Dodany: 17.05.2014 12:51|Autor: zsiaduemleko

O zestawach obiadowych i nożach do sushi


Japończycy to naród tak samo pokręcony, jak sympatyczny. Pracowici, ale obdarzeni niezwykłym dystansem do samych siebie, co potwierdzi każdy, kto oglądał jakikolwiek telewizyjny szoł czy teleturniej ich produkcji. Bieganie na golasa, tarzanie się w błocie i przebieranie się za gigantyczne dildo to jakby codzienność (aż przypomina się nieodżałowany klasyczny "Takeshi's Castle"). A teraz zagadka: do jakiej płci należy imię Natsuo? Co do odpowiedzi można mieć uzasadnione wątpliwości, dopiero spojrzenie na notkę biograficzną je rozwiewa. I kiedy zostało już ustalone, że Kirino jest kobietą, możemy wreszcie zabrać się do czytania tego intrygującego thrillera, pełnego azjatyckiego szyku. Czuję się zobowiązany z góry zaznaczyć, że "Ostateczne wyjście" z pewnością warte jest przeczytania, bo atmosferą przypomina prześwietne koreańskie filmy o seryjnych zabójcach, a dla mnie byłby to wystarczający argument. Ambicja Kirino popchnęła ją do próby stworzenia nieprzewidywalnego dramatu z kłopotliwymi zwłokami oraz wewnętrznymi rozterkami niekoniecznie stabilnych mentalnie bohaterów i kurczę, chyba się udało. Co prawda nasycenie portretów psychologicznych to nie poziom "Zbrodni i kary", ale nie piszę o tym w kategoriach wady, tylko punktu odniesienia. Więc thriller psychologiczny, z tym, że jednak bardziej thriller niż psychologiczny, jeśli wiecie, o co mi chodzi. Jeśli nie, to chyba mam dzisiaj problem z wyrażaniem się jasno. W takim przypadku przepraszam i przechodzę do kolejnego akapitu.

Cztery bohaterki, w różnym wieku i o różnym (mimo to raczej jednakowo niskim) statusie społecznym. Kobiety łączy taśma produkcyjna, przy której pracują podczas nocnych zmian w fabryce gotowych zestawów obiadowych. Upraszczając, można by je nazwać przyjaciółkami, choć wraz z rozwojem wydarzeń nie wszystko okaże się tak klarowne i łatwe do określenia. Przełomowy dla rozwoju fabuły moment jest jeden, za to jaki! W domu jednej z przyjaciółek dochodzi do mało honorowej zbrodni, której ofiarą pada mąż o trudnym do zniesienia charakterze, a jedynym świadkiem zajścia jest kot Mleczko. Ponieważ to tylko kot i policja nie uzna jego zeznań, urażony Mleczko w geście męskiej solidarności strzela focha, ucieka z mieszkania oraz demonstracyjnie odmawia powrotu. Tymczasem świeżo upieczona morderczyni (przy okazji kobieta o imieniu złożonym jedynie z samogłosek) wtajemnicza w sytuację swoje przyjaciółki, a te, długo się nie zastanawiając (choć niekoniecznie za darmo), wymyślają bezceremonialny sposób na pozbycie się niechcianych zwłok. Tempo akcji rośnie, bo plan choć spektakularny, to jednak nie jest bez wad, w czego efekcie kilka swoich minut dostaną obdarzeni ponadprzeciętnym instynktem policyjni detektywi, węszący tu i tam. Pętla śledztwa coraz bardziej zaciska się wokół kobiet, a w razie gdyby było im mało wrażeń, dodatkowo pojawia się na horyzoncie bezwzględny, o nie do końca normalnych intencjach mściciel. I nie jest nim Mleczko.

Jestem przeświadczony, że "Ostateczne wyjście" trochę obraża mężczyzn. Niejeden szowinista poczułby się dotknięty i już nerwowo rozglądałby się za jakąś kobietą do uderzenia. Jacy są faceci u Kirino? O, różni są, ale żaden nie zasługuje na tytuł Dżentelmena Roku, nawet gdyby zastraszyć jury. Brutale, ale ponoć skoro bije, to mu zależy - czyli kocha. Zboczeńcy różnego autoramentu: od niegroźnych, skrytych fetyszystów po bestialskich gwałcicieli. Wymuskani gogusie farbowani na blond, piękni jedynie powierzchownie, najzwyczajniej źli i o odrażającym charakterze oraz sposobie bycia. Nieudacznicy życiowi, gotowi porzucić żonę i dzieci w pierwszym sprzyjającym momencie. Uganiający się za ledwo pełnoletnimi lolitkami właściciele szemranych interesów. Księcia na mlecznobiałym rumaku nie zauważono. Chcąc jednak oddać autorce sprawiedliwość, trzeba odnotować, że kobietom również daleko do udziału w gali "Viva! Najpiękniejsi". To zwykłe kury domowe, zmuszone do nocnej pracy przy taśmie produkcyjnej, przygniecione kredytami do spłacenia, porażająco samotne i pozbawione oparcia najbliższych. Obserwując ich relacje z wiecznie obrażonymi, egoistycznymi dziećmi można w jakimś stopniu przyznać rację zwolennikom aborcji. Czyli najwyraźniej od Kirino wszystkim obrywa się tak samo, niezależnie od wieku, zamożności i płci.

Żaden to melodramat. "Ostateczne wyjście" tłamsi czytelnika duszną atmosferą, nerwowością i niepewnością rasowego thrillera. Beznamiętność, z jaką kobiety pozbywają się zwłok, trochę jednocześnie imponuje i przeraża. Tempo akcji przez większą część powieści jest wręcz ślamazarne. Kirino sumiennie dzieli treść na niezależne wątki, które z czasem zaczynają się rzecz jasna zgrabnie przeplatać, ale mimo to rozwój wydarzeń trudno przewidzieć, bo w międzyczasie dostajemy kilka mylnych tropów i autorskich zwodów. Ot, forsuje się jakiś detal, sugeruje się jego istotność, a na koniec okazuje się on pozbawiony znaczenia. Drobne błędy i nieostrożności bohaterek uchodzą im płazem, choć czytelnicze doświadczenie podpowiada, że powinny być decydujące dla złego obrotu spraw. I teraz dylemat: czy uznać to za zaletę, czy wręcz przeciwnie? Anton Czechow był zdania, że nie powinno się umieszczać w fabule elementów zbędnych i pozbawionych znaczenia. Zasada ogólnie znana: jeśli w pierwszym akcie nad kominkiem wisi strzelba, to w drugim lub trzecim akcie ktoś powinien z niej wystrzelić. Kirino najwyraźniej trochę sobie kpi z tej reguły, z jednej strony może niepotrzebnie zaśmiecając treść zbędnymi szczegółami, ale z drugiej podnosząc dzięki temu nieprzewidywalność intrygi, bo co prawda pojawia się strzelba, jednak okazuje się, że tym razem nikt z niej nie wystrzeli. Zniesmaczony Czechow pokręciłby z rezygnacją głową, ale przecież nie każdy musi być tak samo mocno przywiązany do sztywnych zasad.

Kończąc: to kobiecy świat w zderzeniu z beznadziejnym światem mężczyzn, gdzie nie ma miejsca na zrozumienie i odwzajemnienie emocji. W gęstej atmosferze dominuje apatia, sporadycznie pojawiają się wybuchy gniewu i inne równie nagłe oraz niezrozumiałe zmiany nastrojów (to takie kobiece). Co ciekawe, choć namiętność pojawia się tutaj na chwilę, a można mówić nawet o miłości (!), to jednak okoliczności i fundamenty uczucia są na tyle niecodzienne, że łatwo tę subtelność przegapić. W tym aspekcie jest co najmniej dziwnie, ale w końcu to Azjaci.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1654
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 8
Użytkownik: carmaniola 19.05.2014 19:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Japończycy to naród tak s... | zsiaduemleko
Uśmiałam się - dziękuję. Po lekturę raczej nie sięgnę, bo czytając Twój tekst wyczuwam atmosferę japońskiego horroru - boję się, ale nie rozumiem dlaczego. Albo inaczej... wiem, że powinnam się bać, ale nie wiem z jakiego powodu. :)
Użytkownik: sowa 19.05.2014 19:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Uśmiałam się - dziękuję. ... | carmaniola
Hihi, czekajczekaj, bo się zgubiłam: wiesz, że powinnaś się bać, ale nie wiesz, dlaczego miałabyś się bać - czyli w efekcie boisz się czy nie? I jeśli, to czego? :-)))
(Ja poprzestanę na lekturze rozbrajającej recenzji, mimo że zachęcająca, bo, no cóż, za atmosferą filmów o seryjnych zabójcach nie przepadam, za innymi ich elementami - włącznie z elementami ofiar - też nie, a azjatyckiej literatury boję się generalnie; i nic nie skusi mnie do przeczytania tego dzieła, nawet strzelający focha kot Mleczko, chociaż nazywa się tak samo, jak mój ulubiony rysownik - zbieżność nazwisk, jak mniemam, przypadkowa).
Użytkownik: carmaniola 19.05.2014 21:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Hihi, czekajczekaj, bo si... | sowa
W japońskich horrorach boję się tego, że nic nie rozumiem. :))
Użytkownik: zsiaduemleko 19.05.2014 20:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Uśmiałam się - dziękuję. ... | carmaniola
Trochę jestem w stanie to zrozumieć, bo we mnie wszystko co azjatyckie również budzi nieokreślony lęk. Nawet oglądając rozrywkowe japońskie programy, mam przeczucie, że ci ludzi byliby gotowi do największych zwyrodnień i brakuje im zahamowań. Bo skoro nie widzą problemu w założeniu gumowego kostiumu, który upodobni ich do wielkiego dildo, a potem taplania się w nim radośnie w błocie, to pewnie morderstwo z zimną krwią jest dla nich bułką z masłem. Natomiast ze strony ofiary można się spodziewać, że tak łatwo nie odpuści i po śmierci będzie nawiedzała swojego kata.
Co prawda "Ostatecznym wyjściu" nie spotkamy długowłosej dziewczynki wypełzającej z ekranu telewizora, ale czuć, że bohaterowie tego dramatu nie są stabilni psychicznie i osobiście bałbym się gdyby stali za mną w kolejce do mięsnego.
A Mleczko jest niedoceniany. Chyba tylko ja dostrzegam potencjał w jego roli. Mam żal do autorki, że nie poświęciła mu więcej miejsca i uwagi.
Użytkownik: carmaniola 19.05.2014 21:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Trochę jestem w stanie to... | zsiaduemleko
Lubię azjatyckie. Literaturę uwielbiam. Kino zasadniczo też. Chińczyków lubię. Nawet latających wojowników. Japońskie kino też lubię. Mam opory wobec ichnich thrillerów i horrorów. I proszę przed nocą nie opowiadać o dziewczynkach wypełzających z telewizora!!! ;)
Użytkownik: sowa 19.05.2014 21:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Lubię azjatyckie. Literat... | carmaniola
Z telewizora nic nie powinno wypełzać. Ani wyskakiwać. Wszystko jedno, azjatyckie czy nie (to, co wypełza/wyskakuje, nie telewizory; telewizor sobie może być azjatycki jak najbardziej).
Lubię latających wojowników li i jedynie, hih, popatrz, jak się ładnie uzupełniamy :-).
Użytkownik: carmaniola 19.05.2014 21:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Z telewizora nic nie powi... | sowa
Tak! Niech wszystko zostanie za szybką! I rzeczywiście, przyłączam się do prośby o rozbudowanie wątku Mleczka, który to w ramach męskiej solidarności też się wyprowadził z domu, gdzie mordują mężczyzn. Innemu Japończykowi też zginął kot i od tego się wszystko zaczęło. Może i tu jest pies... ekhm... kot pogrzebany?! :)
Użytkownik: sowa 19.05.2014 21:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Trochę jestem w stanie to... | zsiaduemleko
To może rozbudujesz wątek Mleczka (nie mylić z Mleczką) w fanfiku? :-) (Swoją drogą, fanfik kojarzy mi się z Fafikiem, który, jak wszyscy wiemy/pamiętamy, był psem, co tylko dodaje dodatkową warstwę komplikacji podtekstowych, sama radość).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: