Dodany: 22.05.2009 22:09|Autor: ohamburgerfonsz

Słów kilka o Archiwum Adama Marii Kłakockiego


Kto by pomyślał, że gdzieś tam, w „łukaszenkowskiej” Białorusi powstała książka o snach, mówiąc więcej - o archiwum snów, gdzie w sposób precyzyjny i drobiazgowy poukładano, sklasyfikowano i opisano marzenia senne Europejczyków? Kto by pomyślał, że w takiej książce jak w lustrze można się sobie przyjrzeć i odszukać nie tylko swoje marzenia senne, lecz także zauważyć koszmary dnia powszedniego?

Ihar Babkou udowodnił, że warsztat pisarski opanował znakomicie i w sposób bardzo wdzięczny posługuje się przeróżnymi zabiegami formalnymi, aby dzięki temu zmusić czytelnika do wnikliwej lektury. Już sam tytuł, w swoim pełnym brzmieniu:

„Adam Kłakocki i jego cienie. Powieść w dziesięciu odsłonach z życia dzielnego oświatowca i encyklopedysty Jana Adama Marii Kłakockiego i jego cieni, z dodatkiem komentarzy autora, dwu mott z korespondencji znanych twórców i posłowia Franciszka En., w którym ten po raz pierwszy w historii białoruskiego literaturoznawstwa wykorzystuje postkolonialne pojęcie »halucynogennej obecności Siebie jako Innego« a także fragmentów dwu nienapisanych powieści, które – z głębokiej perspektywy metafizycznej – wyglądają jak jedna nie napisana powieść pod różnymi tytułami”

narzuca skojarzenie z barokowym manieryzmem przerostu formy. Obszerny tytuł, pełniący rolę wstępu- komentarza, wygląda jak wskazówka do poruszania się po tekście. Napomknięcie o dwóch nienapisanych powieściach każe czytelnikowi po prostu je znaleźć. Czyli, niestety, tytuł narzuca pierwszy schemat interpretacji utworu. Jednocześnie mnie sprowokował do szukania własnej ścieżki interpretacyjnej, niezależnej i niepowiązanej z tym tropem.

Po przeczytaniu całego tekstu nasuwa się myśl, że Adam Maria Kłakocki jest pretekstem, elementem zapalnym dla całej maszynerii oniryzmu. Przechodząc przez kolejne rozdziały czytelnik zaczyna się zastanawiać, czy Adam sam rzeczywiście nie śnił, czy archiwum nie jest wyśnione, i czy wszystkie opowiedziane fragmenty historii nie są przypadkiem chaotycznie poukładanymi starymi aktami w archiwum. Właśnie dzięki przypadkowości i fragmentaryzmowi poszczególnych części utworu książkę można nie tylko czytać od początku do końca, lecz również według własnego klucza. Powtarzalność tytułów rozdziałów może zainspirować do „układania” od nowa powieści. Dzięki temu zabiegowi pozbywa się czytelnik kontekstu archiwum i zaczyna się poruszać w świecie współczesnej Białorusi. Co mnie osobiście bardzo urzekło, jest to świat małych kawiarenek, szeleszczących gazet i powoli, bez pośpiechu przemieszczających się ludzi. Świat osób wykształconych, elity inteligenckiej Białorusi. Z drugiej strony jest to teren nieprzychylny tymże ludziom. Tu ich spotykają rozczarowania, dramatyczne wybory życiowe. Ihar Babkou nie przedstawił w swojej powieści przekroju społecznego Białorusi. Nie napotkamy kołchoźnika, elektryka czy rybaka. Nie będę się rozwodziła na temat celowości takiego doboru postaci. Ponieważ prawdopodobnie zaważyły przeróżne czynniki, które dla mnie, czytelniczki z Polski, są odległe i może nawet niepojęte. Rzeczywistość literacka współczesnej Białorusi jest rozdarta i raczej na szczęście jest mi obcy problem cenzury, oficjalnego nurtu propagandowej literatury socrealizmu, nieskrępowanie rozkwitającego od przeszło sześćdziesięciu lat.

Celowo wybraną grupę inteligencką przez pryzmat stron książki można zbadać, pooglądać i porównać do samego siebie. Napotkane osoby są po tak zwanych „życiowych przejściach”. Na kartach powieści spotykamy samobójczynię w imię porzuconych ideałów, jak cień przemyka się postać kobiety, którą zabito podczas skoku ze spadochronem. Bohaterowie to archiwista z Archiwum Snów Kłakockiego, wykładowca akademicki oraz mieszkaniec domu dla obłąkanych i nieszczęśliwie zakochany człowiek, pojawia się również smutny chłopczyk. W zależności od kolejności czytanych rozdziałów w różny sposób układają się nam losy postaci, inne pary się spotykają. Jednakże wspólny zostaje los outsidera. Czytając powieść można się doszukać losów przynajmniej dwóch generacji Białorusinów. Fragmenty opisujące zastrzeloną spadochroniarkę nasuwają kontekst wydarzeń drugiej wojny światowej. Czyli czasu, gdy prężnie powstające społeczeństwo białoruskie straciło swoją suwerenność i zostało wchłonięte przez Rosję bolszewicką. Tło historyczne przez Ihara Babkou zostało nakreślone bardzo delikatnie i w żaden sposób nie staje się dominantą interpretacyjną. Jeżeli jednak ów wątek kobiety interpretować w kluczu historycznym, nasuwa się mocno osobista refleksja na temat poświęcenia i ceny ofiary z miłości, z własnego życia. Czy to moment wojennej zawieruchy został pokazany, czy próba walki konspiracyjnej, ofiarę ponosi pojedyncza osoba. W powieści nie ma miejsca na ukazanie zbiorowego bohatera. Również w żadnym innym momencie nie znajdziemy grupy osób zmierzającej pod wspólnym sztandarem do wspólnej idei. Nasuwa się pytanie, czy dla współczesnych niezależnych pisarzy białoruskich ów zbiorowy bohater odszedł do lamusa wraz z całą epoką socrealizmu, która zostawiła bolesne piętno na duszy pojedynczego człowieka, czy może jest to wybieg zastosowany wyłącznie na potrzeby tego utworu.

Brak społecznego zaakceptowania lub też o wiele groźniejsza wewnętrzna sprzeczność, a wręcz głęboka przepaść między normami, którym nie chcą podlegać bohaterowie a wewnętrznymi przekonaniami, postawą życiową, powoduje ucieczkę do własnego świata, do świata archiwum snów, czy też powoduje próbę bezskutecznego zagłuszenia własnego sumienia.

Interesującą i zarazem złowrogą scenerią, gdzie porusza się jeden z bohaterów, jest szpital psychiatryczny. Tutaj bardzo zawężona przestrzeń staje się klaustrofobiczna i zimna w świetle żarówki szpitalnej. Fragmenty opisujące stany emocjonalne zostały pozbawione wszelkiej interpunkcji, przez co czytanie staje się mozolne i wymaga wyjątkowej koncentracji uwagi. Zabieg ten jest pewnego rodzaju graficzną ilustracją stanu emocjonalnego mężczyzny. W tej części książki następuje nawiązanie do powieści „Ptasiek” Wiliama Whartona. Na kartach tej książki również spotykamy osobę obłąkaną, która woli żyć we własnym świecie niż zostać ślepcem w klatce cywilizacji. Okazuje się (o zgrozo!), że można być zniewolonym nie tylko w systemie totalitarnym, lecz również w społeczeństwie demokratycznym. Jednak zniewolonym materializmem, konsumpcjonizmem. Babkou nie określa jasno ram zniewolenia świata, w którym poruszają się jego bohaterowie, więc problemem otwartym jest kwestia, czy to świat napiętnowany cenzurą, czy innym jeszcze społecznym odrętwieniem. Do refleksji, w kontekście „Ptaśka”, skłonił mnie pesymizm białoruskiego pisarza, ponieważ jego bohater nie ma przyjaciela próbującego pomóc mu wyjść z choroby psychicznej, a za to pojawia się wątek niespełnionej miłości. Czyli w wersji europejskiej nie ma happy endu i kolejny raz człowiek pozostaje sam na sam ze swoimi problemami.

Powieść jest również przesiąknięta wątkami filozoficznymi. Zaczynając od kontrowersyjnej rozprawy Adama Kłakockiego poświęconej kartezjanizmowi, kończąc na obecności bohatera-wykładowcy uniwersyteckiego. Kartezjańskie „Cogito ergo sum” staje się świetnym mottem dla powieści. Ponieważ wszechotaczający bohaterów oniryzm i wręcz irracjonalna rzeczywistość pozwala na powątpiewanie we własne istnienie. Mimo że słynna maksyma francuskiego myśliciela nie została przytoczona, dla mnie stała się jednym z impulsów do przyjęcia kolejnego, nowego wzorca postrzegania całego utworu. Również podejście Kłakockiego do Kartezjusza pokazuje, że każdą doktrynę, ideę, nawet tę najbardziej klasyczną, można przekształcić i dopasować do własnych potrzeb, celów.

Świat powieści Babkou nie nazywa wprost rzeczywistości „łukaszenkowskiej” współczesnej Białorusi, gdzie obecne są ograniczenia i cenzura życia kulturalnego i literackiego, tak samo okres komunizmu w żaden dosłowny sposób nie został określony, wyłącznie przyglądając się problemom postaci czytelnik może przyjąć jako jedną z ewentualnych interpretacji, że przyczyną istniejącego stanu może być właśnie reżim. Dzięki temu zabiegowi książka tylko zyskuje na uniwersalizmie i umożliwia szerszą interpretację.

Dużym dla mnie osobiście zaskoczeniem było znalezienie wzmianek o Polsce w tej pozycji. W którymś momencie naukowiec przejeżdża przez niedającą się lubić Warszawę, w innym momencie słychać, bardzo wymowną zresztą, piosenkę Maryli Rodowicz „Niech żyje bal”, i wreszcie ukazuje się postać Adama Mickiewicza. Lecz nie chcę się rozpisywać o jego roli i znaczeniu w fabule, ponieważ jest on pewnego rodzaju osobą-symbolem w polskiej kulturze, a zupełnie inaczej funkcjonuje w świadomości białoruskiej. Natomiast pozostałe wzmianki o moim kraju ojczystym świadczą tylko o roli Polski, polskiej kultury w świadomości Białorusinów.

Lektura tej pozycji była dla mnie bardzo cenna. Dzięki ekspresji, barwnemu przedstawieniu skrajnych stanów emocjonalnych stała się manifestacją wiary we własne przekonania. Prawdą jest, że inteligencja białoruska zmaga się z zupełnie innymi problemami niż kultura polska, natomiast warto się skłonić ku refleksji nad postmodernizmem i zastanowić, czy przypadkiem postmodernizm nie staje się złotą klatką bądź systemem zniewolenia i posegregowaniem schematów myślenia.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 961
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: