Dodany: 30.04.2014 22:01|Autor: zsiaduemleko

O tym, jak owinę go prześcieradłem


Kojarzycie Besarabię? Ja też nie, ale ponoć była taka kraina historyczna: swego czasu przynależna do Rumunii, potem przejęta przez ZSRR, obecnie (jak podpowiada mi Wikipedia) stanowi część Mołdawii i Ukrainy. Takie tam usypiające smuty. Aż mi się przypomniał mój nauczyciel od historii/geografii z podstawówki - wąsaty przyjemniaczek, zimą noszący kolorową czapkę z pomponem, jeżdżący po całej klasie na mobilnym krześle i przy tym nieświadomy dziury w kroku spodni. Pozdrawiam go, jeśli to czyta. Więc właśnie o Besarabii opowiada "Świadek", a konkretnie o okresie, gdy krainę przejmowało ZSRR, przydeptując mieszkańców ciężkimi, komunistycznymi sapogami. Piknikowej atmosfery z pewnością nikt się nie spodziewał, oczekiwania wśród ludności były raczej umiarkowanie złe: trochę nas wykorzystają, zasłaniając się przy tym dobrem ogółu; może trochę pobiedujemy, hej - przecież tyle to potrafimy; może jeśli zaczniemy narzekać i psioczyć na władzę, to nas postawią pod ścianą i strzelą w tył głowy, więc chyba jasnym jest, że lepiej nie wybrzydzać. Znamy to wszystko - nie pierwsza i nie ostatnia okazja, by poczytać, jak to portrety Stalina w każdym domu wisiały. W niektórych nadal wiszą.

NIECH ŻYJE RADZIECKA BESARABIA -
- CÓRKA MATKI ROSJI!*

Fiodor Pietrowicz Pokora wyjątkowo gramotny nie jest, poza tym lubi huknąć żonę w twarz, ale się tą umiejętnością szczególnie nie chwali, bo za bardzo nie ma czym. Nasz bohater, a jednocześnie fryzjer i narrator zostawia więc tę drażliwą kwestię i koncentruje się na relacji z wydarzeń, gdy do Kotłowiny (jednego z besarabskich miasteczek) bez pytania wchodzi Armia Czerwona i zaczyna się bisurmanić. Dalszy rozwój wydarzeń jest łatwy do przewidzenia: sytuacja mieszkańców z dnia na dzień rysuje się coraz mniej kolorowo i nie zamierza nawet dryfować w stronę poprawy. Pokora w swoim zakładzie fryzjerskim ma całkiem szerokie pole do obserwacji nastrojów ludzkich i jego sprawozdanie, początkowo naznaczone jedynie paroma codziennymi niedogodnościami, na które narzekają obywatele, z czasem nabiera coraz mroczniejszych barw, wynikających ze zniechęcenia, apatii, a później też głodu. I to jakiego. Gdzieś tam po zakładzie kręcą się bułgarscy bracia Sieńka i Stiopka, gdzieś obok dramatyzuje panikarz Jośka, gdzieś przetaczają się pozostali drugoplanowi bohaterowie, włącznie z Pawłem Pietrowiczem Tołobuchą - towarzyszem przewodniczącym, który się strzyże na krzywy ryj, bo kto Władzy zabroni?

KOMUNISTO! BĄDŹ CZUJNY!
CHWAŁA WODZOWI I NAUCZYCIELOWI -
- WIELKIEMU STALINOWI!
NIECH ŻYJE PARTIA I LUD!**

"Świadek" jest niewielką objętościowo nowelką i z tego wynika pewien dosyć istotny problem: nie ma czasu i okazji zżyć się z jakąkolwiek postacią (może poza głównym bohaterem). No wiecie, w sensie literackim się przywiązać, polubić. Skutek jest taki, że kiedy na aktorów i aktorki tego dramatu spadają różnego rodzaju nieszczęścia, w czytelniku nie wywołują one odpowiednio natężonych emocji. Wstrząśnięte poczują się jedynie najbardziej wrażliwe jednostki ludzkie, które przepełnia nieopisany smutek i depresja już na samą wieść, że gdzieś zamarzł bezdomny, a szczeniaczek został przywiązany do drzewa. Bo nazwijcie mnie bezdusznym bucem i niech zabrzmi to nieczule, ale nie potrafię się na dłużej pochylić nad trumną stolarza Fiodora (wymyśliłem tę postać), skoro wcześniej wspominano o nim zaledwie w dwóch niezapadających w pamięć zdaniach. Powieść Mitrofanowa dotkliwie cierpi na brak miejsca, by rozwinąć skrzydła. To jak syty obiad na zbyt małym talerzu, bo pisarsko ani artystycznie autorowi niczego zarzucić nie można i gdyby pokusił się on o szersze potraktowanie sprawy, mielibyśmy do czynienia z dziełem godnym klasyków literatury rosyjskiej. A pozostaje nam zadowolić się zbyt zwięzłą i zbyt szybko postępującą historią, którą nasycić się niełatwo, mając z tyłu głowy głos nieustannie przypominający o zmarnowanym potencjale. To nie tak, że "Świadek" pozostawia czytelnika całkowicie obojętnym, bo Mitrofanow nadrabia braki treściowe formą, ale... no właśnie: gdyby...

Co natomiast się udało i aż muszę o tym wspomnieć, to polska edycja książki (Claroscuro, 2011). Okładka stylizowana na dawny, zniszczony zeszyt, jej nierówna, lekko chropowata faktura i kolejne kartki pokryte linią, bez zaburzenia czytelności - widać, że komuś zależało i nie wystarczyło po prostu wydanie książki, ale postanowiono ją wydać w doskonałym stylu. Taka inicjatywa zasługuje na wspomnienie, zasługuje nawet na wirtualne poklepanie po plecach. Możecie to sobie spróbować wyobrazić, że niby klepię.


---
* Ilja Mitrofanow, "Świadek", przeł. Aleksander Horodecki, wyd. Claroscuro, 2011, str. 65.
** Tamże, str. 68.

[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 880
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: