Dodany: 20.05.2014 17:19|Autor: Frider

Ogień i woda


Czytanie większości powieści Marthy Grimes przypomina muśnięcie palcem powierzchni spokojnej wody. Czujemy przyjemny, chłodny dotyk na opuszce palca, po chwili zastępowany uczuciem pocałunku przy podnoszeniu ręki. Obserwujemy, jak od miejsca dotknięcia rozchodzą się idealne, połyskujące kręgi spokojnych fal.

„Przystań Nieszczęsnych Dusz” jest inna. Rozpoczyna się od oparzenia - palec zbliża się ufnie, nieświadomy zagrożenia, do znanej (zdawałoby się) powierzchni i odsuwa się gwałtownie, przepędzony bólem. Czytelnik wycofuje się ostrożnie, zdziwiony niespodziewanym początkiem powieści. Ciąg dalszy także przypomina ogień. Nie jest to już ten pierwszy, nieprzyjemny dotyk gorąca, lecz tlący się pod powierzchnią torfowiska płomień. Nie widać języków ognia, ale czuje się duszne, suche gorąco bijące tuż spod stóp, widzi się smużki dymu, unoszące się i rozchodzące w nieruchomym, martwym powietrzu. Niepokój, świadomość niezlokalizowanego zagrożenia. Tak jak na torfowiskach, ostatecznie pożar wybucha z potężną siłą, gdy jego żarłoczne płomienie wreszcie wydostaną się na powierzchnię. Tak kończy się także „Przystań”.

Serię kryminałów Marthy Grimes połączonych postacią inspektora Richarda Jury można czytać w zasadzie od dowolnej części. Nie ma tutaj ciągłości fabularnej, która wymusza zapoznawanie się z nimi w określonym porządku. Wszystkie tomy to odrębne, w pewnym sensie zamknięte pozycje o kolejnych sprawach kryminalnych prowadzonych przez inspektora Jury. Zwracam na to szczególną uwagę, bo „Przystań” warto przedstawić na tle reszty serii - ta część stanowi istotną zmianę w porównaniu do poprzedniczek. Wszystkie dotychczasowe miały pewne wspólne elementy, które pojawiały się w nich w mniejszym lub większym stopniu. W „Przystani” ta systematyczność, czy też powtarzalność niektórych schematów, została zaburzona.

W każdej powieści Marthy Grimes występują dzieci, w większości ich rola jest wyraźnie zaznaczona. W serii o Richardzie Jury nie stanowiły dotychczas postaci pierwszoplanowych, lecz ich poboczne role były mocno zaakcentowane i stanowiły ciepły, łagodzący element fabuły kryminalnej. Przyzwyczaiłem się, że Jury znajduje w nich pomocników, informatorów, czasami towarzyszy (o ile nie przyjaciół). W „Przystani” po raz pierwszy właśnie dzieci są najważniejsze, a co ciekawsze (i gorsze), występują jako ofiary poszukiwanego mordercy. Śmierć dziecka to zawsze coś wstrząsającego; jeżeli jest efektem zbrodni - wywołuje gniew, chęć natychmiastowego znalezienia sprawcy i wymierzenia mu kary. We mnie budzi prostą potrzebę zemsty. W „Przystani” śmierć to jednak nie wszystko, co może spotkać niewinne dziecko, tutaj może być ono także ofiarą traumy psychicznej, jako świadek krwawej śmierci własnej matki. Wstrząsające? Na tym mechanizmie Martha Grimes zbudowała swoją powieść. Pozwala nam przeżyć pierwszy szok; podsuwa kolejne śmierci, by stale podtrzymywać gniew; zmusza nas do śledzenia fabuły, wiedząc, że niczego bardziej nie pragniemy, jak zemsty nad osobą (osobami) winną dziecięcych cierpień i śmierci. Przestajemy być biernymi obserwatorami, mamy ochotę uczestniczyć w misji o kryptonimie: „znaleźć i zniszczyć”.

W poprzednich powieściach Grimes wątek kryminalny był często mniej istotny od panującego w nich klimatu. W „Przystani” nastąpiło przesunięcie ciężaru gatunkowego. Specyficzny nastrój jest nadal obecny, smutek i melancholia spowodowane tragicznymi wydarzeniami towarzyszą nam od początku do końca książki. Brakuje jednak klimatu „środowiskowego”. Miejsca, w których toczy się akcja nie wyróżniają się niczym specjalnym i nie widać nacisku autorki na budowanie, poprzez ich przedstawienie, zagadkowej, mrocznej atmosfery. Z wyjątkiem niewielkich fragmentów poświęconych morskiemu nadbrzeżu, praktycznie brak opisów otoczenia. Fabuła za to prowadzona jest fantastycznie. Postaci do samego końca są niejednoznaczne. Wszystkie oprócz samych detektywów budzą mniejsze lub większe wątpliwości; przedstawiane są z różnych punktów widzenia, wciąż ujawniają się nowe pomiędzy nimi powiązania, stawiające w zupełnie innym świetle dotychczasowe wydarzenia. Rozwiązanie zagadki na szczęście stanowi całkowite zaskoczenie. Wcześniejsze domyślanie się niewiele daje - autorce udało się zamaskować dostępne podpowiedzi, a wiele najważniejszych faktów ujawnia ona dopiero na ostatnich kartach. Z jednej strony jest to wielka zaleta kryminałów - czyta się je przecież właśnie po to, żeby do samego końca mieć wątpliwości, kto jest w nich „głównym złym”. Z drugiej strony miałem wrażenie pewnego oszustwa ze strony Marthy Grimes - na końcu poczułem się jak ktoś, kto układał puzzle, mając tylko połowę części, a resztę otrzymał, gdy czas na układanie już upłynął.

Pozostaje jeszcze jeden, bardzo ważny, element - tytułowy pub. W dotychczasowych częściach serii puby pełniły podstawową rolę. W niektórych dochodziło do zbrodni i całe śledztwo odbywało się dookoła nich, w innych stanowiły „centrum dowodzenia”, w którym detektyw Jury porządkował posiadane informacje. Teoretycznie takim centrum jest także Przystań Nieszczęsnych Dusz. Ten pub jednak, w przeciwieństwie do poprzednich, oprócz postaci barmanki (właścicielki?) niczym specjalnym się nie wyróżnia (chyba że jego specjalnością są odrapane ściany i szafa grająca) i nie stanowi miejsca spinającego wątki fabularne. Zresztą postać Freddie - alkoholiczki barmanki - także nie jest czymś szczególnym, jeżeli pamiętamy Withersby z Pod Jackiem i Młotem. Do całości fabuły nazwa pubu pasuje ze względu na ilość cierpień nagromadzonych ma kartach książki, jednak sam lokal stanowi tu dysonans w porównaniu do poprzednich części cyklu. Wzmiankowany jest tu także szpital psychiatryczny, który jeden z bohaterów nazywa „Salą złamanych serc” - i wydaje mi się, że ta nazwa i to właśnie miejsce lepiej oddaje rozpacz bijącą z kartek powieści.

W „Przystani” praktycznie wszystkie przedstawione osoby są w jakiś sposób tragiczne, mają tajemnice z przeszłości, kładące się cieniem na ich życiu. Tutaj mało kto jest szczęśliwy. Paradoksalnie, najbardziej pogodne, radosne pozostaje dziecko, łatwo poddające się beztrosce mimo tragicznych przeżyć i domyślnie śmiertelnego zagrożenia.

Przenikliwi detektywi, beztroskie, rezolutne dzieciaki, czarne charaktery, szlachetne, zwykle tragiczne kobiety, leniwe psy i tajemnicze koty, dziwne miejsca wydarzeń (mroczne wnętrza, wietrzne i deszczowe lub pokryte śniegiem przestrzenie), puby. To jest przepis na powieść Marthy Grimes i jednocześnie przepis na sukces.

„Przystań Nieszczęsnych Dusz” polecam serdecznie tym, którzy szukają tradycyjnego kryminału z mocno zarysowanym wątkiem detektywistycznym, skomplikowaną fabułą i plejadą niejednoznacznych, ciekawych postaci pozostających w kręgu podejrzeń. Dla miłośników prozy Marthy Grimes w stylu cyklu o Emmie Graham (seria „hotelowa”) ta pozycja może być mniej satysfakcjonująca, ale to jednak wciąż znakomita kontynuacja przygód dwóch oryginalnych łowców zagadek - Richarda Jury i Melrosa Place'a.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3196
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: