Dodany: 28.05.2014 14:01|Autor: beliarus
"Dallas '63" - recenzja
Recenzja zawiera informacje dotyczące szczegółów fabularnych, więc lojalnie uprzedzam :).
Struktura "Dallas '63" to misterne, cierpliwe pociągnięcia pędzlem dojrzałego artysty, który wciąż używa tej samej palety kolorów. Preferuje odcienie grafitu, gorzkiej czekolady, świeżo palonej kawy, niemrawego brązu drzewa sandałowego. Wszystkie te chłodne, zdystansowane barwy tym razem stały się elementami tworzącymi obraz sentymentalny. Brak pastelowych kolorów, dominuje neutralny mrok otulony w szarość powszedniości. Stephen King coraz śmielej spogląda na przeszłość. Ulega powabnym halucynacjom, które pozwalają na przeniesienie do chwil beztroskiej młodości. Emocjonalnie zapada w miejsca utożsamiane z minioną arkadią. Jedna z nowszych publikacji - "Dallas '63" - to literacki hołd dla czasów, które absolutnie nie mogą powrócić. King jest tego świadom, więc używa formy powieści, aby zanurzyć się w przeszłość. Czy taki sentymentalizm destrukcyjnie wpływa na artystyczną wartość jego twórczości?
Główny bohater powieści, Jake Epping, to typowy everyman. Szary element bezbarwnego tłumu, który zalewa chodniki wielkich aglomeracji. Raczej nie powinien oczekiwać, że znajdzie się śmiałek zdolny ująć jego przeciętność w tomach bestsellerowej biografii. Ma 35 lat i wydaje się typowym przedstawicielem średniej klasy w Stanach Zjednoczonych. Jego bardzo ograniczone życiowe perspektywy i tak szybko ulegają destrukcyjnej sile rzeczywistości. Bohater, z którym czytelnik musi obcować przez ponad 800 stron książki, uczy języka angielskiego w szkole oraz dorabia prowadząc kursy mające przygotować dorosłych do zdania matury. Żona, która go porzuciła, uważa Jake'a za nieudacznika. Życie nauczyciela nie obfituje w niespodzianki, jest raczej do bólu nudne i przewidywalne. Musi on nieustannie zmagać się z przeciętnością swojej pracy. Jedynym wytchnieniem od schematyzmu jest czas wakacji, które polegają na bezrefleksyjnej migracji między stanami. Narracja pierwszoosobowa potęguje wrażenie konfesyjności tej powieści. Jake jednocześnie niczego więcej nie oczekuje od życia i skarży się na nudną regularność swoich działań zawodowych oraz prywatnych. Wspomina dzień, kiedy zadał swoim uczniom pracę domową - napisanie typowo szkolnej historii, która miała przetestować wiedzę gramatyczną przygotowujących się do matury z języka angielskiego. Od jednego ze nich, Harry'ego Dunninga, otrzymał wstrząsający zapis przeżyć, streszczenie makabrycznych wydarzenia, które miały miejsce w jego rodzinnym domu pięćdziesiąt lat wcześniej. Harry uczestniczył wtedy w masakrze swojej rodziny. To jego ojciec dokonał na bliskich tej rzezi. Z reporterską precyzją uczeń ujął wszystkie szczegóły tego zdarzenia - zatłuczenie młotkiem matki i braci, pobicie siostry aż do utraty przytomności. Jake Epping bardzo poważnie potraktował ten zapis opowieści. Podświadomie czuł, że jego przeznaczeniem powinna być wendetta za krzywdy Harry'ego - mało błyskotliwego woźnego ze szkoły, pośmiewiska całego personelu i uczniów. Przeciętne życie Jake'a nabiera w tym momencie lekkiego przyspieszenia i rozmachu godnego filmów klasy B. Czytelnik oczekuje typowego kryminału z wątkiem osobistej zemsty. Jednak Stephen King poszedł w nieco innym kierunku. Trochę nienaturalnie splótł historię Eppinga z losami jego znajomego - Ala, właściciela bistra oferującego tłuste hamburgery w niskich cenach. Ta para jakoś ze sobą nie współgra, stężenie życiowej nieporadności jest mało przekonujące. Pewnego dnia Al dzwoni do głównego bohatera, by ten natychmiast przyszedł do niego i wysłuchał jego historii. Jake posłusznie wykonuje rozkaz. Okazuje się, że sprawcą tego całego zamieszania jest nowotwór Ala. Dni przyjaciela Jake'a są policzone, więc ten zgadza się na wysłuchanie jego opowieści. Coś za dużo pokory i konformizmu w tej postaci, moim zdaniem. Nauczyciel dowiaduje się, że w spiżarni podrzędnego sprzedawcy hamburgerów mieści się portal do roku 1958. Nie wiem, jaki był zamysł autora, ale zawiązanie akcji wydaje mi się nieco absurdalne i niezbyt przekonujące. King przypomina starego domokrążcę, który próbuje wcisnąć mało użyteczny towar w bardzo zniechęcającym opakowaniu. Wstęp nie wciąga, tak samo jak początki poprzednich powieści autora "Carrie". Wątki są skonstruowane chaotycznie, brakuje atmosfery oczekiwania, suspensu i grozy. Cała historia z przenosinami w czasie została wyłożona bezpośrednio. Nie mamy wrażenia, że uczestniczymy w wydarzeniach, podglądając działania bohaterów przez wąską dziurkę od klucza. Raczej jesteśmy w literackiej piaskownicy, gdzie leżą porozrzucane bezładnie wątki i postacie. Trzeba głębokiego sentymentu do stylu Kinga, by przebrnąć przez niemrawy początek i oczekiwać czegoś więcej w następnych rozdziałach. Ja miałem takie zaufanie do pomysłowości powieściopisarza, więc zabrałem się za czytanie kolejnych fragmentów.
Umierający Al prosi swojego przyjaciela o przysługę. Nauczyciel angielskiego został predestynowany do roli zbawcy ludzkości, a przede wszystkim mesjasza narodu amerykańskiego. Musi uchronić Kennedy'ego od zamachu. Musi zmienić przeszłość. Oczywiście wiąże się to z ogromnym ryzykiem, ale Epping chyba w poprzednim wcieleniu był homeryckim herosem, bo niemal błyskawicznie zgadza się na udział w tym szalonym zadaniu. Godzi się na porzucenie dotychczasowego życia i zanurza się w odmętach historii. Do tego momentu brzmi to wszystko jak surrealistyczne majaki oddanego fana literatury science fiction, który postanowił stworzyć kolejne "wiekopomne" dzieło, będące jedynie mało błyskotliwym pastiszem tego gatunku. Epping pragnie pomścić rodzinę kulejącego woźnego, a potem powstrzymać Lee Oswalda przed egzekucją Johna Kennedy'ego. Brzmi to lekko niedorzecznie, bo przecież pamiętamy, że Jake jest everymanem bez ambicji godnej herosów z komiksów Marvela.
Na pewno należy się szacunek Kingowi, który przyznaje się do tego, iż przeczytał całe kilogramy książek historycznych, popularnonaukowych, spiskowych, obnażających prawdę i szczegóły zamachu zaplanowanego przez Oswalda. Widać to szczególnie w końcowej fazie powieści, gdy narrator z kronikarskim zapałem punktuje kolejne szczegóły biografii zamachowca. Analiza psychologiczna radykalnego lewicowca została przeprowadzona bardzo precyzyjnie i przekonująco. Oswald nie jest papierowym bohaterem, który sam zaplanował swoją rolę w historii. King sumiennie odnotował fakt, iż nowoorleańczyk był praktycznie opętany ideą rewolucjonizmu przez inne osoby, z którymi przebywał. Bardzo dobrze wypadają te fragmenty powieści, w których można przeczytać o wewnętrznych rozterkach jego żony - Mariny. Lee Oswald przypomina intelektualistę, który pragnie w końcu odciąć się od wpływów lewicowych przyjaciół. Końcowe rozdziały czyta się jak fabularyzowany podręcznik do historii najnowszej. Narrator perwersyjnie odkrywa wszystkie zakamarki umysłu Oswalda. Główny bohater także pozostaje pod nieustającym wpływem tej osoby, choć nigdy jej nie widział. Jednak w kontekście całości powieści King nie jest konsekwentny, ponieważ ta popularnonaukowa część "Dallas '63" nie pasuje do pozostałych fragmentów, które tworzą nieco chaotyczną mozaikę różnych wcieleń Kinga jako powieściopisarza.
Już precyzuję, co miałem na myśli. "Dallas '63" można podzielić na trzy części. Pierwsza z nich to klasyczna powieść kryminalna z marginalnym wątkiem science fiction (podróż w czasie i zmiana przeszłości). W tym fragmencie Jake próbuje uratować rodzinę Dunningów od masakry. Prowadzi prywatne śledztwo, nie bacząc na konsekwencje. Starając się przetrwać w tej nieznanej rzeczywistości, dostosowuje się do notatek Ala, który zostawił mu np. wyniki zakładów sportowych. Ta część jest całkiem udana, choć zdarzają się drobne niedociągnięcia w kreacji świata. Wszystko zostało zbyt spłycone i spłaszczone. Brak przekonujących bohaterów, każda postać jest na tyle amorficzna, że prędko o niej zapominamy. Warto odnotować, że historia miasteczka, w którym mieszka rodzina Dunningów jest niemalże kalką z powieści "To". Wątek morderstw popełnianych na dzieciach można interpretować jako pomost spajający dwa światy pisarstwa Kinga - ten miniony, przepełniony grozą i ten współczesny, nieco bardziej obyczajowo-sentymentalny. Oczywiście takie wzorowanie się na własnych utworach przypomina ucieczkę w łatwe rozwiązania, sprawia wrażenie ulegania schematyzmowi. Na drugą część składają się najlepsze fragmenty "Dallas '63". Zawsze doceniałem Kinga jako wybitnego twórcę charyzmatycznych postaci kobiecych, jednak tutaj pisarz osiągnął szczyt umiejętności. Wątek uczucia Jake'a i Sadie Dunhill jest autentycznie piękny, pozbawiony pretensjonalności, urzeka prostotą i szczerością. Postać Sadie ulega metamorfozie. Jake spotyka piękną, lecz nieśmiałą bibliotekarkę. Im mocniej wiążą ich emocje, tym wyraźniej zarysowuje się owa przemiana: Sadie zrzuca płaszczyk nieśmiałej dziewczyny z prowincji, by zostać pewną siebie kobietą, która nie wstydzi się kokietować swojego kochanka. Do najpiękniejszych fragmentów można zaliczyć ten, kiedy kształtuje się ich prywatny język miłości. Nie trzeba wielkiej fabuły, by stworzyć tak piękny motyw miłości, która jest zdolna przetrwać dosłownie wszystko. King jako cichy i subtelny romantyk? Sadie potrafi pogodzić się nawet z tym, że Jake podaje się za kogoś, kim nie jest. Został przedstawiony frapujący paradoks: silny i emocjonalny związek dwojga ludzi, który opiera się wyłącznie na nieszczerości i oszukiwaniu jednej ze stron. Jednak tutaj znów mamy do czynienia z niepotrzebną kalką. Motyw męża-psychopaty nie wydaje się uzasadniony, a czytelnika wręcz odpycha swoim schematyzmem. Aż chce się zaapelować do pisarza, aby nie robił z "Dallas '63" epickiego przewodnika po całej swojej twórczości. Trzecia część powieści to wcześniej wspomniane zapiski niemal kronikarskie, z mnogością szczegółów z życia Lee Oswalda. W porównaniu z cudowną drugą częścią, ta jest trochę rozczarowująca. A w szczególności zakończenie całej opowieści, które razi oczywistością.
Stephen King popada w sentymentalizm. Z pietyzmem stworzył wizję utopijnej przeszłości. Jego powieść miała być hołdem dla czasów minionych. I jest, z całą pewnością. Tylko czy ten hołd ma jakąkolwiek wartość dla czytelnika? King nigdy nie pragnął zbawiać współczesnej literatury. Wolał pozwolić odbiorcy rozkoszować się tworami jego wyobraźni. Tym razem wyobraźnia Króla nieco zawodzi. Oczywiście, autor nie jest w stanie stworzyć powieści pozbawionej wątków, które epizodycznie pojawiały się w innych jego dziełach. Jednak w "Dallas '63" takie powielanie jest zbyt natrętne. Należy zaznaczyć, że nie jest to tragicznie zła książka. Mało konsekwentna, z mnogością niepotrzebnych opisów (na przykład fragmenty dotyczące obserwacji domów bądź walki bokserskiej), ale mająca momenty, które przyciągają czytelnika. I kto kilkanaście lat temu przypuszczałby, że King będzie hipnotyzować nie grozą, a obyczajowością, sentymentalnością i miłością?
[recenzję wcześniej zamieściłem na swoim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.