Dodany: 01.06.2014 22:49|Autor: asia_

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

"SMOKI w LITERATURZE" - KONKURS nr 179


Przedstawiam KONKURS nr 179, który przygotowali wspólnie Anna 46 i Sznajper.




Był bowiem w załomach pewnej skały okrutnie srogi potwór, którego niektórzy zwać zwykli całożercą. Żarłoczności jego każdego tygodnia według wyliczenia dni należała się określona liczba bydła. Jeśliby go mieszkańcy nie dostarczyli, niby jakichś ofiar, to byliby przez potwora pokarani utratą tyluż głów ludzkich.

(Wincenty Kadłubek, “Kronika polska”)


Smoki rozpalają ludzką wyobraźnię od niepamiętnych czasów. Faktem jest, że choć przez wieki wyobrażenia o smokach uległy ewolucji i nie ma zgody co do charakteru, wyglądu, inteligencji, wielkości, czy nawet gadziej proweniencji smoków, to wiekszość źródeł zgadza się, że w rozpalaniu są one niezrównane.

Przygotowaliśmy 30 fragmentów, w których występują różne smoki: małe i duże, piękne i przerażające, dobre i zepsute do… środka wypełnionych powietrzem kości. Przy każdym fragmencie podana jest liczba punktów, które można uzyskać za odgadnięcie (połowa za autora i połowa za tytuł książki). Liczba punktów zależy od popularności książki i jej obecności w ocenach moich i/lub Anny. Im trudniejszy do odgadnięcia fragment, tym więcej punktów można zdobyć. Maksymalnie można zebrać 310 punktów.


Zasady:


1. W przypadku jednakowej liczby punktów, o kolejności na podium decyduje data ostatniego punktowanego maila.

2. Podpowiedzi na forum są mile widziane. Proszę tylko, by nie były zbyt oczywiste, a najlepiej ukryte “paplą”, żeby nie psuć zabawy tym, którzy podpowiedzi nie chcą.

3. Odpowiedzi wysyłajcie na adres [...]. W tytule proszę o wpisanie loginu. (Kolejne maile wysyłajcie proszę jako “Odpowiedź”, a nie osobny wątek).

4. Termin nadsyłania odpowiedzi minie w sobotę 14 czerwca o godzinie 23:59.


Zapraszamy do zabawy i życzymy powodzenia!



1. (2 pkt.)

Oto ogromny rudy smok, mający siedem głów i dziesięć rogów, a na jego głowach siedem diademów.
A ogon jego zmiótł trzecią część gwiazd niebieskich i strącił je na ziemię.
I stanął smok przed niewiastą, która miała porodzić, aby, skoro tylko porodzi, pożreć jej dziecię.



2. (6 pkt.)


Podczas pobytu w klinice usunęła również jeden z dziesięciu tatuaży, dwucentymetrową osę po prawej stronie szyi. Lubiła swoje tatuaże, a najbardziej wielkiego smoka sięgającego od łopatki do pośladków, lecz osy postanowiła się pozbyć. (…)
Dopiero około drugiej w nocy wyłączyła komputer. Poszła do sypialni, rozebrała się i rzuciła ubrania na krzesło. Potem poszła do łazienki, żeby się umyć. W kącie obok drzwi przymocowane były olbrzymie lustra od podłogi do sufitu. Przyglądała się sobie przez dłuższą chwilę. Patrzyła na swoją kanciastą, krzywą twarz, nowe piersi i wielki tatuaż na plecach. Wyglądał pięknie – długi, wijący się smok, czerwono–zielono-czarny, od głowy na barku aż po wąski ogon, biegnący przez prawy pośladek do uda.



3. (8 pkt.)


Smok rósł. Księżyc stawał się coraz to mniejszy, ponieważ potwór pożerał go po kawałku i na własne przerabiał ciało. Widział więc król, a z nim poddani jego, że źle jest, bo kiedy już gruntu pod stopami elektrosmokowi nie stanie, niechybnie się na planetę i na nich rzuci. Troskał się bardzo król, ale nie widział rady i nie wiedział, co czynić. Maszyny wysłać źle, bo przepadną, a samemu ruszyć też niedobrze, bo straszno. Naraz usłyszał król, a była noc głucha, jak aparat telefoniczny w sypialni tronowej postukuje. Był to aparat królewski, cały złoty z brylantowym pisakiem, z Księżycem połączony; zerwał się król i bieży, aparat zaś raz po razie stuk-puk, stuk-puk, i taki telegram wystukał: “Elektrosmok depeszuje, że precz ma się wynosić Poleander Partobon, bo on, smok, na tronie jego usiąść zamierza!”
Przeraził się król, zadrżał cały i jak stał, w nocnym stroju gronostajowym, w pantoflach, zbiegł do pałacowych podziemi, gdzie znajdowała się maszyna strategiczna, stara i bardzo mądra. Nie pytał jej dotąd o radę, bo jeszcze przed powstaniem elektrosmoka był się z nią pokłócił na temat pewnej operacji wojennej; teraz jednak nie do waśni mu było, chciał tron i życie ratować.



4. (10 pkt.)


— Widziałeś prawdziwego smoka? I nie bałeś się?
Barnaba uśmiechnął się:
— Przecież słyszałaś, że jest to smok poczciwy i wesoły. Nie taki jak inne, które ponoć jeszcze na świecie żyją. Mordę ma zieloną, wielkie oczy i gębę od ucha do ucha. A tak zawsze wygląda, jakby się śmiał, i dlatego nikt się go nie boi. Lubi się ubierać jak człowiek. Najchętniej przebywa w powłóczystym szlafroku i pantoflach. Gdy musi jednak wyjść do miasta lub odwiedzić księcia Kraka, wkłada na siebie strojny ubiór. Jest miłośnikiem pięknego obuwia, umie też dobrać sobie odpowiednie krawaty.
— Brr, ja bym się go bała — wzdrygnęła się dziewczynka.
— Bardzo, bardzo dawno temu Smok Wawelski był dość dziki. Wtedy pożerał ludziom krowy, owce, barany, a nawet kury i kaczki. Szkody czynił wielkie, więc pewien szewc imieniem Skuba postanowił go zgładzić. W tym celu podrzucił mu barana nadzianego jakimiś paskudnymi przysmakami w postaci smoły, siarki, pieprzu, papryki i tłuczonego szkła. Smok barana zjadł i strasznie się po tym przechorował. Takie miał pragnienie, że wypił wodę z Wisły i okolicznych stawów. Jego ryki było słychać aż do Puszczy Niepołomickiej, która daleko za grodem Kraka leży. Ale wyzdrowiał i odtąd nie bierze do pyska ani kawałka mięsa. Zmienił się tak, że ludzie go polubili. Z biegiem lat począł się ubierać na wzór ludzki, a także bardzo szybko nauczył się ludzkiej mowy.



5. (8 pkt.)


Dwa smoki podobne do pierwszego wzleciały z podstawy najwyższej wieży. Tak jak pierwszy, zbliżyły się szybkim lotem wprost ku X., lecz mimo to złowił obydwa, strącił je i utopił; a nie podniósł jeszcze nawet swojej czarnoksięskiej laski.
Nie minęło wiele czasu, gdy nadleciały ku niemu z wyspy trzy następne. Jeden z nich był znacznie większy i jego paszczęka rzygała kłębiącym się ogniem. Dwa smoki pofrunęły ku X., plaskając skrzydłami, ale trzeci, ten większy, zbliżył się kolistym lotem z tyłu, bardzo chyżo, aby spalić wroga wraz z łodzią swym ognistym oddechem. Żadne zaklęcie unieruchamiające nie ogarnęłoby wszystkich trzech, gdyż dwa nadleciały z północy, a jeden z południa. W mgnieniu oka, gdy to zrozumiał, X. uczynił czar Przemiany i pomiędzy jednym a drugim oddechem wzleciał z łodzi pod postacią smoka.



6. (18 pkt.)


Strach padł na Kraków i okolice. Nieszczęście zakołatało do niejednych drzwi, smutek zagościł w wielu domostwach. Oto w pieczarze pod Wawelskim Wzgórzem zamieszkał potwór straszny, ogniem i dymem ziejący, do ogromnego jaszczura podobny, smokiem zwany. Nigdy nienasycony, rykiem potężnym, od którego wawelska skała drżała i ludzkie serca truchlały, pokarmu się domagał. Ludzie, chcąc własne życie ratować, swój dobytek pod smoczą jamę podrzucali. Smok pożerał krowy i woły, owce i barany i jeszcze potężniejszym głosem o jedzenie wołał. Wkrótce mało mu było krów i wołów, owiec i baranów i ofiar z ludzi żądać zaczął.
Dlatego strach padł wielkim cieniem na Kraków i jego mieszkańcy coraz częściej prośby do króla Kraka zanosili, by gród od potwora uwolnił.
Przemyśliwał na tym od dawna król Krak, radził się kapłanów i wróżbitów, nagrodę sowitą za zgładzenie smoka obiecywał, ale wszystko nadaremnie. Smok dalej siał trwogę i zbierał krwawe żniwo. Owszem, zjawiali się śmiałkowie, nagrodą skuszeni i sławy żądni, ale ich wyprawy pod smoczą jamę kończyły się ucieczką, a niekiedy też śmierć tam spotykali. Nawet sam Krak zmierzył się trzykrotnie ze smokiem, ale i on musiał potworowi pola ustąpić.



7. (14 pkt.)


Dzień był cudownie słoneczny i być może ciepło i światło zachęciły pozostającego długo w skorupie smoka, bo jajo zaczęło pękać na dobre niemal natychmiast po tym, jak je złożono na pokładzie. Marynarze u góry wiercili się i głośno szeptali, co Laurence postanowił zignorować, a niektórzy wydali zduszone okrzyki, kiedy dało się dostrzec pierwsze ruchy we wnętrzu skorupy: na miejscu jednego z pęknięć pojawił się czubek zakończonego szponem skrzydła, w innym zaś pojawiły się drapiące pazury.
Wszystko zakończyło się bardzo szybko: skorupa pękła niemal pionowo w połowie i obie części zostały odrzucone na pokład jakby z niecierpliwością. Młody smok otrząsnął się energicznie z resztek jaja na poduszce. Lśnił w słońcu, wciąż mokry od śluzu; od czubka pyska po koniec ogona był idealnie czarny, a kiedy rozłożył niczym wachlarz duże sześciopalczaste skrzydła, na których spodzie mieniły się szare i ciemnoniebieskie plamy, załoga westchnęła z zachwytu.
Sam Laurence też był pod wrażeniem; nigdy wcześniej nie widział dopiero co wyklutego smoka, choć brał udział w kilkunastu operacjach floty wspomaganych atakiem dorosłych smoków Korpusu. Nie potrafił rozpoznać rasy, lecz nie miał wątpliwości, że to rzadki okaz: nie widział dotąd czarnego smoka, a na dodatek ten był całkiem duży jak na świeżo wyklutą bestię. Tym bardziej trzeba jak najszybciej działać.
– Panie Carver, proszę zaczynać – powiedział Laurence. Carver, bardzo blady, zbliżył się do smoka i wyciągnął dłoń, która wyraźnie drżała.
– Dobry smok – powiedział, a zabrzmiało to bardziej jak pytanie. – Miły smok.



8. (10 pkt.)


Ciało smoka leżało wśród zieleni. Nieruchome, wielkie, pokryte zmierzwioną sierścią. Bezwładne i dziwnie płaskie, jak ścierwo zdechłego kota. X. nie oddychał. Usiłowałem podnieść jego głowę, niewiele mniejszą ode mnie samego. Szarpałem trójkątne uszy - zwykle czuły punkt - teraz zupełnie wiotkie i martwe. Nie rozumiałem, co się stało. Jeszcze przed paroma godzinami widziałem X. jako chłopca. Skąd ta nagła przemiana i tak żałosny stan? Czy był chory? Czy ktoś go zranił?
Wtedy zostałem odgarnięty na bok ruchem, jakim usuwa się z drogi psa lub kota. To był Miedziany. Przekroczył sztywno wyciągniętą łapę, pochylił się i przyłożył ucho do smoczego boku. Potem znów do głowy, z wysiłkiem rozwarł potężne szczęki i włożył między nie rękę aż po łokieć. I jeszcze głębiej, po samo ramię. Patrzyłem na to z zapartym tchem, w przebłysku zrozumienia, co robi ten odważny, szalony mag. Wyciągał X. język z gardła, całkiem jakby miał do czynienia z nieprzytomnym cielakiem, a nie największym drapieżnikiem na wszystkich kontynentach. Zaaferowany Miedziany krzątał się przy X. Podniósł mu powiekę - wąska źrenica poruszyła się w szkarłatnym jeziorku smoczego oka.
Miedziany wczepił się obiema dłońmi w białą sierść i z całej siły uderzył X. kolanem w pierś. Raz, a potem drugi. Smok zakrztusił się, zaczął kaszleć, zwymiotował śliną i żółcią, aż wreszcie złapał oddech. Omal nie rozpłakałem się z ulgi.



9. (12 pkt.)


Lessa słyszała głośny szum wypełniający pomieszczenie.
Zdała sobie sprawę, że szum pochodzi od spiżowych smoków obserwujących narodziny ich partnerki, ich nowej królowej.
Pomruk przybierał na sile, gdy skorupa rozpadła się na kawałki i wynurzyło się złoto połyskujące ciało samicy. Smoczyca potknęła się i wbiła się pyskiem w miękki piasek. Wymachując mokrymi skrzydłami wyprostowała się, komiczna w swych niezgrabnych ruchach. Z nagłą i niespodziewaną szybkością rzuciła się w kierunku sparaliżowanych przestrachem dziewcząt. Zanim Lessa zdołała zareagować, potrząsnęła pierwszą dziewczyną tak gwałtownie, że kręgosłup głośno chrupnął i dziewczyna opadła bezwładnie na ziemię. Bestia skoczyła w kierunku następnej dziewczyny, ale źle oceniła odległość i upadła. Chciała się podeprzeć jedną łapą i przy okazji przeorała ciało dziewczyny od barku aż po udo. Krzyk ranionej śmiertelnie dziewczyny zaniepokoił smoczycę i przywrócił do życia pozostałe dziewczyny. Rozsypały się w panicznej ucieczce, potykając się i padając na piasek.
Gdy smoczyca, rycząc żałośnie, ruszyła w kierunku panikujących kobiet, Lessa poszła za nią. Dlaczego ta niemądra dziewczyna nie uskoczyła w bok – pomyślała Lessa. Chwyciła mocno paszczę bestii. Smoczyca była tak słaba i niezgrabna, że nie mogła zrobić nikomu krzywdy, o ile zachowało się choć trochę ostrożności.
Lessa odwróciła głowę bestii tak, by jej oczy musiały na nią spojrzeć… i zatraciła się w tym spojrzeniu.
Uczucie radości zalało umysł Lessy. Poczuła falę ciepła, czułości i czystego przywiązania. Nigdy już Lessa nie będzie samotna. Miała przyjaciółkę czule reagującą natychmiast na każdą zmianę nastroju jej umysłu i serca.



10. (6 pkt.)


Czarny smok rozpostarł z rykiem skrzydła.
Lanca kłębiącego się, ciemnego ognia uderzyła Kraznysa prosto w twarz. Oczy handlarza stopiły się od gorąca, spływając po policzkach. Olej w jego włosach i brodzie rozgorzał płomieniem tak gwałtownym, że przez chwilę nosił ognistą koronę, dwukrotnie wyższą od jego głowy. Nagły smród zwęglonego mięsa przytłumił nawet woń perfum, tak jak jego wrzaski zdawały się zagłuszać wszystkie inne dźwięki.
Potem plac Kar eksplodował krwawym chaosem. Dobrzy Panowie wrzeszczeli, chwiali się na nogach i odpychali nawzajem na boki, potykając się o własne tokary. D. poleciał niemal leniwie w stronę Kraznysa, poruszając czarnymi skrzydłami. Kiedy po raz drugi zionął ogniem w handlarza niewolników, Irri i Jhiqui odpięły V. oraz R. i nagle w powietrzu unosiły się trzy smoki. Gdy X. odwróciła głowę, zobaczyła, że jedna trzecia dumnych, ozdobionych rogami demonów wojowników usiłuje utrzymać się na grzbiecie przerażonych wierzchowców, a druga podobna liczebnie grupa ucieka z jasnym błyskiem lśniącej miedzi. Jakiemuś mężczyźnie udało się wyciągnąć miecz, ale bicz Jhoga owinął się mu wokół szyi i położył kres jego krzykom. Inny stracił rękę po ciosie arakha Rakhara i odjechał, chwiejąc się w siodle i brocząc krwią. Aggo spokojnie nakładał strzały na cięciwę i wysyłał je w stronę tokarów, nie zważając na różnice między srebrnymi, złotymi i zwykłymi obrębkami.



11. (10 pkt.)


Panna Harper wracała. Niosła płaskie czarne pudło wielkości aktówki. I On tam był. Skąd wzięła tyle siły, żeby go udźwignąć? Nigdy nie sądził, że On jest tak płaski. Wymiary znał z katalogów – 43,5 na 34,3 cm – ale jakoś nie zwrócił na nie specjalnej uwagi. Spodziewał się, że będzie ogromny. Ale był mały. Mały, a w dodatku tu, w tej cichej sali.
Dotychczas nie zdawał sobie sprawy, ile siły Smok czerpie z tego starego domu w ogrodzie.
Panna Harper coś mówiła.
- … musimy go przechowywać w tym światłoszczelnym pudle, bo na świetle gotów nam zblaknąć. Dlatego też rzadko go wystawiamy.
Położyła pudło na stole i odpięła zamki.(…)
– Wie pan, ze nie wolno panu tego dotykać. Ja panu pokażę… takie są przepisy. Zgoda?
Skinął tylko głową. Nie mógł wydusić ani słowa.
Otworzyła skoroszyt i wyjęła plastikową osłonkę i podkładkę.
Jest! Wielki Czerwony Smok i Kobieta Odziana w Słońce.
Mężczyzna-smok nad znieruchomiałą w błagalnej pozie kobietą, ujętą w pętlę jego ogona.
Istotnie, był mały, ale potężny. Oszałamiający. Nawet najlepsze reprodukcje nie oddawały godziwie szczegółów i barw.
Dolarhyde spostrzegł to natychmiast, w mgnieniu oka… pismo Blake’a na obrzeżach, dwie brązowe plamki na prawym skraju obrazu. Przeżył wstrząs. Trochę za silna dawka… o tyle mocniejsze barwy.
Spójrz na kobietę spowitą w ogon Smoka. No, spójrz.
Zobaczył, że jej włosy są dokładnie tego samego koloru, co włosy Reby McClane.



12. (2 pkt.)


Wśród krzyków, jęków i nawoływań ludzkich X. zjawił się nad miastem i zniżył się ku mostowi - lecz tu czekał go zawód: most zniknął. Przeciwnicy byli na wyspie otoczonej głęboką wodą - zbyt głęboką, zbyt czarną i zimną jak na gust smoka. Gdyby się w niej zanurzył, buchnęłaby para i na wiele dni zaległaby całą okolicę. Lecz jezioro było potężniejsze od X.: zanimby je przepłynął, ugasiłoby jego płomienie. Rycząc gniewnie, wrócił nad miasto. Chmura czarnych strzał wzbiła się w powietrze; stuknęły, zagrzechotały odbijając się od smoczej łuski i od pancerza drogich kamieni, zapaliły się od smoczego oddechu i w płomieniach, z sykiem spadły w wodę. Trudno sobie wyobrazić fajerwerki, które by dorównywały widowisku tej nocy. Brzęk cięciw i przenikliwe dźwięki trąbek rozjątrzyły smoka jeszcze gorzej, oślepł i oszalał z wściekłości. Od wieków nikt nie ośmielił się stanąć z nim do walki; nikt by się na to i dziś nie odważył, gdyby nie głos owego człowieka (nazywał się Y.), który uwijał się między łucznikami, dodając im ducha, nakłaniajac władcę, by dał rozkaz walki do ostatniej strzały.
Płomień buchał z paszczy smoka. X. chwilę kołował wysoko w powietrzu, oświetlając całe jezioro; drzewa na brzegu zalśniły krwawo jak miedziane, a gęste, czarne cienie rozchwiały się u ich stóp. X. zniżył lot, nie zważając w swej wściekłości na grad strzał, nie pamiętając nawet o tym, by obracać się opancerzonymi bokami do nieprzyjaciół, za wszelką cenę pragnąc tylko podpalić miasto.



13. (4 pkt.)


- Kontynuujmy rozmowę, jeśli pozwolisz. Zrozumiałem, że nie przepadasz za ustawianiem cię po stronie żadnej z Sił. Wykonujesz swój zawód.
- Wykonuję.
- Ale przed konfliktem Chaosu i Ładu nie uciekniesz. Choć użyłeś tego porównania, nie jesteś kowalem. Widziałem, jak pracujesz. Wchodzisz do piwnicy w ruinach i wynosisz stamtąd usieczonego bazyliszka. Jest, kochasiu, różnica pomiędzy podkuwaniem koni a zabijaniem bazyliszków. Powiedziałeś, że jeśli zapłata jest godziwa, popędzisz na koniec świata i ukatrupisz stwora, którego ci wskażą. Dajmy na to, srogi smok pustoszy...
- Zły przykład - przerwał X. - Widzisz, od razu kiełbasi ci się wszystko. Bo smoków, które bez wątpienia reprezentują Chaos, nie zabijam.
- Jakże to? - Y. oblizał palce. - A to dopiero! Przecież wśród wszystkich potworów smok jest chyba najwredniejszy, najokrutniejszy i najbardziej zajadły. Najbardziej wstrętny gad. Napada na ludzi, ogniem zieje i porywa te, no, dziewice. Mało to opowieści się słyszało? Nie może to być, żebyś ty, X., nie miał paru smoków na rozkładzie.
- Nie poluję na smoki - rzekł X. sucho. - Na widłogony, owszem. Na oszluzgi. Na latawce. Ale nie na smoki właściwe, zielone, czarne i czerwone. Przyjmij to do wiadomości, po prostu.



14. (16 pkt.)


Z osobnikami w przybliżeniu równymi mu wagą i temperamentem będzie walczył, ustalając granice terytorium. Wprawdzie przypominał sobie, że kiedyś posiadał rozległe własne terytorium, ale nie miał pojęcia, gdzie ono się znajduje. Teraz nie miało to większego znaczenia, ponieważ napotkał żer, a nie potwora podobnego do siebie. Jednak smokowi brakowało doświadczenia i instynkt nie podpowiadał mu, co robić w wypadku przyjaznego przyjęcia. Jaka powinna być prawidłowa reakcja? Ivy podeszła do niego bez cienia obawy.
- Mój własny smok! - zawołała. - Zielony jak mamine włosy! Będzie moim przyjacielem, towarzyszem i będzie mnie strzegł, kiedy będę się bała!
Wyciągnęła rękę i poklepała brzydki pysk.
- Jakie śliczne stworzenie!
Smok wcale się nie uspokoił. Przeciwnie, stanął wobec potężnego dylematu. Ścigać, uciekać czy walczyć? Żaden z nadchodzących sygnałów nie pasował do wzorów. Jeszcze nikt nie nazwał go ślicznym i nie poklepał po pysku. Tak więc trwał w bezruchu, nie podejmując żadnego działania. Zdenerwowany, wypuścił obłoczek pary.
- Ładna para! - powiedziała Ivy. - Jesteś parowcem, więc masz na imię Stanley! (…)
Stanley przeżył chwilową dezorientację, jak każde stworzenie odkrywające nagle, że ustawiono je na piedestale. Nie wiedział, że ma na imię Stanley. Nie wiedział, że jest cudowny. Z całą pewnością nie wiedział, że jest śliczny. Po chwili talent Ivy zadziałał z pełną mocą, gdyż był to czar kalibru Maga, moc rozpoznawana przez niewielu śmiertelników, i smok stał się dokładnie takim, jakim go widziała - ładnym i lojalnym przyjacielem, towarzyszem zabaw i ulubieńcem.



15. (12 pkt.)


Ktoś wyrzeźbił, z drobiazgową dokładnością, rannego smoka. Skrzydła właśnie rozkładał do lotu, oczy, w połowie przesłonięte powiekami, zastygły w wyrazie udręki. Na nim okrakiem siedziała młoda kobieta. Zamykała w uścisku falującą szyję, przyciskała do niej policzek. Na jej twarzy malowała się straszna męczarnia, usta miała otwarte, rysy napięte - krzyczała bezgłośnie. Oboje - dziewczyna i smok - oddani byli z niewiarygodną wiernością. Widziałem rzęsy tej kobiety, widziałem poszczególne złote włosy na jej głowie, delikatne zielone łuski wokół oczu smoka, nawet kropelki śliny, które skapywały z jego wywiniętych warg. Tylko że tam, gdzie powinny się znajdować potężne łapy bestii oraz mocny ogon, była kałuża czarnego kamienia, jakby tych dwoje wpadło w smolistą pułapkę.



16. (20 pkt.)


Władający na Wawelu książę Krak (syn Lecha, bratanek praojca Czecha) zabija gnieżdżącego się pod zamkiem Smoka. Opisze to wyraźnie biskup Wincenty Kadłubek w swojej “Kronice Polskiej”. Nie uda się tylko jak dotąd ustalić, czy smok poległ w walce wręcz czy też w wyniku podstępu (baran, siarka, woda z Wisły). Inna wersja wiąże zejście Smoka z postacią sprytnego szewczyka Skuby lub Skubka (w wersji lansowanej przez Warszawę) – Dratewki. Bez wątpienia jednak to krakowski szewc, a nie Jan Kiliński jest pierwszym powszechnie znanym polskim mistrzem pocięgla.
W opróżnionej siedzibie Smoka znajdują schronienie ludzie podejmujący szlachetne próby osiedlenia się w Krakowie na stałe; po nich do Jamy wchodzi biznes, adaptując jaskinię na jeden ze słynniejszych w tej części świata zamtuzów. Klientami lupanaru bywają urzędujący kilka pięter wyżej królowie.



17. (18 pkt.)


Ledwo się za R. zamknęły gąszcza krzewów, przez które się przedzierał, nad potokiem stanął smok. Siedem głów zwrócił ku H., a cieniutkim końcem ogona przytrzymywał się skobla u wejścia do jaskini, aby nie zabłądzić w powrotnej drodze. Jedna głowa rozmawiała z H., pięć jej pilnowało, siódma głowa obracała się za C. Ale C. wśliznął się do potoku i jak wydra dał nurka pod wodę.
- Taki malec jak palec – niech sobie idzie – powiada siódma głowa.
Sześć głów smoka ułożyło się dookoła H., a siódma mówi do niej w imieniu smoka:
- Teraz ci rozkazuję być u mnie w jaskini za gospodynię.
- Rozkazuj! – rzekła H.
Wszystkie siedem głów ryknęło zgodnym chórem. H. ani drgnęła. Siedziała nad potokiem.
- Uderzę cię ogonem! – zawył smok i zaczął buchać żarem i ziębić lodem.
- Nie uderzysz, bo jak puścisz się skobla, nie trafisz z powrotem do jaskini – powiada H. I dalej siedziała nad potokiem jakby nigdy nic.
Smok się obejrzał do tyłu, czy skobel dobrze trzyma. I zaczął rozmyślać.
A ponieważ siedmiogłowy smok musi myśleć siedem razy, zanim wpadnie na jedną myśl – H. i smok długo jeszcze siedzieli naprzeciwko siebie.



18. (8 pkt.)


Stanowczo były to smoki. R. nie miał wątpliwości. Jednak normalne smoki bagienne przypominały tylko w taki sposób, jak chart przypomina małe, szczekliwe pieski z dużą liczbą Z i X w imionach.
Zdawało się, że składają się tylko z nosa i smukłego ciała, z dłuższymi łapami niż odmiana bagienna; były tak srebrzyste, że sprawiały wrażenie księżycowego światła wykutego w kształt zwierzęcia.
I zionęły ogniem. Jednak nie z tego końca, który R. do tej pory kojarzył ze smokami.
Najdziwniejsze zaś, jak stwierdził L., że kiedy już człowiek przestał narzekać na ich budowę, nabierała wiele sensu. To przecież głupio, na przykład, żeby stworzenie latające posiadało broń, której użycie zatrzymuje je w powietrzu.
Smoki wszelkich rozmiarów otaczały „Latawiec” i obserwowały go z ciekawością saren. Od czasu do czasu jeden czy dwa podskakiwały i odlatywały pchane ogniem, ale zaraz inne lądowały, by dołączyć do stada. Patrzyły na członków załogi, jakby oczekiwały, że zaczną pokazywać sztuczki albo wygłoszą mowę.



19. (20 pkt.)


- Dzień dobry, młody człowieku. Pewnie przyszedłeś ożenić się z moją córką, Królewną?
- No, niezupełnie. Ale skoro tu jestem, to pewnie, mógłbym.
- Aha!!! Ale to nie takie proste. Czy myślisz, że dałbym swoją córkę za żonę byle chłystkowi?!
- Dałbyś.
- No, chyba bym dał. Ale nie mogę. Co by poddani powiedzieli? Widzisz, im się trochę nudzi. To taki spokojny kraj, nic się tutaj nie dzieje. Więc musisz pokonać smoka. Ludzie się zabawią, ty wykażesz swoją siłę i dzielność i urządzimy weselisko.
- Czy to konieczne?
- Tak, tak, mój chłopcze. Poza tym wolę, żebyś ty się tłukł ze smokiem, niż żeby się poddani tłukli między sobą.
- No, dobrze. Gdzie jest ten smok?
- O, widzisz tę jamę? Tam mieszka. Tylko proszę cię, nie zrób mu krzywdy. To jest nasz stary, przyzamkowy smok i bardzo go lubimy. Kiedy byłem małym chłopcem, grał ze mną w piłkę i zabierał mnie z sobą na ryby.
- Dobrze. Idę.
- Ale, ale... A gdzie masz miecz?
- Nie mam miecza. Ale znam karate i judo. Jakoś sobie poradzę.
Królewna stoi na wieży powiewając chusteczką, poddani zebrali się na dużej łące w pobliżu jamy smoka i wszyscy oczekują niecierpliwie na to, co się stanie. Rycerz podbiega do smoka, chwyta go za uszy i powala na ziemię. Smok przeciera oczy ze zdumienia a potem siada na stołku i zaczyna płakać.
- Co mnie napadasz?! Czego mnie bijesz, ty potworze?!!! Leżącego się nie bije.
- Wstawaj natychmiast. Poddani patrzą. Nie wstyd ci?
- Nie.



20. (12 pkt.)


- O chol… - zdusił przekleństwo.
Dziewczyna trzymała małego smoka. Sinolog patrzył na to kompletnie zdumiony. Zwierzę wyglądało dokładnie jak z chińskiego obrazka. Małe, kolorowe, złotookie, pokryte dziwnymi wypustkami.
- Co to jest? – wykrztusił. – Co wy robicie? – zapytał po chińsku.
- Potrzebna mu krew dziewicy – wyjaśniła dziewczyna. – Smok, gdy się rodzi, jest słaby i bezbronny. W warunkach naturalnych karmi go matka. Gdy jednak rodzi się wśród ludzi, ktoś musi się poświęcić… Gdy skosztuje krwi, nabiera sił i zyskuje moc, by się bronić…
- Ale skąd? Czemu…
- Smok w mitologii chińskiej to potężna istota, której zadaniem jest opieka i ochrona ludzi – powiedział stojący w kącie Smith. – Krewny panny Xu doświadczył wiele zła od Rosjan i wiele dobrego od Polaków. To jego dar dla was. Wolność. Smok będzie żył ukryty wśród was i chronił ten kraj. Tylko zanim dojrzał na tyle, by skruszyć skorupę jaj musiało minąć trochę czasu. Ot, tak z siedemdziesiąt czy osiemdziesiąt lat. Ale, wie pan, Chińczycy to taki naród, że nigdzie im się nie śpieszy, choć zawsze w końcu postawią na swoim…
- I jak ten zwierz podrośnie, pourywa komunistom głowy? – wykrztusił doktor.
- Niewykluczone. Ale jego działanie jest subtelniejsze. To złoty węzeł na linach losu. Zmienia samą osnowę rzeczywistości. Tam, gdzie żyje, wszystko powoli zmienia się na lepsze.



21. (10 pkt.)


To smok - szepnęła Denna. - Tehlu, strzeż nas i miej w swej pieczy. To smok.
- To nie jest smok - wyjaśniłem. - Nie ma takich istot jak smoki.
- Spójrz na niego! - syknęła. - Stoi tam! Masz przed sobą wielkiego przeklętego smoka!
- To jest draccus - powiedziałem.
- Jest cholernie wielki - mówiła Denna, a w jej głosie pobrzmiewała histeria. - Jest to cholernie wielki smok i zaraz tu przyjdzie, i nas zje.
Nagle spojrzała na mnie i wybuchnęła śmiechem. Nie był to śmiech histeryczny, ale bezradny śmiech kogoś, kto właśnie usłyszał coś zabawnego i teraz dusi się ze śmiechu. Zasłoniła usta dłońmi i trzęsła się ze śmiechu, a jedynym odgłosem były ciche rzężenia dobywające się zza jej palców.
Tymczasem u naszych stóp trysnął kolejny jęzor ognia.(...)
- Posłuchaj - powiedziała cicho, a tymczasem oboje spoglądaliśmy przez krawędź kamienia. - Ta istota nie żywi się trawą - zauważyła. - Jest wielka. Nigdy nie znalazłaby tu dość pożywienia. Spójrz na ten pysk. Spójrz na te zęby.
- Właśnie. Są płaskie, a nie spiczaste. Je drzewa. Całe drzewa. Spójrz jaki jest wielki. Skąd miałby wziąć wystarczająco dużo mięsa? Musiałby zjadać codziennie dziesięć jeleni. Nie ma mowy, żeby przeżył!
Odwróciła głowę i spojrzała na mnie.
- Skąd, do diabła, mógłbyś to wiedzieć?
- Czytałem o tym na Uniwersytecie - wyjaśniłem. - W książce zatytułowanej “Rytuały godowe draccusa pospolitego”. Ziajanie ogniem jest częścią jego rytuałów godowych. Jak upierzenie u ptaków.
- Chcesz powiedzieć, że ten stwór w dole - szukała odpowiednich słów i jej usta przez moment poruszały się w milczeniu - chce dosiąść naszego ogniska? - Przez chwilę wyglądała, jakby zaraz miała znowu wybuchnąć śmiechem, ale ponownie wciągnęła długi, urywany oddech i dzięki temu udało jej się nad sobą zapanować. - To jest coś, co naprawdę muszę zobaczyć...



22. (4 pkt.)


Dotarłem na próg pokoju, z którego dobiegała jasność, bardzo słaba, i kryjąc się za kolumną służącą jako prawy węgar, zerknąłem do pokoju. Nie było nikogo. Jakaś lampka płonęła na stole kopcąc. Nie był to kaganek podobny do naszego, wyglądała raczej na odkrytą kadzielnicę, nie paliła się płomieniem, lecz jeno tlił się jakiś lekki popiół i coś się w nim spalało. Zebrałem się na odwagę i wszedłem. Na stole obok kadzielnicy leżała otwarta księga o żywych kolorach. Zbliżyłem się i ujrzałem na karcie cztery szpalty rozmaitych kolorów: żółć, cynober, turkus i terakota. Wyłaniała się stamtąd bestia, przerażająca z wyglądu, wielki smok o dziesięciu głowach i z ogonem, który ciągnął za sobą gwiazdy z nieba i rzucał na ziemię. I nagle ujrzałem, że smok mnoży się, a łuski na jego skórze stają się jak las lśniących płytek, które odstają od karty i zaczynają krążyć dokoła mojej głowy. Rzuciłem się do tyłu i ujrzałem, że powała pokoju pochyla się i wali prosto na mnie, potem usłyszałem jakby świst tysiąca węży, jednak nie przerażający, lecz prawie uwodzicielski, i ukazała się kobieta, otoczona światłem, która zbliżyła swoją twarz do mojej owiewając mnie swym oddechem. Odsunąłem ją wyciągniętymi ramionami i wydało mi się, że moje ręce dotykają ksiąg ze stojącej przede mną szafy i że rosną ponad wszelką miarę. Nie wiedziałem już, gdzie jestem, gdzie jest niebo, a gdzie ziemia. Ujrzałem na środku pokoju Berengara, który przypatrywał mi się ze szkaradnym uśmiechem, ociekającym lubieżnością. Zakryłem twarz dłońmi i moje dłonie wydały mi się niby łapy ropuchy, lepkie i płetwiaste. Zdaje mi się, że krzyknąłem, poczułem kwaskowaty zapach w ustach, a potem zapadłem się w nieskończoną noc, która otwierała się coraz bardziej — pode mną i nie wiedziałem już nic.
Obudziłem się po czasie, który zdał mi się wiekami, czując uderzenia, które rozbrzmiewały mi w głowie. Leżałem na ziemi, a X. klepał mnie po jagodach. Nie byłem już w tamtym pokoju i moje oczy dostrzegły kartusz, który powiadał: Requiescant a laboribus suis.
— Wstańże, Y.— szeptał mi X.. — Nic się nie stało...
— Tamto wszystko — rzekłem jeszcze majacząc. — Tam, bestia...
— Żadna bestia. Znalazłem cię majaczącego u stóp stołu, na którym leżała piękna apokalipsa mozarabska, otwarta na stronicy z mulier amicta sole, kobietą, która stoi naprzeciwko smoka. Ale po zapachu domyśliłem się, że wdychałeś jakieś paskudztwo, i zaraz cię wyniosłem. Mnie też boli głowa.



23. (8 pkt.)


Stwór prostuje się, odrzucając do tyłu łeb, po czym rozkłada skrzydła. Banalne, takie, jakich należy się spodziewać po smokach. Nietoperze, błoniaste skrzydła, rozciągnięte na kostnym szkielecie. Rozkłada je powoli, z wysiłkiem, widzę, że tylko jedno skrzydło jest normalne, drugie zniekształcone, częściowo zrośnięte ze zredukowaną przednią kończyną, pokręconą i jakby wyschniętą.
Smok otwiera pysk i wydaje z siebie przeraźliwy ryk. Wysoki, zawodzący, podobny do skrzypienia ogromnej, zardzewiałej bramy. Z mgły odpowiadają mu podobne dźwięki, wszystkie są strasznie rozpaczliwe, jakby chore.
Wywerna bije gwałtownie skrzydłami, jak łabędź, to uschnięte wykonuje konwulsyjne, przykre ruchy, ale nawet gdyby oba były rozwinięte prawidłowo, nie uniosą smoka. Waży pewnie z tonę. Tona mięsa i kości. Nawet jeśli wypełnia go czysty hel, nie poleci. Skrzydła, gdyby udało mu się je wyprostować, miałyby rozpiętość jakichś piętnastu metrów. Może mógłby kawałek poszybować, choć wątpię.
Stwór tymczasem wydaje z siebie głośne ryki i coraz gwałtowniej tłucze skrzydłami, to pokręcone zaczyna się rozwijać i prostować, zwierzę robi krótki, kuśtykający rozbieg. Zaciskam zęby, bo chcę, żeby prawa fizyki i biomechaniki wygrały. Nie chcę widzieć, jak odrywa to beczkowate cielsko od ziemi i krzywo, z uwagi na nierozwinięte skrzydło, ale jednak - leci. Bo magia, powiedzmy.
Nie zgadzam się.
Granica wagi stworzenia mogącego unosić się w powietrzu dzięki sile mięśni to mniej niż dwadzieścia kilo. Więcej mięśni to więcej masy i więcej szkieletu, a to znaczy większy ciężar. I znowu trzeba więcej mięśni. I tak ma być. Nawet jeżeli to bydlę ma inne mięśnie i inną biochemię, to powiedzmy dwa razy wydajniejszą, a nie dwieście.
Logika ma zostać. Smoków nie ma. I tak ma być.
Bije skrzydłami, czuję powiew wiatru, człapie coraz szybciej pomiędzy kamieniami, kulę się, bo widzę, że przebiegnie parę metrów od mojej kryjówki. Smok robi coraz dłuższe susy dokładnie jak startujący łabędź, wreszcie rozkłada skrzydła i, uderzając nimi z potężnym łopotem, wzbija się w powietrze.
Przelatuje cztery, może pięć metrów, po czym z szumem wali się w skały i piarg dna doliny. Słyszę łomot, czuję drgnięcie ziemi, pomiędzy skałami wzbija się kłąb pyłu.
Fizyka - jeden, magiczne idiotyzmy - zero.



24. (2 pkt.)


Za ogrodzeniem z grubych bali miotały się, stając dęba, cztery dorosłe, olbrzymie, przerażające smoki. Ryczały, parskały i ziały strumieniami ognia z szeroko rozwartych, groźnie uzębionych paszczy, kołyszących się na końcu długich szyj jakieś pięćdziesiąt stóp nad ziemią. Jeden — srebrno-niebieski, z długimi, ostro zakończonymi rogami — warczał i kłapał na czarodziejów biegających u jego stóp; drugi — zielony, cały pokryty lśniącymi łuskami — miotał się i tupał; trzeci — czerwony, z pyskiem otoczonym dziwaczną grzywą złotych kolców — wystrzeliwał z pyska pióropusze ognia; czwarty, najbliżej nich — czarny, gigantyczny, najbardziej przypominał olbrzymią jaszczurkę.
Co najmniej trzydziestu czarodziejów — z siedmiu lub ośmiu na jednego smoka — próbowało opanować rozwścieczone bestie, ciągnąc za łańcuchy przymocowane do grubych skórzanych obroży zaciśniętych wokół szyj i nóg gadów. X. spojrzał w górę i wysoko nad sobą ujrzał ślepia czarnego smoka, ze źrenicami pionowymi jak u kota, wytrzeszczone ze strachu lub z wściekłości, trudno było stwierdzić... X. patrzył jak zahipnotyzowany, podczas gdy smok ryczał i skrzeczał, wyłupiając straszliwe ślepia...



25. (6 pkt.)


Musi wypełznąć z jaskini między dwoma śpiącymi smokami. Wyciągnął powoli prawą rękę. Zakończona szponami łapa smoka po prawej stronie uczyniła dokładnie to samo. Wyciągnął lewą rękę. Łapa smoka z lewej strony powtórzyła jego ruch.
Dwa smoki, z jednej i z drugiej strony, przedrzeźniające każdy jego ruch! Nerwy odmówiły mu posłuszeństwa i, nie zastanawiając się już dłużej, po prostu uciekł.
Kiedy wyskoczył z jaskini, rozległo się takie dzwonienie, zgrzytanie i łoskotanie złota, taki chrzęst klejnotów, że był przekonany, iż obie bestie rzuciły się za nim, aby go złapać. Nawet nie spojrzał za siebie. Popędził do sadzawki. Poskręcane cielsko martwego smoka, leżące nieruchomo w świetle księżyca, przeraziłoby każdego, ale X. nawet nie zwrócił na nie uwagi. Myślał tylko o tym, by wskoczyć do wody.
Ale w tej samej chwili, gdy był już na brzegu sadzawki, zdarzyły się dwie rzeczy. Po pierwsze dotarło nagle do niego, że biegnie na czworakach — i dlaczego, do licha, to robi?! A po drugie, kiedy już nachylił się nad wodą, myślał przez chwilę, że jeszcze jeden smok patrzy na niego z głębi sadzawki. I dopiero wtedy zrozumiał, co się stało. Straszliwy pysk smoka w sadzawce był jego własnym odbiciem. Nie mogło być żadnych wątpliwości. Poruszał się, gdy poruszał się X., otwierał i zamykał paszczę, kiedy X.otwierał i zamykał usta.
Teraz wiedział już wszystko. W jaskini nie było żadnych smoków. Szpony, które widział po swojej lewej i prawej stronie, były jego własnymi szponami. Dwie smugi dymu wydobywały się z jego własnych nozdrzy. Co się tyczy bólu w lewej ręce (albo w tym, co było kiedyś jego lewą ręką), to mógł teraz dostrzec jego przyczynę, zezując lewym okiem. Bransoleta, która pasowała zupełnie dobrze do przedramienia chłopca, była oczywiście za mała na grubą, krępą przednią łapę smoka.



26. (8 pkt.)


- Co dokładnie mogą smoki? - spytał, by zapomnieć o bólu i zmęczeniu. - Mówiłeś, że wiesz coś o ich zdolnościach.
Brom roześmiał się. Gdy machnął ręką, szafir w jego pierścieniu rozbłysnął.
- Niestety, to żałośnie mało w porównaniu z tym, co chciałbym wiedzieć. Na pytanie, które zadałeś, ludzie próbują odpowiedzieć od wieków. Musisz zatem pojąć, że to, co ci wyjawię, jest, z samej swej natury, niepełne. Smoki zawsze pozostawały tajemnicze, choć może niecelowo. Nim naprawdę odpowiem na twoje pytanie, potrzebujesz jednak podstawowych informacji na temat smoków. Wtargnięcie w sam środek tak złożonego tematu bez zrozumienia fundamentów, na których się wspiera, prowadziłoby donikąd. Zacznę od cyklu życiowego smoków. Jeśli to cię nie zmęczy, przejdziemy do kolejnego zagadnienia.
Brom wyjaśnił, jak smoki łączyły się w pary i jak wyglądało wykluwanie się młodych z jaj.
- Bo widzisz - rzekł - gdy smok składa jajko, pisklę w środku jest gotowe do wyklucia. Czeka jednak czasem latami na odpowiednią chwilę. Gdy smoki żyły w głuszy, zwykle chwila ta wiązała się z dostępnością pożywienia. Kiedy jednak zawarły sojusz z elfami, co roku przekazywały Jeźdźcom kilka swoich jaj, zwykle najwyżej jedno czy dwa. Jaja te, czy raczej młode smoki wewnątrz, nie wykluwały się, póki obok nie znalazł się człowiek czy elf, któremu przeznaczone było zostać ich Jeźdźcem. Nie wiemy jednak, jak to wyczuwały. Ludzie czekali godzinami, aby dotknąć jaj, w nadziei, że któryś z nich zostanie wybrany.
- Chcesz powiedzieć, że S. mogła się dla mnie nie wykluć? - spytał X.
- Całkiem możliwe, gdybyś jej się nie spodobał.



27. (16 pkt.)


Przechodzący obok Jesry zauważył, że wdaliśmy się z Orolem w dialog, podszedł więc do nas (choć nie za blisko) i przyjął postawę widza: ręce splecione pod zawojem, głowa spuszczona, brak kontaktu wzrokowego.
- Kolor smoka nie ma nic do rzeczy - zaoponowałem. - Smoki pierdzące gazem paraliżującym nie istnieją!
- Skąd wiesz?
- Nikt ich nigdy nie widział.
- Nikt również nie widział, żebym opuszczał koncent, a jednak martwi cię taka możliwość.
- Rzeczywiście. Poprawka: cała idea takiego smoka jest niespójna. Najprawdopodobniej żaden organizm w naturze nie ma takiej przemiany materii, aby wytwarzać gaz paraliżujący. Idea latających zwierząt wielkości smoków przeczy podstawowym prawom skalowania żywych istot. I tak dalej.
- No proszę, mnóstwo wyjaśnień natury biologicznej, chemicznej, teorycznej... Domyślam się, że dla slogów, którzy o takich rzeczach nie mają pojęcia, różowe smoki pierdzące gazem paraliżującym stanowią nieustanny powód do zmartwienia?
- Można by ich pewnie przekonać, żeby zaczęli się martwić taką perspektywą. Chociaż nie, jest chyba taki... filtr, który włącza się...
Zawahałem się i zerknąłem ukradkiem na Jesry’ego, zachęcając go, aby przyłączył się do dialogu. I rzeczywiście, po chwili namysłu wyjął ręce spod zawoju i podszedł bliżej.
- Gdyby człowiek martwił się różowymi smokami, musiałby się również martwić niebieskimi, zielonymi, czarnymi, cętkowanymi i pręgowanymi - zauważył. - W dodatku nie tylko pierdzącymi gazem, ale także zrzucającymi bomby i ziejącymi ogniem.
- A do smoków doszłyby larwy, olbrzymie żółwie, jaszczury... - dodałem.
- Nie ograniczajmy się do bytów fizycznych - ciągnął Jesry. - Są jeszcze bogowie, duchy i tak dalej. Jeśli uchylimy drzwi przed różowym smokiem, będziemy musieli wpuścić całe to tałatajstwo.
- No to może powinniśmy martwić się nimi wszystkimi? - zasugerował fraa Orolo.
- Ja się martwię! - wykrzyknął Arsibalt, który widząc, jak rozmawiamy, podszedł sprawdzić, co się dzieje.



28. (14 pkt.)


Grottwold odszedł od pulpitu i sam naciągnął mu hełm. Nagle Jim znalazł się w półmroku pachnącym lakierem do włosów, którego używała Angie.
- Teraz pamiętaj - głos Grottwolda docierał do niego z oddali - skoncentruj się. Angie - smoki. Smoki - Angie. Zamknij oczy i myśl tylko o tym.
Jim zamknął oczy i myślał.
Miał wrażenie, że nic się nie dzieje. Z zewnątrz nie dochodził go żaden odgłos, a to, co miał na głowie, nie pozwalało widzieć nic prócz ciemności. Zapach lakieru Angie stawał się przytłaczający. Skoncentruj się na Angie, powtarzał sobie. Skoncentruj się na Angie... i na smokach...
Nic się nie działo. Kręciło mu się w głowie. Miał wrażenie siedząc tak z zamkniętymi oczami pod suszarką do włosów, że jest ogromny i zwalisty. W uszach waliło mu jak młotem. Powolne, ciężkie tłuczenie. Miał uczucie, jakby ześlizgiwał się w nicość, jednocześnie rozrastając się, aż do chwili, gdy rozmiarami dorównywał olbrzymowi.
Zakipiało w nim od jakiejś dzikiej wściekłości. Przez chwilę zapragnął podnieść się i kogoś lub coś rozedrzeć na strzępy. Najchętniej Grottwolda. Jakiej doznałby ulgi, gdyby tak pochwycił tego osła i rozerwał na sztuki. Jakiś potężny głos zabrzmiał tuż obok, wołał go. Lecz on nie zwracał na to żadnej uwagi, pochłonięty własnymi myślami. Żeby tylko mógł zatopić pazury w tym jerzym...
Pazury? Jerzy?
O czymże myślał? Te bzdury nie miały najmniejszego sensu.



29. (12 pkt.)


Nisko nad ziemią leciał smok, który zdawał się urągać wszelkim konterfektom tego rodzaju, jakie Kulp kiedykolwiek widział.
To nie jest R. ani O.
Bestia miała potężne kości i powłokę przypominającą suchą skórę rekina, a rozpiętością skrzydeł przerastała nawet Syna Ciemności, w którego żyłach płynęła krew smoczej bogini. W skrzydłach tych nie było śladu gładkiej, łukowatej gracji. Ich kości o wielu stawach łączyły się w szaloną plątaninę przypominającą połamane skrzydła nietoperza. Wszystkie guzowate stawy uwypuklały się pod napiętą, popękaną skórą. Szerokość smoczej głowy dorównywała jej długości, a oczy były osadzone wysoko na czaszce, jak u żmii. Nie było wysklepionego czoła. Czaszka opadała ku żłobkowanej podstawie, niemal całkowicie ukrytej w mięśniach szyi i szczęki.
Była to prymitywna podobizna smoka, stwór otoczony aurą starodawnej pierwotności. Kiedy zmysły Kulpa wchłonęły wszystko, co emitowała z siebie istota, mag z zapartym tchem zdał sobie sprawę, że ma przed sobą martwiaka.



30. (14 pkt.)


Smok istotnie okazał się mały, zaledwie na półtora łokcia wzrostu. Chyba wyczuł niebezpieczeństwo, bo próbował schować głowę pod skrzydło. Ale zgrzeszył ciekawością, bo spomiędzy piór wyglądało zielonkawe wszędobylskie oczko. To bazyliszkowi wystarczyło - umiał sponiewierać żywe stworzenie od jednego spojrzenia. X. zachodziła czasami w głowę, skąd w potomku zwyczajnego koguta, nawet głupszego od innych, skoro dał się nakłonić do złożenia jajka, podobna jadowitość. Na szczęście był też leniwy. Siedział z resztą na grzędzie, przedrzemując większość czasu, i zwykle zadowalał się kurzą karmą. No, chyba że coś bez ostrzeżenia wpakowało mu się do drewutni. Wówczas nie popuścił.
Dzisiaj wszelako się nie pożywił. Kiedy wiedźma weszła do środka, syczał wściekle i usiłował wbić zębiska w ogon skamieniałego stwora. Na darmo. Wprawdzie smok został unieruchomiony na dobre, ale twarda, pokryta łuską skóra przeszkadzała bazyliszkowi w wyżerce. Dlatego potwór kipiał złością. Zaczynał wręcz zezować na własny nos.
- No, no. - X. pogroziła mu kułakiem, kiedy pozwolił sobie łypnąć na nią nieprzyjaźnie, i wygarnęła z grzędy zesztywniałego smoka.


===========


Dodane 15 czerwca 2014:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 8992
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 34
Użytkownik: asia_ 01.06.2014 22:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Złote, czerwone, zielone, czarne. Obecne w najstarszych legendach i najnowszych bestsellerach. Smoki!

To już ostatni konkurs przed wakacyjną przerwą. Zapraszamy!

Spośród uczestników tego konkursu wylosowany zostanie zdobywca powieści Fałszywy książę Jennifer Nielsen. Zasady losowania: tutaj.
Użytkownik: Anna 46 04.06.2014 14:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Złote, czerwone, zielone,... | asia_
Proszę bardzo uprzejmię o uwagę:

ja, Anna 46 (na Ślepego Io, aż się prosi: "my" i "z Bożej łaski" :-D) oświadczam, że Snajper jest jedynym prawowitym następcą tronu... tfu, co ja piszę, to nie ta bajka;

że na barkach Sznajpera spoczywa całkowity trud konkursowy; ja mu udostępniłam kilkanaście fragmentów. Li i jedynie.

Sznajper samodzielnie dokonał wyboru, słowem wstępnym opatrzył i pracowicie odpisuje na konkursowe maile z, jak mniemam, uwzględnieniem podpowiedzi.
Tedy proszę w "kontrgadach" o zapis "Kontrgady dla Sznajpera".

Uzasadnienie - fragment mojego maila do Sznajpera:
"Oddaję Ci całkiem/całkowicie konkurs - jak również też słowo wstępne; kaducznie nie mam czasu".


Ściskam wszystkich smokolubnych
Anna tak zasmoczona, jak i ternięta (co czasem chadza w parze)
Użytkownik: asia_ 04.06.2014 17:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Proszę bardzo uprzejmię o... | Anna 46
Z takim uroczystym oświadczeniem chyba nie da się dyskutować ;) Zmieniłam w kontrgadach.
Użytkownik: Anna 46 05.06.2014 13:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Z takim uroczystym oświad... | asia_
Piękne dzięki, a Sznajperkowi się wyłączność należy.
Użytkownik: Pani_Wu 01.06.2014 22:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Jakie cudne logo! Ach!
Użytkownik: ketyow 02.06.2014 03:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie cudne logo! Ach! | Pani_Wu
Nawet na Kindle fajnie wyglada, choc czekalem z 10 minut az sie zaladuje :-P
Użytkownik: Eida 02.06.2014 08:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakie cudne logo! Ach! | Pani_Wu
Tak, logo jest rewelacyjne ;-)
Chapeau bas przed Sznajperem!
Użytkownik: Pani_Wu 02.06.2014 21:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, logo jest rewelacyjn... | Eida
Ja bym nawet dodała "czapki z głów"! ;)
Użytkownik: kliva 02.06.2014 09:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Logo faktycznie świetne, ale mi to bardzo się podoba temat konkursu. Aż chce się zgadywać, skoro na pierwszy rzut oka rozpoznaje sporo fragmentów.
Użytkownik: Pani_Wu 02.06.2014 21:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Logo faktycznie świetne, ... | kliva
Rozpoznałam jeden, po stylu. Tym bardziej, że jego konkretnie szukałam. I chyba na tym koniec moich przygód ze smokami od czasów dzieciństwa :)
Użytkownik: Sznajper 03.06.2014 07:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Podsumowanie pierwszej doby konkursu.

W zmaganiach bierze udział na razie jedenaścioro uczestników.
Zgodnie z oczekiwaniami, najlepiej rozpoznawalne są smoki nr 1, 13 i 25.
Nierozpoznane pozostały, wysoko, ale nie najwyżej notowane, smoki 14, 17, 27 i 29.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 03.06.2014 09:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Podsumowanie pierwszej do... | Sznajper
A 23. i 24. nie? To ma naprawdę dużo ocen ;) No i teraz się już chyba nie czyta 3., bo fragment jest charakterystyczny...
Użytkownik: Sznajper 03.06.2014 09:44 napisał(a):
Odpowiedź na: A 23. i 24. nie? To ma na... | LouriOpiekun BiblioNETki
Rzeczywiście 24 a nie 25. W excelowym pliku pomieszał mi się numer wiersza z numerem pozycji. Ale 23 niestety bardzo słabo.
Użytkownik: kliva 03.06.2014 14:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Pierwsza doba już minęła, a więc chyba najwyższy czas na jakieś mataczenia?
Aktualnie głowię się nad numerkami: 4,5, 6, 8 i 19 zwłaszcza, że podobno dwójkę rodziców znam.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 03.06.2014 15:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Pierwsza doba już minęła,... | kliva
Ja bym rzekł, że dla 19. ojczymem mógłby być Lenin ;) ale to tylko przez rodzica...
Użytkownik: Sznajper 06.06.2014 19:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja bym rzekł, że dla 19. ... | LouriOpiekun BiblioNETki
Bogowie! Mam nadzieję, że nie ideologicznym.
Użytkownik: mika_p 03.06.2014 21:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Pierwsza doba już minęła,... | kliva
Dzięki wizualizacji 4. wszyscy umiemy kląć po hiszpańsku i ekscytować się po włosku :) A dokładniej, wznieść po jednym okrzyku.
Użytkownik: Neelith 03.06.2014 22:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki wizualizacji 4. ws... | mika_p
Haha, chyba wiem :) Dzięki!

Świetna tematyka konkursu! Sporym utrudnieniem jest, że Organizatorów jest dwóch i nie wszystko mają w ocenach :) No i jak tu usiec te smoki?
Użytkownik: annmarie 03.06.2014 21:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Pierwsza doba już minęła,... | kliva
8. Można rzecz, że to nasz rodzimy smok. Najpierw historia w jednym tomie podbiła serca czytelników, lecz później została przerobiona na dwa tomy, które okazały się jeszcze lepsze...

A podpowie ktoś 25?
Użytkownik: mika_p 03.06.2014 23:02 napisał(a):
Odpowiedź na: 8. Można rzecz, że to nas... | annmarie
25. chyba się nie da podpowiedzieć bez czołgu ;) ale spróbuję.


Jak ktoś ma kuzyna o paskudnym charakterze, to czasem chciałby, żeby spotkało go coś paskudnego, a czasem po prostu, żeby charakter mu się poprawił. A w tej książce stały się obie te rzeczy. Nie za sprawą czyjegoś chcenia, tylko po prostu, siła wyższa go ukarała/wystawiła na próbę, a potem było lepiej.
Aha, w tym przypadku ktoś nie jest jedną osobą.
Użytkownik: Tygrysica 05.06.2014 09:03 napisał(a):
Odpowiedź na: 8. Można rzecz, że to nas... | annmarie
Dziękuję - mam tę 8.
Użytkownik: Sznajper 04.06.2014 08:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Komunikat konkursowy nr 2

Ze smokami walczy już dwadzieścioro dzielnych śmiałków.
Niezwyciężony pozostał tylko siedmiogłowy smok z 17, ale 14, 15 i 29 są ledwie draśnięte.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 05.06.2014 11:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Komunikat konkursowy nr 2... | Sznajper
Jakieś zmiany po 3. dniu?
Może ktoś podpowie 15.? Zdaje mi się, że to czytałem, ale jak tak, to baaardzo dawno temu...
Użytkownik: Sznajper 05.06.2014 11:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakieś zmiany po 3. dniu?... | LouriOpiekun BiblioNETki
W 15 główny bohater stara się pomóc w czymś, do czego zdecydowanie nie był szkolony.
Użytkownik: Tygrysica 05.06.2014 09:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Czy można prosić jakieś słowo o 16? Strasznie mnie zaintrygował ten fragment.
Użytkownik: niereformowalna 05.06.2014 17:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Nie biorę udziału w konkursie, ale chciałam napisać, że to jest najpiękniejsze logo jakie do tej pory widziałam na Biblionetce. :-)
Użytkownik: Sznajper 06.06.2014 08:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Smok nr 17 opiera się w dalszym ciągu. Może dlatego, że w Polsce bardziej znany jest z ekranizacji.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 06.06.2014 15:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Smok nr 17 opiera się w d... | Sznajper
Może jeszcze jakiś szczegół? Ja jestem na bakier z X. muzą...
Użytkownik: Sznajper 06.06.2014 16:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Może jeszcze jakiś szczeg... | LouriOpiekun BiblioNETki
Tutaj wskazówką są osoby, które we fragmencie występują oprócz smoka.
Użytkownik: Sznajper 07.06.2014 16:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Smok nr 17 opiera się w d... | Sznajper
Komunikat konkursowy.

W zmaganiach bierze udział już 25 osób.

Nareszcie pokonany został także smok nr 17.

Na wszystkie maile odpisałem, gdyby ktoś jednak nie dostał odpowiedzi, proszę o informację na PW.
Użytkownik: mika_p 08.06.2014 21:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Komunikat konkursowy. ... | Sznajper
Oooooooo, ktoś ma dziś biblionetkowe urodziny :) Wszystkiego najlepszego, wielu pięknych książek i natchnienia.
Użytkownik: Sznajper 08.06.2014 22:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Oooooooo, ktoś ma dziś bi... | mika_p
Dziękuję :)

To ja tak urodzinowo podpowiem 14. Nie jest łatwa do odgadnięcia, czemu się nie dziwię, bo mało kto jest w stanie przebrnąć dalej, niż kilka początkowych tomów. Możliwe, że to wina starego tłumaczenia, ale nie wierzę żeby najlepszy nawet tłumacz pomógł, kiedy autorowi brakuje pomysłów.
Użytkownik: Sznajper 11.06.2014 08:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Przypominam, że konkurs trwa jeszcze cztery dni.
Zapraszam wszystkich do wysyłania swoich odpowiedzi :)
Użytkownik: Sznajper 13.06.2014 19:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Ostatnia szansa, żeby sprawdzić swoją pamięć do smoków. Termin nadsyłania odpowiedzi mija w sobotę o godzinie 23:59.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: