Dodany: 06.08.2014 16:37|Autor: carmaniola

Książka: Samotna wędrówka przez Afrykę
Sandham Fran

2 osoby polecają ten tekst.

Livingstone na każdą pogodę


Miałam czytać powieść, ale była męcząca. Chwytałam w ręce to i owo i nic mi nie pasowało. Aż zajrzałam do leżącej od dawna, bo zakupionej podczas któregoś z wyjazdów – tak, zdarzyła się taka katastrofa, że w szale pakowania na ostatnią chwilę nie włożyłam do walizki żadnej książki i potem zamiast po górach biegałam po mieście, szukając księgarni – książki podróżniczej.

Już na samym wstępie Fran – jestem pewna, że nie obraziłby się za zbytnie spoufalanie, bo zaprzyjaźniliśmy się podczas jego podróży, rozbroił mnie ciepłym uśmiechem i traktowaniem siebie samego z lekkim przymrużeniem oka. A przecież porwał się prawie z motyką na słońce, bo postanowił pieszo przewędrować w poprzek Afrykę. I o tej podróży w swojej książce opowiada.

Wyrusza z Namibii, z Wybrzeża Szkieletowego, poprzez Zambię, Malawi i całą Tanzanię, aż do punktu końcowego na Zanzibarze. Prawie pięć tysięcy kilometrów, od Atlantyku, do Oceanu Indyjskiego. Samotnie, na własnych nogach.

I całą drogę towarzyszyłam mu dzielnie, zalewając się potem na rozprażonym piasku pustyni, szczękając zębami, gdy w nocy temperatura spadała poniżej zera; grzęzłam w błocie, mokłam podczas ulewnych deszczy, walczyłam z moskitami i ze strachem nasłuchiwałam zza ścianek namiotu, czy przypadkiem jakiś lew nie ma ochoty złożyć mi niezapowiedzianej wizyty. Martwiłam się, że zabrakło mu plastrów na poobcierane stopy i… - przepraszam Fran – zaśmiewałam się do łez podczas opowieści o tym, jak próbował namówić do wędrówki przez pustynię najpierw osła, a potem na wpół dziką mulicę.

I chociaż nie ma w tej książce wiele o mijanych miejscach – jedynie drobne, choć wg mnie trafne uwagi – bo to przede wszystkim opowieść o zmaganiu się ze samym sobą ("Gdy się zatrzymuję, muszę być sam, bo inaczej nie odpocznę. Czuję niepohamowaną potrzebę ukrycia się w cieniu, potrzebę spokoju i ciszy, a rozmowy z ludźmi w takich chwilach, chociaż są mili i przyjaźni, raczej przeszkadzają"[1] – pisze Fran), to monotonię historii marszu rozbijają anegdotki i fragmenty relacji z podróży sławnych odkrywców afrykańskiego kontynentu.

Dla mnie wielką gratką było to, że głównym "współuczestnikiem" tej wyprawy autor uczynił Davida Livingstone’a. Pojawiają się także wzmianki o Groganie i Stanleyu, którego bezwzględność i okrucieństwo autor próbuje tłumaczyć trudnym dzieciństwem, ale tak naprawdę w tej podróży towarzyszy nam – Franowi i czytelnikom - doktor Livingstone, co mnie ogromnie cieszyło, bo o ile o Stanleyu trochę czytałam, to ten odkrywca nie był mi bliżej znany. Szkoda, że żaden polski wydawca nie pokusił się o wydanie, chociaż we fragmentach, relacji z jego afrykańskich podróży! Przytaczane przez Sandhama fragmenty budzą apetyt na więcej i każą spodziewać się nie byle jakiej uczty.

Nie stworzył Sandham arcydzieła literackiego i nie odznacza się ta relacja nadmierną błyskotliwością, ale jest akurat tym, czego potrzebuje zmęczony upałami czytelnik – lekką, okraszoną humorem opowieścią o realizacji marzeń.

- - -

[1] Fran Sandham, "Samotna wędrówka przez Afrykę", przeł. Małgorzata Żbikowska, Świat Książki, 2011, s. 246.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 449
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: