Wejdźcie do "Whistle Stop Cafe"
Oryginalny tytuł powieści Fanny Flagg brzmi: "Fried green tomatoes at the Whistle Stop Cafe". To właśnie w tej kawiarni w przeważającej części rozgrywa się akcja "Smażonych zielonych pomidorów". To naprawdę niezwykłe miejsce. Zresztą niech samo się zareklamuje. Posłużę się jednym z niezastąpionych biuletynów Dot Weems:
"Tych, którzy jeszcze nie byli [w Whistle Stop Cafe] Idgie informuje, że śniadanie podaje się od 5.30 do 7.00 i można na nie dostać jajka, kaszę, biszkopty, bekon, kiełbaski, szynkę z sosem i kawę - wszystko za 25 centów. Na lunch i kolację można zamówić: smażonego kurczaka z kluskami lub porcję pieczeni, trzy rodzaje warzyw do wyboru, biszkopty lub chlep z mąki kukurydzianej, coś do picia i deser - za 35 centów. Idgie mówi, że z warzyw mają: kukurydzę ze śmietanką, smażone zielone pomidory, smażony piżmian, kapustę lub rzepę, groszek, kandyzowane słodkie ziemniaki lub fasolkę szparagową"*.
Może dodam jeszcze od siebie, że w menu znajduje się nawet kotlet z trupa i... dużo dużo ciepła. Ktokolwiek wkroczy w progi kawiarni, dostanie je za darmo - czy będzie to maltretowana żona, miejscowy szeryf, dobroduszny włóczęga, inspektor policji, okaleczony chłopczyk, który pochował swoją rękę na cmentarzu z epitafium "żegnaj stara", czy wreszcie każdy czytelnik.
Ciepło odnajduje w niej również Evelyn Couch, która przenosi się do Alabamy lat trzydziestych i czterdziestych dzięki opowieściom swej przyjaciółki, przymusowej niejako pensjonariuszki domu starców - sympatycznej Ninny Threadgoode. Evelyn znajduje się na zakręcie swojego życia - pogrąża się w cieniach menopauzy. Nie umie sobie poradzić z trudnym przełomem, jej małżeństwo przeżywa kryzys stagnacji, Ed, jakkolwiek dobry człowiek, nie zauważa potrzeb swojej żony, która czuje się zupełnie niespełniona jako kobieta. Czy przypadkowe spotkanie z Ninny Treadgoode może okazać się znaczące? Czy poznanie historii Idgie Treadgoode, Ruth Jamson, Buddy'ego, Sipsey, Kikutka, Smokeya i innych barwnych bohaterów zmieni coś w jej jałowym życiu? O tym musicie się przekonać sami.
Powieść toczy się jakby dwutorowo - z jednej strony głos zabiera starsza pani, wspominająca czasy swej młodości, z drugiej opisywane wydarzenia mają miejsce w osobnych rozdziałach na kartkach książki. A dzieje się naprawdę mnóstwo! Zaklinanie pszczół, wyrzucanie paczek z pędzącego pociągu, walki z Ku-Klux-Klanem, morderstwo, sąd, narodziny, śmierć. Dodatkową atrakcję stanowią wycinki prasowe z tamtych lat, z przewagą na poły idiotycznego, na poły sympatycznego biuletynu Dot Weems. No bo co byście pomyśleli, gdybyście w swojej lokalnej gazecie znaleźli tego rodzaju notki:
"Vesta Adcock wydała popołudniowe przyjęcie dla pań ze Wschodniej Gwiazdy, na którym podała ptifurki. A przy okazji, Opal prosi, żeby sąsiedzi nie karmili jej kotki, Boots, chociaż zawsze udaje głodną i żebrze. Ma mnóstwo jedzenia w domu, a poza tym jest na diecie, bo lekarz stwierdził, że jest za gruba"**.
"Moja druga połowa mówi, że ktoś nas zaprosił na kolację, ale nie może sobie przypomnieć kto. Bylibyśmy więc bardzo szczęśliwi, gdyby ta osoba zadzwoniła do mnie i dała mi znać"***.
To oczywiście dodaje "Smażonym zielonym pomidorom" sporo humoru. Zresztą i bez biuletynu go nie brakuje. Nieraz popłaczecie się ze śmiechu, a nieraz... ze wzruszenia. Jak w życiu. Właściwie, gdyby powieść Fanny Flagg chcieć określić jednym słowem, najlepsze okazałoby się chyba "życiowa". Przy całym swoim cieple, jest to również bardzo mądra książka, poruszająca istotne sprawy: starzenie się, przyjaźń, menopauza, miłość, rasizm, segregacja, homoseksualizm i wiele innych.
Pamiętacie, jak w "Opium w rosole" Genowefa Bombke (vel Trombke, Zombke, Pompke itp.) wpadała na obiady do poznańskich rodzin? Oprócz tytułowego rosołu dostawała mnóstwo ciepła i zrozumienia. Wybierając się do kawiarni Idgie i Ruth, i Wy oprócz smażonych zielonych pomidorów dostaniecie mnóstwo serdeczności oraz dobrej zabawy. Nie ma się co dziwić, że powieść jest dla wielu skutecznym antidotum na wszelkie smutki!
Swoją drogą szkoda, że w naszej literaturze nie ma takiego miejsca, spokojnej przystani. Być może na Roosevelta 5 w Poznaniu? Wydaje mi się zresztą, że Krystyna Siesicka w "Trzynastym miesiącu poziomkowym" realizuje podobny pomysł (kto wie, może i Ona sięga po "Smażone zielone pomidory" w czasie chandry?), niestety z marnym skutkiem. Do miana takiego gościnnego stołu pretenduje ten z "Domu nad rozlewiskiem" Kalicińskiej. Niestety, ja nie mam ochoty siedzieć tam razem z mężem głównej bohaterki, jej aktualnym kochankiem i facetem starającym się o jej rękę. I bez tych panów ów dom jest dla mnie wystarczająco odstręczający.
Cóż, jak dobrze, że mamy "Whistle Stop Cafe"!
---
* Fannie Flagg "Smażone zielone pomidory", tłum. Aldona Biała, "Świat Książki", Warszawa 1999, s. 7.
** Tamże, s. 141.
*** Tamże s. 174-175.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.