Dodany: 21.05.2014 20:57|Autor: AnnRK

Walczący samotnie


"Zamordowałem niewinne dziecko"[1].

Nie: obgadałam sąsiadkę, pobiłem się z kumplem w pubie, okłamałam mamę, porysowałem samochód nauczycielowi, okradłam kobietę w tramwaju, zepsułem rower bratu, źle życzyłam koleżance, kłamałem, bluźniłam, grzeszyliśmy.

"Zamordowałem niewinne dziecko".

Nad taką spowiedzią trudno przejść do porządku dziennego. Zwłaszcza gdy była ona pozbawiona skruchy, a co więcej - każde słowo, jakie przez kratkę konfesjonału dobiegało z ust penitenta do uszu wikarego Sambora, wypełniała duma.

Tymczasem znaleziono ciało ośmioletniego Adrianka. "Było tak zmasakrowane, że policja nie dopuściła do niego rodziców"[2]. Do księdza Sambora, bohatera "Świętej tajemnicy" Krzysztofa Koziołka, z całą mocą dociera przerażająca prawda. To nie był głupi żart. Wszystko wydarzyło się naprawdę. Porwanie, brutalny mord niewinnego dziecka, spowiedź mordercy. Przed oczami wikarego przesuwają się obrazy z poprzedniego dnia. Ten moment, gdy z drzemki w konfesjonale wyrwało go wyznanie winy, które wywołało raczej złość niż szok. Bo czy mógł przypuszczać, że ma obok siebie nie idiotę-żartownisia, a zwyrodnialca, który... dopiero się rozkręca?

Dwa dni później ksiądz znów przed mszą zasiada w konfesjonale. "Szczęść Boże" jeszcze nigdy nie zabrzmiało tak złowieszczo...

Znika kolejne dziecko, a później jeszcze jedno. I nic nie wskazuje, by to był koniec. Policja robi co może, ale może niewiele. Jeszcze mniej możliwości ma ksiądz. Wiąże go tajemnica spowiedzi, a ta jest absolutna. Choćby nie wiem co, Sambor nie może puścić pary z ust. Dla czystego sumienia i dobrego człowieka jest to obciążenie ogromne. Duchowny szuka sposobu, w jaki mógłby naprowadzić śledczych na to, co sam wie, bo choć tożsamość mordercy nie jest mu znana, mógłby wnieść do śledztwa kilka faktów. Sambor zakasuje sutannę i bierze się do roboty. Przeczesuje Internet w poszukiwaniu przydatnych w tej sprawie informacji, a jeśli trzeba, nie waha się włamać tam, gdzie spodziewa się znaleźć wskazówki. Sandomierski ojciec Mateusz to przy nim amator.

Tymczasem poczynania księdza zwracają nań uwagę stróżów prawa. Sambor wykazuje nadnaturalne zainteresowanie morderstwami, a wbijane w internetową wyszukiwarkę hasła nie są tymi, które zazwyczaj wpisuje przeciętny użytkownik Sieci. Nie, nie, nie - myślę, bo mam za sobą podobną historię, w której ksiądz mordercę wyspowiadał, a morderca skrzętnie to wykorzystał. "Tajemnica spowiedzi" Josepha Spillmanna, bo o niej właśnie pomyślałam, powstała w 1896 roku, ale jak widać - pewne tematy się nie starzeją. Udowadnia to Krzysztof Koziołek, w "Świętej tajemnicy" pokazując, że dylematy moralne, z jakim przychodzi się zmagać ludziom, bywają (są?) niezmienne, nieprzypisane do konkretnych czasów. Spillmann pisze o Prowansji z końca XIX wieku, Koziołek - o współczesnej Polsce. Schemat ten sam. Pomysłowy morderca, spowiedź, absolutna tajemnica, problem.

Ksiądz Sambor co prawda nie zamierza pozostawić sprawy własnemu biegowi, ale na złamanie ślubów zdecydować się nie potrafi. Zna film Alfreda Hitchcocka "Wyznaję", wie, co może mu grozić, gdy uwaga policji skupi się na nim, zamiast na prawdziwym sprawcy. Czy w chwili największej próby wciąż będzie twardo trzymał się zasad?

Ciekawy to temat, wart dłuższych rozważań. Tajemnica spowiedzi tajemnicą musi pozostać, bo jakże mieliby penitenci ufać kościelnej instytucji, gdyby ta zawodziła ich w chwilach największej słabości, gdy miękkie punkty zostają odsłonięte, a z ust padają kolejne grzeszne wyznania? A jednak jej nienaruszalność, jak się okazuje, łatwo wykorzystać. Co w sytuacji, w jakiej znalazł się ksiądz Sambor, powinno być ważniejsze: dochowanie tajemnicy czy powstrzymanie mordercy?

"Święta tajemnica" okazała się nie tylko wciągającym, ale także dającym do myślenia kryminałem. Nie to, żeby pozbawiona była wad, bo zdarzały się momenty, w których nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że pewne wydarzenia zbyt gładko wskoczyły w fabułę (mam na myśli przede wszystkim współpracę księdza z dziennikarzem oraz nagłą przyjaźń nauczycielek ze szkoły, w której pracował także i wikary), ale wciągnęłam się w powieść Krzysztofa Koziołka od pierwszego zdania. Co właściwie nie jest niczym dziwnym, zważywszy, że jest nim także pierwsze zdanie tego tekstu. Autor nie bawi się w subtelności. Od razu rzuca czytelnika na głęboką wodę. Morderca opowiada o poćwiartowanych zwłokach, główce, którą podobno ma przy sobie w plecaku, księdzu żółć podchodzi do gardła, a czytelnik już wie, że lekko nie będzie.

Dla równowagi, by nie było zbyt przytłaczająco, co jakiś czas trafia się humorystyczny akcent, jak choćby lekcje wikarego z trzecią "c", ekipą równie inteligentną, co pyskatą. Choć dyskusje dotyczące celibatu zdają się miejscami nieco sztuczne (akurat dialogi nie są mocną stroną tej powieści), nie zmienia to faktu, że pośmiać się można. Takie odprężenie się przydaje, bo przecież morderca nie śpi i kto wie, czy w chwili, gdy zabrzmi dzwonek kończący lekcję, ktoś nie doniesie o kolejnych zmasakrowanych zwłokach malucha, który znalazł się na celowniku zwyrodnialca.

Jednak napięcia towarzyszącego lekturze nie są w stanie osłabić zabawne nawiązania do rzeczywistych postaci ani nawet scena, w której ksiądz rozbija szybę w oknie ogrodowym krasnalem. Temat jest zbyt poważny, a konsekwencje decyzji - przytłaczające. Pierwsza część powieści wywołuje złość i niepokój o to, do czego posunie się jeszcze morderca. W drugiej, zatrącającej o thriller sądowy, choć powinno być lżej - wcale nie jest. Całości towarzyszy uczucie bezradności. Wszystko wymyka się spod kontroli i nie wiadomo, co robić, by nie było jeszcze gorzej.

Fabuła "Świętej tajemnicy" nie jest oryginalna, dylematy pomiędzy powinnością wynikającą z zasad a tym, co podpowiada serce, zna chyba każdy. Niemniej jednak kryminał Krzysztofa Koziołka dostarcza emocji, trzyma w napięciu, choć nie szokuje brutalnymi opisami zbrodni. Wszak nie makabra gra tu pierwsze skrzypce, a trudna sytuacja, w jakiej znalazł się spowiednik. Sam finał... cóż... na dwoje babka wróżyła. A czy była to dobra wróżka, czy też złośliwa wiedźma, musicie już sprawdzić sami.


---
[1] Krzysztof Koziołek, "Święta tajemnica", wyd. Kropka, 2009, s. 7.
[2] Tamże, s. 22.


[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 565
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: