Dodany: 03.06.2009 14:32|Autor: EPA!

Historia pisana cierpieniem (pacjentów i chyba jednak chirurgów)


Lekarze zawsze byli dla mnie grupą godną podziwu. Abstrahując od wszystkich żalów, jakie do nich mam, od patrzenia przez pryzmat stanu naszej służby zdrowia, uważam, że tylko tytan jest zdolny po pierwsze - do przejścia studiów medycznych, po drugie – do wykonywania tego zawodu. Wiem, są zawody cięższe fizycznie, są może bardziej niebezpieczne. Ale nikt tak jak lekarz nie ma na co dzień do czynienia z cierpieniem i śmiercią, nikt jak on nie ma poczucia, że mimo postępu medycyny są przypadki, w których cała jego medyczna wiedza jest nieprzydatna, nikt jak on nie ma świadomości, że jego błąd może kosztować kogoś życie. Trzeba siły, by coś takiego wytrzymać, albo może nieczułości, okrucieństwa, odwagi, brawury, chęci sławy, determinacji w chęci pomagania ludziom? A może po trosze każdej z tych cech? A może to charakter konkretnego człowieka-lekarza przesądza, która z tych cech jest decydująca?

Gdy czytałam „Stulecie chirurgów”, targały mną skrajne uczucia... Biorąc książkę do ręki, byłam przekonana, że sięgam po pozycję popularnonaukową. I właściwie nie jest to nieprawda. Nie jest to też do końca prawda, bo są w niej i elementy biografii autora zapisków, i fragmenty biografii różnych kuglarzy, karierowiczów, "rzeźników", naukowców i szkolonych medyków, geniuszy i szaleńców praktykujących w owym czasie i przypadkiem bądź rozmyślnie będących sprawcami chirurgicznych cudów.

Momentami trudno mi było oprzeć się wrażeniu, że czytam jakiś marny horror, który swą marność usiłuje zniwelować nagromadzeniem krwawo–okrutnych scen.

A jednak nie jest to horror. Książka powstała na podstawie zapisków dziadka autora, H.St. Hartmana, lekarza i podróżnika, który interesował się wszelkimi nowościami we współczesnej mu chirurgii, przemierzał świat, by być naocznym świadkiem lub chociaż osobiście porozmawiać z autorami nowatorskich i niewyobrażalnych dla ówczesnego świata zabiegów czy wynalazków – kroków milowych w postępie chirurgii.

Dlaczego momentami te relacje przypominają horror? Ano dlatego, że w czasie, gdy rozpoczyna się opowieść (1830) dziedzinę, która dzisiaj rozwinęła się w chirurgię można by nazwać krwawym hazardem, rosyjską ruletką - i nie byłoby to nadużyciem. Nie miano pojęcia o antyseptyce, nie znano narkozy, a i wiedza o ludzkiej anatomii opierała się raczej na domniemaniu niż pewności. Taki czarodziej-chirurg, w fartuchu sztywnym od krwi i ropy (czasem nawet we fraku), gołymi rękami uzbrojonymi w prymitywne, brudne narzędzia, w obecności publiki, na stole nawet nieoczyszczonym po poprzednim pacjencie, dokonywał czegoś zwanego operacją, jeśli już zawiodły wszystkie inne (czasem kuriozalne) sposoby leczenia. Ludzie marli jak muchy czy to z gorączki gnilnej, przekleństwa ówczesnych szpitali, czy z szoku spowodowanego bólem, czy też z powodu błędów w sztuce lekarskiej. Cierpienia ich były niewyobrażalne i, niestety, często daremne.

W książce poznajemy wydarzenia będące krokami milowymi w rozwoju chirurgii, a także okoliczności. jakie do tych zdarzeń doprowadziły. Dowiadujemy się, jak krok po kroku zostają przełamane kolejne tabu: rekonstrukcja nosa, usunięcie nerki, świadomie udane cesarskie cięcie, operacja żołądka, operacja wyrostka robaczkowego, w końcu operacja na żywym ludzkim sercu. Niejako „po drodze” jesteśmy świadkami powszechnych ułomności natury ludzkiej, od których, niestety, chirurdzy nie są wolni, a są nimi pycha, chciwość, żądza sławy, nieufność wobec wszystkiego co nowe oraz rutyna i ślepe ufanie autorytetom. Te cechy sprawiły, że skończyli marnie prekursorzy narkozy (Wells), antyseptyki (Semmelweis), że zlekceważono wiele ważkich odkryć, opóźniając rozwój chirurgii o całe dziesięciolecia.

Autor zapisków nie stroni od osobistych refleksji na temat opisywanych zdarzeń, przytacza też dramatyczne przypadki dotyczące jego bliskich. Utwierdza mnie to w opinii, którą podzieliłam się na wstępie – trzeba być tytanem, by wykonywać ten zawód.

Optymistyczne przesłanie książki to to, że postęp jednak jest nieubłagany. Trzeba tylko odpowiednio dużo czasu i odpowiednio odważnych i bezkompromisowych ludzi, którzy nie boją się „sięgać, gdzie wzrok nie sięga”, bo oni właśnie są motorem postępu.

Książkę oceniam na 6 i polecam!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2023
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: