Wampiry w postradzieckim kraju
Do powieści Diwowa przywabiły mnie, oczywiście, wampiry. Albowiem kolekcjonuję poniekąd rozmaite odmiany mitu wampirycznego. Spodziewałam się klasyki, banału i taśmowej produkcji w wersji gore - na szczęście, jak to niektórzy mawiają, "miło się rozczarowałam". Wampiry Diwowa nie są sztampowe, występują w rozmaitych formach - od klasycznego ulicznego krwiopijcy po tajemnicze postacie, które tak do końca nawet nie bardzo wiadomo, czy rzeczywiście są wampirami, za to posiadają władzę. Sposób zarażenia wampiryzmem też nie jest do końca wyjaśniony - mowa o jakimś pasożycie... Oprócz wampirów od razu na wstępie pojawia się wilkołak - smarkaty, usiłujący wykarmić się na porywanej chłopom żywinie, czego omal nie przypłaca życiem.
To tyle w kwestii części fantastycznej wątków, które choć istotne, jednak nie stanowią całości powieści. Bo to powieść o Rosji postradzieckiej - wsi, mieście, małym miasteczku; o ludziach, którzy starali się przeżyć za tzw. komunizmu, a teraz wykorzystują nabyte wtedy umiejętności, by poradzić sobie w nowym ustroju. O tym, jak mutują systemy władzy, co się zmienia, a co trwa - bo w końcu funkcjonują w nich ci sami ludzie. Mamy więc kilkuwątkową i kilkuwarstwową powieść obyczajową, dobrze osadzoną w rzeczywistości dzisiejszej Rosji - wampiry i inne stwory nie istnieją same w sobie, oddzielnie: tak się po prostu składa, że niektórzy bohaterowie niezbyt są ludzcy :).
Na koniec jeszcze o tłumaczeniu: Eugeniusz Dębski - tłumacz plus Ewa Białołęcka - redaktor (wyd. Fabryka Słów, 2009) to bardzo dobra kombinacja. Język jest soczysty, dosadny, a jednocześnie płynny, zachowana jego rosyjskość bez sztywnego kalkowania i rusycyzmów. Tylko nieszczęsne "arki" zostały (pod "arką" bramy się przechodzi...).
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.