Czerwony (od krwi) Kapturek
Pamiętam, jak jeden z moich nieocenionych mentorów uczelnianych opowiadał o Czerwonym Kapturku w koncepcji Bettelheima. Streszczał nam jego tezy, mówiąc, że to ostrzeżenie: uważaj, dziewczynko, na swej drodze spotkasz dwa typy facetów. Jeden (wilk) to typ skur..., a będzie cię pociągał, kusił, namawiał do zboczenia ze ścieżki, bo tam ładne kwiatki rosną. Drugi (leśniczy) może już nie będzie taki pociągający, ale za to w jego posiadaniu znajduje się ogromna strzelba i prestiż. Z nim się ustatkujesz i będziesz żyła długo i szczęśliwie.
Jednak co serwuje nam Unni Lindell w swoim kryminale? O tym, że nie mamy do czynienia z pogodną bajeczką, przekonuje nas już okładka. Tytuł ukształtowany graficznie tak, że zda się spływać smugami krwi, kobieta o intensywnie czerwonych ustach i zbolałym spojrzeniu... Jednak największe wrażenie robi motto:
"Strzeż się, Wilku!
Wnet przyjdzie Czerwony Kapturek
I cię zje!"*.
Konwencja pozostaje nieco bajkowa, co stanowi bardzo ciekawy zabieg. Bohaterami tej opowieści są: trzy siostry Marnerówny (jak wiemy, bajki upodobały sobie trójeczkę): Judyta, Lisbeth i Carol, ich zniedołężniała babcia, stateczny leśniczy w osobie siedemdziesięcioletniego komendanta Holgera Elliassena z przenikliwym umysłem oraz kilka wilków - przeważnie martwych. Jak na dobry kryminał przystało, nie mogło zabraknąć też młodej, ambitnej policjantki.
Powieść przedstawia jakby dwie zazębiające się historie. W pierwszej Czerwony Kapturek żyje sobie spokojnie, no, chyba że od czasu do czasu zabije jakiegoś namolnego, parszywego wilka. W drugiej Elliassen niczym ogar tropi Czerwonego Kapturka w poszukiwaniu dowodów zbrodni, stąpając po trupach kolejnych wilków. I ciągle zadaje sobie pytanie: która z sióstr Marner jest Czerwonym Kapturkiem o zgoła nie niewinnym sercu? Ambitna Judyta, która zrobiła zawrotną karierę? Lisbeth, której świat ogranicza się właściwie tylko do męża i dzieci oraz pracy w szpitalu? Czy Carol, histeryczka, będąca wiecznie w depresji? Odpowiedź poznajemy równolegle z niestrudzonym policjantem, gdzieś w połowie książki. Powieść niespecjalnie zresztą na tym ucierpiała, dodaje jej to nawet pewnego smaczku.
Niestety, na pewno zbrodniarką jest tu sama Unni Lindell. Bo to jest naprawdę zbrodnia, żeby dobrą książkę tak spartaczyć! Najboleśniejsza śmierć dla kryminału to sprawić, żeby był przegadany. Nie przeczę - książka ma kilka naprawdę mocnych momentów i zaskakujących zwrotów akcji. Niestety przypomina ogromnego hamburgera o niewielu wartościach odżywczych. Przydałyby się jej solidne cięcia. Akcja rozwija się długo i ciągnie się jak ser na pizzy. Czytelnikowi nieraz przyjdzie zadać sobie pytanie, po co autorka stworzyła jakąś postać, która niczego właściwie nie wnosi. Szczytem zaś są wyodrębnione opisy zjawisk atmosferycznych (zresztą licentia poetica autorki), które są zupełnie zbędne i w dodatku psują dosyć efektowne zakończenie. Bardzo ciekawą lekturę stanowi dziennik morderczyni, ale po co dorzucać jeszcze fragmenty tworzonej właśnie książki, która ze zbrodnią nie ma nic wspólnego? Moim zdaniem kryminał musi być niezwykle wyważony - kto zresztą powiedział, że pisanie ich nie jest swego rodzaju alchemią? "Czerwony Kapturek", mimo dobrego pomysłu, jest niesamowicie rozwlekły, a przez to nieco nużący. Stąd moja stosunkowo niska ocena.
Nigdy za bardzo nie lubiłem bajki o Czerwonym Kapturku. Zawsze zastanawiałem się, jak to możliwe, że Wilk połknął babcię i wnuczkę w całości, a one bezczelnie nie zaczęły ulegać trawieniu! Swoją drogą zauważyliście, że właśnie tę bajkę najczęściej się przerabia? Kiedyś zrobiono z niej historię kryminalną, zaś wytwornia Warner Brothers uczyniła w kreskówce Kapturka striptizerką, a Wilka biznesmenem. Unni Lindell podąża tym tropem. Jednak efekt, choć mógłby być dobry, jest tylko przeciętny.
---
* Unni Linnell, „Czerwony Kapturek”, tłum. Maria Gołębiewska-Bijak, wyd. Książnica, Katowice 2008, str. 7.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.