasów. Daje pojęcie o złożoności życia w tamtych latach i jednocześnie o braku jednolitych kryteriów etycznych. Warto zwrócić uwagę na jasno przedstawione niewolnictwo w ówczesnej Polsce. Raczej rzadko zastanawiamy się nad klasowością Polski szlacheckiej i chociaż wszystkich razi wspomnienie czarnego niewolnictwa Południa Stanów Zjednoczonych czy istniejąca do dzisiaj kastowość w Indiach, mało kto zdaje sobie sprawę, że w Polsce przez wieki niewolnictwo było czymś naturalnym i prawnie umocowanym. Poza klasą szlachecką życie ludzkie miało niewielką wartość, a w przypadku chłopów należało całkowicie do ich pana. Zabiwszy cudzego sługę, szlachcic musiał się liczyć co najwyżej z koniecznością zapłacenia grzywny; za morderstwo na własnym poddanym (nikczemnej kondycji) żadnych konsekwencji nie ponosił (co najwyżej musiał uważać, żeby się juchą podłego stanu zanadto nie pobrudzić). W książce Hena te zależności klasowe zostały przedstawione bardzo precyzyjnie, współistnienie hermetycznie oddzielonych środowisk (mieszczaństwo, szlachta, chłopstwo) jest tutaj utrudnione przez niemożliwe do przekroczenia bariery - niechęć ze strony samych zainteresowanych, zacementowanie w wielowiekowych przyzwyczajeniach.

„Przypadki starościca Wolskiego” składają się z ośmiu oddzielnych opowiadań. Poznajemy w nich kolejno samego starościca, jego przybycie do Polski po kilkuletniej nieobecności, objęcie urzędu starosty jurydycznego. Sprawy stawiane przed młodym, niedoświadczonym starostą są pasjonujące - pościg za „infamisem” (osobą wyjętą spod prawa królewskim listem gończym); niebezpieczny konflikt z możnowładcą - sławnym „diabłem łańcuckim” Stanisławem Stadnickim; historia sieroty - chłopca uwolnionego z jasyru tatarskiego, ponownie uprowadzonego siłą przez zdeprawowanego szlachcica; romantyczna i tragiczna zarazem opowieść o miłości dwóch mężczyzn do zamężnej kobiety; nieco egzotyczna rzecz o „człowieku z kindżałami”; tajemnica skarbu ukrytego w zamkowych lochach; oraz na deser miłość samego Piotra Wolskiego, gorąca, pełna nadziei i zakończona niespodziewanym finałem. Należy zaznaczyć, że uczuć w książce jest bardzo dużo. Praktycznie tętni nimi każda opowiedziana w niej historia. Miłość szaleje, zbiera żniwo krwawiących dusz i złamanych serc. Równie silna jak miłość, nienawiść zaślepia umysły, wciska szable w dłonie, oczy zasnuwa czerwoną mgłą. O kobiety idą krwawe boje, trup ściele się gęsto, lecz nie zawsze zwycięzcy uzyskują przychylność bogdanki, gdyż uczucia są tym, czego szablą zdobyć nie można. Dużo tutaj dramatyzmu, gwałtownych szturmów na zamkowe mury, pościgów, forteli i niepohamowanych zapałów serca. Nie zabrakło humoru, jest poeta sowizdrzał, wiecznie nietrzeźwy, ale trzeźwością osądów pomagający starościcowi wybrnąć z trudnych sytuacji. Są piękne wybranki serc, ale i wdzięczne zdobywczynie serc rycerzy, bez jednego wystrzału pokonanych. Są jeńcy krwawą zemstę w sercu chowający, skośnoocy Tatarzy kęsim wszystkim Lachom chcący zadać i Kozacy łby swoje podgolone gorzałką zapalający. Czasy te, czasy Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Polski sarmackiej, to okres pełen gwałtownych zwrotów historycznego powodzenia - od zwycięstw imię Polski po całym świecie rozsławiających po spektakularne upadki, budzące osłupienie zarówno w Polsce, jak i za granicą. Czasy dość dzikie, pełne samowoli i bezprawia, ale jednocześnie wyjątkowo barwne, dające pole do popisu ludziom odważnym, zawadiakom o duszach hardych i niepokornych. W czasach takich żyć trudno, lecz czytać o nich - to jak pod lipy koroną szeroką miód trójniak pić, żyły rozgrzewający i serce napełniający uczuciami gwałtownymi. I oczy zamknąwszy, już po chwili parskania koni, brzęku szabel słuchać, marzyć, marzyć, marzyć...


---
* Audaces fortuna iuvat (łac.): śmiałym los sprzyja; za: Józef Hen, „Przypadki starościca Wolskiego”, Krajowa Agencja Wydawnicza, 1982, str. 15.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3819
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: