Przedstawiam KONKURS nr 178, który przygotowała
Emkawu.
Za nami Święta, na pewno wielu z Was spędziło je za suto zastawionymi stołami, na których nie brakowało mięs. Proponuję Wam małą odmianę – konkurs jarski.
Pytania są punktowane tradycyjnie – po
jednym punkcie za autora i za tytuł. Można zatem zdobyć
40 punktów. Oprócz tego są pytania dodatkowe, niepunktowane, ale dzięki nim możecie utworzyć sześciowyrazowe hasło (które też jest cytatem literackim). Poszczególne litery hasła podane są w przypadkowej kolejności. Jednej litery brakuje – podam ją każdemu, kto odważy się przysłać do mnie chociaż jednego maila. Uczestnik lub uczestniczka, który/która jako pierwszy ułoży i przyśle mi hasło, otrzyma ode mnie specjalną, indywidualną nagrodę (coś z własnego schowka albo inną książkę, do uzgodnienia).
Po długim namyśle nie wprowadzam żadnych restrykcji dotyczących podpowiedzi na forum. Proponuję tylko ukrywać je „paplą”. Korzystania z Google’a nie tyle zabraniam, co odradzam – po co sobie psuć zabawę?
Starałam się, żeby konkurs nie był za łatwy ani za trudny. Być może zabrakło kilku w oczywisty sposób narzucających się pozycji, ale postanowiłam unikać fragmentów zbyt drastycznych, żeby zachować pogodny nastrój nie do końca poważnej zabawy. Obok utworów, które szczerze polecam, znajdziecie tu takie, za którymi nie przepadam (ale za to lubicie je Wy : -) )
Wszystko czytałam, ale nie wszystko mam ocenione.
Odpowiedzi przysyłajcie na adres
[...], podając w tytule maila swój biblionetkowy nick.
Konkurs trwa do poniedziałku
12 maja, godz. 23:59.
Smacznego!
Podobno kiedyś wszyscy byliśmy jaroszami…
1.
Był pewien mąż, rodem z Samos, który jednak uciekł z tej wyspy przed jej władcami, i nienawidząc tyranii dobrowolnie żył na wygnaniu. On to, chociaż przebywał daleko od niebiańskich przestworzy, zbliżał się do bogów swoją myślą, i to, czego natura odmówiła oczom ludzkim, chłonął oczyma duszy. A wszystko, co zbadał umysłem dzięki wytężonej pracy, przekazywał do powszechnej wiadomości i ogłaszał milczącym tłumom, które w zdumieniu słuchały jego słów. Nauczał o początkach wielkiego wszechświata, o przyczynach zjawisk, o tym, czym jest przyroda, czym jest bóg, skąd bierze się śnieg, jak powstaje piorun, czy to Jowisz czy też wiatry grzmią poprzez rozdarte chmury, dlaczego zdarzają się trzęsienia ziemi, według jakiej zasady poruszają się gwiazdy, również o wszystkim, co kryje się przed ludzkim poznaniem. On pierwszy zabronił spożywać mięso zwierząt i pierwszy wypowiedział także uczone słowa, które jednak nie znalazły wiary:
- Przestańcie, śmiertelni, kalać swe ciała bezbożnym pokarmem! Macie przecież płody ziemi, macie jabłka, od których uginają się gałęzie, i nabrzmiałe sokiem winogrona, macie słodkie zioła i jarzyny, które dojrzewają i miękną pod wpływem ognia. Nie brakuje wam ani mleka, ani miodu pachnącego tymiankiem. Ziemia hojnie darzy was swoim bogactwem, dostarcza wam delikatnych pokarmów i bezkrwawych posiłków. Dzikie zwierzęta zaspokajają głód mięsem, jednak nie wszystkie (…) ów wiek zamierzchły, który nazwaliśmy złotym, szczęścił się bogactwem owoców i ziół zrodzonych z ziemi, nigdy zaś nie splamił ust ludzkich krwią. Wtedy ptaki bezpiecznie wzlatywały w przestworza na swoich skrzydłach, zając bez trwogi błąkał się na otwartych polach, a ryba przez swoją łatwowierność nie więzła na haczykach. Nigdzie nie było zasadzek, nie trzeba było lękać się zdrady, wszystko było pełne pokoju.
Pytanie dodatkowe: jak miał na imię człowiek z Samos głoszący te poglądy? Do hasła potrzebujecie pierwszej litery jego imienia.
…i być może kiedyś będziemy nimi znowu
2.
- Gdzie postawić te ryby?
- Wszystko jedno.
- Nie lubię ryb. Biedactwa.
- Na środku stołu będzie im najlepiej.
- Im już nigdzie nie będzie najlepiej. I nigdy – rzekł Y. posępnie. - Ciekaw jestem, czy w dwudziestym pierwszym wieku ludzkość nadal będzie taka mięsożerna. Horror. Ja myślę, że to się musi zmienić. Mnożą się wszak symptomy, znaki i ostrzeżenia: masowość ruchu wegetariańskiego, wściekłe krowy i te zawirusowane bidule, kurczaki w Chinach, istna hekatomba…
– W dwudziestym pierwszym wieku może się okazać, że nawet marchewka ma świat uczuć – wtrąciła X, która była wegetarianką już od kilku lat. – Ja sądzę, że ludzkość przerzuci się na potrawy syntetyczne, w pigułkach i galaretkach.
- W galaretkach nie – z przekonaniem rzekł dziadek.
Pytanie dodatkowe: z jakiego kraju właśnie powróciła X? Do hasła potrzebujecie drugiej litery tej nazwy.
Dla wielu osób nie jest jasne, co wegetarianie właściwie jedzą
3.
„Jest jedna sprawa...” - począł gieroj. „Jaka?” „Powinniście to wiedzieć...” „Tak?” „Jestem... jak by to powiedzieć...” „Co jesteś?” „Jestem...” „Jesteś bardzo głodny, tak?” „Jestem wegetarianinem” „Nie wyrozumiam” „Nie jem mięsa” „Po czemu nie?” „Po prostu nie jem, i już.” „Jak możesz nie jeść mięsa?” „Po prostu nie jem.” „On nie je mięsa.” – powiadomiłem Dziadku. „Właśnie, że je.” – odparł. „Właśnie, że jesz.” – powiadomiłem gieroju. „Nie. Nie jem.” „Po czemu nie?” – spytałem go powtórnie. „Po prostu nie jem. Nic z mięs.” „Wieprzowiny?” „Nie.” „Mięsa?” „Żadnego mięsa.” „Steku?” „Nie.” „Kury?” „Nie.” „A cielęcinę jesz?” „O Boże. Cielęciny ani kęsa.” „A kołbasy?” „Kiełbasy też nie.” Przywtórzyłem Dziadku to wszystko, a on sprezentował mi bardzo wadliwą minę. „Co mu jest?” – spytał. „Co Ci jest?” – spytałem gieroju. „Taki już jestem” – odparł. „A hamburger?” „Nie.” “Ozór?” “Co on mówi, że co mu niby jest?” – zaciekawił się Dziadek. „Prosto taki już jest.” „A kołbasę jada?” „Nie.” „Nie je kołbasy?” „Nie. Mówi, że nie je kołbasy.” „Zaprawdę?” „Tak mówi.” „Ale kołbasa...” „Wiem.” „Zaprawdę nie jesz kołbasy?” „Ani plasterka.” „Ani plasterka.” – powtórzyłem Dziadku. Dziadek zamknął oczu i spróbował otoczyć sobie rękami brzuch, ale nie było miejsca z powodu kółka. Wydawał się jakby cały aż zachorzał po temu, że gieroj nie chce zjeść kołbasy. „No to niech sam wydedukuje, co będzie jadł. Pójdziemy w najbliższą restaurację.” „Jesteś szmuk” – powiadomiłem gieroju. „Niepoprawnie używasz tego słowa”- odparł. „Właśnie, że poprawnie” – zaprostowałem.
„Co znaczy nie je mięsa?” – zadumiała się kelnerka, a Dziadek włożył głowę w ręce. „Co mu jest?” – zagadnęła. „Komu? Temu, co nie je mięsa, temu z głową w rękach czy tej suce, co sobie przeżuwa własny ogon?” „Temu co nie je mięsa.” „Prosto taki już jest”. Gieroj zaciekawił się, o czym zmawiamy. „Nie mają tu nic bez mięsa” – objaśniłem. „On nie je mięsa w ogóle nic a nic?” – ponownie zagadnęła mnie kelnerka. „Zwyczajnie taki już jest.” „A kołbasę?” „Nie je kołbasy.” – objaśnił kelnerkę Dziadek, zwyobracając głową stąd tam. „Może mógłbyś zjeść trochę mięsa – podsugerowałem gieroju – bo oni tu nie posiadają nic bezmięsne.” „A nie mają kartofli czy czegoś w tym rodzaju?” – spytał. „Macie kartofli? – spytałem kelnerki – czy czegoś w tym rodzaju?” „Kartofle klient może pozyskać wyłącznie z mięsem” – obznajmiła. Przetłumaczyłem to gieroju. „A nie mógłbym dostać po prostu talerza samych kartofli?” „Że co?” „Nie mógłbym dostać dwóch czy trzech kartofli bez mięsa?” Spytałem kelnerki, a ona na to, że pójdzie do szefa kuchni i go zagadnie. „Zagadnij go, czy je wątrobę.” – powiedział Dziadek.
Kelnerka wróciła i obznajmiła: „Kazali powiedzieć, że możemy drogą ustępstwa dać mu dwóch kartofli, ale tak jak zawsze ich się podaje, znaczy na talerzu z kawałkiem mięsa. Szef kuchni mówi, że to nie ulega dyskusji. Klient będzie musiał zjeść mięso.”
Pytanie dodatkowe: Jak miała na imię dziewczyna ze zdjęcia, które przywiózł ze sobą gieroj? Potrzebujecie pierwszej i ostatniej litery.
Niektórzy wegetarianie jedzą ser…
4.
Przeszukał puste pudełka i znalazł ostatni kawałek zimnej pizzy. Wyciągnął piwo z lodówki i pomyślał, że jeszcze pożałuje, że wplątał się w tę aferę. W czasie zamawiania pizzy miał przedsmak tego jak będzie wyglądała ta przygoda. Z. chciała bez pieczarek, bez owoców morza i bez ananasa. L. bez ścierwa, którą to grypserę chyba słusznie rozszyfrował jako deklarację wegetarianizmu. A. było wszystko jedno, ale jakby co, to nie przepada za kukurydzą i za karczochami. Prawdziwy komandos. W końcu zamówił trzy duże pizze z podwójnym serem i długo musiał tłumaczyć obsłudze, że nie chce żadnego innego przybrania. Sos pomidorowy i ser. Podwójny.
Pytanie dodatkowe: Kto był autorem obrazu, dzięki któremu L. nauczyła się polskiej grypsery? Potrzebujecie przedostatniej litery.
…i jajka
5.
… z chlupnięciem wrzucił oderżnięte zajęcze skoki do kociołka.
W. odwrócił się z krzykiem:
– Co ty robisz?! Gdzie wrzucasz te zwłoki?! Ja też mam to jeść!
– Niech to...! Zapomniałem. Nie ciskaj się. Raz mógłbyś zjeść to, co wszyscy!
– Daruj sobie. Zeżryj i moją część, ludożerco.
– Szczurzy kochanek! Idź modlić się do fasolki!
– Przynajmniej się modlę, a ty wcale! Bezbożnik i ścierwojad do tego!
P. z pasją rzucił mięsem o ziemię. W. nastroszył się. Był głodny, a nieprzemyślany postępek I. pozbawił go obiadu.
– Czego?! Twój pies mięso żre, tak? A mnie nie wolno? – warknął P.
– Zwierzęta zjadają się nawzajem! Taka ich natura.
– To może ja i jestem zwierzę, tłumoku!
– One są lepsze od ciebie, P.! One myślą, czują i okazują to, a ty nie masz pojęcia o uczuciach wyższych! Dla ciebie zwierzę to tylko mięso! Zeżarłbyś własnego brata, gdybyś go miał!
P. aż spurpurowiał. M. próbował załagodzić spór, ale nikt go nie słuchał.
– Nie będziesz mi tu robił wykładów z filozofii, głąbie kapuściany! Ani tykał mojej rodziny. Jarzynki, jarzynki...! A mleko pijesz, co? A jajka?
– Co mają jajka do rzeczy?
– To, że jesteś hipokrytą, szczurzy pyszczku. Jajko to taki kurczak, któremu się nie powiodło.
Pytanie dodatkowe: Jak nazywano kogoś obdarzonego takim talentem, jaki miał W.? Potrzebujecie drugiej litery.
a tak w ogóle – wiele różnych pysznych rzeczy.
6.
- Porozmawiajmy o jedzeniu…
- Świetny pomysł.
- Co byś zjadł, gdybyś mógł wybierać?
- Doskonałe pytanie. Urządziłbym sobie wspaniałą wyżerkę. Zacząłbym od ryżu i
sambara. Potem zjadłbym ryż z ciecierzycą i
dalem, i ryż z brokułami, i…
- A ja bym…
- Jeszcze nie skończyłem. A do ryżu zjadłbym pikantny
sambar z tamaryszkiem i
sambar z cebulą, i…
- Coś jeszcze?
- No własnie mówię. Zjadłbym też jarzynowe
sagu i jarzynową
kormę, i ziemniaczaną
masalę, i kapuściany
wadai, i
masalę dosai, i pikantny soczewkowy
rasam, i…
- Rozumiem.
- Chwileczkę. I jeszcze faszerowane bakłażany, i kokosowe
jam kutu, i ryżowe ciasto
idli, i kalafiorowy
wadai, i jarzynowe
badżdżi, i…
- Brzmi to bardzo…
- Czy już mowilem o
chutneyu? Kokosowy
chutney i miętowy
chutney, i marynowana zielona
chilli, i marynata z agrestu, wszystko podane oczywiście z chlebem
nan, ciastkami
popadam z soczewicy, plackami
parata i ciastkami
puri.
- Brzmi to…
- Sałatki! Sałatka z mango i z
okry i zwykła mizeria z ogórków. A na deser migdałowy
pajasam i mleczny
pajasam, i naleśniki z cukrem palmowym, i orzechowe
toffi, i kokosowe
burfi, i lody waniliowe z gorącą, gęstą czekoladową polewą.
- I to by było wszystko?
- Zwieńczyłbym tę małą przekąskę dziesięciolitrowym dzbanem świeżej, czystej, chłodnej wody i kawą.
- Brzmi to bardzo zachęcająco.
- Owszem.
- Powiedz mi, co to jest kokosowe
jam kutu?
- To po prostu niebo w gębie. Żeby je przyrządzić, trzeba mieć
ignam, wiórki kokosowe, zielone banany, zmielone
chilli i czarny pieprz, zmieloną kurkumę, kminek, gorczycę i trochę olejku kokosowego. Wiórki kokosowe praży się bez tłuszczu, aż zrobią się złociste…
- Czy mogę cos zasugerować?
- Słucham.
- Dlaczego by zamiast kokosowego
jam kutu nie zjeść gotowanego ozora wołowego w sosie musztardowym?
- To mi nie wygląda na danie wegetariańskie.
Pytanie dodatkowe: W jakim kraju mieszkał główny bohater jako dziecko? Potrzebujecie pierwszej litery.
Chyba że są dodatkowo uczuleni.
7.
D. ma paskudną alergię i dlatego nie mogę popuszczać całkowicie cugli swojej kulinarnej wyobraźni. Trzeba mu gotować bez nabiału, orzechów, papryki, jajek, mąki pszennej, co ogranicza bardzo nasz jadłospis. Zwłaszcza że nie jadamy mięsa. Czasami, gdy nieopatrznie skusił się na coś dla siebie nieodpowiedniego, jego skórę pokrywała swędząca wysypka, a małe pęcherzyki napełniały się wodą. Wtedy zaczynał się drapać bez opamiętania, a rozdrapana skóra zamieniała się w jątrzące rany. Więc lepiej było nie eksperymentować. Nawet Ali swoimi miksturami nie potrafił uspokoić alergii D. Jej natura była tajemnicza i zdradliwa, a objawy zmieniały się. Nigdy nie udało się jej przyłapać na gorącym uczynku żadnym testem.
D. wyciągał z podniszczonego plecaka brulion i baterię kolorowych długopisów, na które zerkał niecierpliwie podczas jedzenia, a potem, gdy już zjedliśmy wszystko co do joty i popijaliśmy czarną herbatę (innych nie uznajemy) relacjonował, co w tym tygodniu udało mu się zrobić. D. tłumaczył Blake’a.
Pytanie dodatkowe: jak nazywała się główna bohaterka? Do hasła potrzebujecie jej inicjałów - pierwszej litery imienia i pierwszej litery nazwiska.
Ale wegetarianizm jako taki jest zdrowy…
8.
- Proszę mi opowiedzieć coś więcej o medycynie na pana planecie.
- Wiedziałem, że zechce pan o tym porozmawiać prędzej czy później. – Usadowił się w swojej ulubionej pozycji. – Jak wspomniałem przed chwilą, na […] nie ma na nią zbytniego zapotrzebowania. Ponieważ jadamy wyłącznie rośliny, nie ma problemów z krążeniem. A skoro nie ma zanieczyszczenia powietrza ani żywności, a tytoń u nas nie występuje, zachorowalność na raka jest bardzo mała. Stresu prawie nie ma, tak więc problemów żołądkowo-jelitowych również nie. Poważne wypadki są bardzo nieliczne, nie ma samobójstw ani przestępstw – voilà! Po co więc lekarze?
Pytanie dodatkowe: jaki owoc je bohater tej opowieści podczas swojego pierwszego spotkania z narratorem? Potrzebujecie pierwszej litery.
…chociaż nie wszystkim służy.
9.
Mistrz Lutosławski w swoim dziełku chrześcijańsko-filozoficznym polecał gorąco posty przez Kościół nakazane, przyrównując je do wyrzeczeń natury materialnej jogów i teozofów. Prawdziwy chrześcijański „wtajemniczony” powinien był nie tylko nie jadać mięsa, ale nawet jajek, jako produktu zwierzęcego, oraz... kawioru. Miał żywić się jedynie roślinkami i owocami. X., kochająca zwierzęta nade wszystko, była najzupełniej jego zdania i jedząc przez jakiś czas tylko jarzyny i owoce, o mało nie popadła w złośliwą anemię. Zmuszona - przez lekarzy, ze łzami w oczach nieomal, obgryzała kostki od kurczęcia i piła surowe jajka, ale nikt nigdy nie widział, aby zjadła porcję krwawego befsztyka albo płat pięknej różowej polędwicy.
Pytanie dodatkowe: Jaki zawód wykonywali ojciec i dziadek X? Potrzebujecie trzeciej litery.
Różne są motywy rezygnacji z jedzenia mięsa.
10.
- Z żarcia rozumu nie przybywa! - mruknął X., zapalił fajkę i poszedł ścieżką w głąb ostępu.
Y. dogonił go po chwili.
- Zupełnie mi wuj apetyt odjął!
- Od dawna już mięsa nie jadam i coraz większy czuję doń wstręt. Nad cielskiem tym, jakeśmy przyszli, krążyły już wielkie muchy-robaczarki, a po ziemi zbiegały się wstrętne żuki-grabarze. We wnętrznościach gospodarowały już lisy cuchnące, a po gąszczach węszą już i zęby ostrzą wilki. Nie, w tej kompanii nie będę współbiesiadnikiem. Zresztą nie głodnym. Mam chleb, jagód nie brak. Zobaczę, dokąd weselnicy poszli; utorowali wygodny szlak.
Jakoż szlak wyprowadził ich poza ostęp znowu na niezmierzoną bagien płaszczyznę.
Pytanie dodatkowe: Jaki przydomek zyskał Y., kiedy w mniemaniu swoich towarzyszy na to zasłużył? Potrzebujecie pierwszej i ostatniej litery.
Niektórzy zostają jaroszami ze względu na trudności aprowizacyjne,
11.
— A teraz porozmawiajmy o aprowizacji... o jedzeniu — poprawił się szybko, widząc, że D. nie zrozumiała, co miał na myśli.
— Najlepiej będzie, jeśli staniemy się jaroszami. Będziemy jadali rzeczy proste i łatwe do przygotowania. Postanówmy to od razu i powiedzmy sobie: kości rzucone!
— Jakie znów kości? — rozgniewała się D. — Po co mówić o kościach, skoro postanawiamy zostać jaroszami!
— Będziemy zrywali orzechy — ciągnął S. — Już dojrzewają. Jest też mnóstwo różnych owoców — jeżyn, poziomek, malin. Jest sałata, jest szczaw, jest mniszek, z którego można przyrządzać sałatkę. Wkrótce skończą się żniwa, będziemy mogli zbierać na polu kłosy, poradzimy sobie na pewno, musimy pamiętać tylko o jednym: nie tęsknić za gotowaną szynką, nie wzdychać do kotletów z kury, słowem, nie myśleć o niczym, co jest związane z mięsem. A teraz, A. — zwrócił się do córki — skoro tak lubisz się wspinać, idźcie razem z matką, wdrap się na krzak leszczyny i narwij orzechów.
Pytanie dodatkowe: Jakie nazwisko nosi ta rodzina? Jest związane z pewnym urządzeniem, w pobliżu którego znajdował się ich poprzedni dom. Potrzebujecie dwóch pierwszych liter.
Czasem jaroszostwo jest umotywowane religijnie.
12.
Kiedyś W. usłyszał o jakimś mistrzu zen, że był prawdziwym mnichem, bo jego duchowość wyrażała się nawet poprzez sposób, w jaki otwierał drzwi i wchodził do pokoju. Dokładnie to samo mógł teraz on powiedzieć o trzymającym kielnię bracie Ericu. Kiedy G. podawał mu kamień do wmurowania, przyjmował go jak matka, której podają dziecko tuż po urodzeniu. Wszystko, co chwytał stawało się przedłużeniem jego osoby. Pełnej spokoju i miłości. W każdej chwili był całkowicie w czynności, którą wykonywał. G. natomiast z pewnością nie mógł o sobie powiedzieć, że jego praca była modlitwą. Próbował, starał się, ale daleko mu było do mistrza. Kiedy pierwszego dnia zapatrzył się zafascynowany na ruchy brata Erica, przez nieuwagę spowodował, że cała zawartość betoniarki znalazła się na jego nogach. Po tygodniu pracy był pokaleczony, wykończony, zniechęcony, choć nadal pod urokiem brata Erica.
Wyznał Michałowi, że ma poczucie cofania się. Pod pewnymi względami jest gorzej niż przed przyjazdem. Zbyt długo myśli o spaniu i o tym, że marnotrawi czas. Podejrzewa nieraz, że otrzymuje pracę na siłę albo z litości, że każdy inny wykonałby ją lepiej i szybciej (…)
Michał zamyślił się na chwilę.
- W., po pierwsze, nie obwiniaj się, nie martw się i rób tyle, na ile cię stać. Brak snu i dieta bezmięsna na początku wykańczają prawie wszystkich.
Pytanie dodatkowe: Jak nazywają się zakonnicy, u których gości G.? Potrzebujecie trzeciej litery nazwy.
Niektórzy zostają wegetarianami ze względu na modę,
13.
- Dokąd chciałabyś pójść?
- A ty?
Znał parę miejsc, które mogłyby jej się spodobać. Niektóre z nich uważał za bardzo atrakcyjne, na przykład interaktywne spotkanie w Haidhausen, gdzie gość, niezależnie od tego, czy był modelem, czy też nie, zmieniał się w obraz. Jednak dłoń, którą położył na ramieniu dziewczyny, najwyraźniej podjęła decyzję na własny rachunek.
- Zatrzymałem się w motelu w S. Nie jest to żadne cudo, ale na dole mają świetną restaurację wegetariańską.
- Zgoda - odparła B.
Wzięli taksówkę, mimo że M. zawsze jeździł metrem z Odeonsplatz. Restauracja była mała i przepełniona, lecz Rudolf, właściciel i kucharz, uśmiechnął się na widok M. i posadził ich przy stoliku nieco oddalonym od innych. Dla pana W. zawsze znajdzie się miejsce, a nawet butelka wina, jakżeby mogło być inaczej; jego zaś rozpierała duma, że tak mu nadskakują w obecności B. Zamówił strudle z warzywami i szparagi. Prawie przez cały czas mówił o swoim zamiłowaniu do zen, medytacji i wegetariańskiego jedzenia, i o tym, jak mu to pomaga być obrazem.
Pytanie dodatkowe: Punktem kulminacyjnym tej historii jest wystawa obrazów pewnego siedemnastowiecznego malarza. Potrzebujecie przedostatniej litery jego imienia.
Niektórzy sami nie są pewni.
14.
Między nim a dwiema persjankami wytworzyła się chyba swojego rodzaju więź – sam nie wie, jak do tego doszło. Nie jest to żadna serdeczność. W gruncie rzeczy wcale nie czuje się związany z akurat tymi dwiema owcami, których nie potrafiłby nawet wyszukać spośród całego stada. A jednak – nagle i bez powodu – ich los nabrał dla niego znaczenia (…)Rozmawia potem z L.
- Zastanawiam się nad tym przyjęciem P. W sumie wolałbym tam nie iść. Czy mogę bez nieuprzejmości zrobić unik?
- Chodzi o te owce?
- Tak. Nie. Nie zmieniłem poglądów, jeśli o to pytasz. Dalej nie wierzę, że zwierzęta istnieją jako naprawdę indywidualne byty. Nad tym, które z nich przeżyją, a które zginą, z mojego punktu widzenia nie warto rozdzierać szat. A jednak…
- A jednak…?
- A jednak w tym akurat przypadku jakoś mnie to niepokoi. Nie umiem powiedzieć dlaczego.
- No cóż, nie licz na to, że P. i jego goście z szacunku dla ciebie i twojej wrażliwości wyrzekną się baranich kotletów.
- Nie żądam aż tyle. Po prostu wolałbym nie być na przyjęciu, przynajmniej nie tym razem.
Jednak najczęstszą motywacją jest współczucie wobec zwierząt.
15.
- A teraz proszę zastanowić się nad taką sytuacją. Czyta pani powieść napisaną dawno temu, przed wojną. Bohaterowie zwiedzają Fisherman’s Wharf w San Francisco. Zgłodnieli i wchodzą do restauracji, w której podaje się dary morza. Jeden z bohaterów zamawia homara, którego kucharz na jego oczach wrzuca do garnka z gotującą się wodą.
- O Boże! – zawołała R. – To straszne! Czy rzeczywiście tak robili? To obrzydliwe! Naprawdę żywego homara? – Wskazówki nie zareagowały jednak prawidłowo. Zasadniczo odpowiedź była prawidłowa. Ale udawana.
Dla wielu osób to nie tylko sposób odżywiania – to styl życia, wymagający wielkiego zaangażowania.
16.
- (…) Nazywaliśmy go – żartobliwie – doktorem jarzyn. Był aktywnym wegetarianinem. Nie wiem, czy zetknął się pan kiedyś z takim człowiekiem?
- Chyba nie – odparłem, zatrzymując się za rudozłotym pontiakiem na skrzyżowaniu 116. ulicy.
- Tu poczekamy trochę – dodałem – ale niech się pani nie przejmuje, zdążymy.
- Matki nie pamiętam, tak wcześnie umarła. On mnie wychował, wespół z moim ojcem, było to tak, jakbym miała dwóch ojców (…). Cieszył się, że poszłam na medycynę. Był przekonany, że będę kontynuować jego dzieło. Proszę się z tego nie śmiać.
- Czy chodzi o wegetarianizm? (…)
- Tak. Był przez wiele lat prezesem wszechamerykańskiego stowarzyszenia jaroszów i masę pieniędzy utopił w propagandzie. Mieć coś takiego, w co wierzy się tak mocno i móc oddać się temu całym sobą to naprawdę godne pozazdroszczenia…
- Wnioskuję z tego, że pani nie poszła jednak w jego ślady.
- Bo też wiele w tym przesady, chociaż jak zwykle tkwi tam zdrowe ziarno. Mniejsza o to jednak…. Crisp był człowiekiem o gołębim sercu, nigdy nie stał się zawziętym doktrynerem.
Pytanie dodatkowe: W jakim mieście urodził się, spędził dzieciństwo i część młodości autor tej powieści? Potrzebujecie pierwszej, drugiej, trzeciej i czwartej litery! : )
Nawet nie będąc zawziętym doktrynerem nietrudno narazić się na drwiny i konflikty, bo temat jest drażliwy
17.
- O – powiedział weterynarz – to ty z pewnością jesteś wegetarianka. Mięsa do ust nie bierzesz, plujesz kiełbasą, a na sam widok pieczonego kogutka dostajesz mdłości.
A oni przysłuchiwali się tej wymianie zdań, uśmiechając się ironicznie. Dobrze widziała te ich kąśliwe, paskudne uśmieszki. Ach wy… a z tego konowała też nie lepszy numer. Gęba tępawa, fartuch brudny, bryka jakby ze złomowiska. O, i guzika przy fartuchu brakuje temu szacownemu panu doktorowi.
Pytanie dodatkowe: W jakim mieście mieszkała główna bohaterka (skądinąd wcale nie wegetarianka) przed przeprowadzką? Potrzebujecie pierwszej litery nazwy miasta.
…zwłaszcza, że w momencie przejścia na wegetarianizm niektórzy stają się bardzo radykalni
18.
- I., musisz koniecznie poznać tych ludzi. Oni są wprost… niesamowici. On jest dadaistą. A ona anarchistką. Prawdziwą. Nie taką jak M. Opowiedziałem jej o M. i jego cholernej Myszy Przyszłości. Ona uważa, że to niebezpieczny osobnik. Najprawdopodobniej psychopata.
I. zastanowiła się przez chwilę.
- Aha. Nie dziwię się.
Nie gasząc niedopałka, J. wyrzucił go przez okno na chodnik.
- I przestaję jeść mięso. Na razie jem jeszcze ryby, ale to dopiero początek. Stopniowo przejdę na pełny wegetarianizm.
I. wzruszyła ramionami, nie wiedząc, co właściwie powinna odpowiedzieć.
- Przypomina się stara dewiza…
- Jaka dewiza?
- „Zwalczaj ogień ogniem”. Tylko przez naprawdę radykalne działania można dotrzeć do świadomości kogoś takiego jak M. On nawet nie wie, jak bardzo jest wyobcowany, bez kontaktu z rzeczywistością. Kiedy się z nim rozmawia, nie ma sensu używać racjonalnych argumentów, bo jemu się wydaje, że tylko on reprezentuje zdrowy rozsądek. Jak można sobie poradzić z takimi ludźmi? Aha, i jeszcze przestaję nosić skóry i korzystać z innych produktów pochodzenia zwierzęcego. Z żelatyny i podobnych rzeczy.
Pytanie dodatkowe: jakiego koloru była Mysz Przyszłości? Do hasła potrzebujecie pierwszej litery nazwy koloru.
a ten neofityzm prowokuje do prób przekabacenia z powrotem na dietę mięsną.
19.
- Przyjechała tu para, Sabina i Kord. Mówili w tym samym języku, co kapitan Kloss:
Ich ne parle pas deutsch, ani po angielsku. Oni nie mówili po francusku, ale fajni ludzie. Mieli tylko świra na punkcie zdrowej żywności. Przez cały tydzień jedli wyłącznie zdrowe paskudztwa i parzyli sobie ziołowe herbatki ze źródlanej wody. Przywieźli ze sobą 50 kilo zdrowej marchwi i kukurydzy. Gdy jadłem mięso, patrzyli na mnie jak na barbarzyńcę. Dość miałem tej stołówki dla dietetyków. Spiłem ich zdrową żytnią tak dokładnie, że następnego dnia z przyjemnością wtrajali fasolkę po bretońsku z baraniną i to nie kupioną w zdrowym sklepie, ale naprzeciwko u Araba. Najbardziej było mi żal ich wilczura, który też oczywiście musiał przejść na jarską kuchnię, by nie okazać się mniej szlachetnym od swoich właścicieli. Dokarmiałem go po kryjomu kiełbasą i pies nie chciał odejść ode mnie na krok. Kiedy wyjeżdżali, dwie godziny przed waszym przyjazdem, psina wyła z żalu.
Zdarza się jednak, że roślinożercy żyją z mięsożercami w przyjaźni, a w każdym razie w poprawnych stosunkach.
20.
Wchodzimy do następnej gospody, jaką spotkamy, postanowiła. - Co tam jest napisane? X. obejrzała napis.
- Hotel... Miejsc... Brak... - wymamrotała. I rozpromieniła się. - Hotel. Miejscowe braki. Pewnie to ich najlepsze danie, jakieś raki albo co z miejscowych stawów.
- Może być. - zdecydowała babcia.
Otworzyła drzwi. Krągły, rumiany człowieczek za ladą uniósł głowę. Był nowy w tym fachu i bardzo nerwowy; poprzedni pracownik zniknął, gdyż nie był dostatecznie krągły i rumiany.
Babcia nie marnowała czasu.
- Widzisz ten kapelusz? - spytała. - Widzisz tę miotłę? Człowieczek popatrzył na nią, na miotłę i znowu na nią.
- Tak - przyznał. - Co z tego?
- To z tego, że chcemy trzy pokoje na noc - wyjaśniła babcia, zerkając z dumą na koleżanki.
- I kiełbasę - dodała X. Żadnych braków.
- I jeden posiłek wegetariański - uzupełniła Y. - Raki się nie liczą.
Człowieczek przyjrzał im się uważnie. Potem podszedł do drzwi.
- Widzicie te drzwi? zapytał. -Widzicie ten szyld?
- Szyldy nas nie interesują - odparła babcia.
- W takim razie poddaję się. - Westchnął.
- Co naprawdę znaczy szpiczasty kapelusz i miotła?
- Znaczy, że jestem czarownicą. Człowieczek przechylił głowę.
- Tak? To jakaś nowa nazwa starej wariatki?
Pytanie dodatkowe: na jakim zwierzęciu stoją inne zwierzęta, na których opiera się świat? Potrzebujecie trzeciej i czwartej litery nazwy zwierzęcia (nazwy gatunkowej, nie imienia).
===========
Dodane 13 maja 2014:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu