Dodany: 03.05.2014 13:15|Autor: jolietjakeblues

Książka: Drogie życie
Munro Alice

4 osoby polecają ten tekst.

Kanada nie zawsze pachnie żywicą


Oj, z Alice Munro to był kłopot. Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce przeczytałem króciutką recenzję pierwszej jej książki przetłumaczonej na polski. Same pochwały. Nazwisko zapamiętałem. Ale… Kanadyjka… Jakiż wpływ tematy opowiadań, uprawiany gatunek literacki, narodowość mogą wywrzeć na stosunek czytelnika do literatury! Nie kupiłem, nie sięgnąłem, nie przeczytałem. Aż tu nagle Nobel! Jednak i to nie wystarczyło. Przypomniałem sobie zawód, jaki sprawili mi swoimi dzielami Lessing, Coetzee, trochę Le Clezio (choć nie do końca). Mo Yana nawet nie ruszyłem. Co zatem z Munro? Korciły mnie te opowiadania. Wchodziłem do księgarni, sięgałem po nie i cofałem się, jakby Iwaszkiewicz i Czechow łapali mnie za rękę. Otóż właśnie, czy mogą po tym, jak powstały ich genialne opowiadania, pojawić się takie, które wciągną, zachwycą, przytłoczą, zdumieją? Ech… wystarczyło czternaście dwudziesto-trzydziestostronicowych opowiadań, żeby uwierzyć w – zdawałoby się – niemożliwe.
Tytuł zbioru: „Drogie życie” został wybrany niefortunnie. Polskiemu czytelnikowi, mimo ewidentnego przecież wyczulenia na pisownię „u” – „ó”, kojarzy się karkołomnie z drugim życiem. Ot, taki niepotrzebny, podświadomy lapsus, niezamierzony głupi żart. Nie należy się jednak tym przejmować. To tylko tytuł ostatniego opowiadania. Tak, najpierw przyjrzyjmy się spisowi treści (Wydawnictwo Literackie, 2013). Ostatnie cztery utwory są oddzielone od pierwszych dziesięciu „Finałem”, strona 327, pisanym kursywą. To wyjaśnienie autorki, dlaczego ten podział. Należy doniego zajrzeć. Jest to ważne z uwagi na treść tych czterech opowiadań, z pozoru nieróżniących się od pozostałych ani tematyką, ani klimatem, aczkolwiek króluje w nich narratorka w pierwszej osobie, osiemdziesięcioletnia pisarka wspominająca z pozycji małego dziecka własną matkę. Bez wątpienia to próba rozliczenia. Delikatna, refleksyjna, pozostawiająca czytelnikowi mnóstwo przestrzeni na dopowiedzenie, wyobrażenie, wymalowanie szczegółów miejsca. Autorka nawet nie szkicuje. Ma się wrażenie, że z bardzo daleka opisuje coś, co ginie we mgle, w latach, w historii. Umyka życie. Drogie życie. Boli ta świadomość. To czytelnik rysuje ołówkiem szkic. Potem nakłada barwy. W trakcie tych czynności wtrąca się Munro i przylepia do obrazu wycięte postaci. Tu dopasowuje sukienkę, tam fryzurę. Cofa się, odchodzi. Znowu zostawia czytelnika samego. Lecz jakimś dziwnym sposobem, jakimś niewiarygodnie silnym, twardym, bezkompromisowym literackim ruchem, właściwym chyba tylko geniuszom, wprowadza do serca i duszy czytelnika emocje, myśli, wrażenia, smutki, bóle, tęsknoty i jednak, czasami, ociupinkę radości bohaterów. Tak jest też w pozostałych opowiadaniach. Tych dziesięciu. Jednak tam pisarka nie zawsze decyduje się na narrację pierwszoosobową. Tam nie zawsze jest dziewczynką, kobietą. Zmienia wiek, zmienia płeć. Nie zmienia tylko miejsca. Wszędzie jest Kanada, pojawiają się gdzieś w oddali Toronto, Vancouver. I czasu. Lata, w których osadza fabułę, są tak smutne, przybite i nieporadne, jak postacie.

Jeżeli napiszę, które opowiadania najlepiej zostawić sobie na koniec, bo wywierają ogromne wrażenie nie tyle kunsztem, co tragizmem i dramatem postaci tudzież wręcz okrucieństwem życia, to pewnie czytelnicy właśnie od nich zaczną lekturę. Zatem niech pozostanie to niespodzianką.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 612
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: