Dodany: 12.04.2014 19:45|Autor: Frider

Deszcze niespokojne


[W recenzji zdradzam szczegóły fabuły oraz zakończenia książki]


Wojenny kwiecień pachnie inaczej niż powietrze za moim oknem. Wojenna wiosna przynosi zapach wilgotnej ziemi zmieszany z ostrą wonią dymu, prochu i rozkładających się ciał. W kwietniu przyroda budzi się do życia tak, jak robiła to od wieków, lecz w czasie wojny jej radość skażona jest śmiercią. Kwiecień z powieści Józefa Hena to także przedwiośnie wolności, chwile, gdy brutalna zima wojny zaczyna przegrywać z ciepłem rodzącej się wiosny pokoju. Jednak, jak to zwykle w kwietniu bywa, wciąż zdarzają się dni, kiedy wydaje się, że wiosna nigdy nie nadejdzie. I jak to zwykle bywa, wiosna to także pora, w której miłość rozkwita najłatwiej, najbujniej i najbardziej niespodziewanie.

Kapitan Tadeusz Hyrny, wojskowy prokurator, naznaczony jest śmiercią. Nie znamy jego przeszłości, z krótkich retrospekcji możemy domyślać się tragicznej śmierci syna i żony. Bliski koniec wojny nie napawa go nadzieją, czuje się wypalony, nie ma dokąd wracać, jest wyobcowany w swoim obecnym środowisku, ale i pozbawiony złudzeń co do przyszłości poza wojskiem. W pewnym sensie już jest martwy, bo jego dusza więdnie, a kulminacją tego procesu staje się bezwiedna próba samobójstwa - niepotrzebne uczestnictwo w beznadziejnym szturmie. W ostatnich dniach działań wojennych w jego życiu sporo się jednak zmieni, kapitan odkryje w sobie uczucia, które - jak myślał - umarły dawno temu.

W stanie bezwładnego zawieszenia w uczuciowej próżni, w której się znajduje, Hyrny nie zwraca uwagi na otaczających go ludzi. Skupiając całą uwagę na sobie i swoich cierpieniach, odrzuca możliwość nawiązania bliższych stosunków z osobami, które same takie uczucia mu ofiarowują. Zmiana nastawienia nie przychodzi nagle, nie jest przełomem. Konieczność prawnej mediacji pomiędzy młodym chorążym Szumiborem a jego dowódcą - podpułkownikiem Czapranem stanowi dla niego wstęp do próby odnalezienia własnego człowieczeństwa. Kapitan Hyrny będzie musiał sięgnąć w głąb swojej moralności, aby w tej i w innych prowadzonych sprawach znaleźć prawo lepsze i starsze niż to stworzone przez wojskowy kodeks:

„Idzie o te zasady ogólne, do których ludzkość doszła powoli i przez cierpienia. Egzekucja prawa zna też jakieś fair play”[1] .

Moralne wybory, do których zostaje zmuszony, wzięcie bezpośredniej odpowiedzialności za życie drugiego człowieka sprawiają, że zaczyna się w nim powolny proces wewnętrznej przemiany. Dostrzega wartość drugiego człowieka. Często zagubionego, popełniającego błędy, bojącego się, ale mającego ludzkie uczucia:

„Człowiek jest mikrokosmosem. Tylko istoty bez wyobraźni mogą twierdzić, że nie ma ludzi niezastąpionych. Wszyscy - nikomu niepotrzebni - jesteśmy niezastąpieni”[2].

W najtrudniejszych momentach, w tej huśtawce uczuć i myśli, w karuzeli podejmowanych decyzji, przychodzi miłość. Nie zjawia się w pięknej scenerii, nie dotyka ludzi, którzy z łatwością poddają się namiętności. Przychodzi późną nocą do dwu śmiertelnie znużonych, przerażonych dusz, rozpaczliwie pragnących ciepła i bezpieczeństwa w ramionach drugiej osoby. Przychodzi, bo jest potrzebna, choć nie wyczekiwana. Dla kapitana jest chyba ostatnią deską ratunku, szansą na powrót do normalnego życia i otrząśnięcia się z potworności wojny. Dla dziewczyny jest wszystkim, co można dostać od życia - miłością pierwszą, głęboką i pewną swojej siły. Jedyną.

Wojna jednak nie zważa na ludzkie uczucia, piętnuje lub miażdży wszystko, nad czym przesuną się jej krucze skrzydła. Dla Hyrnego te dni nadziei zostają dopełnione innymi, tragicznymi zdarzeniami. W akcji bojowej, w której bohater dosyć przypadkowo uczestniczy, ginie jego ordynans - Jasiek. Ta śmierć staje się dla kapitana ciosem o wiele większym, niż mógłby się wcześniej spodziewać. Jasiek, młody chłopak, był dla niego w pewnym sensie ucieleśnieniem zmarłego tragicznie syna. Patrzenie na jego dziecinną jeszcze twarz, słuchanie jego beztroskiego paplania było łącznikiem z przeszłością, pozwalało mu choć w niewielkim stopniu czuć bliskość syna. Za bojową akcję kapitan zostaje przedstawiony do orderu Virtuti Militari i chociaż jest szczęśliwy i dumny z odznaczenia, śmierć ordynansa - będąca skutkiem podjętej przez Hyrnego decyzji o ataku - kładzie się głębokim cieniem na jego radości. Drugim ciosem staje się utrata przyjaciela, podpułkownika Czaprana, który wolał bohaterską śmierć na polu bitwy od hańby ucieczki. Czynem tym chciał Czapran okupić śmierć żołnierzy atakujących na jego rozkaz, który okazał się błędem wynikającym z nadmiernych ambicji dowódcy. Pokazał, że żołnierski honor i odwaga są dla niego dobrem najwyższym. Nie każdy może być żołnierzem, niektórzy po wstąpieniu do wojska nigdy nie będą zdolni do czynów, które przejdą do legendy. Inni jednak rodzą się wojownikami:

„Powiem wam coś... jestem stary żołnierz i wiem, co to wojaczka. Wiem, że wojnę przeżywa ten, kto ją przeżyje. A mimo to, ilekroć podczas silnego ognia stoję odważnie wyprostowany, zamiast rozsądnie się pochylić, jestem piekielnie z siebie dumny. Dlaczego? Diabli wiedzą”[3].

Te dwie śmierci, jedna po drugiej, sprawiają, że Hyrny innymi oczami patrzy zarówno na otaczających go ludzi, jak i na swoje miejsce wśród nich:

„Obcy człowiek? Nie ma obcych ludzi. Z kimkolwiek życie mnie zetknęło, każdy bliski i daleki, każdy jest jak drzewo przydrożne, jak drzewo podczas zawiei”[4].

Psychiczna przemiana bohatera, wstrząs spowodowany utratą przyjaciół, chociaż bardziej go uczłowieczają w oczach czytelnika, sprawiają, że ponownie pogrąża się w depresji, zamyka w swoim świecie duchów i cieni. Przypomina to skulenie się w skorupie, z której dopiero niedawno się wydostał. Ostatni bastion jego łączności ze światem zewnętrznym - miłość do sanitariuszki Wandy - staje pod znakiem zapytania. W rozpaczliwej próbie ratowania ich związku Hyrny okłamuje zarówno siebie, jak i ją, na pytanie Wandy o miłość odpowiada twierdząco. Jednak nie jest to poryw serca, tylko chłodna podpowiedź rozumu:

„Nie kochałem nikogo. Ale mogłem komuś oddać siebie - to jedyne, co mogłem z sobą zrobić”[5].

„Kwiecień” to proza bardzo męska, oszczędna w słowach, skrywająca jednak bogactwo uczuć za fasadą pozornego spokoju. Porusza tematy bliskie mężczyznom - honoru, dumy, odpowiedzialności, żołnierskiej i cywilnej odwagi. Miejscami nieco rubaszna, lecz w całości bardzo poważna, refleksyjna. Główny bohater przypomina trochę postać ze starego kryminału, widzi się emanującą z niego siłę, stanowczość, pewność siebie. Wewnątrz jest jednak inaczej, istnieją rozterki, moralne dylematy nieokazywane na zewnątrz. Niestety tacy ludzie są czasem autodestrukcyjni, skrywane długo lęki, niepewność własnych potrzeb i własnej wartości często rozładowują w nagłym (dla otoczenia), niezrozumiałym, czasem definitywnym posunięciu. Józef Hen przedstawił to bardzo precyzyjnie, swobodnie przechodząc od powierzchownej, stabilnej fasady do wrażliwego, cierpiącego wnętrza. Potrafił pokazać to, do czego żaden mężczyzna świadomie się nie przyzna: że przynajmniej jakaś część jego duszy jest wciąż delikatna, potrzebuje akceptacji, pochwały, miłości. Obnażył tę prawdę z godnością, bez ckliwości, surowo i jednoznacznie. Dzięki temu mężczyźni mogą czytać tę książkę bez wstydu, a kobiety odnaleźć w niej inną, subtelniejszą stronę męskości, prawdziwej męskości.

To wszystko. Minie kwiecień, skończy się wojna, zacznie się powolny, mozolny powrót do względnej normalności. Dwie dusze, dzień po dniu, będą musiały się mierzyć z powrotem do wyczerpującej codzienności, strząsnąć z piersi demony przeszłości. Czy mają na to szansę? Otwarte pozostaje pytanie: czy Hyrny dobrze zrobił, dając dziewczynie nadzieję na szczęśliwe zakończenie, a jednocześnie mając wątpliwości czy wręcz nie czując już do niej miłości? Sądzę, że jego wybór był zły, w jakimś stopniu samolubny, bez względu na pobudki oszukał kochającą go kobietę. Wolałbym inne zakończenie:

„Został mi po niej zapach jodyny i włosów, i suchych warg”[6].


---
[1] Józef Hen, „Kwiecień”, wyd. Czytelnik, 1979, s. 24.
[2] Tamże, s. 56.
[3] Tamże, s. 194.
[4] Tamże, s. 182.
[5] Tamże, s. 248.
[6] Tamże, s. 223.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3910
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 10
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 15.04.2014 16:32 napisał(a):
Odpowiedź na: [W recenzji zdradzam szcz... | Frider
Doskonała recenzja!
Książkę mam w planie, jak zresztą wszystko Hena, czego jeszcze nie czytałam. Wiem, że warto.
Użytkownik: Frider 15.04.2014 19:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Doskonała recenzja! Ksi... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję bardzo. Nawiasem mówiąc, po zakończeniu recenzji i oddaniu jej do poczekalni zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę wcale nie napisałem jak bardzo ta książka mi się podoba. Hen ma świetne pióro, ma się wrażenie, że pisze dla siebie, jego teksty sprawiają wrażenie osobistego dziennika (przynajmniej w "Kwietniu"). Gdy skończyłem czytać przyszła mi do głowy dziwna myśl- "dzisiaj nikt już tak nie pisze". Nie wiem skąd mi to przyszło do głowy, ale proza Hena ma w sobie pewną elegancję, schludność, nie wiem jak to nazwać, którą dzisiaj rzadko się spotyka.
Nie wspomniałem także o tym w recenzji, ale warto zwrócić uwagę na jego poczucie humoru- w książce występuje postać strzelca Klukwy, bon vivanta, któremu "wódka nie szkodzi, ale wręcz przeciwnie". Poznajemy go, gdy próbuje zebrać do kupy rozproszone stado krów, wołając: "Stój, bo strzelam! Krowo stój! Stój, świnio jedna!" :-).
To chyba dobre miejsce i moment, żeby podziękować Misiabeli i Marylce za lekturę "Kwietnia". To właśnie ich pochlebne wypowiedzi o prozie Hena zachęciły mnie do sięgnięcia po jego książki. Serdecznie dziękuję.
Użytkownik: misiabela 15.04.2014 20:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję bardzo. Nawiasem... | Frider
O, cieszę się bardzo, że kogoś zachęciłam swoimi wynurzeniami :-) Ja na fali zachwytu po lekturze "Nie boję się bezsennych nocy" zakupiłam sobie większość z tego, co było dostępne na Allegro. Teraz czekają sobie grzecznie w kolejce ciesząc oko i serce. Pan Hen to wielki i dobry człowiek, który rzeczywiście pisze jak już teraz nikt. Cieszę się, że to nazwisko coraz częściej przewija się ostatnio na forum. Pozdrawiam :-)
Użytkownik: Frider 16.04.2014 13:31 napisał(a):
Odpowiedź na: O, cieszę się bardzo, że ... | misiabela
W tym roku postanowiłem, że na razie nie kupuję nowych książek (serce boli, ale poczeka). Moja biblioteka urosła do pękatych rozmiarów, a znacznej części książek nie czytałem nigdy. Pomyślałem sobie, że jak tak dalej pójdzie stanę się kolekcjonerem nowych książek, a nie czytelnikiem. Trochę przypomina mi to pewną rozmowę z „W dolinie Muminków” (pomiędzy Paszczakiem a Muminkiem i Panną Migotką), gdzie smutny Paszczak martwi się, że jego kolekcja znaczków jest już kompletna i że przestał być już zbieraczem, a stał się posiadaczem. Ja w pewnym momencie stwierdziłem (przekornie do Paszczaka), że nie chcę być zbieraczem, a chcę być świadomym posiadaczem, na nowości przyjdzie czas, gdy poznam to, co już mam. Przy okazji katalogowania wpadły mi w ręce perełki, o których nie wiedziałem, że leżą na dnie szafy, m.in. przedwojenne wydania "Zemsty" (1920), Żeromski- „Sen o szpadzie, sen o chlebie” (1923) i rarytas- „Tadeusz Czacki i Krzemieniec” Michała Rolle- wydanie lwowskie z roku 1913.
Mam też sporo książek, których nikt nigdy nie oceniał na Biblionetce, książki nawet nie zapomniane, ale chyba nigdy nie odkryte. Przypomina się biblioteka z „Cienia wiatru” Zafona.
Aha, mam jeszcze w swojej biblioteczce „Przypadki Starościca Wolskiego” pana Hena. Wydanie zeszytowe, kupione w czasach PRL w kiosku Ruchu. Pamiętam, że bardzo podobało mi się gdy byłem nastolatkiem, miało sienkiewiczowski styl i nie gorszą jakość. Niedługo odnowię znajomość z panem Starościcem.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 15.04.2014 21:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję bardzo. Nawiasem... | Frider
A propos "dzisiaj nikt już tak nie pisze" - ja systematycznie, acz powoli odkopuję starszą polską prozę - starszą, tzn. z okresu międzywojnia i wczesnego PRL-u - właśnie z tęsknoty za takim pisaniem. A to Fleszarowa, a to Filipowicz, a to Iwaszkiewicz, a to Dąbrowska, a to Nałkowska, i jeszcze paru by się znalazło - wszyscy trochę lub sporo starsi od Hena, ale z tą samą elegancją języka, z wyczuciem, z umiejętnością przekazywania nawet drastycznych obrazów bez wulgarności, czego, niestety, wielu młodym prozaikom brakuje.
I te książki - albo bez jednego błędu, albo z wklejoną na początku erratą, w niemal rozczulający sposób informującą czytelnika, że na stronie n "jest - szafa, powinno być - szarfa" (przykład zmyśliłam, bo nie chciało mi się gmerać po półkach, ale wiadomo, o co chodzi)!
Użytkownik: Frider 16.04.2014 13:35 napisał(a):
Odpowiedź na: A propos "dzisiaj nikt ju... | dot59Opiekun BiblioNETki
O, to to. Pamiętam wakacje sprzed lat n-stu, gdy jako chłopak czytałem „Sławę i chwałę” Iwaszkiewicza ( do dzisiaj pamiętam staromodną lampę z okładki- podobną miałem w pokoju). Fabuła chyba nie za bardzo mnie interesowała, byłem wtedy za młody, ale pamiętam, że czytałem tą książkę wieczorami po niewielkim kawałku dla samych słów, „smakowałem” ją po trochę codziennie. Podobne uczucie towarzyszyło mi przy lekturze „Nad Niemnem”.
Errat nie widziałem od lat, młodzież chyba nie zna już tego słowa. Pamiętam też czasy, gdy książki zaczęły się zohydzać wydawniczo- nieprzecięte rogami kartki, stronice zaprasowane fałdami, rozpadające się w trakcie pierwszej lektury okładki, białe strony bez druku, pomieszane stronice (albo w ogóle nagły brak kilku, kilkunastu stron) itp. Szczególnie było to widoczne gdy zaczęły upadać duże wydawnictwa, a zaczęły się pojawiać nowe na rynku. Nauczyłem się wtedy kartkować książkę przed kupnem, żeby sprawdzić czy nie posiada ona jakichś dyskwalifikujących ja braków.
Użytkownik: Eida 17.04.2014 09:48 napisał(a):
Odpowiedź na: [W recenzji zdradzam szcz... | Frider
Chętnie przeczytałabym Twoją recenzję - zwłaszcza po entuzjastycznych komentarzach - ale wolałabym nie znać zakończenia książki przed ewentualną lekturą. Szkoda że nie użyłeś papli...
Użytkownik: Frider 17.04.2014 10:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Chętnie przeczytałabym Tw... | Eida
Już teraz wiem, że to było głupie i więcej tego błędu nie popełnię. Pisanie recenzji to świetna zabawa, ale dopiero się jej uczę. Jak używać papli dowiedziałem się chyba tydzień temu, a genialna myśl, że zdradzanie zakończenia ogranicza krąg czytelników recenzji (albo powoduje, że część z tych czytelników nabywa morderczych zamiarów względem mojej osoby) przyszła mi do głowy bodajże wczoraj. Przepraszam.
Użytkownik: Eida 17.04.2014 10:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Już teraz wiem, że to był... | Frider
Morderczych zamiarów nie mam - możesz więc spać spokojnie ;-)

A nie ma możliwości edytowania recenzji?
Może ktoś z biblionetkowej redakcji mógłby pomóc?

Użytkownik: Frider 17.04.2014 11:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Morderczych zamiarów nie ... | Eida
"Kwiecień" już przepadł, konstrukcja recenzji raczej wyklucza wprowadzenie papli, musiałbym całość stworzyć od nowa. Człowiek uczy się na błędach. Swoją drogą szczerze współczuję osobom z Redakcji, które z urzędu muszą przeczytać wszystkie recenzje zamieszczane w Biblionetce. Podejrzewam, że niejednokrotnie klęli na czym świat stoi, czytając recenzję, która zdradzała szczegóły książki, będącej w redaktorskich planach czytelniczych. To musi być frustrujące.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: