Dodany: 10.06.2014 23:23|Autor: olina

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Pokochaj siebie
Dyer Wayne W.

5 osób poleca ten tekst.

Ukwiał wyrusza w nieznane


Książka „Your erroneous zones”, czyli „Twoje błędne strefy”, wyszła w 1976, ale na pierwsze polskie wydanie musiała poczekać do 1994, kiedy to ukazała się jako „Pokochaj siebie”. Polski tytuł nie wydał mi się zbyt udany, być może dlatego, że trąci tajemną doktryną rodem z kosmosu, w którym ludzie mogą rozwiązać swoje problemy z pomocą wątłych rozmiarów poradnika. Zabrałam się do czytania i… przeniosłam w nowy wymiar.

Wayne W. Dyer to specjalista w dziedzinie poradnictwa motywacyjnego, i według tekstu z okładki znany amerykański psychiatra. W kilku rozdziałach omawia najczęstsze błędy, jakie popełniamy w: relacjach z ludźmi, budowaniu nastawienia do życia, radzeniu sobie z kłopotami oraz tworzeniu wizji swojego „ja”. „Jeśli położysz na szkiełko mikroskopu odłamek skały i będziesz go uważnie obserwować, to zauważysz, że stan jego się nie zmienia. Jeśli jednak umieścisz kawałek koralowca, odkryjesz, że zmienia się on i rośnie. Wniosek: koralowiec żyje, a skała jest martwa. (…) Jedynym dowodem życia jest rozwój”[1]. Dyer zaczyna od prostego przesłania: naszą motywacją powinna być potrzeba rozwoju, a nie chęć usuwania wad. Zastanawia się nad powszechnymi sprawami, dochodzi jednak do interesujących, niekonwencjonalnych wniosków. Nie poprzestaje na postawieniu diagnozy. Podaje przyczyny naszego postępowania oraz realne sposoby na stopniowe eliminowanie szkodliwych dla nas schematów zachowań.

Pierwszą miłość dziecko otrzymuje od rodziców. Jeśli wie, że jest kochane, ma odwagę wyruszyć w świat. Już maluchy odczuwają potrzebę samodzielności i… buntu. To dlatego nie chcą korzystać z nocnika! „Dziecko zdaje się wiedzieć, o co jest proszone (…), ma fizyczną możliwość kontrolowania zwieracza odbytu, a jednak uparcie, z rozmysłem odmawia współpracy. Jest to pierwszy prawdziwy protest przeciwko potrzebie ciągłego uzyskiwania aprobaty rodziców”[2]. Rodzice chronią, lecz dziecko wiecznie chronione nie uczy się polegać na sobie. Ilu rodziców poucza, że o wszystko trzeba pytać mamusi i tatusia? Póki chodzi o bezpieczeństwo – nie ma przeciwwskazań, ale dziecko nie może mylić opinii o swojej wartości z czyimkolwiek uznaniem; powinno mieć prawo do popełniania błędów. „Uczniowie niezależni (…) są systematycznie klasyfikowani jako sprawiający kłopoty. (…) W zbyt wielu szkołach poszukiwanie aprobaty jest drogą do sukcesu. Utarte powiedzenia o wazelinie i lizusach nie powstały bez przyczyny”[3]. Młody człowiek przejmuje się długością referatów, szerokością marginesów, opinią profesora, jest przerażony perspektywą samodzielnego myślenia. Jak to zmienić?

Ludzie szukający poklasku nie potrafią być uczciwi; mówią to, co chcieliby usłyszeć inni, nierzadko tracąc z tego powodu szacunek do siebie. Pogoń za uznaniem widać najwyraźniej w wypowiedziach polityków, choć nie tylko oni próbują się przypodobać innym. Najwięcej akceptacji otrzymują ludzie szczerzy, bezpośredni i otwarci, zadowoleni z siebie – właśnie dlatego, że nie zabiegają o dobrą opinię.

„Miłość to umiejętność i chęć pozwolenia tym, na których ci zależy, aby byli, czymkolwiek zechcą, bez jakiegokolwiek nalegania na zaspokojenie twoich oczekiwań. (…) Skoro tylko zrozumiesz, jaki jesteś dobry, nie będziesz oczekiwał, żeby inni potwierdzali twoją wartość (…). Jeśli czujesz się pewny siebie, to nie chcesz ani nie potrzebujesz, żeby inni byli tacy jak ty. (…). Zaczynasz kochać siebie i nagle spostrzegasz, że umiesz kochać innych (…). W twoim dawaniu nie ma żadnego wyrachowania. Nie robisz tego dla podziękowań czy zysku, ale dla prawdziwej przyjemności, jaką sprawia ci pomaganie innym lub kochanie ich”[4]. Dlaczego boimy się wyznać komuś miłość? Wykładowca wyjaśnia: gdybyśmy powiedzieli: „Kocham cię”, ktoś musiałby odpowiedzieć: „ja ciebie też”. Jeśli obawiamy się, że nasze wyznanie nie znajdzie odzewu, nie jesteśmy gotowi na prawdziwą miłość. Jak nauczyć się odwagi?

Dyer przestrzega przed dążeniem do doskonałości. Koty łapią myszy: jeżeli nie uda im się za pierwszym razem, próbują ponownie. Nie kładą się i nie narzekają na mysz ani nie przeżywają załamania nerwowego. Dlaczego my mielibyśmy robić wszystko dobrze? Czy ktoś zapisuje nasze wyniki? „Daj z siebie wszystko” to podstawa rozwoju nerwicy sukcesu. Jeśli dwukrotnie starszy ode mnie pan jest szybszym biegaczem, to czy mam się zatrzymać, bo za nim nie nadążam? Rezygnujemy z robienia różnych rzeczy tylko dlatego, że nie uda nam się osiągnąć w nich doskonałości albo tyle zajmuje nam doprowadzanie czegoś do perfekcji, że już nie mamy czasu na nic innego. Bez niepowodzeń niczego nie osiągniemy.

Mit doskonałości zbiera żniwo w każdej dziedzinie. Wszystko musi być idealne. Wiele kobiet poddało się nakazom kulturowym i traktuje swoje ciała tak, jak się tego od nich oczekuje. (…) »kładź cienie na powieki, szminkę na usta i róż na policzki, (…) doklejaj sztuczne rzęsy i paznokcie«. Cały czas daje ci się do zrozumienia, że w twoim normalnym wyglądzie jest coś niemiłego, i że tylko wprowadzając sztuczne zmiany, możesz stać się atrakcyjny”[5]. To nie wszystko! Reklamy kładą nam do głowy brutalne „prawdy”: po jedzeniu mamy tak przykry zapach z ust, że możemy nim drzewo okorować, plamy potu to wstyd etc. Dlatego kupujmy płyny do płukania ust, dezodoranty, odżywki itd. Natura sama nie da rady! Poza perfekcjonizmem dręczy nas obawa przed nowymi doświadczeniami, skostniałość poglądów, uprzedzenia, niewolnicze trzymanie się planu i strach przed niepowodzeniami.

Autor uważa, że mało kto korzysta z sylogizmu – przesłanka I: potrafię kontrolować swoje myśli, przesłanka II: moje uczucia są pochodną moich myśli, wniosek: potrafię kontrolować swoje uczucia. Jeśli płaczemy („to smutne”), rumienimy się („ale wstyd”), wzbiera w nas gniew („co za cham!”), jest to odpowiedź na sygnał wysłany przez mózg, inaczej nasze reakcje nie byłyby adekwatne do sytuacji. Dlaczego twierdzimy, że nie możemy kontrolować emocji? Mówienie: „Denerwujesz mnie”, „Robi mi się niedobrze, gdy go widzę” niepotrzebnie wzmacnia nasze reakcje. Nie próbując wyhamować negatywnych uczuć, krzywdę wyrządzamy… sobie. Dyer proponuje wziąć odpowiedzialność za swoje emocje. Gdy pozwalamy, by ktoś nas wyprowadzał z równowagi, to nasz problem; nie mamy mocy zmieniania innych. Z równym powodzeniem możemy tłumaczyć żelazku, trzymając dłoń na jego rozgrzanej stopie, że nie ma nas parzyć, jak wyjaśniać prostakowi, dlaczego jego zachowanie jest karygodne. Jeśli ktoś zachowuje się w sposób, którego nie akceptujemy, zwyczajnie unikajmy z nim kontaktu.

Ludzie narzekają na pogodę, na pracę, na partnera (sic!), na dzieci (jeszcze większe sic!), na jakość melaminowych miseczek produkowanych na Tajwanie. Sami wybieramy swoje samopoczucie. Jedni mówią, że znowu zmokli, inni śpiewają pod nosem „Deszczową piosenkę”. Niektórzy wybierają permanentne unikanie teraźniejszości i albo pielęgnują poczucie krzywdy/winy z przeszłości, albo idealizują przyszłość („Jak skończę szkołę, zacznę prawdziwe życie”, „Gdy dzieci dorosną, będę podróżować”). Dyer podkreśla wielokrotnie: szczęście tkwi w umiejętności przeżywania chwili obecnej. Pozytywne nastawienie do życia jest, według niego, prawdziwym miernikiem inteligencji.

Rozdział „Łamanie barier konwencji” polecam wszystkim, którzy za bardzo przejmują się tym, co wypada, należy, powinno się zrobić. Nie można założyć takiej bluzki do siakiej spódnicy. Trzeba zaprzeczać, gdy ktoś powie, że jesteś piękna. Nie wypada śmiać się za głośno. Kto tak powiedział?! Psychiatra uczy, jak czuć się wolnym od zewnętrznego przymusu. Zaznacza, że źródło stresu to poczucie winy, które „jest nieodłączną częścią naszej kultury (…). Zamiast skierować osoby, które naruszyły prawo cywilne, do pracy na rzecz społeczeństwa bądź zmusić do spłaty długów, umieszczamy je w więzieniu, starając się zwiększyć poczucie winy, z którego nikt nie ma pożytku (…)”[6].

A jeśli ktoś nie czuje się winny, przynajmniej może się martwić. Wydawałoby się, że to bardzo polskie… „(…) pomysłowy »umartwiacz« potrafi włożyć do jednego kotła wieczność z codziennością. (…) jeżeli zamrożeni ludzie zostaną rozmrożeni, to czy będą musieli ponownie rejestrować się, aby uzyskać prawo do głosowania? Czy jeśli mały palec u nogi zaniknie, to czy będzie to miało wpływ na czas trwania meczów piłkarskich?”[7]. Lista zmartwień jest zatrważająca! Wymienię tylko kilka, które przytacza Dyer. Martwię się o:

– dzieci (byłbym złym rodzicem, gdybym się nie martwił),
– zdrowie (jeżeli nie martwisz się o swoje zdrowie, możesz w każdej chwili umrzeć),
– pracę (jeżeli nie będziesz się przejmował, stracisz ją),
– gospodarkę (ktoś musi się o nią troszczyć, nie wydaje się, aby robili to politycy),
– szczęście męża/żony (nikt nie ma pojęcia, ile czasu spędzam, martwiąc się o jego/jej szczęście, a on/ona w ogóle tego nie docenia),
– ceny (ktoś powinien niepokoić się cenami, bo inaczej podskoczą zbyt gwałtownie).
I najokropniejsze: Nie mam się czym martwić. Nic się nie dzieje? Wzywamy do wzmożonego zamartwiania się, bo będzie naprawdę źle!

Dlaczego wściekamy się, że ktoś pracuje mniej/gorzej od nas, a lepiej zarabia? Czy pomożemy sobie, zastanawiając się, dlaczego to nas spotkało nieszczęście, a nie kogoś innego? Czy jakikolwiek łańcuch pokarmowy jest sprawiedliwy? Jest jak jest, na co tu się oburzać? Dyer sugeruje, by nie przejmować się niesprawiedliwością. Powinniśmy się zatem godzić na wszystko? Każdy ma swoją odpowiedź, ile może znieść. To, co potrafimy zmienić, zmieniajmy. Pozostałe sprawy trzeba przyjąć, jakie są. Może ma być trochę jak w zapisie w karcie pacjenta: „Lewatywę znosi dobrze; przeklina, ale szeptem”?

Autor rozpatruje przyczyny rozpadu małżeństw. Mężczyzna, który nie radzi sobie z niezależnością partnerki, szuka młodszej, która będzie go podziwiać i z którą będzie się chętnie pokazywał. Mężczyźni „z kryzysem wieku średniego” myślą, że imponują kumplom swoją „nową zdobyczą”. A kłopotów małżeńskich są setki!

„Pożegnanie z gniewem” może się przydać nie tylko osobom, które mają krótki lont. Irytuje cię czyjeś zachowanie? Wybuchasz, gdy coś nie idzie po twojej myśli? Dyer podaje kilka sposobów, jak odwlec, zredukować i zażegnać napady furii.

Ostatni rozdział to sama przyjemność. Poznajemy cechy ludzi wolnych od wad osobowości. „Nigdy nie czują (…), że są lepsi od innych, i nie oczekują pochwał (…). Ciągle są spragnieni wiedzy. (…) Nie boją się przegrywać”[8]. Dyer gloryfikuje chęć zdobywania wiedzy. „Najlepszą rzeczą na smutki (…) jest uczyć się czegoś. (…) Zobacz, ile jest do nauczenia się – nauka to jedyna czysta rzecz, jaka istnieje”[9].

Książka jest bardziej konkretna niż większość poradników motywacyjnych, jakie czytałam, napisana zwięźle, przejrzyście, bez filozofowania czy dydaktyzmu. No i proszę – taka skondensowana pozycja, a taka rozwleczona recenzja. Bywa. Można przeklinać… ale szeptem.


---
[1] Wayne W. Dyer, „Pokochaj siebie”, przeł. Marian J. Waszkiewicz, wyd. Zysk i S-ka, 1994, s. 38.
[2] Tamże, s. 68.
[3] Tamże, s. 70.
[4] Tamże, s. 41.
[5] Tamże, s. 48.
[6] Tamże, s. 113.
[7] Tamże, s. 122.
[8] Tamże, s. 251.
[9] Tamże, s. 100.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 11358
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: