Dodany: 16.12.2004 23:22|Autor: pilar_te

"Malowany dom"


Moja przygoda z Johnem Grishamem trwała bardzo, bardzo krótko. Zaczęłam od "Malowanego domu" i na "Malowanym domu" skończyłam. To, PODOBNO, zupełnie odmienna od innych pozycja tegoż autora. PODOBNO thrillery prawnicze w jego wykonaniu to prawdziwy majstersztyk, ale ja tego nie kupuję, a thriller prawniczy z chęcią zamienię na realizm magiczny.

Są książki, które chętnie czyta się... w autobusie, na przykład. Albo w autokarze, jadąc na wycieczkę. Albo do snu – dosłownie – po dwóch stronach Morfeusz chwyta bowiem w objęcia. Takie lekkie, nieskomplikowane, proste. I „Malowany dom” do takich właśnie należy. Historia jest lekka, prosta i nieskomplikowana na tyle, że (skończmy z eufemizmami) najzwyczajniej w świecie wieje nudą. Świat widziany oczyma małego chłopca to nie jest jakiś oryginalny pomysł, nie jest też takim zauroczenie starszą od siebie dziewczyną i naiwny vouyeryzm nad rzeką, o którym rzeczona wie, bo taka jest sprytna. Innymi słowy – schemat. Można by, oczywiście, doszukiwać się w tej książce klimatu, który stwarza dość leniwie płynące przy zbieraniu bawełny życie, ale taka atmosfera zostaje bezpowrotnie zniszczona, kiedy pojawia się morderstwo. A wspomniany chłopiec, natarczywie jak sokół Boccaccia, pojawia się we wszystkich wydarzeniach utworu. I jest nudno, śmiertelnie nudno.

Wydaje mi się, że Grisham nie spełnił się w takiej akurat konwencji. Nic na siłę, moi państwo. Książka zareklamowana jako kunsztowna i nostalgiczna okazuje się zwykłą szmirą. No i pewnie nie sięgnę już po thriller Grishama, i jakoś specjalnie nad tym faktem nie ubolewam. Niech się inni delektują tą prozą, ja zdecydowanie wolę utwory o nieco głębszej treści.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 11968
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: Alele 31.03.2005 19:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja przygoda z Johnem Gr... | pilar_te
Moja Droga P. swoją kiepską recenzją zniechęcasz ludzi do przeczytania tej nostalgicznej, kto wie, czy trochę nie autobiograficznej, książki Grishama. Nie oceniaj autora po przeczytaniu tej książki, bo uwierz mi, ona naprawdę jest odmienna od całej reszty (może z wyjątkiem "Ominąć świąta"). Wydaje mi się, że właśnie thrillery lepiej się czyta w autobusie, albo kryminały. A lektura takiej książki, jak "Malowany dom" powinna być zarezerwowana na długi spokojny wieczór. Książka ta klimatem przypomina mi trochę Faulknera. Ci, co lubią jego literaturę, na pewno polubią i "Malowany dom". Serdecznie polecam!
Użytkownik: pilar_te 01.04.2005 21:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja Droga P. swoją kieps... | Alele
No cóż... ja mam tak z Whartonem, Coelho, Wiśniewskim i właśnie Grishamem. Czytanie ich książek po prostu mnie męczy, nie czerpię z tego żadnej przyjemności. Jeśli "Malowany dom" jest rzeczywiście tak odmienny, to być może sięgnę po inną książkę szanownego J.G.
Ale myślę, że tutaj tak nie do końca o to chodzi... jakby to ująć... nie wkręca mi sie tego typu klimat ;) Jestem bardzo wybredna, jeżeli chodzi o książki. Bardzo krytyczna, gdy nie znajduję w nich "punktu zaczepienia". Bardzo bezkrytyczna, kiedy znajduję dokładnie to, czego szukam. Najczęściej tych drugich jest więcej... (albo intuicyjnie wyczuwam, po co sięgać ;-)

Moją intencją nie było urazić kogokolwiek.
Ale kto powiedział, że recenzje mają być wyłącznie pozytywne ? Alele, napisz swoją :-) wtedy użytkownicy biblionetki będą mieli do wyboru dwie skrajne. Po sobie wiem, że po takie książki, które budzą skrajne emocje, sięgam chętnie.

Pozdrawiam,

M.
Użytkownik: bogna 31.03.2005 20:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja przygoda z Johnem Gr... | pilar_te
Na 17 książek Grishama ocenionych w Biblionetce przeczytałam 10 i na inne poluję w bibliotece. Też nie jestem wszystkimi zachwycona, ale warto je czytać, aby przeczytać perełki. Zobacz ile osób czyta jego powieści i spróbuj przeczytać jedną z tych ocenianych najwyżej, może zmienisz zdanie, a jeżeli nie chcesz, trudno, nie każdy lubi thrillery prawnicze. Nie czytałam jeszcze "Malowanego domu", ale muszę bronić Grishama. Muszę!
Użytkownik: jakozak 31.03.2005 22:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Na 17 książek Grishama oc... | bogna
Mnie się książki Grishama podobają. Szukam w bibliotece. Malowanego domu nie czytałam. Ale może z Pilar_te jest tak, jak ze mną i ze Stephenem Kingiem? Wiem, że dobre, wiem, że poczytne, wiem, że ludzie go chwalą, a ja nie mogę. Coś mi nie odpowiada i któraś z kolei książka zostaje odkładana na wieczne nieprzeczytanie. Podobnie jest z Jonathanem Carollem. Nawet nie potrafię określic, co mi tam nie pasuje.
Użytkownik: bzyku 28.11.2005 13:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie się książki Grishama... | jakozak
Droga Pilar_te:
_
A wspomniany chłopiec, natarczywie jak sokół Boccaccia, pojawia się we wszystkich wydarzeniach utworu.
_

Wybacz, ale dlaczego to ma być zarzut? Przecież narracja w książce jest 1-osobowa, a narratorem jest ten właśnie chłopiec.
Taki rodzaj narracji ma to do siebie, że narrator może przedstawiać wydarzenia których sam był świadkiem, lub o których usłyszał.
Więc dlaczego się dziwić, że niemal na każdej stronie jest chłopiec, a we wszystkich wydarzeniach on uczestniczy (albo osobiście, albo słucha lub wspomina relacje innych osób).
Przy narracji 1-osobowej raczej nie da się inaczej.


Co do samej książki to na pewno jest ona inna niż pozostałe utwory Grishama, ale to dobrze. Wspomniany wcześniej Stephen King też napisał dwie książki zupełnie odmienne stylem i treścią od większości twórczości ("Zielona Mila" i "Cztery Pory Roku") i były to dwie z jego najlepszych książek.
Podobnie Grisham, pokazał, że potrafi też pisać coś innego niż thrillery prawnicze, a jego warsztatowi literackiemu trudno coś zarzucić (może poza tym, że jak na narratora 7-latka, prezentuje on zadziwiająco dojrzałe spojrzenie na świat). Stworzył nostalgiczny, powolny klimat amerykańskiej wsi. To mu się udało.

Zastrzeżenia można mieć do samej treści i to rozumiem. Jednak nie każda książka musi mieć w sobie odpowiednią dawkę emocji i akcji.
Trzeba wziąć pod uwagę, że autor spędził 7 lat życia na farmie w Arkansas i potraktować książkę jako częściowo autobiograficzną (przynajmniej w kwestii opisu życia w Arkansas).
Głównym wątkiem powieści są rozterki małego Luke'a i kolejne tajemnice niczym ciężary spoczywające na jego barkach. Pokazuje to jedno: Życie 7-latka ze wsi jest zupełnie inne niż 7-latka z miasta. Ten ze wsi ciężko pracuje by pomóc rodzinie w utrzymaniu, musi też mierzyć się z problemami, z którymi dorośli mieli by problemy i wciąż marzy o lepszym życiu, karierze baseballisty i grze w ukochanych Kardynałach z St.Louis. Do ukazania rozterek potrzebne są jakieś wydarzenia wstrząsające dla małego chłopca - a takim na pewno jest morderstwo.

Czytając tę książkę miałem wrażenie, że życie płynie tam bardzo powoli (taki jest zresztą stereotyp), a jednocześnie to powolne życie usłane było od świtu do wieczora ciężką pracą - czyli nie jest to taka sielanka jakby mogło się wydawać. Myślę, że autor celowo starał się osiągnąć efekt "powolności" fabuły - gdyby te same wydarzenia chciał umieścić w jednym ze swoich thrillerów prawniczych, zajęłoby mu to łącznie 50 stron, a nie 300.

Jeszcze jeden wątek tej książki to stosunek autora do meksykanów, raczej troszkę odmienny niż stosunek choćby mieszkańców zachodnich stanów USA do tej nacji. Przedstawił ich jako ludzi dobrych, ciężko pracujących i potrafiących odpowiedzieć na szacunek. Wszystkich poza jednym... Bo czarna owca zawsze się znajdzie.
Z drugiej strony przedstawił rodzinę Spruillów (amerykanów w końcu) w niekorzystnym świetle jako grubiańskich i uważających się z jakichś powodów za lepszych od innych (zwłaszcza obcokrajowców).

Generalnie sądzę, że autor umiejętnie przedstawił sposób życia farmerów z południa (ciężka praca, niepewność jutra, mocny konserwatyzm objawiający się w każdej niemal dziedzinie życia i głęboka religijność społeczeństwa).
A powolność fabuły i brak wartkiej akcji to kwestia gustu - mi się takie liryczne opowieści podobają. I wszystkim, którzy lubią obyczajowe wątki i klimatyczne opowieści tę książkę polecam jako godną uwagi.

Pozdrawiam

Użytkownik: pilar_te 29.11.2005 17:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Droga Pilar_te: _ A wsp... | bzyku
Ależ ja rozumiem, że ta książka może się podobać. Mi się koszmarnie nie podobała. Mistrzynią liryzmu jest dla mnie na przykład Arundhati Roy... Malowany dom nie był liryczny, był nudny po prostu; inna sprawa, że tę recenzję napisałam tak dawno temu, że za diabła nie pamiętam, co mnie podkusiło, żeby użyć tego nieszczęsnego porównania z sokołem ;) Pozdrawiam,
M.
Użytkownik: aniared 30.06.2006 13:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja przygoda z Johnem Gr... | pilar_te
Zgadzam się, że ta książka jest nudna. Ale moim zdaniem popełniasz błąd, dyskredytując pozostałe książki Grishama. Akurat nudy nie można im zarzucić. Rzecz jasna, na świecie jest tyle książek, wartych przeczytania, że nie ma szans na przeczytanie choćby małej ich części w ciągu całego życia. Nie ma co zmuszać Cię do czytania akurat Grishama, chociaż według mnie jego thrillery są naprawdę świetne. Poprostu od złej lektury zaczęłaś.
Użytkownik: BAiLEY 30.08.2008 15:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Moja przygoda z Johnem Gr... | pilar_te
Faktycznie, nikt w "Malowanym domu" nie doszuka się brawury, szybkości itp. Ale.. mnie powaliła, urzekła mnie właśnie nostalgia, ten klimat południa. Moim zdaniem urok tej książki to tło fabuły, cała plantacja, czas zbiorów. Pamiętam tylko ten boski nastrój, i tylko dla niego tę książkę polecam.
Użytkownik: gabanna 22.09.2008 01:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Faktycznie, nikt w "... | BAiLEY
Nie czytalam polskiego wydania "Malowanego Domu", tylko oryginal po angielsku. Ciekawe jest ze nikt wsrod swoich komentarzy na temat tej ksiazki nie wspomnial Latcherow, ktorzy mieszkaja obok Chandlerow, i sa bodajze najbiedniejszymi farmerami wsrod hierarchii farmerow bawelny w Arkansas. 15 letnia corka Latcherow ma nieslubne dziecko i jest ono domniemanym dzieckiem Ricky Chandlera. Koniec ksiazki jest opisem powodzi, ktora symbolicznie i doslownie unicestwia cale zmudne wysilki i bogatych i biednych farmerow na tej przekletej ziemi. Chandlerowie ktorzy czuja sie lepsi od Latcherow, sa zmuszeni przez okrucienstwo natury - powodz, do udzielenia Latcherom pomocy i zaproszenia ich do wspolnego zamieszkania, oraz podzielenia sie z nimi ta niewielka iloscia jedzenia jaka posiadaja. Wobec natury roznice spoleczne wsrod farmerow nie odgrywaja roli - sa oni wszyscy na lasce nielaskawej natury. Ta ksiazka jest bardzo amerykanska, i opisuje etos pracy i wytrwalosci amerykanskiej, pionierstwa amerykanskiego. Jest to tez ksiazka o walce z natura, ktorej wygrac sie nie da, i o ginacej kulturze zycia, ktora jest skazana na kleske. Na koncu ksiazki mlodzi Chandlerowie wsiadaja do Greyhounda i jada na polnoc, do duzego miasta w poszukiwaniu pracy w fabryce. Jest to ksiazka interesujaca, i na pewno warta przeczytania. Ale byc moze trudna do zrozumienia dla kogos kto nigdy nie mieszkal w Ameryce i nie rozumie tamtej kultury. Mnie sie ona podobala, i przypominala mi "Grona Gniewu" Steinbecka. Polecam.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: