Dodany: 19.04.2014 22:37|Autor: olina

Klasa i klasyka


Kolejne spotkanie autorskie w bydgoskiej bibliotece. Jak zwykle pełno ludzi, jak zwykle wpadam na ostatnią minutę, cudem znajduję miejsce i to, o dziwo, blisko stołu dla gości. Jeszcze ich nie ma. Czuję radosne oczekiwanie, naftalinę z płaszcza mojej sąsiadki i powiew chłodu na plecach. Wreszcie wchodzą – Maria Szabłowska i Krzysztof Szewczyk. Któż nie zna ich głosów z radia lub nie widział choćby jednego programu „Dozwolone od lat czterdziestu” czy „Wideoteka dorosłego człowieka”? Znamy ich jako dziennikarzy, ludzi o ogromnej wiedzy muzycznej, ale nie wiedziałam, że pani Maria jest arabistką, a pan Krzysztof zajmował się m.in. tłumaczeniem ze szwedzkiego. Jako autorów wspólnej książki mamy okazję poznać ich po raz pierwszy. Ich „Ludzkie gadanie. Życie, rock and roll i inne nałogi” okazało się takie, jak spotkanie z nimi – pełne historii z czasów minionych, pasji do muzyki i życzliwości, nie tylko dla wielbicieli bigbitu.

Książka „państwa Sz. & Sz.”, jak określa dziennikarzy inny znawca muzyki – Wojciech Mann, jest podzielona na rozdziały poprzetykane wywiadami-rarytasami z 1993 – z Tadeuszem Nalepą, Czesławem Niemenem czy Markiem Grechutą. Szabłowska i Szewczyk opisali swoje perypetie zawodowe, realia kilku minionych dekad, przemyślenia na temat tworzenia muzyki, kłopoty artystów – te poważne i te... khm… ciężkie (np. jak bardzo trzeba się zwiotczyć, by dać się zataszczyć do szafy?), nadając zapisowi styl rozmowy na żywo – trochę skojarzeń z poetyckimi tekstami, trochę wspomnień i dowcipu, dużo klasy i ciepła.

Wraz z Szewczykiem podążamy za Violettą Villas w minispódniczce. Towarzyszymy Szabłowskiej podczas rozmowy z Romanem Polańskim i w trakcie wywiadu z Abbą (ślad po tym wywiadzie zaginął – usunięto go z archiwum). Wspominamy śmierć Andrzeja Zauchy. Dowiadujemy się, czym zakończył się koncert Animalsów w 1965, jak powstali Trubadurzy, kto napisał „Puszka-okruszka”, dlaczego „złamany kciuk” przeszkodził Zbigniewowi Wodeckiemu zaśpiewać w Zielonej Górze i co wypełnia jego auto oraz gdzie debiutował Kult. Spodobał mi się pomysł egzaminu na kartę spikerską – ilu dziennikarzy by ją dziś zdobyło z „po-em państwu” czy „transmisja będzie tfała”? – a jeszcze bardziej myśl: „(…) mikrofon wychwyci każdy fałsz, ludzie uwierzą ci dopiero wtedy, kiedy będziesz sobą”[1]. Nie da się słuchać, gdy ktoś „się natęża”.

Głównie dzięki darowi gawędziarskiemu pana Krzysztofa poznajemy masę anegdot. Jedna opowiada o tym, jak długo czekało się kiedyś na połączenia międzymiastowe czy międzynarodowe. Muzyk zamawia rozmowę z domem. Mija dzień i noc, kolejny koncert, aż trzeciego dnia Kraków na linii. „W tym czasie rodzice byli w pracy, a w domu tylko przygłucha babcia, która krzyczy: »Halo, halo, kto mówi?«, a on z Kijowa: »Babciu, to ja, Jacek«. Na co ona odpowiada: »Jacka nie ma w domu«, i buch słuchawkę na widełki”[2]. Druga – o niedźwiedziu, trzecia o papużkach, czwarta o zakochanych na koncercie Czerwonych Gitar… A nie. Nie podaje się na przystawkę rostbefu. Pomalutku. Czy ktoś pamięta „Jarmark”?

„Skarpetki są bronią straszliwą. O niesłychanym zasięgu”[3]. Też mi to kiedyś przyszło do głowy, gdy w przedziale współpasażer był łaskaw zzuć obuwie, ale dziennikarka miała chyba na myśli, że jaskrawe skarpetki były oznaką „otwartej prowokacji” (o, jakże rozumiem słabość do kolorowych skarpet, zwłaszcza palczastych!). I nastał szał dżinsowy, szał spódniczek mini… A jednak nie wszyscy ekscytowali się trendami. Agnieszka Osiecka „przychodziła bardzo miła i wesoła, ale mimo to wnosiła ze sobą jakiś rodzaj smutku. Była bardzo ładną kobietą, szlachetne rysy twarzy, długie włosy, nie malowała się i widać było, że nie przejmuje się modą”[4]. „Ludzkie gadanie” zawdzięcza tytuł właśnie jej.

Wspomnienia o Radiu Luxembourg, smuga antysemityzmu, donosów, historia bojkotu „Za ostatni grosz” czy szlabanu dla Maanamu – wszystko to daje mgliste wyobrażenie, jak żyło się w PRL-u. Wśród zaduchu politycznego pojawiały się wentyle bezpieczeństwa – oswajanie strachu lub ucieczka przed cenzurą: improwizacje, szukanie barw, kabarety. Szabłowska uwielbiała Salon Niezależnych – aż musiałam odszukać „Jajco holenderskie blues”.

Zagęszczenie ciekawostek jest niewątpliwym atutem. Minusem były dla mnie powtórzenia paru informacji, jakie pojawiają się i w rozmowie „Sz. & Sz.”, i w wywiadach z muzykami. Być może z biegiem czasu niektóre wątki pokrywa nie tyle patyna, co lukier. Na pewno inna była rzeczywistość, w jakiej obracały się sławy radia i telewizji niż ta, którą znali nasi rodzice, choć w obu światach rządziły znajomości (nie wiem, czy w ostatnim orzeczeniu powinnam zachować czas przeszły). Niemniej „Życie, rock and roll i inne nałogi” to pozycja nie tylko dla osób w wieku, kiedy „nawala wszystko – od kanalizacji aż po dach”[5], ale także dla młodszych, które nie pamiętają tamtych czasów lub nie znają muzyki Blackoutu, Limahla czy Deep Purple.


---
[1] Maria Szabłowska, Krzysztof Szewczyk, „Ludzkie gadanie. Życie, rock and roll i inne nałogi”, wyd. Znak, 2013, s. 131.
[2] Tamże, s. 138.
[3] Tamże, s. 200.
[4] Tamże, s. 147.
[5] Zasłyszane od małżeństwa z czterdziestoletnim stażem.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 784
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: