Dodany: 10.07.2014 21:21|Autor: Frider
Światło latarni
[W recenzji odwołuję się do istotnych elementów fabuły]
Kiedy kończy się lato, godziny słonecznego światła skracają się i w powietrzu czuć pierwszy, chłodny oddech jesieni. Coraz częściej zdarzają się chwile, kiedy jesteś przygnębiony, czujesz się niepotrzebny, twoje uporządkowane życie staje się nudne i przestaje nieść ze sobą nowe wyzwania. W takie dni wieczorami, gdzieś za linią wzroku, w ciemności czai się coś nieokreślonego, pomieszanie strachu, smutku i samotności. Masz wrażenie, że widzisz to kątem oka, że odwróciwszy głowę zobaczysz coś więcej niż czarny, uciekający cień. Obracasz się gwałtownie i stwierdzasz, że jesteś zupełnie sam, jest zimno, a letnie kwiaty dookoła ciebie zwiędły. Pochylasz się, dotykasz ziemi i pod palcami czujesz sztywną trawę pokrytą kruchym, kłującym szronem. Wracasz do domu, patrzysz na doskonale znane ci miejsca i czujesz w sobie przeraźliwą pustkę, ręce opadają ci bezsilnie, masz wrażenie, że, sącząc się powoli, ucieka z ciebie z każdym oddechem życie. Wiesz, że tak się dzieje, ale nic nie potrafisz na to poradzić. Ten stan, ten potwór, który czai się za kręgiem światła, to depresja. Pójdzie za tobą krok w krok wszędzie, dokąd spróbujesz uciec, przyniesie ci zimno i ciemność. Rozpaczliwie pożąda światła i ciepła, chce się przy nim ogrzać, ale gasi każdą iskrę, każdy płomień, zechce zgasić też światło twoich oczu. Nie da się jej przebłagać, nie można o niej zapomnieć, trudno się z nią pogodzić. Nie śpieszy się, jest cierpliwa, nie dąży gwałtownie do celu. Bo po co? „Miała czas. Nie miała nic innego, jak tylko czas”[1]. Ty czasu nie masz, z każdym dniem i z każdą godziną jesteś słabszy, twoja wola ugina się i grozi pęknięciem. Musisz wstać, podnieść głowę i spojrzeć prosto przed siebie. Musisz walczyć. Teoretycznie jest to dość proste - należy wyznaczyć sobie nowe, szczytne cele, przewrócić swoje życie do góry nogami, zmierzyć się z nowymi wyzwaniami, odnaleźć szacunek dla siebie poprzez udowodnienie sobie, ile jest się wartym. W praktyce mało kto daje sobie radę sam, zwykle jednostki pogrążają się w depresji coraz głębiej, nieuchronnie dążąc do samounicestwienia. Większą szansę mają ci, którym w tej nowej podróży przez życie towarzyszą i pomagają rodzina i przyjaciele.
Możesz zadawać sobie pytanie: dlaczego tak się dzieje? „Najwidoczniej za dobrze im było... Dziwne, że ludzie mogą stać się smutni, a nawet źli, gdy życie staje się zbyt łatwe. Ale tak to już jest. I wtedy najlepiej zacząć od nowa, od drugiego końca”[2].
„Każdy potrzebuje czasem jakiejś zmiany. Stajemy się wszyscy zanadto do siebie przyzwyczajeni i wszystko jest wciąż tak samo”[3].
To nowe życie wymaga zmian totalnych - nowego miejsca zamieszkania, nowych zajęć, nowej tożsamości. O starcie możemy mówić tylko wtedy, gdy bieg zaczyna się z miejsca; nie da się wystartować, nie zatrzymując pędu.
Czwórka bohaterów - ojciec, matka, syn i przyjaciółka rodziny - przybywa na samotną, bezludną Wyspę. Prowadzeni przez pogrążonego w rezygnacji i depresji ojca, szukają miejsca do życiowego startu, miejsca, w którym można zacząć wszystko od nowa, odrzucić rutynę kolejnych dni i wyznaczyć nowe ścieżki ku przyszłości. Żona mężczyzny i jego dziecko odwrócili się plecami do swojego dotychczasowego życia, pozostawili dom, szczęście rodzinnego ogniska i ważyli się na podróż w nieznane, w poszukiwaniu lepszego jutra. Uczynili tak z miłości do cierpiącego, zagubionego Tatusia. Wyruszają z nadzieją, że nowe miejsce pozwoli im rozdmuchać blednącą iskrę życia, wyzwoli energię, która zaczęła się wypalać w ich domu. Czują, że się zastali, że wygoda codziennych dni uwięziła ich jak w komfortowej klatce. Mają wątpliwości, czy ich dotychczasowe życie, wszystko, co udało im się osiągnąć, jest faktycznie spełnieniem marzeń, czy może tylko przystankiem na drodze do ich spełnienia. Wyspa ma stać się niezapisaną kartą, na której odbudują szacunek do siebie poprzez pracę, wysiłek i mierzenie się z trudnościami. Co jednak, jeżeli jest zbyt jałowa, stanowi zbyt trudne wyzwanie dla rodziny, przerasta jej wyobrażenia i możliwości? Czy nie grozi to całkowitym rozpadem ich kochającej się, zżytej gromadki? Wyspa staje się próbą, sprawdzianem zarówno dla ojca, jak i dla jego bliskich. Staje się pytaniem: czy było warto porzucić dotychczasowe życie? Co otrzymaliśmy w zamian?
Początki pobytu w nowym miejscu stopniowo wprowadzają dysonans do harmonijnego życia rodziny. Każdy z jej członków musi sobie radzić ze zmianami i natrętnym, męczącym poczuciem samotności. Każdy ma też na to własny sposób.
Mama ucieka w świat wyobraźni; na ścianach swojego schronienia i nowego domu - morskiej Latarni - maluje obrazy przedstawiające fragmenty dawnego, szczęśliwego życia - kwitnący ogród, werandę domu opromienionego słonecznym blaskiem. Chroni się tam w chwilach zwątpienia, zapamiętuje się do tego stopnia, że zaciera jej się granica pomiędzy światem realnym a marzeniami. Mieszanką ciepłych wspomnień i kolorowych rojeń wygładza niespokojne myśli; wprowadza spokój do swojego serca, co daje jej siłę, by być podporą dla męża i pozwala z nadzieją patrzeć w przyszłość. Takie postępowanie jest jednak w pewnym sensie oszustwem, stanowi ucieczkę, mentalny powrót do starego domu, cofnięcie się i wymazanie konieczności pobytu na Wyspie.
Dziecko ucieka w świat zabawy - próbuje zaprzyjaźnić się z beztroskimi konikami morskimi, zajmującymi się wyłącznie własnymi przyjemnościami, grami, gonitwami i śmiechem. Chłopiec traktuje przyjaźń z nimi jako rzecz najważniejszą, nie staje się tak jednak bez powodu. Do dziecka, któremu rodzice nie poświęcają uwagi, zaprzątnięci swoimi problemami, przychodzi depresja. Postrzega ją ono jednak inaczej niż dorośli. Ci jej efekty przypisują różnym zewnętrznym, niezależnym od nich czynnikom. Tylko dziecko wie, że depresja to realna bestia, kierująca się zrozumiałymi wyłącznie dla niej zasadami. I inaczej niż dorośli, potrafi sobie z nią radzić. Czy z depresją należy walczyć? Czy warto z nią walczyć? Może po prostu „jest jak deszcz, jak ciemność, albo jak kamień, który trzeba obejść, żeby móc iść dalej. (...) Nie należy rozmawiać (...). Lepiej nie mówić ani do niej, ani o niej, bo może zrobić się jeszcze większa i zacznie kogoś gonić”[4]. Więc dziecko nie ucieka, nie rozmawia z nią ani o niej, stopniowo przestaje się bać i ostatecznie zaczyna... jej współczuć. Po dziecięcemu, bezwiednie dostrzega jej dramat, samotność, szaleństwo i bezradność; świadomość, że nigdy nie osiągnie tego, do czego dąży. Ciepła i miłości.
Tymczasem ojciec nie daje sobie rady z wyzwaniem, które sam przed sobą postawił. Nie sprawdza się ani w roli przewodnika rodziny, ani w roli głowy domu. Szarpie się, próbując dokonywać czynów wielkich, monumentalnych, zaniedbuje jednak czynności, które mogą umożliwić im spokojne, bezpieczne życie na Wyspie.
„Niczego nie chcę naprawiać (...) Chcę budować wielkie, mocne rzeczy... strasznie chcę. Ale nie wiem... Tak bardzo trudno jest być ojcem!”[5].
Życie składa się z małych rzeczy, codziennych, drobnych trudności. Bycie ojcem, mężczyzną to nie są heroiczne czyny godne pieśni, to raczej pasmo mało imponujących, prozaicznych wyzwań, wymagających cierpliwości i mozołu. Niezrozumienie tego osłabia całą rodzinę, rozprasza ją, każąc każdemu na własną rękę radzić sobie z problemami.
Wspomniałem, że nowym miejscem zamieszkania rodziny staje się Latarnia morska. Początkowo jest ona zamknięta i brak klucza do drzwi. Pierwszym więc krokiem na Wyspie musi się stać znalezienie klucza do wymarzonego szczęścia. Światło Latarni morskiej to symbol nadziei. W każdym miejscu, do którego dążymy, w pragnieniu zmiany dostrzegamy szansę na poprawę życia. Czasami jesteśmy rozczarowani, bo spodziewane zmiany nie przynoszą ulgi, którą chcieliśmy znaleźć. Wtedy należy rozpalić światło swojej latarni - spróbować wzniecić w sobie nadzieję mimo wszystkich przeciwności losu. W tej światło od dawna się nie pali. Nie wiadomo, dlaczego ani gdzie podział się Latarnik. W trakcie lektury zacząłem się domyślać, że zgaśnięcie Latarni to utrata nadziei przez Latarnika, prawdopodobnie spowodowana przez zachłanną depresję („Nie jesteś w ogóle istotą ludzką, jesteś raczej jak roślina czy cień. Tak jakbyś się nigdy nie urodził”[6]). W Latarni i na całej wyspie brak wskazówek, jak zapalić światło, bohaterowie musza dojść do tego samodzielnie, a ostateczne wyjaśnienie tajemnicy jest bardziej zaskakujące, niż się początkowo wydaje. Niestety, czasem ucieczka i początek nowego życia okazują się pułapką.
Rodzina nie wie, że miejsce, do którego przybyła jest więzieniem dla innej osoby. Wieloletnie odizolowanie Latarnika od innych ludzi sprawia, że zatracając się w samotności, gubi cel i sens bytu. Dla niego początkiem nowego życia mogła być tylko ucieczka z wyspy, ale nie miał dokąd uciec - „Wyspa nie ma mostów ani płotów, więc nie można być z niej wypuszczonym ani na niej zamkniętym”[7]. Ucieczka od depresji wywołała u niego bardzo głębokie zmiany - odrzucił od siebie nie tylko stare życie, ale także dawną tożsamość, wymazał z pamięci wszystko, co łączyło go z wcześniejszym istnieniem. Doprowadziło to do specyficznego kalectwa, spowodowało powstanie pustki niemożliwej do wypełnienia nową osobowością - z braku warunków do jej rozwoju. Zobojętniał, stał się integralną, milczącą częścią Wyspy, której byt polegał wyłącznie na trwaniu. Latarnik zmienił się w Rybaka - „jeżeli dwóch wariatów mieszka na tej samej wyspie, to albo wszystko o sobie wiedzą, albo nie chcą o sobie nic wiedzieć. Prawdopodobnie i jedno, i drugie, to znaczy jedno wynika z drugiego”[8]. Długotrwałe osamotnienie i następnie kontakt z osobami podobnie jak on spragnionymi zmiany sprawiają, że dla niego nowością staje się powrót do dawnego, zapomnianego już trybu życia. Zapalenie latarni przez Latarnika jest świadectwem powrotu nadziei i wiary w przyszłość. Jednocześnie uświadamia czytelnikowi i rodzinie, że jej światło nie jest przeznaczone dla nich. W ich przypadku nadzieja to uczucie, które zabrali ze sobą - wzajemna miłość. Nie rozumieli, że ich światło jest z nimi tam, gdzie są razem. Zabierają je ze sobą wszędzie, dokąd udają się wspólnie. Nie muszą go zapalać, bo noszą je zawsze w sobie, bez względu na to, dokąd zdążają. Jedyne, o czym muszą pamiętać, to że światło pali się tym mocniej, im bliżej są siebie, jak iskry tworzące płomień.
Ta powieść to smutno-gorzkie studium samotności, oświetlone latarenką nadziei. Melancholia wyspy i samotność morza, stopniowa izolacja członków rodziny, nieustępliwa, czająca się w mroku depresja. O tym, że to teoretycznie książka dla dzieci, przypomina postać Muminka, wciąż jeszcze dziecka, po dziecinnemu przeżywającego małe tragedie i skupiającego się na zabawie.
Aha, właśnie! „Zapomniałem” dodać, że głównymi bohaterami są Muminki - trolle, „istoty fantastyczne, występujące w baśniach skandynawskich”[9]. Nie ma to jednak specjalnego znaczenia, gdyż przesłanie powieści przeznaczone jest dla osób dorosłych i pod postaciami Muminków wyobrazić możemy sobie każdego - mogę to być ja, Ty, którykolwiek z czytelników. Każdy z nas ma swoją wyspę, na którą czasami chciałby popłynąć, aby zacząć życie od nowa i strząsnąć z siebie, jak śnieg po zamieci, nagromadzone bagaże doświadczeń. Czasami chyba wszyscy marzyliśmy, aby wyjść z domu, zamknąć drzwi i nie oglądając się za siebie rozpocząć zupełnie nowe życie. Dosłownie życie, bo nie mam na myśli przejściowych zmian czy nowości, mówię o radykalnych, śmiałych, nieodwracalnych krokach; „wszystko razem jest prawdziwą zmianą, a nie tylko przygodą”[10]. A może inaczej: zbudzić się w nocy, ubrać i ruszyć w ciemność ścieżką ginącą w mroku, za przewodnika mając światło nadziei. „Tak właśnie należy zaczynać nowe życie: z palącą się lampą na maszcie. Brzeg ginie w mroku, cały świat śpi. Nie ma nic piękniejszego na świecie niż podróż nocą. (...) W dzień robi się tylko wycieczki, a podróżuje się w nocy”[11]. Wyspa umożliwia wgląd we własną duszę. Jedni chcieliby się w ten sposób pozbyć swoich lęków, inni woleliby się z nimi zmierzyć. Mało kto decyduje się na taki czyn, większość spośród tych, którzy tęsknią i marzą o ucieczce na wyspę, obawia się takiego kroku. Bo może ta wyspa to tylko mała plamka, kropka zostawiona przez muchę na środku mapy? Co wtedy?
---
[1] Tove Jansson, „Tatuś Muminka i morze”, przeł. Teresa Chłapowska, wyd. Nasza Księgarnia, 2010, str. 36.
[2] Tamże, str. 29.
[3] Tamże, str. 205.
[4] Tamże, str. 34 .
[5] Tamże, str. 123.
[6] Tamże, str. 246.
[7] Tamże, str. 218-219.
[8] Tamże, str. 57.
[9] Tove Jansson, „W Dolinie Muminków”, przeł. Irena Szuch-Wyszomirska, wyd. Nasza Księgarnia, 2010, str. 5.
[10] Tove Jansson, „Tatuś Muminka i morze”, dz. cyt., str. 42.
[11] Tamże, str. 28.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.