Dodany: 16.07.2014 00:11|Autor: Roke_Alva

Za kufel rumu i garść dublonów


Gust literacki podlega licznym zmianom. Wraz z upływem lat czytelnik odkrywa kolejne gatunki, poznaje nowych autorów, nieprzerwanie poszukując swojego ideału. Niezwykle prosta literatura, znana z dzieciństwa, zostaje zastąpiona przez pozycje z innych nurtów. Często pojawia się zainteresowanie fantastyką lub coraz popularniejszymi książkami z gatunku New Adult. Z czasem może ujawnić się potrzeba sięgnięcia po dobry kryminał lub powieść obyczajową. Niezależnie od coraz „starszego” numeru PESEL, w każdym pozostaje pewien pierwiastek dziecka. Jest widoczny w przywoływanych wspomnieniach, jak również w chęci sięgnięcia po coś z omijanego od dawna gatunku. Omijanego, ponieważ w opinii wielu „pewnych książek nie wypada już czytać”.

Literatura jest jak moda. Pojawiają się w niej światowe trendy, w których pierwsze skrzypce grają autorzy najpoczytniejszych w danym momencie gatunków. Inni muszą zadowolić się o wiele mniejszą grupą odbiorców. Czasami porzucają tematykę swoich wcześniejszych prac, dołączając do stale pęczniejącego mainstreamu. Ten problem dotyczy odmiany książek, która nierozerwalnie łączy się z dzieciństwem.

Klasyczne powieści przygodowe, gdyż o nich tu mowa, przegrały w ostatnich latach z wielu powodów. Gwałtownie wzrosła popularność fantastyki, literatury wampirycznej, kryminałów pochodzących z zimnej Skandynawii. Swoje trzy grosze dorzuciło kino, które udanie zastępuje szczególnie ten rodzaj literatury. Nic dziwnego, że Tomek Wilmowski, Fileas Fogg i kapitan Nemo przegrywają z Eragonem, Bellą Swan czy Jackiem Sparrowem. Tymczasem książki przygodowe mają ciągle dużo do zaoferowania. Wyparte na granice literatury, opatrzone etykietką „dla dzieci”, bronią się wyważonym połączeniem rozrywki i nauki. Robią to niezwykle udanie. Wystarczy tylko dać im szansę.

Na taką szansę zasługuje prezentowane w tej recenzji dzieło Michaela Crichtona. „Pod piracką flagą” nie jest oczywiście jego jedyną powieścią. Wystarczy wymienić takie tytuły, jak „Kongo”, „Park Jurajski” i „Wirus Andromeda”, by pokusić się o nazwanie go autorem kultowym. Wiele z jego książek doczekało się ekranizacji. Zasłynął nie tylko jako pisarz, ale także ceniony reżyser, scenarzysta i pomysłodawca m.in. „Ostrego dyżuru”. Brzmi zachęcająco? Chcecie się przekonać, o czym jest „Pod piracką flagą”? Czy warto dać Crichtonowi szansę? Wejdźcie zatem na pokład, mocno chwyćcie za reling i pożeglujcie razem z nim przez Morze Karaibskie.

Książka przeniesie was do Port Royal, miasta będącego niepodważalnym świadectwem angielskiej obecności na Karaibach, w większości hiszpańskich... Tę przeuroczą kilkutysięczną osadę poznajemy w czasach jej gwałtownego rozkwitu. W XVII wieku nie była oazą spokoju; bójki, morderstwa, prostytucja stanowiły dla przeciętnego obywatela Jamajki chleb powszedni. Tu właśnie mieszka Charles Hunter. Dla większości szanowany obywatel i uczciwy korsarz (nie mylić ze złym piratem!), który troszczy się o gospodarkę kolonii. Dla bardziej porządnych członków społeczności „morderca, łotr, dziwkarz i pirat”[1]. Za namową gubernatora, sir Jamesa Almonta, postanawia wyruszyć na kolejną wyprawę. Tak zaczyna się wielka przygoda...

Poprzedni akapit przywodzi na myśl zwiastun filmu? Akcja przedstawiona przez Crichtona w wielu elementach przypomina serię „Piraci z Karaibów”. Została naszpikowana nagłymi zwrotami oraz momentami, gdy serce czytelnika zatrzymuje się w oczekiwaniu na wyjście z dramatycznej sytuacji. Nie jest to oczywiście zarzut. Fabuła idealnie oddaje klimat powieści marynistycznej i doskonale przedstawia nastrój Karaibów w złotym wieku piractwa.

Nie byłoby to możliwe bez dobrze stworzonych bohaterów. W „Pod piracką flagą” przewija się ich naprawdę dużo. Na szczęście każdy, na czele ze wspomnianym wcześniej kapitanem Hunterem, ma wyróżniające go cechy. Są tu skrytobójcy, doskonali żeglarze, a nawet pomysłowi wynalazcy. Ta wesoła gromadka stworzona przez Crichtona jest ogromnym atutem powieści. Bez niej byłaby ona kolejną zwyczajną opowieścią o korsarzach, jakich wiele. Dzięki staraniom autora przygody bohaterów stają się bliższe czytelnikowi, zdecydowanie mocniej zapadają mu w pamięć. Nie zliczę momentów, w których śmiałem się z wypowiedzi Endersa lub podziwiałem cichą (słowo klucz) odwagę Bassy.

Jak przystało na powieść przygodową, akcja została osadzona w niezwykle barwnej scenerii. Nie można nie zauważyć, iż autor pracował przy produkcjach filmowych. Wszystkie miejsca, w których toczą się wydarzenia, przedstawił doskonale. Czytając o brudnych zaułkach Port Royal można przenieść się w świat portowych tawern, pełnych nadpsutego rumu i nadpsutej moralności. Tropikalne wyspy, odkrywane podczas przygód, są z kolei obszarami w niepodzielnym władaniu sił natury. To tutaj wieją straszliwe wiatry, panuje trudny do wytrzymania upał i żyją śmiertelnie niebezpieczne stworzenia. Dla Crichtona nie ma rzeczy niemożliwych do opisania. Morskie podróże, pojedynki i bitwy morskie przedstawia plastycznie, wręcz namacalnie.

Z tego wszystkiego wyłania się obraz świata, w którym akcja nigdy nie zwalnia. Rzeczywiście po pierwszych rozdziałach, służących wprowadzeniu czytelnika w świat nieistniejącego już dzisiaj miasta (trzęsienie ziemi zniszczyło Port Royal kilkanaście lat po wydarzeniach z „Pod piracką flagą”), zdecydowanie przyśpiesza. Wątki pojawiają się jeden po drugim, dzięki czemu łatwo nadążyć za zmieniającą się (często z prędkością wystrzelonej kuli armatniej) sytuacją. Wielu taka schematyczność nie zachwyci, jednak stanowi nieodłączny wyznacznik powieści przygodowej.

Każda pozycja z tego gatunku ma walory edukacyjne. Tu też od pierwszych stron dostrzega się, że autor starannie przygotował się do oddania prawdziwego obrazu Nowego Świata w XVII wieku. „Pod piracką flagą” śmiało można polecić jako doskonałą pozycję w przerwach pomiędzy lekturą fachowych opracowań. Czytelnik znajdzie tutaj wiedzę o sytuacji polityczno-gospodarczej na Karaibach, pozna podstawy wiedzy o handlu, wyprawach morskich, przepisach obowiązujących bukanierów. Wystarczy wspomnieć bogatą terminologię żeglarską odnoszącą się do budowy i uzbrojenia siedemnastowiecznego slupa. Zdarzało mi się wyszukiwać co mniej znane terminy, żeby silniej poczuć klimat awanturniczych przygód. Chcecie wiedzieć, czym jest zęza lub falkon? Jak groźny bywa wąż koralowy? Na czym polega liczenie czasu „szklankami”? Książka Crichtona dzięki żywemu stylowi trafi nawet do osób niechętnych poszerzaniu swojej wiedzy.

„Pod piracką flagą” jest przykładem powieści, które przenoszą czytelnika w czasie i przestrzeni. Jej styl cechują dynamizm i prostota opisów. Nowe informacje czerpiemy głównie z dialogów, refleksje bohaterów nad ciężkim losem korsarza czy przydługie monologi w zasadzie nie występują. Podział na części przypisane poszczególnym miejscom i głównym wątkom, jak również na dość krótkie rozdziały, ułatwia czytanie. Już po kilku stronach dosłownie pochłania się przygody Huntera i jego załogi. Pojawiające się czasami powtórzenia nie zaburzają pozytywnego odbioru całości. Autor opisuje przesądy marynarzy, ich mity i legendy. Nie należy się jednak spodziewać magii znanej z perypetii Jacka Sparrowa. Całość napisana barwnym językiem, ze zwrotami akcji, które charakteryzuje zdanie: „Rzeczy nie są takie, jakie się wydają”[2]. Pozytywny odbiór całości wzmacnia przepiękna okładka polskiego wydania.

Czy powieść ma wady? Z pewnością jest schematyczna, z wyraźnym podziałem na dobro i zło. Wprawdzie następują zwroty akcji, bohaterowie zmieniają strony, jednak brakuje motywów ich postępowania. Autor rezygnuje z „szarości” w działaniach żeglarzy, a także z pogłębienia ich portretów psychologicznych. Również akcja nie powala oryginalnością. Jest statek, jest załoga, która ma przygody. Często zaskakujące, ale mało oryginalne. Pod tym względem powieść ma cechy dobrego filmu przygodowego.

Wydane pośmiertnie dzieło Crichtona z pewnością będzie świetną rozrywką w upalne dni. Szum fal i brzęk wnoszonych kufli doskonale wpisują się w wakacyjne przygody. Szukający egzystencjalnych rozważań kapitana mogą poczuć się rozczarowani. „Pod piracką flagą” jest typową powieścią marynistyczną. W niej korsarze wypijają beczki rumu, zabijają setki przeciwników i sami żyją krótko. Chwytają chwilę i płyną dalej. Czy macie odwagę do nich dołączyć? Refować żagle, zrobić zwrot przez sterburtę i płynąć na Tortugę? „Ten, kto żegluje, jest wolnym”[3], czyż nie?


---
[1] Michael Crichton, „Pod piracką flagą”, przeł. Danuta Górska, wyd. Albatros, 2010, s. 48.
[2] Tamże, s. 338.
[3] Andrzej Pilipiuk, „Oko jelenia. Drewniana twierdza.”, wyd. Fabryka Słów, 2012, s. 369.


[Tekst znajduje się również na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1278
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Frider 16.07.2014 12:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Gust literacki podlega li... | Roke_Alva
Pięknie piszesz, bardzo podobają mi się Twoje recenzje. Nawet jeżeli, tak jak w tym przypadku, mam odmienne zdanie o książce :).
Uważam, że książka zmarnowała wręcz fantastyczny i mało wykorzystywany potencjał pirackiego motywu. Wszystko niby jest na miejscu, ale tak jak napisałeś- potraktowane schematycznie, baaardzo powierzchownie i bez większych emocji. Jest statek, była załoga i jakieś tam przygody chyba, więcej grzechów nie pamiętam. Książka sprawiła na mnie wrażenie wstępnego szkicu- zebranych pobieżnych notatek, złączonych w całość dla uzyskania powieści. Niestety powieści nieskończonej i słabo wypełnionej pomiędzy wyznaczonymi, bazowymi punktami fabuły. Lubię Crichtona, większość jego powieści to „samograje” czytające się na jednym tchu. „Pod piracką flagą” nieco odstaje od peletonu, jest zdecydowanie mniej wciągająca i zostawia mniej wrażeń po zakończeniu lektury. Wyobraź sobie, że ten sam temat ( a nawet postaci, fabułę i wydarzenia) dostałby na warsztat np. Clavell- nie uważasz, że mogłoby powstać przygodowe arcydzieło? A dostaliśmy jednak chyba mniej niż przeciętniak. I to raczej nie jest wina obecnego wzrostu popularności literatury typu „wampiryczna”, czy modnych kryminałów skandynawskich, po prostu „Pod piracką flagą” nie broni się literacko. „Wyspę skarbów” czytałem jakieś trzydzieści lat temu- pamiętam ją dość dokładnie do dzisiaj, „Pod piracką flagą” czytałem jakieś trzy lata temu- nie pamiętam z niej nic, oprócz rozczarowania.
Uważam, że zamiast czytać „Pod piracką flagą”, lepiej: „Yohoho i butelka rumu”, niekoniecznie na umrzyka skrzyni ;).
Oczywiście to tylko moje zdanie, szanuję Twoje i gratuluję kolejnej, świetnej recenzji.
Użytkownik: Roke_Alva 23.07.2014 22:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Pięknie piszesz, bardzo p... | Frider
Bardzo się cieszę, że przypadam do gustu, nawet gdy się wspomniany gust rozjeżdża. :) Na tym polega piękno literatury, że można o niej dyskutować.

Co do książki... Ja również nie twierdzę, że jest to arcydzieło. Z pewnością książka ma dozę filmowości. Akcja toczy się tak szybko, więc pewne niedociągnięcia i "pójście na łatwiznę" mogę autorowi wybaczyć. "Pod piracką flagą" była dla mnie oderwaniem od bardziej ambitnych pozycji i z tego zadania wywiązała się doskonale. Czy spodziewałem się czegoś więcej? Trochę tak. Nie mogę powiedzieć, że się rozczarowałem. Nie była to niestety "Wyspa skarbów", którą również doskonale pamiętam pomimo lat.

Do literatury przygodowej mam słabość przez liczne wspomnienia z dzieciństwa. Nie twierdzę, że jej niska poczytność zależy wyłącznie od mody. Stan tego gatunku od kilkunastu lat leży. Część poszła w thriller z elementami "łowców skarbów, zaginionych cywilizacji, tajemniczych kodów". Z tego powodu wiele pozycji odstrasza tandetnym wykonaniem i powielanymi schematami. Sam wolę starsze (nawet bardzo) książki przygodowe, niż nowe i gorzej wykonane. Nikt nie podrobi m.in. stylu Verne'a.

Raz jeszcze dziękuję za miłe słowa:) Podsumowując "Pod piracką flagą" polecam miłośnikom morza, piratów, szybkich, ekscytujących przygód oraz lekkiej lektury na lato. Jeżeli jednak ktoś szuka klasyki, to powinien zaśpiewać wspomnianą piosenkę o "Umrzyka Skrzyni" razem ze Stevensonem:)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: