Dodany: 30.06.2014 22:05|Autor: malynosorozec

„Ale nie widzę ja przed sobą jedynie słusznej drogi...”


„Żywy kruszę żywe ciała, ty - stalowy - kruszysz stal -
Znaczy, każdy swoim krewnym wrogiem się śmiertelnym stał!”[1]


Od zawsze wiadomo, że istnieje coś takiego jak wschodnia fantazja, której nie da się przebić. I proszę bardzo, oto panowie występujący pod pseudonimem Henry Lion Oldi potwierdzają tę teorię. Po raz kolejny udało im się totalnie zaskoczyć czytelników. Oto „Droga Miecza”.

Kabir to stolica kraju, w którym każdy jest mistrzem miecza. Od najmłodszych lat wszyscy uczą się posługiwać bronią białą. Od noży poprzez miecze, topory, szable, halabardy, młoty aż po buławy i posochy. Wszyscy starają się osiągnąć mistrzostwo, a oręż traktowany jest z największym szacunkiem.

W królestwie od wieków nie przelano ludzkiej krwi. Pojęcie morderstwa jest jego mieszkańcom obce. Każdy pojedynek, Rozmowa, polega na udowodnieniu swojej wyższości. Oderwanie guzika, przecięcie szaty, dotknięcie orężem odsłoniętej części ciała przeciwnika: w ten sposób wygrywa się pojedynki. Ludzie nie potrafią ranić się nawzajem.

Wszystko zmienia się, kiedy młody Czen Ankor z Ankorów Wejskich, jeden z najlepszych szermierzy w królestwie, podczas turnieju traci rękę. Przeciwnik nie zatrzymał ciosu i z premedytacją przelał krew. Na domiar złego w Kabirze znaleziono przebite mieczem zwłoki. Świat się zmienia, a młodemu Czenowi wydaje się, że nastał właśnie jego koniec. Cóż pocznie bowiem bez ręki, w której mógłby trzymać miecz?

Mejlański Jednorożec jest równie zrozpaczony jak Czen. W momencie, kiedy odrąbana ręka upadła na ziemię, życie Jednorożca zmieniło się diametralnie. Owszem, czas może wyleczyć jego rany. Owszem, może wychować sobie nowego przydatka. Owszem, może żyć tak jak dotychczas… A jednak nie porzuca Czena i za namową królewskiego błazna wybiera rozwiązanie, które tylko dureń mógłby wybrać. Aha… Jednorożec jest Blaskomiotnym. Ponad stuletnim prostym mieczem Dan Gien, Dostojnym wykutym w Mejlaniu.

Jednoręki Czen wraz z rodzinnym mieczem zwanym Jednorożcem udaje się do kowala Kolbena, aby szukać dla siebie nadziei. To, co może tam znaleźć, to most łączący świat ludzi ze światem Blaskomiotnych.

A za nieprzebytymi piaskami Kulchanu istnieje Szulma, w której oręż jest tylko narzędziem służącym do zabijania. Ludzie umieją tam zabijać i lubią to. Wraz z pojawieniem się Dżamuki Ośmiorękiego oczy Szulmy zwracają się ku Kabirowi. Jakie szanse przeciwko zabójcom mają mistrzowie, którzy nie potrafią przelewać ludzkiej krwi?

W książce przedstawione są dwa światy. Dla Blaskomiotnych ludzie to jedynie przydatki posłuszne ich woli. Dla ludzi Blaskomiotni są otoczonym szacunkiem orężem. Ludzie nie wiedzą, że ich broń ma świadomość. Blaskomiotni nie zdają sobie sprawy z inteligencji swoich przydatków.

Autorom udało się coś niesamowitego. Potrafili sprawić, że wszystko bardzo dobrze się układa. Człowiek jest zwierciadlanym odbiciem swojego oręża. Podejmują te same decyzje, nie zdając sobie z tego sprawy. Czytelnik widzi świat raz z jednej, raz z drugiej perspektywy i nie ma się do czego przyczepić, nie znajduje dziury w podwójnym świecie stworzonym przez autorów. A jest on naprawdę barwny.

Czytając opisy pojedynków, Rozmów – jak nazywają je ludzie i Blaskomiotni można poczuć się jak w środku filmu o mistrzach Shaolin, z tym że tutaj dzięki kunsztowi autorów wszystko wydaje się naturalne. I niesamowite Mistrzostwo Miecza. I styl „Pijanego Mistrza”, jakim posługuje się główny bohater. (Co ciekawe, dokładnie przedstawiony został proces nauki owego stylu). I to, że miecz kieruje ręką człowieka (a w kolejnym rozdziale – że człowiek panuje nad orężem).

W podwójnym świecie jest też podwójna historia, są podwójne legendy, zwyczaje, rytuały. Cała ta „podwójność” wywodzi się ze wspólnej przeszłości, łączy się ze sobą, tylko obie strony nie wiedzą o tym. Poza tym autorzy dają nam bardzo dobrze nakreśloną fabułę, która wymusza połączenie obydwu światów.

Czasem, zwłaszcza na początku rozdziałów, trudnoo połapać się, z czyjej perspektywy widzimy aktualnie świat. Do tego zakończenie nie wbija w fotel (szeroko pojęte zakończenie, bo już ostatnie kilka zdań - perfekcyjne). Problemem dla czytelnika przyzwyczajonego do „zachodniego” świata może być typowo „wschodni” charakter powieści (zwyczaje, legendy, wierzenia). Może nie będą też zadowoleni ci, którzy oczekują zawrotnego tempa akcji… I to tyle, jeśli chodzi o minusy.

Cała reszta to zalety. Postaci (Ludzie i Blaskomiotni), miejsca, fabuła… Jeszcze raz zwrócę uwagę na bardzo sugestywne sceny walki (zarówno pojedynki, jak i małe czy duże bitwy – jest nawet wojna między Mogolią a Chinami). Jeszcze plus za glosariusz umieszczony na końcu książki – rysunki prawie wszystkich broni występujących w powieści wraz z krótkimi opisami.

9/10


„Ale nie widzę ja przed sobą jedynie słusznej drogi, tylko mnóstwo różnych… a prawdy na każdej z nich nie mniej, niż na innych…”[2]
„Wiem, co znaczy słowo »Wróg«. Jest w naszym świecie takie podłe słowo, i we wszystkich językach pisze się je z dużej litery… Wróg to… Wróg. Jeżeli go nie zabijesz, on zabije ciebie. Albo twojego przyjaciela. Albo przyjaciela przyjaciela. Albo zabije twój miecz. Chyba, że miecz zabije jego.
Zabijając wroga, zabijasz jednak czyjegoś przyjaciela”[3].
„Rzemiosło wojownika to kontrolowana rozumem wściekłość”[4].


---
[1] Henry Lion Oldi, „Droga Miecza”, przeł. Andrzej Sawicki, wyd. Solaris, 2007, s. 185.
[2] tamże, s. 130.
[3] tamże, s. 189.
[4] tamże, s. 460.


[Recenzję wcześniej opublikowałem na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 874
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: