Dodany: 01.07.2014 17:46|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

Czytatka-remanentka (VI 14)


Tradycyjna porcja uwag o książkach przeczytanych w tym miesiącu, a niezrecenzowanych:

Zazulka (France Anatole (właśc. Thibault Jacques Anatole François)) (4,5)
Miła i nieco wzruszająca baśń z dyskretnym morałem, swego czasu mogąca zajmować równie dobrze, jak nasze baśnie i legendy Wóycickiego czy Or-Ota. Dziś chyba bardziej dla dorosłych, bo dzieci pewnie nie docenią staroświeckiego stylu i słownictwa „z myszką” (w tym zwłaszcza imienia głównej bohaterki; ale i dla mnie jest to jedno ze słów, których z niezbadanych przyczyn nie cierpię, zgrzyta mi fonetycznie i psychicznie, ewidentnie psując przyjemność lektury).

Naszyjnik królowej (Dumas Aleksander (ojciec; Dumas Alexandre)) (5)
Raz na zawsze przekonałam się do papy Dumasa! Co za styl, co za umiejętność kreślenia postaci! A przy tym i intryga barwna, żywa, jeśli nawet ciut przekombinowana, to nie bardziej, niż we współczesnych powieściach sensacyjno-przygodowych. Co prawda zaczęłam cykl od niewłaściwej części, okazało się jednak, że nieznajomość wcześniejszej nie przeszkadza w śledzeniu głównych wątków. Bardzo udana lektura!

Kot (Simenon Georges) (5)
W ramach zorganizowanego ad hoc spotkania z literaturą francuską postanowiłam sięgnąć po coś lżejszego, zupełnie zapomniawszy, że Simenon pisywał nie tylko kryminały. Lekkości i dowcipu więc nie było, była za to maestria psychologiczna. Bo „Kot” to studium bardzo szczególnego związku, z pozoru zdającego się sycić jedynie wzajemną nienawiścią. Emil i Małgorzata pobrali się długo po śmierci swoich pierwszych partnerów, bardziej chyba kierowani ogólnym przekonaniem, że dobrze jest z kimś dzielić troski i niewygody starości, niż rzeczywistym uczuciem. Gdyby spotkali się za młodu, ich związek byłby oczywistym mezaliansem: on to robotnik, nawykły do prostych rozrywek i prostego jadła, ona – fabrykancka córka, pastelowa dama. Nawet i zwierzęta, umilające im przedmałżeński etap jesieni życia, jakoś odzwierciedlają ten dysonans: on ma zwykłego gminnego kota, ona – papugę. Ale kiedy ich poznajemy, nie ma już w domu żadnej żywej istoty prócz nich samych. Są rzucane lub podsuwane karteczki z napisami „Kot” albo „Papuga”. Są osobne sypialnie, osobne kredensy, osobno robione zakupy, osobno gotowane posiłki. I martwa cisza, przerywana tylko od czasu do czasu pełnymi jadu uwagami, wygłaszanymi przez Małgorzatę do wpadającej w odwiedziny sąsiadki. Wydaje się niepodobieństwem, by ludzie byli w stanie długo wytrzymać w środowisku nasyconym tak skoncentrowaną nienawiścią. Czemu zwlekają z rozstaniem, czemu się tak wzajemnie dręczą? Odpowiedź, a przynajmniej pozór odpowiedzi zyskujemy dość szybko, bo ledwie na stu kilkudziesięciu stronach mieści się cała historia niedobranej pary, opowiedziana (to pewien minus, bo czyż nie należałoby wysłuchać i drugiej strony?) z punktu widzenia Emila. Historia smutna, posępna, a jednak w jakiś sposób frapująca, ukazująca niepodejrzewane na pierwszy rzut oka zawiłości relacji międzyludzkich, opowiadana stosunkowo prostym językiem, w niezwykle wymownych obrazach (jakie wrażenie robi choćby scena przygotowywania wieczornego posiłku!). Można się zastanawiać, czy rozbudowanie jej w pełnowymiarową powieść, z przedstawieniem racji i motywacji obojga małżonków, może jeszcze kogoś trzeciego, patrzącego na sprawę z zewnątrz, nie byłoby bardziej perfekcyjnym rozwiązaniem. Można, ale nawet i w tym miniaturowym wymiarze, z tym niedopowiedzeniem do końca pewnych przypuszczeń, „Kot” robi wielkie wrażenie.

W Sorbonie i gdzieindziej (Żeleński Tadeusz (pseud. Boy)) (3,5)
Lubię Boya, ale tym razem się zawiodłam. Może to i moja wina, bo spodziewałam się jakichś eseistycznych kawałków o Paryżu/ Francji/ literaturze francuskiej, rzecz zaś okazała się zbiorem felietonów poświęconych głównie stosunkom polsko-francuskim oraz relacjom panującym pomiędzy przedstawicielami francuskiej Polonii w latach 20 XX wieku. Nieaktualnej tematyki nie ratuje nawet błyskotliwe i lekkie pióro Boya, a wrażenie pogarsza jeszcze fakt, że choć e-book został profesjonalnie przygotowany (pobrałam go z „Wolnych Lektur”), z niewyjaśnionych przyczyn na czytniku wyświetlał się w postaci okrutnie zmasakrowanej – zamiast cytatów obcojęzycznych ukazywały się jakieś przerażające inskrypcje w rodzaju „devyyy seejoiueee” (cytuję z pamięci); ten sam plik otwarty za pomocą komputera okazał się pozbawiony tej wady, ale cóż mi z tego, skoro wcześniej tyle godzin męczyłam się z nim w autobusie…

Wanna z kolumnadą: Reportaże o polskiej przestrzeni [Czarne] (Springer Filip) (5,5)
Błyskotliwy i wnikliwy rajd po współczesnej polskiej przestrzeni architektonicznej, podczas którego można dojść tylko do jednego wniosku: niestety, ustrój i kondycja finansowa państwa mają tu o wiele mniej do powiedzenia, niż sami ludzie. Tendencja do manifestowania wielkopańskości, nieliczenie się z innymi, przekonanie, że jeśli się jest funkcjonariuszem państwowym, to z definicji ma się rację w każdej sprawie, wyglądają tu (metaforycznie) ze wszystkich kątów. Nie wiem, czy w którymkolwiek innym kraju byłoby realne takie naginanie prawa i zmienianie ad hoc ustalanych latami planów po to, by umożliwić określonemu przedsiębiorcy zapaskudzenie krajobrazu szkaradnym gmaszyskiem, wybudowanie na gruntach rolnych osiedla mieszkaniowego bez infrastruktury albo zasłonienie okien budynku mega-billboardem mimo braku zgody lokatorów; a jeśli nawet, chyba szybciej dopatrzono by się w tym korupcji czy innych nieprawidłowości. A my żyjemy w tym brzydactwie i właściwie już się pogodziliśmy z tym, że każdy, kto ma dość pieniędzy, może wystawić na Pomorzu „góralską karczmę”, na Mazowszu pałac w stylu weneckim, w Karpatach apartamentowiec w stylu „stal i szkło”, może dziewiętnastowieczną kamienicę otynkować na majtkowy róż albo oblepić ohydnymi reklamami. Że jeśli idzie o kasę, nie liczą się ani zabytki, ani środowisko, ani potrzeby lokalnej społeczności. Springer pokazuje ten status quo bezlitośnie i z wielką goryczą. To niewiele zmieni, ale przynajmniej trochę poprawi samopoczucie tych, którzy też źle się czują w świecie pastelozy i wanien z kolumnadą…

Życie jest bajką: Mit o Babie Jadze (Ugrešić Dubravka) (4,5)
Dziwna książka. Właściwie trzy w jednej. Pierwsza – w której narratorka (najwyraźniej tożsama z autorką) opisuje starość własnej matki i swoją sentymentalną podróż do kraju przodków po kądzieli w towarzystwie studentki-wielbicielki jej twórczości – rewelacyjna, mocna, boleśnie prawdziwa, perfekcyjna pod względem językowym. Pełna szóstka. Druga – z pierwszą powiązana osobą emerytowanej lekarki Lali, a opowiadająca o wyprawie trzech sędziwych wdów do czeskiego uzdrowiska – dobra, choć moim zdaniem troszkę przestylizowana, ukazująca starość w zbyt groteskowym świetle. Powiedzmy, że czwórka. Trzecia – w której powraca w nowej roli studentka z części pierwszej – to „zestaw pojęć, tematów i motywów związanych ze słowiańską mitologią i oczywiście z ‘babajagalogią’”; interesujący, imponujący i niestety równie freudyzujący, jak słynne dzieła Bettelheima i Estes. Ponieważ od psychoanalizy odrzuca mnie na kilometr, nie jestem w stanie tego docenić, za wyjątkiem dwóch ostatnich stron, na których narratorka zamieszcza wyraziste podsumowanie położenia kobiet w różnych częściach świata. Najwyżej 3 z plusem. Średnia – 4,5.

Tysiąc wspaniałych słońc (Hosseini Khaled) (5,5)
I znów Afganistan z okresu inwazji sowieckiej, wojny domowej i rządów talibów. A na tym tle dramatyczne losy dwu kobiet: Mariam, nieślubnego dziecka bogatego przedsiębiorcy z Heratu, dorastającej w lepiance za miastem, i młodszej o kilkanaście lat Lajli, wychowanej w średnio zamożnym i dość postępowym domu nauczyciela z Kabulu. Ich losy splotą się pod dachem jednego mężczyzny, którego każda z nich poślubi bez miłości, ale i bez protestu – przecież nie mają innego wyjścia…
Początkowo Mariam jest wściekła i otwarcie demonstruje nienawiść do rywalki. Nie chodzi o uczucie między nią a Raszidem, bo tego przecież nigdy nie było; jeśli już, to raczej o to, że urodziwszy dziecko (a niechby tak jeszcze chłopca!), młodsza żona stanie na pozycji uprzywilejowanej. Chociaż… czy w tym domu jakaś pozycja jest uprzywilejowaną? Chyba tylko pana i władcy, który ma prawo brutalnie egzekwować swoje prawa małżeńskie, częstować „nieposłuszne” kobiety razami i kopniakami… I jednej, i drugiej jest niełatwo, lecz po narodzinach Azizy między obu kobietami zawiązuje się jednak przyjaźń; a miarą jej okaże się dopiero to, co wydarzy się kilka lat później…
Mądra, barwna i przejmująca proza, ukazująca pożałowania godną sytuację kobiet w społeczeństwach patriarchalnych, a zwłaszcza pod rządami ortodoksyjnych islamistów. Końcówce trochę brakło dynamiki, i żal też trochę, że wydawca nie zadbał o dodanie słowniczka wyrazów występujących w tekście w brzmieniu oryginalnym; zaledwie kilka z nich jest objaśnionych w tekście w sposób wystarczający, a przecież język farsi to nie francuski czy niemiecki…

Uparte serce: Biografia Poświatowskiej (Błażejowska Kalina) (6)
Z trzech biografii Poświatowskiej, które czytałam, ta jest najpełniejszą i napisaną tak pięknie, że aż dech zapiera. Zdawało mi się, że znam już prawie całą prawdę o życiu poetki, ale gdzież tam – ile jeszcze było do dodania w kwestii tej jej upartej walki o dostęp do nauki, o niezależność, o uczucia, o ile szerzej można było napisać o jej relacjach z matką i z mężczyznami czy o kulisach pobytu w Stanach – ileż wierszy można było zacytować, nie psując ich odbioru wysokospecjalistyczną terminologią (jak uczyniła to G.Borkowska w „Nierozważnej i nieromantycznej”)! Wielka wnikliwość, piękny język, efekt niezapomniany. Wypada tylko życzyć autorce, by rychło znalazła kolejny obiekt godzien takiego sportretowania.


Para w ruch (Pratchett Terry) (5)
Dysk się cywilizuje. Skoro jest już druk, system sygnalizacyjny, fotografia i film, nieuchronnym następstwem jest udoskonalenie środków lokomocji. A to staje się możliwe dzięki wiejskiemu chłopaczynie, synowi kowala o niezwykłych uzdolnieniach z zakresu nauk technicznych, oraz znanemu nam już dobrze Harry’emu Królowi, który postanawia zainwestować w wynalazek młodego Dicka. W sprawę zaangażują się wszystkie najważniejsze osobistości w mieście, włącznie z Patrycjuszem (który, prawdę powiedziawszy, nie tylko sam się zaangażuje, ale jeszcze kogoś zmusi do zaangażowania, i to takiego naprawdę solidnego!), a skutkiem jej będzie nie tylko szybszy transport owoców morza z Quirmu, ale i … przywrócenie prawowitej władzy w królestwie krasnoludów oraz – pośrednio - rewolucja „genderowa” tamże.
Jak to u Pratchetta – raz się człowiek śmieje jak szalony, raz kiwa głową nad jakąś uniwersalną prawdą, która, choć odziana w nieziemską szatę, zgoła ziemskie ma korzenie. „Tylko” piątka, bo sceny krasnoludzkiej rewolty i jej stłumienia trochę za bardzo zdominowały arenę przemian cywilizacyjnych, a ponadto ciut się rozwlekły.

7 + 37 cudów świata (Bułyczow Kir (Bułyczow Kirył) (właśc. Możejko Igor)) (4,5)
Obszerna i bogata, choć odrobinkę monotonna, rozprawa o niezwykłych i pięknych osiągnięciach architektonicznych naszych praprzodków. Do klasycznych „7 cudów świata” dorzucił autor kilkakrotnie większą liczbę podobnych budowli, stworzonych przez ludy Azji i Afryki; dlaczego nie uwzględnił Ameryki Środkowej i Południowej, gdzie jeszcze garstkę takowych dałoby się znaleźć, nie informuje, można się tylko pośrednio domyślać przyczyny w oparciu o informacje podane we wstępie: „Lepiej pisać o tym, co się dobrze zna”. O tym, co zna, pisze obszernie i kwieciście, chętnie dzieląc się z czytelnikami wiedzą nawet szerszą niż potrzebna do poznania genezy zabytków, w tym sporą porcją legend z nimi związanych. I to jest drobny minus – nie sposób tego czytać w większych porcjach, bo się człowiekowi pomyli Surjawarman z Seriwidjają, a Maung Maung z Mapungumbwe. Drugi minus, to – niezawiniona przez autora, wynikająca jedynie z czasów, w których książka powstała – w najlepszym razie przeciętna, a w większości zgoła marna jakość fotografii. To jednak można sobie zrekompensować na własną rękę, oglądając dostępne w sieci kolorowe zdjęcia każdego obiektu.

Czerwona Wilczyca (Marklund Liza) (4)
Kolejny tom cyklu z Anniką Bengtzon – całkiem w porządku jak na ten gatunek, chociaż trochę złościł mnie nadmiernie rozwleczony wątek perypetii przyjaciółki Anniki, Anne, i jej osobistych perypetii. Plus za wiarygodne ukazanie problemów małżeńskich głównej bohaterki oraz środowiska jej pracy, a także za ciekawą konstrukcję intrygi kryminalnej i wyjątkowo zaskakujące (zwłaszcza w jednym aspekcie) rozwiązanie.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1100
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: