Dodany: 13.06.2014 22:51|Autor: AnnRK

Książka: W domu innego
Brook Rhidian

1 osoba poleca ten tekst.

"Inni też cierpią"


Kapitulacja Niemiec, koniec II wojny światowej. Co w 1946 roku działo się na polskiej ziemi, wiemy z wielu prawdziwych wspomnień i fikcyjnych historii rozgrywających się na kartach powieści, z mniej lub bardziej wiernie przedstawionymi realiami w tle. Mając w pamięci los, jaki zgotowali nam nasi zachodni sąsiedzi, jesteśmy niezbyt skorzy do śledzenia ich powojennych losów. Gdy klęska Niemiec stała się faktem, Polacy zajęli się odbudową kraju, leczeniem ran, scalaniem rodzin. Co w tym czasie działo się u tych, którzy mieli zawojować świat, a musieli pogodzić się z porażką? Rhidian Brook sięga po rodzinną opowieść i zainspirowany tym, czego od ojca dowiedział się o swym dziadku, pisze "W domu innego", historię dwóch rodzin - angielskiej i niemieckiej, które zamieszkały pod jednym dachem w trudnym powojennym okresie, kiedy kurz jeszcze nie opadł, krew nie wyschła, a wzajemne żale i pretensje wciąż były silne. O wybaczaniu nie mówiło się w ogóle.

"Ruiny ciągnęły się jak okiem sięgnąć. Rumowiska wznosiły się na wysokość pierwszego piętra budynków, które jakimś cudem zdołały się uchować. Trudno było uwierzyć, że ludzie czytali tu kiedyś gazety, piekli ciasta i zastanawiali się, jakie obrazy powiesić na ścianach w salonie. Samochód minął fasadę kościoła. Tam, gdzie były kiedyś witraże, przebijało niebo, a gdzie gromadzili się wierni, hulał teraz wiatr. Po drugiej stronie ulicy stał rząd kamienic o zawalonych frontach niczym olbrzymie domki dla lalek, w których widać pokoje i meble"[1].

Rok 1946. Hamburg.

Do leżącego w brytyjskiej strefie okupacyjnej miasta przyjeżdża pułkownik Lewis Morgan. Ma czuwać nad odbudową zrujnowanej przestrzeni miejskiej, a tymczasem potrzebny mu dach nad głową, jakieś lokum, do którego mógłby wprowadzić się z dawno niewidzianą rodziną - żoną Rachel i synem Edmundem. W tamtym okresie wielu Niemców musiało pogodzić się z tym, że ich domy trafią w brytyjskie ręce. Nie ustrzegła się przed takim losem także rodzina Lubertów. Stefan Lubert, po śmierci żony, mieszka wraz z nastoletnią córką Friedą oraz służbą w elegnackiej, olbrzymiej rezydencji i to właśnie jego willę ma przejąć Morgan. Cóż, przegrani głosu nie mają, chcąc nie chcąc, Niemiec musi zacząć pakować walizki. "Oto mężczyzna gotów bez urazy oddać swój dom"[2]. Uczesany, opanowany, w marynarce i krawacie. Jak się wycofać, to z godnością.

Decyzja brytyjskiego oficera zaskakuje wszystkich. Rachel nie ukrywa złości, zdumionemu Lubertowi z radości jaśnieją oczy, przełożeni i współpracownicy Morgana widzą w niej słabość wojskowego, który zbyt pobłażliwie traktuje niedawnego wroga. Pułkownik zdania nie zmienia. Postanowił nie wyrzucać Niemców z ich domu i tego się trzyma. Oddaje im górę willi, która właściwie jest samodzielnym mieszkaniem, i tak oto w rezydencji nad Łabą zamieszkują dwie rodziny - brytyjska i niemiecka.

Rachel w nowej sytuacji radzi sobie dość kiepsko. Nieustannie ma wrażenie, że służba jej nie szanuje, trudno jej się odnaleźć w roli pani domu. Wciąż nie pozbierała się po śmierci najstarszego syna. Wini Niemców za tę stratę, więc tym trudniej jej zaakceptować towarzystwo byłych gospodarzy domu. Wojna zmieniła ją i jej męża. Choć zdawałoby się, że rozłąka sprawi, iż ponowne spotkanie na nowo rozpali w nich uczucia, Lewis na próżno próbuje zwrócić na siebie uwagę żony. Coś się w niej wypaliło, zmieniło. Stała się obca, niechętna, pogrążona we własnych, niewesołych myślach.

"W domu innego" przybliża powojenne próby demilitaryzacji i denazyfikacji Niemiec. Miały one pomóc stworzyć podstawy rozwoju demokratycznego kraju. Rozwiązano organizacje i instytucje faszystowskie, likwidowano właściwie wszystko, co mogłoby prowadzić do odrodzenia się chorej idei, oczyszczano społeczeństwo z wszelkich objawów nazizmu - niekiedy popadając w przesadę, likwidując fabryki dające ludziom pracę, nie zaś narzędzia buntu. Choć trzeba przyznać, że nie każdy Niemiec pogodził się z nowym stanem rzeczy, w niektórych wciąż tli się nadzieja na odbudowę potęgi kraju. Można być pewnym, że coś złego się wydarzy. To tylko kwestia czasu, aż nadzieja zapłonie większym ogniem. I oby w polu rażenia nie znalazł się żadnej brytyjski obywatel.

Tymczasem jednak Hamburg przedstawia przykry i przygnębiający widok. Niewiele zostało z pięknego miasta dumnego narodu. W gruzowiskach wciąż odnajdywane są ciała. Głodne, wychudzone dzieciaki zaczepiają "Angoli" żebrząc o jedzenie, papierosy, cokolwiek, co można wymienić na czarnym rynku. Mieszkańcy robią co mogą, by zdobyć certyfikat weryfikacyjny Rady Kontroli Niemiec, świadczący o uwolnieniu od zarzutu popełnienia zbrodni wojennej, dający szansę na normalne życie i znalezienie pracy. Upokorzeni, biedni, niepewni snują się po mieście. "To oni zaczęli. I gdzie są teraz? Gdzie jest ta rasa panów, która podbijała świat? Bo przecież nie są to ci żałośnie ubrani, cherlawi troglodyci wlokący się poboczem zniszczonej drogi"[3].

Na tym tle zawiązują się mniej lub bardziej zdumiewające relacje między głównymi bohaterami. Nawet Rachel ku własnemu zaskoczeniu odkryje, że nie taki Niemiec straszny, jak go malują, a w sympatycznym, pewnym siebie Lubercie może znaleźć kogoś więcej niż uciążliwego współlokatora. Tym bardziej że mąż zajęty jest raczej wypełnianiem swej żołnierskiej misji niż towarzyszeniem czującej się samotnie żonie.

Powieść Rhidiana Brooka jest ciekawym uzupełnieniem wiedzy o losach mieszkańców kraju, który z okupanta i agresora stał się przegranym. "W domu innego" pozwala spojrzeć na całą sytuację z nieco innej perspektywy, pokazuje wyraźnie, że nie każdy Niemiec jest nazistą, nie każdy wyzwoliciel ma czyste sumienie. Łatwo odnieść wrażenie, że role w tym kalejdoskopie zdarzeń odwracają się z niezwykłą łatwością. Pokonany może być zwycięzcą, a święcący tryumfy stać na glinianych nogach. Brook historią zawartą w swej powieści przestrzega przed jednoznacznym ocenianiem innych, ferowaniem wyroków, które niejednokrotnie bywają krzywdzące. Źli, okrutni, nieuczciwi, wykorzystujący słabszych - mogą zdarzyć się po każdej stronie barykady. Cierpienie staje się udziałem tych opatrzonych etykietką "dobrzy", ale także tych ze stempelkiem z trupią czaszką, przybijanym niekiedy nieco zbyt pochopnie, gdy metkownicą stereotypów znaczy się kolejne ofiary, nie biorąc pod uwagę tego, że choć przynależymy do konkretnych grup czy narodów, niekoniecznie musimy myśleć jak wszyscy i jak wszyscy postępować.

To mógłby być zwykły romans w trudnej rzeczywistości. Uczucie, które pojawia się niespodziewanie dla obu stron i zdaje się równie nieprawdopodobne jak to, że Hamburg lada moment otrzepie się z pyłu i gruzów, powracając do swego dawnego, dumnego wizerunku. To mogłaby być kolejna historia o tym, jak miłość zakwita tam, gdzie nikt się jej nie spodziewał, jak łączy tych, których wedle praw rozsądku połączyć nigdy nie powinna. A jednak "W domu innego" łączy kilka wątków i nawet te rozgrywające się w tle mają na tyle duże znaczenie, że nie można tej książki zamknąć w sztywnych ramach romansu, ignorując próby autora, by wydobyć z opowieści coś więcej. Brook pokazuje, że bez względu na rolę danego narodu w wojnie, poszczególne jednostki mogą mieć w sobie dobro i zło, że nie można Niemca utożsamiać z nazizmem, a Brytyjczyka z niosącym pomoc dobrym samarytaninem. Brzmi to dość górnolotnie, ale w gruncie rzeczy historia jest prosta, bez wielkiego zadęcia i niepotrzebnego sentymentalizmu. Jeśli Ridley Scott rzeczywiście przeniesie ją na duży ekran, z pewnością będzie to film, na który warto wybrać się do kina.

Powieść Rhidiana Brooka jest napisana bez przesadnych ozdobników emocjonalnych. Z jednej strony nie trąci dzięki temu tanim melodramatem, z drugiej - z nieco mniejszą intensywnością angażuje czytelnika. Śledzimy rozgrywające się w sprawnie nakreślonej scenografii losy sumiennie wykonującego obowiązki Lewisa, niepewnej siebie i swoich uczuć Rachel, Oziego - niemieckiego chłopca, specjalisty od sztuki przetrwania w zniszczonym mieście, nieprzewidywalnego Stefana, poznającej smak miłości i tajemnic zadziornej Friedy oraz innych bohaterów. Dzieje się sporo, ale żaden z wątków nie jest na tyle wyeksponowany, by stać się tym najważniejszym. Poszczególne sceny stanowią raczej sekwencję kolejnych zdarzeń rozgrywających się w dekoracjach zniszczonego Hamburga. Taka konstrukcja sprawdza się całkiem nieźle, choć sprawiła, że właściwie żaden z bohaterów nie stał mi się szczególnie bliski.

Co zostało we mnie po lekturze tej książki? Ot, choćby taka drobna refleksja, że bez względu na to, czy należymy do zwycięzców, czy do przegranych, bez względu na to, jak bardzo odczuwamy nasz prywatny ból, nie powinniśmy zapominać, że nie jesteśmy jedyni.

"Inni też cierpią"[4].


---
[1] Rhidian Brook, "W domu innego", przeł. Bohdan Maliborski, wyd. Wielka Litera, 2014, s. 18.
[2] Tamże, s. 24.
[3] Tamże, s. 55.
[4] Tamże, s 184.


[Recenzję wcześniej opublikowałam na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1448
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: