Dodany: 25.06.2014 20:03|Autor: ola069

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Podwójna wygrana jak nic
Federman Raymond

3 osoby polecają ten tekst.

(X*X*X*X*)


„OSTRZEŻENIE: AUTOR ponosi wyłączną odpowiedzialność (…) za wszystkie błędy maszynowe i topograficzne
błędy rzeczowe
błędy w opisach
błędy w wyliczeniach
błędy w wyjaśnieniach
bluźnierstwa
sprośności
obsceniczności
świństwa
głupoty
i wszystkie inne rzeczy (widoczne i niewidoczne), które potencjalny CZYTELNIK (komentator lub krytyk) tego dyskursu może uznać za nie do przyjęcia!”[1]


„Podwójna wygrana jak nic” Raymonda Federmana to pod wieloma względami książka nieszablonowa. Daleka od wszystkiego, co tradycyjne, stereotypowe i w zasadzie od wszystkiego, czego czytelnik może się spodziewać… Czego więc należy oczekiwać? Podtytuł: „Prawdziwy fikcyjny dyskurs” – w pełni oddaje jej charakter, od razu kieruje na właściwy trop. DYSKURS to termin oznaczający rozmowę, dyskusję, przemówienie. Coś więcej niż zwykły TEKST. Tekst jest jedynie wytworem procesu językowego, dokonanym i statycznym; dyskurs w stosunku do tekstu jest procesem dynamicznym. Książka ma fabułę, ale nie tradycyjną, raczej szczątkową, a także zawiera sporo elementów, które do niej nie należą. Autor zamieszcza powieść w powieści, a raczej przystępuje dopiero do jej pisania, odsłaniając przy okazji mechanizmy tworzenia utworu literackiego… Od strony technicznej – ta pozycja także jest niezwykła. Na pierwszy rzut oka przypomina raczej zaawansowany podręcznik do pisania na maszynie. Przykuwa uwagę niezwykłą typografią. Poszczególne strony różnią się znacznie zarówno od siebie, jak i od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, powstały bowiem bez użycia „edytora tekstu”. Miejscami uważna lektura kolejnych fragmentów stanowi prawdziwe wyzwanie. Tekst przypomina labirynt, który czasem czytamy tradycyjnie, a czasem wspak, na ukos, wzdłuż marginesów i… na wiele jeszcze innych sposobów. Federman w tym zakresie wykazał się niezwykłą pomysłowością.

Czy „Podwójna wygrana jak nic” to przykład współczesnej awangardy? Książka jest nowatorska i awangardowa, ale powstała… ponad 40 lat temu. Stanowi dla tłumaczy tak wielkie wyzwanie, że przełożona została dopiero na trzy języki (w tym znakomicie na polski przez Jerzego Kutnika). U nas wydała ją w 2010 roku Korporacja Ha!art – jako 16 tom serii Liberatura. Warto zwrócić uwagę na tę serię, bo składają się na nią pozycje niezwyczajne, których tekst i strona wizualna (słowo i przestrzeń dla tego słowa, wygląd, układ stron) są jednakowo ważne i ściśle z sobą powiązane; jednakowo istotne dla ostatecznego wrażenia i odbioru dzieła.

Przyzwyczajeni jesteśmy, że w powieściach występuje tradycyjny narrator. Raymond Federman już we wstępie zaznacza, iż tym razem jest inaczej, gdyż dyskurs toczy się właściwie między czterema postaciami. Narrator pierwszy to obiektywny protokolant (uparty i zdeterminowany mężczyzna w średnim wieku), narrator drugi – nieodpowiedzialny paranoik, postać trzecia – tu jest ciekawie, bo to główny bohater powstającej na naszych oczach powieści, który przycupnął obok narratora i czeka cierpliwie, co ten dla niego wymyśli. Wreszcie ktoś, kto jest odpowiedzialny za cały ten bałagan: autor powieści.

Jak najprościej określić, jaka tu jest fabuła?

Mężczyzna w średnim wieku, który zdobywa sporą sumę pieniędzy, postanawia wynająć pokój w hotelu i zamknąć się w nim na rok, aby napisać powieść. Ten pomysł wydaje się czytelnikowi w pierwszej chwili dosyć dziwaczny. Zamknąć się na 365 dni, odgrodzić się od świata, żeby napisać książkę?! DZIW-NE.

Ponieważ przedsięwzięcie jest nietypowe i niecodzienne, wymaga przygotowań. Narrator zaczyna więc planować, rozmyślać i organizować całe zamierzenie w najdrobniejszych szczegółach. Zastanawia się, jakie standardy musi spełnić lokal, sporządza listę niezbędnych do przeżycia produktów (kluski, papierosy, kawa, cukier, papier toaletowy) oraz próbuje stworzyć plan powstawania swojej powieści. W efekcie, ponieważ autor wypowiada się czasem jako narrator, a czasem jako główny bohater, powstaje dosyć niezwykłe wrażenie piętrowej narracji.

Czytelnik podczas lektury staje się świadkiem powstawania powieści-w-powieści, bo utwór ma budowę szkatułkową. Ważna jest też fabuła powieści właściwej. Jej bohater to 19-letni, cudem ocalały z wojny chłopak, który stracił całą rodzinę w obozie koncentracyjnym. Młodzieniec udaje się w podróż do Ameryki, na zaproszenie wuja, aby zapomnieć o tragedii i zacząć życie od nowa.

Wnikliwy czytelnik, który pozna życiorys Raymonda Federmana (matka uratowała go przed wywiezieniem do obozu, ona i dwie siostry zginęły) łatwo dostrzeże, iż autor wyposażył bohatera we własne doświadczenia, podarował mu swoją datę urodzenia, wygląd, problemy i rozterki, fantazje i marzenia, każe mu też powtórzyć swoją drogę. Pisarz prawie całkowicie się odsłania, ale jednocześnie zaczyna grać z czytelnikiem w osobliwą grę, w której zastrzega, że użyte przez niego fakty nie mają nic wspólnego z autobiografią. Im bardziej czytelnik staje się pewny, że opisywany chłopak to alter ego pisarza, tym bardziej Federman się od tego odżegnuje, podkreślając, iż każda powieść – już z samej definicji – może być jedynie fikcją.

Zupełnie niezależnie od tego, ile własnej historii autor zawarł w powieści, nie można nie docenić nowatorstwa, w jaki sposób potraktował temat związany z Holocaustem. Nie wyraża swojej tragedii wprost. Śmierć bliskich określa symbolem (X*X*X*X*) i pozostawia prawie bez komentarza. Skąpe aluzje, rzucane od czasu do czasu, kwestie delikatnie poruszone, jakby zaledwie muśnięte i natychmiast zarzucone, niosą taki ładunek emocjonalny, że momentalnie wnikają w podświadomość czytelnika, a w zestawieniu z obsesyjnie poruszanymi, zupełnie trywialnymi, czasem wręcz infantylnymi sprawami dnia powszechnego – wywołują wstrząsające wrażenie…

Narrator kluczy, zmienia fakty, jakby chciał, by odbiorca we wszystko zwątpił albo we wszystko uwierzył. Nie potrafi zdecydować się ostatecznie na wybór imienia głównego bohatera, specjalnie podkreślając jego fikcyjność. Jesteśmy więc świadkami, jak Robert, Boris, Samuel, Dominik (…ale nie Raymond!) przypływa do Ameryki, aby zapomnieć o utracie matki i sióstr, lecz ukojenie nie będzie mu dane. Znajduje pustkę i samotność. Otaczający go ludzie, nawet życzliwi, chcąc okazać mu współczucie, uzyskują wprost przeciwny efekt. Chłopak ma poczucie, że balansuje nieustannie nad krawędzią przepaści, a odwieczne pytania o pochodzenie, o losy rodziny powodują, że rana nie może się zabliźnić. JAK MA WYRAZIĆ SWÓJ BÓL I STRATĘ? CZY SĄ SŁOWA, KTÓRE POTRAFIĄ OPISAĆ JEGO PRZEŻYCIA? W jaki sposób ma uciec od traumatycznych wspomnień, wciąż od nowa odpowiadając na te same pytania? I jeszcze te współczujące spojrzenia ludzi, którzy nic nie rozumieją, którzy kiwają głowami… rozmawiają o doświadczaniu Zagłady, o tej wielkiej tragedii tysięcy istnień… przy kawie i ciasteczkach...

Pisarz nie ułatwia zadania i nie podaje faktów, jak to zwykle bywa – na złotej tacy. Raczej czyni, co tylko możliwe, by wszystko skomplikować, a właściwe – wytrącić nas z powieściowej rutyny. Zamiast faktów dostajemy aluzje, pokonujemy prawdziwy labirynt odczytując tekst, przepychamy się wraz z narratorem przez stosy pudeł z kluskami, kartony papierosów, przeliczamy jego powieść na litry kawy i na liczbę sztachnięć papierosem (czy ktoś zastanawiał się kiedyś nad żujnością gumy?), uczestniczymy z kalkulatorem w dłoni w opisach, wyliczeniach i wyjaśnieniach, a także jesteśmy świadkami tych wszystkich „bluźnierstw, sprośności, obsceniczności, świństw, głupot i wszystkich innych rzeczy (widocznych i niewidocznych)”[2], chłopięcych fantazji i spraw, o których zwykle mówią mężczyźni, gdy zostają we własnym gronie…

Jednak coraz lepiej zaczynamy rozumieć dziwaczny zamysł narratora, który chce zamknąć się, odgrodzić od wszystkiego, by napisać powieść. Narrator (nie autor!) pragnie uciec od traumatycznych wspomnień, a jednocześnie wie, że uciec się nie da. Można jednak zakląć swoje doświadczenia w książkę, traktując to jako rodzaj terapii. W tym celu narrator musi odseparować się od świata w pokoju hotelowym i będzie to dla niego symboliczne zamknięcie w obozie. Nawet fakt, że nie jest to pokój w jego własnym mieszkaniu – ma znaczenie. Narrator nie posiada niczego na własność, nigdzie nie ma domu; to tylko lokal tymczasowy.

Należy się nastawić, że książkę
można czytać TAK I WSPAK, ale też na tysiąc innych sposobów...

Z dołu do góry i z powrotem. Od lewej i prawej, na ukos i w... lustrzanym odbiciu. Możesz obgryzać paznokcie, to naprawdę nic nie da!

Absurd…absurd……………………a……do……tego…wszędzie……te…klus​ki.

Można się zachwycić, złorzeczyć i trzasnąć wreszcie tą książką.

JEDNAK

Byłby to zupełny brak manier

ŻEICEZRP
książkamisięNIErzuca.

!Ajcnetepmokein azcinletyzc az żóc

MOŻNATEŻNAGLEWPAŚĆWZACHWYTNIEOCZEKIWANIETOJESTABSO​LUTNIEIBEZWZGLĘDNIEGENIALNYUTWÓRCAŁKOWICIEWARTNASZ​EGOWYSIŁKUIZAANGAŻOWANIA!!!!! TOABSOLUTNEBEZFABULARNEARCYDZIEŁO!!!!

Styl jest zmienny, niewygodny i irytujący. Bawi tylko do czasu, potem trzeba sporo samozaparcia, by brnąć dalej… Po co więc autorowi te wszystkie labirynty, wzorki, szlaczki i rebusy czytelnicze? Dla zabawy, nowatorstwa i eksperymentu? Wydaje się raczej, że chce czytelnika wytrącić z równowagi… postawić na baczność… uwierać jak kamyk w bucie… nie pozwolić mu wygodnie umościć się przy lekturze w ulubionym fotelu… przy kawie i ciastkach...

…byśmy w momencie, gdy poznajemy historię Roberta, Borisa, Salomona, Dominika (bo przecież nie Raymonda!), ale też tysięcy innych ludzi dotkniętych DOŚWIADCZENIEM ZAGŁADY, nie pozostali O-B-O-J-Ę-T-N-I…

Zmierzenie się z utworem Raymonda Federmana to nie lada wyzwanie, bo autor zaprezentował woltyżerkę narracyjną, a czytelnik zmuszony jest do prawdziwej ekwilibrystyki umysłowej. Jest to jednak utwór absolutnie niezwykły i kto wytrwa - nie pożałuje ani jednej poświęconej mu minuty.


---
[1] Raymond Federman, „Podwójna wygrana jak nic”, przeł. Jerzy Kutnik, wyd. Korporacja Ha!art, s. 203.
[2] Tamże.


[Recenzję opublikowałam na swoim blogu oraz na portalu Lubimy Czytać]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3761
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Lenia 30.06.2014 21:47 napisał(a):
Odpowiedź na: „OSTRZEŻENIE: AUTOR pono... | ola069
Bardzo zachęcająca recenzja!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: