Dodany: 14.06.2014 22:10|Autor: Frider
Zagubieni
Przygoda się nie starzeje, jej oblicze może się zmieniać, ale wciąż pozostaje młode.
Pojęcie przygody ewoluowało na przestrzeni wieków. W czasach współczesnych Verne'owi o przygodę było chyba łatwiej i jednocześnie była bardziej niebezpieczna. Na Ziemi wciąż istniały tereny nieoznaczone na mapach, gdzie nigdy nie stanęła stopa Europejczyka. Oceany i morza stanowiły niebezpieczne miejsca, po których pływać ośmielali się tylko najodważniejsi i na których schronienia (oraz łatwego łupu) poszukiwali piraci. Ludzie często nie szukali przygody - ona znajdowała ich sama. Świat poza utartymi szlakami stanowił zagadkę. Granice państw były płynne, niestrzeżone i w dużej mierze umowne. Człowiek decydujący się przekroczyć linię horyzontu znanego świata musiał się liczyć z poważnymi konsekwencjami, których nie potrafił przewidzieć. Przygoda mogła łatwo zakończyć się śmiercią. Dzisiaj dysponujemy nawigacją satelitarną, telefonią komórkową i satelitarną, znakomitymi mapami szczegółowo pokazującymi każdy zakątek Ziemi. Poszukiwacze przygód przed wyprawą odwiedzają specjalistyczne sklepy, w których zaopatrują się w najnowsze zdobycze techniki, minimalizujące ryzyko i maksymalizujące wygodę awanturnika. Nie ma znaczenia, czym chcesz się zająć - czy postanowiłeś zostać nurkiem, czy wspinać się na najwyższe góry, z pomocą przyjdzie ci technika oferująca wsparcie, które ułatwi ci (albo wręcz umożliwi) przeżycie największych emocji w skrajnie trudnych warunkach. A dwieście lat temu, w czasach Juliusza Verne'a? Byłeś tylko ty, nóż i strzelba jednostrzałowa, ewentualnie kompas. Teraz do przeżycia przygody potrzebujesz głównie dużej sumy pieniędzy, wtedy potrzebowałeś dużo odwagi, determinacji i szczęścia.
Juliusz Verne pisze bardzo prostym językiem. Siła jego prozy nie zasadza się na stylu, ale na pomysłach, które rozwija w powieściach. W czasach mu współczesnych rzeczy, o których pisał (takie jak łodzie podwodne, podróże w kosmosie) były czystą fantastyką (naukową, ale jednak fantastyką) lub stanowiły egzotyczną podróż do miejsc fikcyjnych, nieznanych bądź poznanych bardzo słabo. Do tej drugiej grupy należy „Tajemnicza wyspa”. Mało jest motywów równie atrakcyjnych dla prawie każdego czytelnika, jak możliwość znalezienia się na bezludnej wyspie. Perspektywy wiążących się z tym zdarzeń są praktycznie nieograniczone, każdy następny autor powieści może na tym temacie zbudować coś zupełnie innego i wszystkie pozycje będą tak samo porywające.
Francuski pisarz zaproponował piątkę bohaterów (oraz psa) zrządzeniem losu lądujących po podróży balonem na bezludnej, nieoznaczonej na mapach wyspie. Przeciwności losu cementują przyjaźnie i zbliżają charaktery, ludzie, którzy na początku byli tylko nieznajomymi połączonymi tym samym celem, w trakcie pobytu na wyspie zmieniają się w przyjaciół na śmierć i życie. Dobrani zostali według zasady „każdy ma coś, dzięki czemu uzupełnia innych”: jest więc inżynier - mózg grupy, inteligentny i pełniący rolę skarbnicy wiedzy technicznej; jest wytrwały i optymistyczny marynarz, potrafiący pracować za dwóch i zawsze z uśmiechem na twarzy; jest reporter stanowiący głos rozsądku - jego opinia przeważa w wątpliwych kwestiach; jest także chłopiec - dzielny, niefrasobliwy i będący kopalnią wiedzy przyrodniczej. I jeszcze wyzwolony Murzyn, wciąż niewolniczo oddany swojemu dawnemu panu (inżynierowi) - człowiek do wszystkiego, głównie znakomity kucharz. Ludzie ci zaczynają swoje życie na wyspie z niczym. Dosłownie z niczym, znaleźli się na niej bowiem bez żadnych narzędzi i broni, tylko w tym, co mieli na sobie. Dzięki wiedzy, uporowi, wytrwałości i pracowitości udaje im się stworzyć namiastkę cywilizacji - produkują gliniane naczynia, szyby do groty, w której mieszkają (i którą otworzyli dzięki wyprodukowanej własnoręcznie nitroglicerynie), konstruują telegraf, wytapiają żelazo, szyją ubrania, uprawiają zboże i warzywa, oswajają zwierzęta. Juliusz Verne posługuje się tutaj bez skrupułów uproszczeniami - ciężkie i skomplikowane prace jego bohaterowie wykonują w rekordowym czasie i bez widocznego wysiłku. Być może jestem zbyt surowy, ale wydaje mi się, że autor znacznie przesadził z możliwościami rozbitków. A może po prostu, jako dziecku współczesnych czasów, brak mi rozmachu, wiary i umiejętności ludzi XIX wieku... Nieważne - realne czy nie, czyny piątki „kolonistów” (jak sami siebie nazywają) są imponujące i czyta się o nich z przyjemnością (choć jednak z niedowierzaniem). Autor dużo miejsca poświęca faunie, florze, zjawiskom pogodowym, szczegółowo przedstawia prace techniczne i chemiczne, którymi zajmują się rozbitkowie. Ma to swój urok - uprawdopodobnia zarówno miejsce, w którym się znaleźli, jak i ich losy, a co więcej, pozwala się wczuć w atmosferę dzikiej, egzotycznej wyspy.
Już sama bezludna wyspa zwiastuje przygodę, ale dlaczego w tytule znalazło się słowo "tajemnicza"? Czy chodzi o to, że bohaterowie trafiają w nieznane miejsce, które muszą zbadać i dostosować do swoich potrzeb? Częściowo na pewno tak, istnieje jednak jeszcze inna tajemnica, która przez całą powieść stanowi zagadkę nie tylko dla czytelnika, ale także dla kolonistów. Jej rozwiązanie jest łącznikiem z dwoma innymi dziełami Juliusza Verne'a - „Dziećmi Kapitana Granta” oraz „20 000 tys. mil podwodnej żeglugi”.
To, co było pociągające w jego powieściach dwieście lat temu, jest tak samo atrakcyjne teraz, chociaż z trochę innych powodów. Czytelników współczesnych pisarzowi fascynowały dzielność i szlachetność bohaterów jego książek, egzotyczne miejsca, w których owi bohaterowie się znaleźli i niezwykłe przygody, w których przyszło im uczestniczyć. A obecnie? Obecnie Verne'a czyta się z nostalgią za światem, który już nie istnieje, przygodami, które już nigdy nie będą mogły się wydarzyć. Tęsknimy za białymi plamami na mapach, za odważnymi odkrywcami, ale i za niegodziwymi łotrami, którzy zawsze byli skazani na porażkę. Światy Verne'owskie są czarno-białe, proste i przewidywalne, i dzięki temu pociągające przez łatwość wyborów, których czasami muszą dokonywać postacie z jego utworów.
„Tajemnicza wyspa” to powieść przygodowa w bardzo tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Takie powieści nie są dramatami ani tragediami, służą jednemu celowi - dostarczeniu czytelnikowi czystej rozrywki i przyśpieszeniu pracy jego serca. Wpisane jest w nie zawsze szczęśliwe zakończenie. Nie szukajcie tutaj głębszych treści, nie nastawiajcie się na rozważania filozoficzne czy dylematy moralne, nie po to została napisana ta książka. Jeżeli macie dosyć szumu i pośpiechu wokół siebie - polityki, reklamy, straszenia wojnami, chorobami i biedą na przemian z wypowiedziami głupców uznawanych w danym momencie za modnych lub ważnych - sięgnijcie po twórczość Verne'a. Jeżeli istnieje coś takiego, jak klasyczna przygoda, to „Tajemnicza wyspa” na pewno nią jest. Pozwoli wam uciec na wyspę wyobraźni, gdzie znajdziecie azyl przeznaczony tylko dla was, zagubiony w bezmiarze oceanu codzienności.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.