Dodany: 30.07.2014 18:57|Autor: misiak297

Ich zapomniane cierpienia


Mało kto wie, że Ewa Ostrowska - autorka mocnych i kontrowersyjnych powieści - debiutowała zbiorem reportaży "Tort urodzinowy". Zresztą nie ma się co dziwić - to książeczka dziś już właściwie niedostępna, biały kruk. Zapomniano o niej, a jednocześnie w niepamięć odeszły opisane historie. A przecież literaturę faktu tworzy się po to, żeby pamiętać o tym, co zdarzyło naprawdę i nie stanowi wymysłu autora. O ludziach z krwi i kości, o wyraźnie naszkicowanych biografiach. O miejscach, których często już nie ma. O zdarzeniach, które zaistniały. Reportaż jest swoistym pomnikiem. I na cóż ten pomnik, skoro po pięćdziesięciu latach zapomniano, że w ogóle został postawiony? Na koniec tego przydługawego wstępu dodam tylko, że mój egzemplarz "Tortu urodzinowego" to odrzut z biblioteki zakładowej Huty im. Marcelego Nowotki, ostatni raz wypożyczony w 1973 roku.

Otwarłem książkę, aby poznać przedstawione w niej opowieści. I po blisko pół wieku wrócili tamci ludzie, którzy zapewne w większości już nie żyją. I poznałem Hankę Domagałę zwaną pogardliwie Kulasem. I wyobraziłem sobie ból, który czuła, gdy pijany ojciec zmiażdżył jej nogę, skazując ją nie tylko na wieczne kalectwo, ale również na społeczną pogardę ("Dom"). I pewnego ambitnego nauczyciela, który przy pomocy opalcowanego globusa i wytartej mapy przemierzał ze swoimi uczniami świat ("Dalekie podróże"). I powiatowego romantyka Konrada, który najpierw pisywał niedoceniane wiersze, a potem stopniowo tracił swoje ideały, bo przeczuwał, "że do końca życia będzie siedział przy okrągłym stole między teściową, co mu zagląda w talerze i kąski liczy, a żoną, która coraz bardziej tyje, że nigdy nie zobaczy innego nieba niż to, które jest nad placem Kościuszki, że zawsze będzie uczył w klasach od pierwszej do siódmej, odpytywał z gramatyki, klasówki na "ó" robił i żadnej innej szosy nie zobaczy, prócz tej w kostkę, nie spotka innego świata poza tym, którym są: kino na dwieście miejsc, dom kultury, gospoda ludowa "Pod Bazyliszkiem", poczta, sąd, co piątek targ, a co niedziela - suma"[1].

Wrócili ze swoimi dramatami również inni - Elżbieta, nieślubna córka alkoholiczki, spisana na straty jako "bękarciucha", którą matka wysyłała po wódkę. Na wpół ślepa kobieta, która wciąż czci żmiję wyhodowaną na własnej piersi (trudno znaleźć inne słowa na określenie jej okrutnego syna, pieszczotliwie nazywanego przez nią Stasieczkiem). Mała Ala żyjąca w luksusach - dziewczynce brakowało tylko tego, czego nie dostanie się za pieniądze: rodzicielskiej miłości (matka i ojciec traktowali ją jak worek do trenowania wzajemnej nienawiści). Dwunastoletnia Ania kryjąca się pod łóżkiem przed światem i marząca o tym, aby matka była dla niej czuła i nie biła jej pasem z metalową klamerką. Dwudziestopięcioletni Zenuś żyjący pod dyktando apodyktycznej matki i jej przyjaciółki z sąsiedztwa, pani Helci:

"Ja posłuszny syn jestem, pensję całą oddaję, czasem tylko skręcę parę złotych [...]. W niedzielę do kościoła idę, matka u jednego boku, pani Helcia z drugiego, a ja w środeczku - pod rękę mnie obie prowadzą. Nie ma obawy - i tak nie ucieknę, bo dokąd? "A nie garb się!" - więc się prostuję, "a uśmiechnij się" - więc się uśmiecham, "a zobacz, jakie buty sobie kupiła Grzelakowa" - więc oglądam buty Grzelakowej. Ot, i tak żyję"[2].

To wszystko ożywa tak, jakby zdarzyło się wczoraj. I znów krewni Stefanii Paprockiej, pogrążeni w żalu gromadzą się nad trumną matki (i nie zastanawiają się wcale nad tym, co skłoniło staruszkę do samobójstwa). I znów matka kusi Alę - kupi jej upragnionego kotka. Ta sama matka później pisze do przebywającej z ojcem córki: "...jeżeli nie przyjedziesz do mnie w przeciągu tygodnia, to później nie znajdziesz już swego kotka. Ukręcę mu łebek, powyrywam nóżki. Pamiętaj, Alusiu. I nie pokazuj mego listu ojcu. Jak się dowiem, że dałaś mu list do przeczytania, to też zabiję twego kotka"[3]. I znów szanowany powszechnie i niezmiernie pobożny Józef Wróbel katuje swoją zalęknioną żonę za to, że nie może zajść w ciążę. Wróblowa "o dziewiętnaście lat od swego męża młodsza, dziesięć lat starzej od niego wyglądała"[4]. I znów ten sam Józef Wróbel trzyma przez osiem lat swoją córkę w stodole, aby chowała się z bydłem, za to tylko, że Maria nie jest upragnionym synem. Tragedia rodziny Wróblów nie jest owiana tajemnicą, rozgrywa się na oczach lokalnej społeczności:

"Nie potępiano we wsi jednak Józefa Wróbla, bo takie jego prawo - ojcowskie - było: dziecko uznać albo i nie; jego też święte prawo - mężowskie - żonę bić i na śnieg wypędzać; widać grzech musiała ciężki na sobie dźwigać, jeżeli ją Bóg niepłodną uczynił. Tak się zawsze działo od dziada pradziada i nikt temu zwyczajowi sprzeciwić się nie śmiał; prawo męża - nakazywać, obowiązek kobiety - ślepo słuchać; prawo męża - karać, obowiązek kobiety - pokornie karę znosić"[5].

Bohaterowie reportaży Ostrowskiej zapewne w większości już nie żyją, tak jak i - niestety - ona sama. Zostali zapomniani, zamknięci w książce, po którą nikt dziś nie sięga. To na szczęście można zmienić. Zachęcam Was gorąco, dajmy tej pozycji drugie życie. Pochylmy się nad wstrząsającymi dramatami, które naprawdę miały miejsce. Przecież takie historie rozgrywają się też współcześnie. Może nawet gdzieś obok nas skryta pod łóżkiem płacze dziewczynka, tęskniąca za odrobiną matczynej miłości?

[1] Ewa Ostrowska, "Tort urodzinowy", Wydawnictwo Łódzkie, 1965, s. 69.
[2] Tamże, s. 66.
[3] Tamże, s. 116-117.
[4] Tamże, s. 19.
[5] Tamże, s. 20.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1711
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: lutek01 12.08.2014 23:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Mało kto wie, że Ewa Ostr... | misiak297
Bardzo dobra książka i również ja zachęcam do sięgnięcia po nią.
Reportaże Ostrowskiej są dość nietypowe - literackie, jak mawiała sama autorka, czyta się jak opowiadania, a to jednak prawda... Bardzo lapidarne w formie, czasami bardzo mocne, powiedziałbym "esencjonalne". Takie migawki z życia zwykłych ludzi, najczęściej nieszczęśliwych z wielu powodów lub unieszczęśliwiających innych. Nic się ta książka nie zestarzała, Elżbiety, Stefanie Paprockie czy małe Alusie żyją i dzisiaj.

Taka myśl mi jeszcze przyszła po przeczytaniu, choć może się to wydać banalne. Dobra literatura, jak ta omawiana tutaj bywa zapomniana, niepolecana, uważana za nieistotną, wycofywana z bibliotek lub zwyczajnie nieczytana (jestem trzecią osobą oceniającą tę - jak dla mnie bardzo prostą, ale wartościową i prowokującą do myślenia - książkę), gdy tymczasem pozycje prezentujące czasem naprawdę żenujący poziom i nic nie dające (nawet tym czytelnikom, którzy nastawiają się przy czytaniu raczej na rozrywkę i spędzenie paru chwil z lekką lekturą) są często bestsellerami i doczekują się wielu opracowań, recenzji itd. Jakoś tak mi ta dysproporcja nie pasuje Szkoda mi tej książki po prostu. Zdecydowanie zasługuje na odkurzenie i drugie życie.
Użytkownik: Marylek 12.11.2016 10:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo dobra książka i ró... | lutek01
Ja również miałam momentami wątpliwości - czy naprawdę czytam reportaż, czy opowiadanie?

Przerażające jest to, że po pięćdziesięciu latach i wielkich zmianach technologicznych jakie nastąpiły w międzyczasie, tak wiele opisywanych przez Ostrowską zjawisk wciąż jest aktualnych. Dzieci wciąż wykorzystywane są w rozgrywkach między rozwodzącymi się rodzicami, młodzi, "nowocześni" wstydzą się swoich korzeni i nie przyznają do starych rodziców czy dziadków, gdy Ci nie pasują do ich aktualnego otoczenia, szefowie zawistnie pilnują swoich stanowisk, inność piętnowana jest i wyszydzana, jakakolwiek inność: czy to kalectwo fizyczne, czy odmienny sposób myślenia, czy próba pójścia pod prąd narzuconym schematom. Wciąż mnóstwo ludzi żyje dla innych - bo "co ludzie powiedzą" ważniejsze jest, niż to, co powie, co czuje najbliższa osoba - dziecko wysyłane na niechciane studia, współmałżonek próbujący realizować ambicje z młodości, czy nawet pełen wiary w ideały pracownik. Wciąż najłatwiej jest wyśmiać, podciąć skrzydła. A stereotypy i przesądy trzymają się mocno.

Bardzo wartościowa książka, też polecam.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: