Dodany: 22.05.2014 15:50|Autor: ola069
W głąb siebie
„Ojciec i córka to układ równań z dwiema niewiadomymi. Najpierw trzeba wyliczyć jedną, potem podstawić, żeby znaleźć drugą. Chyba że taki układ nie ma rozwiązania (…) wtedy to dwie proste równoległe bez punktów wspólnych”[1].
Po dziesięciu latach nieobecności młoda kobieta postanawia odwiedzić kraj. Na lotnisku czeka zdenerwowany ojciec. Obmyśla scenariusz powitania, dobiera słowa-klucze, mające ułatwić otwarcie drzwi, za którymi nigdy nie było porozumienia. Ma nadzieję, że przylot córki oznacza próbę przerzucenia pomostu między przeszłością a teraźniejszością.
Tłumy ludzi w hali odpraw, wreszcie pojawia się wyczekiwany gość. Zwykle podobnym spotkaniom towarzyszą śmiech i łzy, wzruszenie, radość i potok słów, gesty znane wszystkim dworcom i lotniskom. Jednak nie tym razem. Janusz przez tyle lat tęsknił, odgrywał tę scenę w myślach, ale z samolotu wysiada nie taka dziewczyna, jaką sobie wyobrażał. To dojrzała kobieta, otoczona nimbem sukcesu; Królowa Śniegu, która przyjmuje ojca z chłodną rezerwą i od razu mrozi jego nieśmiałe próby nawiązania relacji. On jest zdezorientowany, nieśmiała radość, którą odczuwał, ulatnia się już po chwili. Jaki wykonać gest, gdy wypowiadane słowa i zapadająca cisza stają się jednakowo niezręczne?… Powracają przygnębiające myśli. Przecież córka przed nim uciekła, przez lata broniła się przed powrotem. Po co więc przyjechała?
Grzegorz Filip w powieści „Studnia”, wykorzystując współczesne realia, nawiązuje do motywu biblijnego i przedstawia nową wersję przypowieści o powrocie syna marnotrawnego. Odwiedziny Polaków, którzy wybrali życie za granicą, stały się dziś zjawiskiem dosyć powszechnym. Jednakże w mieście, w którym każdemu w jakimś stopniu doskwiera codzienność, pojawienie się dziewczyny z Londynu (przed chwilą zwykłej sąsiadki i koleżanki, teraz uosobienia sukcesu) staje się lokalną sensacją. Poznajemy galerię postaci, bowiem przyjazd Grażyny – jak kamień rzucony w wodę wywołuje rozchodzące się kręgi – wpływa bezpośrednio na wiele osób. Mimo to „Studnia” pozostaje kameralną historią rodziny, pełną poplątanych relacji, uprzedzeń, wzajemnych żalów i pretensji. W tej historii relacje córki i ojca pozostają pierwszoplanowe. Autor analizuje przyczyny przepaści, która otworzyła się między nimi; przenosi czytelnika w przeszłość, naświetla problem z różnych perspektyw. Bohaterowie zostają dokładnie zanalizowani, przy czym pisarz traktuje ich z dużym wyczuciem, lecz bez taryfy ulgowej – nie demonizuje i nie oczyszcza z zarzutów, nie opowiada się po żadnej ze stron. Odkrywa motywy ich postępowania, wzbudzając sympatię, ale częściej irytację. Poznajemy relacje Janusza z jego zmarłą żoną oraz z obecną partnerką, a także kolejne związki Grażyny. Zaczynamy pojmować ich światopogląd, stosunek do życia, rodziny i kariery.
Wydawać by się mogło, że bohaterowie nie mają ze sobą nic wspólnego, że córka jest zaprzeczeniem ojca… Janusz to intelektualista, nieustannie toczący wewnętrzny monolog, Grażyna jest powierzchowna, nie analizuje wydarzeń, biegnie na oślep, rzuca się w wir zdarzeń, nie myśląc o konsekwencjach. W nim buzuje potrzeba zrozumienia zarówno obecnych przeżyć, jak i przeszłości, ujawnia się to w dzienniku, esejach, w pojawieniu się tajemniczego Garbarka; jej zaś postawa to krzyk: „Nie chcę rozmawiać, chcę żyć!”[2].
Czy naprawdę jednak tak bardzo się różnią? Co ich od siebie oddaliło? Czy milcząca akceptacja może być podstawą zdrowego związku? Czy Janusz był tak doskonałym mężem i ojcem, jak mu się wydaje? Czy potrafił przekonać o swojej miłości żonę, Grażynę, teraz Irenę? Czy zamiast rozmawiać z Garbarkiem, nie powinien odważyć się już dawno na szczerą rozmowę z własną córką? Może jej postępowanie to tylko demonstracja zagubionej dziewczynki, która nie zdążyła dorosnąć do swojej roli…
Podczas lektury czytelnik wielokrotnie zmuszony zostaje do zastanowienia się nad problemami różnej natury, do spojrzenia na nie z własnej perspektywy. Czy miłość jest nam dana i nie wymaga wysiłku, poświęcania i bezustannego „dawania” siebie? Jakie są obowiązki dorosłych dzieci wobec rodziców? Czym jest zdrada? Czy można pomylić miłość z fascynacją? Czy dorosłe życie sprowadza się do unikania traumatycznych przeżyć zapamiętanych w dzieciństwie bądź do osiągania czegoś, czego bardzo się kiedyś innym zazdrościło? Dlaczego życie na prowincji utożsamiane jest niesłusznie z prowincjonalizmem?
W powieści zwraca uwagę pojawiający się w różnych kontekstach motyw tytułowej studni, tak imponująco wieloznaczny, że każdemu daje szansę znalezienia własnej interpretacji. Pojawia się w legendzie o chciwym chłopie, który dostał nauczkę w przygodzie z diabłem; może stać się miejscem pielgrzymki, do którego nieświadomie dążymy; może być alegorią doświadczenia, sumienia, symbolem miejsca w duszy, w którym skrywa się mroczne sekrety; tajemnicą lub pułapką, oczyszczeniem lub niebezpieczeństwem; przepaścią dzielącą ojca i córkę bądź wprost przeciwnie – życiodajną siłą, oazą, do której wędrowcy powrócą, mimo iż błądzą na pustyni niezrozumienia.
Motyw studni nie tylko wyznacza moment zwrotny w powieści, ale także alegorycznie przedstawia dwie postawy życiowe, a raczej sposób nabywania doświadczenia. W najtajniejszych zakamarkach duszy chowamy sprawy, do których nie chcemy wracać. Bo to bolesne, niebezpieczne, bo nie chcemy rozdrapywać ran. Ale czy można tego uniknąć? Paradoksalnie, owo tajemne miejsce może stać się źródłem oczyszczenia, ale zaglądanie w „studnię” wymaga odwagi i absolutnej szczerości wobec siebie. Janusz ją ma; może to po prostu mądrość, która przychodzi z wiekiem? Grażyna jest uosobieniem niedojrzałej młodości, która musi w przysłowiową studnię uderzyć, rozbić sobie o nią głowę, tylko w ten sposób potrafi coś zrozumieć…
Powieść, która porusza tak wiele problemów, prezentuje się dość niepozornie. Jednakże temat, sam w sobie niespecjalnie nowatorski, został opracowany w sposób niestereotypowy, a pisarzowi nie brakuje zdolności obserwacji ani precyzji w przekazywaniu wrażeń. „Studnia” jest w jakimś sensie wyzwaniem. Udowadnia, że nie zawsze trzeba umieścić bohaterów w oku cyklonu sensacji bądź w środku afery politycznej, by zaciekawić czytelnika. Nie trzeba również w tym celu epatować kwiecistymi metaforami, stosować udziwnień i eksperymentów językowych. Grzegorz Filip przyrządził opowieść według tradycyjnej receptury. Zwykła codzienność stała się doskonałym pretekstem do opowiedzenia solidnej historii z ciekawymi postaciami, mocnym przesłaniem i refleksjami natury ogólnej. Siła tej książki tkwi w jej prostocie, zaś wrażliwość pisarza powoduje, że zarówno ona, jak i jej bohaterowie kipią od tłumionych emocji. Zalecam ostrożny wybór lektury na wieczór. W przeciwnym wypadku czytelnika może spotkać to samo, co Janusza, który stracił ochotę na sen, gdy „dzień, którego nie chciał jeszcze zamykać, nakręcił go jak zabawkę na kluczyk”[3].
---
[1] Grzegorz Filip, „Studnia”, wyd. JanKa, 2013, s. 29.
[2] Tamże, s. 80.
[3] Tamże, s. 25.
[Recenzja opublikowana na moim blogu oraz na portalach: Granice i Lubimy Czytać]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.