Dodany: 12.04.2014 12:07|Autor: AnnRK

Książka: List z Powstania
Klejzerowicz Anna

3 osoby polecają ten tekst.

Nic się nie działo przypadkiem


Życie składa się z krótkich chwil i dłuższych historii. Te drugie mogą trwać kilka godzin, dni czy tygodni, niekiedy ciągną się jednak przez lata. To właśnie tego typu historię znajdziemy w "Liście z Powstania" Anny Klejzerowicz, kryminalno-obyczajowej opowieści, w której niedomknięty wątek z czasów wojny jak echo będzie powracać przez kilkadziesiąt lat.

W związku z tym pisarka będzie nas rzucać to do roku 1944, to w lata 70., innym zaś razem w czasy nam współczesne. Wszystko po to, by odpowiedzieć na jedno pytanie: gdzie podziała się Hanna?

Trwała wojna. Julka miała wtedy lat dziesięć. Przed wybuchem powstania warszawskiego rodzice znaleźli dla niej schronienie na mazowieckiej wsi. Sami, wraz ze starszą córką, Hanią, zostali w stolicy. Długi pobyt u obcych, choć życzliwych ludzi zaczął dziewczynkę w końcu niepokoić. Na pełne obaw pytania uzyskiwała wymijające odpowiedzi. Dziwne zachowanie tymczasowych opiekunów dodatkowo wzmagało napięcie - urywane szepty, współczujące spojrzenia, w oczach gospodyni pojawiały się nawet łzy. Julka "była bystrym dzieckiem, domyśliła się, że coś jest nie w porządku. Przestała jednak dopytywać. Prawdopodobnie wcale nie chciała znać prawdy, dopuścić jej do siebie, wolała żyć złudzeniami, że pewnego pięknego dnia ujrzy na horyzoncie ukochaną sylwetkę, rozpędzi się i wpadnie prosto w jej ramiona. W końcu była tylko małą dziewczynką. Jeszcze nią była"[1].

Tamte chwile nie miały już nigdy ulecieć z jej pamięci. Jakże bowiem zapomnieć, że w tak młodym wieku straciło się nagle oboje rodziców? Jak wymazać z pamięci pobyt w domu dziecka? I choć dramaty te z czasem nieco przybladły, a dziewczynka, odnaleziona w placówce przez stryjenkę Zosię, zyskała nowy dom i szansę na ułożenie sobie życia, przez wiele lat nękał ją niepokój o losy siostry. Co stało się z Hanią, dzielną członkinią Szarych Szeregów? Jaki były koleje jej losu? Czy wojna odebrała jej życie, czy tylko rzuciła w inną stronę świata? Nigdy nie znaleziono ciała i choć trudno było wierzyć, że przez tak długi czas Hanka - jeśli wciąż żyła - nie odezwała się choćby słowem, to jednak tląca się w Julce nadzieja nie pozwalała jej wątpić w szczęśliwe zakończenie.

Tajemnicze losy zaginionej młodej kobiety stały się obsesją Julii. Obsesją, która udzieliła się kolejnemu pokoleniu. To Marianna, jej córka, opowiada znaczną część rodzinnej historii. Nigdy nie poznała swej ciotki, a jednak zagadka ją męczy. Być może poskromiłaby ciekawość, broniła się przed zaangażowaniem w odkrywanie białych plam przeszłości, gdyby mogła przypuszczać, jak wysoki rachunek przyjdzie zapłacić jej i jej bliskim za upór, ciekawość i wszelkie zrządzenia losu, które nie pozwalały o całej sprawie zapomnieć.

"List z Powstania" ciekawi, choć nie należy do tych powieści, dla których zarywa się noce, ryzykując spóźnienie do pracy i wory pod oczami. Sporo się tu dzieje, lecz lekturze towarzyszy raczej nastrój zadumy niż niecierpliwe gryzienie paznokci w oczekiwaniu na finał. Moje myśli krążyły to wokół sensu powstania, to - już nieco bardziej prywatnie - skłaniały do refleksji nad sensem życia przeszłością.

Nastawianie się na typowy kryminał jest błędem. Bliżej powieści Anny Klejzerowicz do rodzinnego dramatu, w którym wątek kryminalny może stać się pretekstem do rozważań, czy warto tkwić w przeszłości, gdy to, co przed nami, ofiarować może daleko więcej. Owszem, wśród zagadek nie brakuje także i tych, które nie pozwalają odciąć od powieści metki kryminału i wokół nich właśnie koncentruje się napięcie, a jednak wciąż miałam wrażenie, że najważniejsze jest w tym wszystkim zwrócenie uwagi na niemożność oderwania się od minionego.

Tak to często z nami jest, że zamiast ruszyć z kopyta, oglądamy się za siebie, zamiast snuć i realizować plany, piszemy pamiętniki, analizujemy dokonane czyny. Lubimy powroty i chyba nigdy nie zrozumiem dlaczego, bo przecież, jak śpiewał Marek Grechuta - "ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy". To na nie mamy wpływ, to właśnie je musimy wykorzystać możliwie jak najlepiej. Choćby po to, by powroty były przyjemniejsze, wszak ze wspomnień dobrowolnie zrezygnować się nie da.

Anna Klejzerowicz, jak sugeruje tytuł powieści, sięga po tematykę powstańczą. Konfrontuje młodzieńczą postawę Marianny, która w warszawskim zrywie widzi jedynie bezsensowne śmierci, z opinią Julii, dostrzegającej wzniosłe idee za tym pozornym bezsensem się kryjące. Nie narzuca własnych wniosków, wyciągnięcie ich pozostawia czytelnikom. Interesująco snuje swą historię, choć mam wrażenie, że wątek związany ze współpracą z wydawnictwami jest wstawiony nieco na siłę, jakby praca Marianny jako tłumaczki była dla pisarki pretekstem do skomentowania obecnego, dość smutnego stanu rzeczy. Nie do końca przekonało mnie też pewne błyskawiczne małżeństwo, ale nie mnie je oceniać. Być może i takie rzeczy się zdarzają i to częściej, niż mi się wydaje. A może nie. Czasami zazgrzytały mi jakieś dialogi (zwłaszcza jeden, krótki zresztą), ale nie na tyle, bym miała poczucie sztuczności rozmów.

Być może marudzę, ale absolutnie nie żałuję chwil spędzonych z Marianną, którą zdążyłam polubić i życzyłam jej jak najlepiej. Aż mi się smutno robiło podczas lektury jej zapisków: "Nasze życie powoli zamieniało się w piekło. Żyliśmy w wiecznym strachu. A przecież jeszcze wtedy nic się tak naprawdę nie stało. Najgorsze miało dopiero nadejść. Gdy już wydarzyła się pierwsza katastrofa, pociągnęła za sobą lawinę kolejnych..."[2]. Los nie do pozazdroszczenia.

Smutna i niepokojąca to historia. Pełna zagadek, z niebezpieczeństwem co jakiś czas wychodzącym z mroku. Z zakończeniem, które wita się z niedowierzaniem.


---
[1] Anna Klejzerowicz, "List z powstania", wyd. Filia, 2014, s. 24-25.
[2] Tamże, s. 69.


[Recenzję wcześniej opublikowałam na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 580
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: