Dodany: 13.04.2014 21:23|Autor: olina

Kostki lodu


Hałaśliwa kobieta - nie rycząca czterdziestka, a wyjąca pięćdziesiątka – Marta (wyobraźmy sobie Elizabeth Taylor, która zagrała ją w oscarowej ekranizacji), młodszy od niej mąż, szczupły, siwiejący George, wykładowca historii na mało znanej uczelni w Nowej Anglii, oraz ich znajomi – około trzydziestoletni, przystojny, dobrze zbudowany Nick, nauczyciel biologii na tym samym uniwersytecie i jego małżonka, wąska w biodrach Żabcia (w oryginale Honey). Przed kropką zmieściła się cała obsada dramatu Edwarda Albeego. Próba zamknięcia treści w paru zdaniach mogłaby przypominać streszczenie historii ponaddwudziestoletniego małżeństwa – przemknięcie po wierzchu, niesprawiedliwe osądy, stronnicze uogólnienia, skłonność do idealizowania lub oczerniania któregoś z małżonków – lecz u Albeego nie o to chodzi. A o co?

Na trop wpadłam ponad dwa lata temu, gdy życzliwa dusza podetknęła mi pod nos „Żyć w rodzinie i przetrwać” Robina Skynnera – pioniera terapii rodzinnej i Johna Cleese’a (tak, tego świetnego gościa z grupy Monty Python, aktora, który rozwodził się więcej niż raz). W jednym z rozdziałów natrafiłam na fragment dramatu „Kto się boi Virginii Woolf?” i psychologiczną analizę motywacji bohaterów. Interpretacja godna polecenia, jednak to cytat tak mnie zachwycił, że sztuka powędrowała do schowka. Wydawała się nie do zdobycia, aż tu nagle wpadł mi w garść trzeci tom „Współczesnego dramatu amerykańskiego”, patrzę – i jest! Na samym końcu – ostatni utwór. Nigdy chyba jeszcze nie rozpoczynałam lektury od strony 471, ale łakomstwo zwyciężyło i już od pierwszych stron Albee mnie zauroczył. Pisze dynamicznie, z poczuciem humoru – a jednak nie beztrosko, z żarem – a nie emfatycznie. Cięty język postaci wymiata konwenanse, didaskalia gruchoczą wszelką sztywność i sztuczność, a emocje biorą górę nad chłodną logiką. Taki dramat to ja rozumiem!

Druga w nocy. Marta i George wracają do domu z przyjęcia. George dowiaduje się, że jego połowica zaprosiła gości, którzy dołączą do nich lada chwila. Podczas wizyty Nicka i Żabci poznajemy z bliska całą czwórkę. Marta jest córką prezydenta uniwersytetu, ale jej męża nieszczególnie to cieszy.

„MARTA
Niektórzy w zamian za taką szansę oddaliby prawą rękę.
GEORGE (spokojnie)
Niestety, Marto, na ogół tak się jakoś dzieje, że trzeba poświęcić inny, bardziej intymny szczegół anatomiczny”[1].

George podczas wojny kierował katedrą historii. Mówi, że nikogo innego nie było, a potem wszyscy wrócili, bo nikt nie został zabity, no i masz – spadł ze stołka. Żona wyszydza go nie tylko z tego powodu.

„GEORGE:
Oczyma wyobraźni widzę cię, Marto, zasypaną cementem po szyję. (Marta chichocze) Nie, nawet tak po nos… byłoby spokojniej”[2].

Nick „opracowuje system wymiany chromosomów, no nie zupełnie sam, pewnie jakiś jeden czy drugi jeszcze jest z nim w zmowie – to ma być coś podobnego do genetycznego makijażu plemników (…)”[3]. Żabcia natomiast nie jest zbyt bystra i w dodatku lubi wypić – skutek: wymiotuje regularnie; zegarek można ustawiać. George podejrzewa, iż musiała mieć za to inne walory; teść Nicka został powołany przez Boga i chrzcił ludzi, i nawracał ich, i podróżował wiele, a kiedy umarł, okazało się, że ma dużo pieniędzy.

„GEORGE
Bożych pieniędzy.
NICK
Nie, swoich własnych.
GEORGE
A co się stało z Bożymi pieniędzmi?
NICK
Wydał je… ale swoje zaoszczędził”[4].

Nick i Żabcia już w dzieciństwie mieli okazję bawić się „w doktora”, Marta i George poznali się na uczelni.

„MARTA
(…) Wiecie, co ja, idiotka, zrobiłam? Ni mniej, ni więcej – tylko się w nim zakochałam. (…)
GEORGE
Tak, zakochała się. Warto było zobaczyć. Siadywała nocami naprzeciw moich okien na trawniku i wyła do księżyca, i rękoma szarpała darń…”[5].

Myślałby kto, że rozmowa między solidnie już „nasączonymi” bohaterami toczy się niefrasobliwie. Gdy podejmują grę, w której każdy może ucierpieć, przestaje być komediowo. Marta zwierza się Nickowi. George jest dla niej dobry, a ona go poniża, rozumie ją – ona go odpycha, potrafi rozśmieszyć – ona tłumi śmiech, uczy się reguł tak szybko, jak Marta potrafi je zmieniać. Kobieta nie rozumie jednak, czemu ciągle ze sobą walczą, czemu się wzajemnie drażnią. Bo tak bezpieczniej? Jeśli ja cię zranię, to nie zrobisz mi już krzywdy. Ubiegnę cię! Choć oboje rozpaczliwie pragną czułości, nie potrafią jej sobie ofiarować. Łatwiej powiedzieć: „Pocałuj mamę” – niby na żarty, udając, że jej nie zależy – niż poprosić: „Pocałuj MNIE”. Bez ryzyka nie ma miłości; zaufać komuś to wystawić się na zranienie.

„Ja też ciągle płaczę (…). Calutki czas, ale płaczę tam gdzieś w głębi, żeby nikt nie widział. (…). Oboje płaczemy ciągle, a potem… Wiesz, co potem?... (…) zbieramy nasze łzy i wsadzamy je do lodówki, do tej przegródki, gdzie się lód robi (…), a potem wrzucamy je do naszych drinków”[6].

Jaką tajemnicę kryje złe samopoczucie Żabci? Kto z czwórki napisał powieść, lecz jej nie opublikował? Czy Marta i George doczekają się powrotu syna? Kto ma za sobą makabryczną przeszłość – pecha nie do uwierzenia? Albee odważnie i jasno mówi o tym, co ludzie skrywają za kurtyną certowania się, i ani na chwilę nie wypuszcza czytelnika z rąk.

„Najgłębszy wskaźnik społecznego obłędu to brak zmysłu humoru. Żaden z monolitów nie znosił, by się zeń śmiano. Poczytaj historię. Znam się trochę na historii”[7]. Amerykański dramaturg ten zmysł wykorzystuje. Błysk inteligencji i biegle opanowane rzemiosło słowa czasem nie wystarczają, by przekazać prawdy uniwersalne, ale „Kto się boi Virginii Woolf?” daje wszystko, za co wystawiam szóstkę: i śmiech, i wzruszenia, a przede wszystkim mgłę refleksji, która spowija po lekturze.


---
[1] Edward Albee, „Kto się boi Virginii Woolf?”, przeł. Krystyna Jurasz-Dąmbska, w: „Współczesny dramat amerykański. Tom 3”, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1967, s. 494.
[2] Tamże, s. 521.
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 553.
[5] Tamże, s. 534.
[6] Tamże, s. 609.
[7] Tamże, s. 524.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8065
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: misiak297 14.04.2014 09:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Hałaśliwa kobieta - nie r... | olina
Bardzo mnie zainteresowałaś! Dziwię się, że redakcja pominęła ten świetny tekst. Dobrze, że czytałem jeszcze w poczekalni, inaczej by mi umknął.
Użytkownik: gaiuss 14.04.2014 22:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo mnie zainteresował... | misiak297
Ja też bym przegapił recenzję, ale tytuł przykuł moją uwagę :-D

Widziałem kiedyś film i jeśli książka jest w połowie tak dobra, jak ekranizacja Mike'a Nicholsa, to też się skuszę ;-P

Sprawdziłem notkę w wiki: Albee jest homoseksualistą, ostatni utwór napisał jakieś pięć lat temu, bawi się nie tylko dramatem psychologicznym i teatrem absurdu, ale ma wiele wspólnego z Beckettem i Ionesco.

http://en.wikipedia.org/wiki/Edward_Albee
Użytkownik: olina 15.04.2014 06:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo mnie zainteresował... | misiak297
:) Cieszę się, że Cię zainteresowałam. Jestem ciekawa opinii w sprawie „Kto się boi…?”, zwłaszcza fachowca :) Odnośnie strony wiki - w kontekście dramatu informacją istotną może okazać się, że autor był dzieckiem adoptowanym...
Użytkownik: Firmin 15.04.2014 09:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Hałaśliwa kobieta - nie r... | olina
Koniecznie muszę przeczytać!
W końcu ekranizacja tej książki to jeden z moich ulubionych filmów.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: