Dodany: 13.04.2009 10:56|Autor: Meszuge

Korespondenta „Time’a” wizja Indii


Prawdę mówiąc, kiedy mam napisać cokolwiek na temat „Białego Tygrysa”, czuję się tak, jak – być może – czułby się mieszkaniec Hondurasu, któremu kazano by napisać recenzję polskiego filmu „Rozmowy kontrolowane”. Adiga pisze o kraju, którego nie znam, w którym nie byłem, którego kultura i wierzenia są mi zupełnie obce, o kraju, na którego temat informacje trafiają do mnie z rzadka, właściwie tylko przypadkowo i zwykle są one ze sobą sprzeczne.

Muszę być też ostrożny i uważny – większość czytelników (i ja kiedyś także) ma tendencję do brania za prawdziwą tę opowieść, która jest bardziej brutalna i zawiera więcej drastycznych szczegółów. Czy rzeczywiście im bardziej koszmarna wizja, tym prawdziwsza? Oj! Chyba jednak niekoniecznie i nie zawsze…

Pierwsze, co mnie wręcz uderzyło, to niesamowite podobieństwo „Białego Tygrysa” do książki Mankella „Comédia infantile”. W pierwszej Balram opowiada o sobie i o Indiach panu Jiabao, w drugiej Nelio opowiada o sobie i o Mozambiku piekarzowi. W obu przypadkach opowieści kontynuowane są nocami.

Narratorem i tytułowym Białym Tygrysem jest Balram Halwai – imię wymyślił mu pijany nauczyciel, gdyż nikt z rodziny nie miał czasu ani ochoty na zajmowanie się takimi głupstwami. Nazwisko właściwie też nie jest nazwiskiem w europejskim znaczeniu tego słowa; Halwai to nazwa kasty i jednocześnie zawodu, Halwai to cukiernik. Zapoznaje on mającego odwiedzić Indie pana Jiabao z prawdziwym (rzekomo) życiem w tym kraju, a robi to opowiadając historię swojego życia, podobno typową – poza końcowymi elementami – dla milionów Indusów.

Balram Halwai: zabrany ze szkoły, zanim nauczył się czegoś więcej niż podstawy czytania i pisania, pracownik herbaciarni, służący i kierowca, zabójca, właściciel przedsiębiorstwa taksówkowego.
Indie: bieda, korupcja, ciemnota, kasty, bezprawie, wyzysk, współczesne niewolnictwo.

Tak wygląda ta książka w bardzo wielkim skrócie. Czy jest prawdziwa? Nie wiem, być może, ale… instynktownie i „na wyczucie” bardzo w to wątpię. Na takiej samej zasadzie wątpię też, żeby prawdziwe Indie pokazywały filmy w stylu Bollywood. Jedna i druga wizja wydaje mi się wręcz groteskowo przerysowana.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 9911
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 27
Użytkownik: carmaniola 14.04.2009 17:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawdę mówiąc, kiedy mam ... | Meszuge
I "na wyczucie" odnosisz się lekceważąco do autora? ;-) Mnie się wydaje, że istotniejszym jest to, że książkę pisał ktoś kto się tam urodził, wychował i żyje, a nie to, jaki zawód wykonuje. Bo nie jest to "jakiś tam" korespondent Time'a, tylko ktoś, komu pewne mechanizmy funkcjonowania indyjskiego społeczeństwa są znane i w jakiś sposób go dotykają. I jakkolwiek relacja żywota Balrama jest czystą groteską, to jednak ten obraz społeczeństwa, mnie akurat, wydaje się w dużej mierze prawdziwy.
Użytkownik: Meszuge 14.04.2009 20:51 napisał(a):
Odpowiedź na: I "na wyczucie" odnosisz ... | carmaniola
Bardzo wątpię, żeby człowiekowi z jego kasty (kan. ಕನ್ನಡಿಗ)​ pewne realia życia w Indiach były znane z osobistego doświadczenia, a tym samym znane dobrze.

A co do „urodził, wychował i żyje”, to…
Początkowo studiował w kraju, ale później wyjechał razem z rodziną do Sydney w Australii, gdzie także studiował. Następnie uczył się na Columbia University. Publikował artykuły m.in. w Financial Times i The Wall Street Journal. Jako korespondent podróżował po Indiach, Nepalu, Bangleadeszu, Sri Lance.

A na czym opierasz swoje przekonanie, że to obraz prawdziwy? Czy na tym, że opisany świat jest okrutny, bezwzględny, koszmarny, brutalny, nieludzki?
Użytkownik: carmaniola 14.04.2009 21:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo wątpię, żeby człow... | Meszuge
Z kasty? Kannadygowie to chyba grupa etniczne, nie kasta. Poza tym, z tego, co wyczytałam, to Adiga Aravind nie tylko podróżował po Indiach, ale obecnie zamieszkuje w Bombaju. Zresztą skoro zaczął studiować jeszcze w Indiach, to zdążył zaobserwować pewne zjawiska, a potem je zgłębić. Nie sądzę, by sprawiedliwym było potraktowanie jego obserwacji jako relacji przejezdnego turysty.

Co do przekonania o dużym stopniu prawdopodobieństwa tygrysiego świata, to wnoszę je, nie z okrucieństw przedstawionych obrazów, wychodzę po prostu z założenia, że skoro wszystkie lustra odbijają ten sam obraz, to nawet jeśli nie są idealnie płaskie i nieco go zniekształcają, to jednak ten obraz musi być rzeczywisty. A "Biały tygrys" Adiga jest tylko jednym z wielu takich luster, nie jedynym.
Użytkownik: Meszuge 14.04.2009 22:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Z kasty? Kannadygowie to ... | carmaniola
Może nawet chętnie bym poczytał coś na ten temat. Czy możesz mi wskazać jakieś pozycje – myślę, że 3-4 mi wystarczą – które potwierdzają powszechny ponoć w Indiach fakt zmuszania służących do podpisywania oświadczeń o przyznaniu się do winy za przestępstwa popełnione przez ich pracodawców?
I jeszcze koniecznie o tym, że jeśli szofer jakiegoś bogatego człowieka nie będzie pracował tak, jak należy i robił absolutnie wszystkiego, co mu każą, to cała jego rodzina zostanie bestialsko wymordowana.
Użytkownik: niqaab 15.04.2009 10:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Może nawet chętnie bym po... | Meszuge
Nie bardzo rozumiem, gdzie jest sens recenzowania książki, dotyczącej zagadnień, które są nam zupełnie obce. Jak można to zrobić w sposób wiarygodny, nie posiadając punktu odniesienia w postaci wiedzy, znajomości realiów i jak można w związku z tym pokusić się o jakąkolwiek ocenę?

Indie to kraj kontrastów, niesamowity tygiel wierzeń, obrzędów, obyczajów, to synteza sprzeczności. Zarówno rzeczywistość bollywoodzka jak i ta, którą ostatnio zobaczyć można w słynnym "Slumdogu" - jest fragmentem prawdziwych Indii, gdzie obok ludzi bogatych, otoczonych zbytkiem, znaleźć można skrajne ubóstwo, trąd, slumsy, korupcję. Czy to znaczy, że w obu przypadkach mamy do czynienia z zafałszowaniem? Czy może z innym aspektem tego samego?

Szukanie prawdziwego życia w beletrystyce, szczególnie w powieści traktującej o subiektywnych przeżyciach jednostki, gdzie literacka fikcja miesza się z faktami -mija się z celem. Tego typu literaturę należy traktować z przymrużeniem oka, ponieważ nigdy nie odsłoni nam prawdy o danym miejscu, ujawni tylko jej przebłyski.
Użytkownik: Meszuge 15.04.2009 11:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie bardzo rozumiem, gdzi... | niqaab
"Nie bardzo rozumiem, gdzie jest sens recenzowania książki, dotyczącej zagadnień, które są nam zupełnie obce. Jak można to zrobić w sposób wiarygodny, nie posiadając punktu odniesienia w postaci wiedzy, znajomości realiów i jak można w związku z tym pokusić się o jakąkolwiek ocenę?"

Ja zakładam, że Ty wierzysz w to, co piszesz, natomiast wydaje mi się, że czasem warto jeszcze odrobinę się zastanowić. Widzisz, zgodnie z Twoją teorią książki o Winnetou powinni mieć prawo recenzować tylko Indianie, a pozycje z gatunku s-f tylko i wyłącznie kosmici. :-)
Użytkownik: carmaniola 15.04.2009 10:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Może nawet chętnie bym po... | Meszuge
Teraz demonizujesz. Nikt nie pisał o powszechności takiego zjawiska, co również nie oznacza, że nie było ono zupełnie marginesowe. Naprawdę niewiarygodny wydaje Ci się fakt, że biznesmen-mafiozo morduje w ramach zemsty całą rodzinę służącego, którego podejrzewał o współdziałanie z terrorystyczną grupą i porwanie, i zamordowanie jego syna? W kraju, gdzie wykrywalność przestępstw jest minimalna i gdzie korupcja święci triumfy?
Czy to takie nie do uwierzenia, że służący, którego pensja jest jedyną podstawą utrzymania wielopokoleniowej rodziny przyjmuje na siebie winę pracodawcy? Nawet nie trzeba by go było straszyć mordowaniem rodziny - tego obawiał się Balram, mając w pamięci sprawę wspomnianego wyżej służącego. Wiedziałby, że w ramach rekompensaty jego mocodawca, w czasie, który on spędzi w więzieniu, zadba o przeżycie jego bliskich. I tu, chyba niekoniecznie trzeba sięgać do Indii. Kasa czyni cuda. :(

Podobny obraz Indii znajdziesz u Rushdiego, Hariego Kunzru, Chandry Vikrama, Desai Kiran, Roy Arundhati, także u Sinhy Indra oraz w "Odkryciu Indii" Nehru Jawaharla, który jednak nieco chyba tonizuje ten obraz, czy u Kłodkowskiego w "O pęknięciu wewnątrz cywilizacji".

"Indie: bieda, korupcja, ciemnota, kasty, bezprawie, wyzysk, współczesne niewolnictwo."

Tak, właśnie tak. Kłodkowski pisze:

"W sierpniu 2001 roku agencja Reutersa doniosła o wydarzeniu, które co prawda zbulwersowało świat zachodni, ale nie było niczym niezwykłym w samych Indiach. W stanie Uttar Pradeś (północne Indie) dwójka zakochanych nastolatków została publicznie powieszona w obecności członków rodzin za złamanie kastowego tabu. 19-letnia Wiszal pochodziła z wysokiej kasty braminów, 18-letni Sonu z niskiej kasty dżatów. Oboje, wbrew woli rodziców, widywali się, gwałcąc jeden z najstarszych nakazów hinduistycznej endogamii. Rodziny kochanków okazały się niezwykle solidarne i razem z całą społecznością lokalną dokonały egzekucji, podczas której obecnych było kilkaset osób".

XXI wiek i oficjalny mord? Niemożliwe? Jakieś humanitarne prawo, wymiar sprawiedliwości?

= = =
Piotr Kłodkowski, O pęknięciu wewnątrz cywilizacji: Ideologiczny spór między modernistami a fundamentalistami w islamie i hinduizmie w XX i na początku XXI wieku (Kłodkowski Piotr), Dialog, 2005, s. 398-399.
Użytkownik: Meszuge 15.04.2009 11:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Teraz demonizujesz. Nikt ... | carmaniola
„Nikt nie pisał o powszechności takiego zjawiska, co również nie oznacza, że nie było ono zupełnie marginesowe”.

Otóż w „Białym Tygrysie” te dwie sprawy opisywane są jako nagminne, powszechne i nieomalże oczywiste. Balram twierdzi, że więzienia pełne są służących odsiadujących wyroki za swoich panów. Ich rodziny są nawet dumne z ich wierności.
Również kwestia „znam jego rodzinę” – w znaczeniu: jak nam z czymkolwiek podskoczy, to zwyczajowo wyrżniemy ich wszystkich (no, ewentualnie co drugiego), pojawia się w książce wiele razy – przecież między innymi na tym opiera się zasada działania Kojca.

Ale o co mi ostatecznie chodzi? Ano, cały czas o to, że Indie z „Białego Tygrysa” są równie realne, jak film „Alternatywy 4”. Ta książka może być kawałkiem niezłej literatury, ale jako narzędzie do poznawania kraju i ludzi jest właściwie bezwartościowa, a właśnie za to jest chwalona – pokazuje (rzekomo!) prawdę o Indiach…
Użytkownik: niqaab 15.04.2009 12:09 napisał(a):
Odpowiedź na: „Nikt nie pisał o p... | Meszuge
To prawda, że indyjskie więzienia pełne są osób odsiadujących cudze wyroki, niekoniecznie samych służących obciążonych winą swych panów, ale także ludzi, których skrajna bieda zmusiła do przehandlowania własnej wolności... Sprawa jest na tyle głośna, że znalazła zainteresowanie różnych międzynarodowych organizacji. Kolejnym dość mocno rozpowszechnionym procederem jest też zgarnianie do więzienia niewinnych osób, by zmusić ich rodziny do wręczenia łapówki.

Porównanie do "Alternatywy 4" jest nieco chybione, bo film, choć w przerysowanej i prześmiewczej formie, pokazuje jednak pewne realia ówczesnej polskiej rzeczywistości.
Kluczem do wszystkiego co się ogląda, czyta etc. jest dystans - nie rozumiem dlaczego masz problem z tym, że ktoś chwali powieść za pokazywanie prawdy o Indiach, być może znalazł ku temu merytoryczne przesłanki, może książkowy obraz tego kraju skonfrontował z własnymi doświadczeniami? Nie ważne co kto sądzi, ważne w jaki sposób uzasadnia swoje stanowisko. Dla mnie samej powieść, jako źródło merytorycznej wiedzy - jest niewiarygodna, może być jej uzupełnieniem, dopełnieniem, wstępem do zajęcia się danym zagadnieniem, ale nie znaczy to, że mam prawdo kwestionować zdanie innych zwłaszcza będąc laikiem w temacie (a Ty podkreślasz, że jesteś w pierwszych słowach swojej recenzji).
Użytkownik: Meszuge 15.04.2009 13:45 napisał(a):
Odpowiedź na: To prawda, że indyjskie w... | niqaab
Prawdopodobnie Ty i ja mielibyśmy także różne zdanie na temat: "jak się żyje w Polsce?" I nie ze względu na różnicę pokoleń, płci, wykształcenia i czego tam jeszcze, ale po prostu dlatego, że odpowiedź na takie pytanie jest zawsze subiektywna. Ty nie żyjesz tak, jak ja, a ja nie żyję tak, jak Ty. I to jest normalne i naturalne, nieprawdaż?

Ale w takim razie mój tytuł „Korespondenta Time’a wizja Indii” jest jak najbardziej adekwatny – to jest wizja Indii tego właśnie, określonego człowieka. A jako prywatna wizja z rzeczywistością nie koniecznie musi mieć wiele wspólnego. :-)
Użytkownik: niqaab 15.04.2009 14:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawdopodobnie Ty i ja mi... | Meszuge
Z pierwszą częścią Twojej wypowiedzi generalnie się zgadzam, zwróć jednak uwagę, że my, jako dwoje mieszkańców tego samego kraju, jesteśmy w stanie konstruktywnie podyskutować, mimo subiektywizmu, o którym wspominasz. Prawdziwość lub fałsz indyjskich realiów w recenzowanej przez Ciebie książce - jest w stanie wytknąć autorowi wyłącznie człowiek znający ten kraj "od podszewki". W momencie, gdy zdanie autora podważa ktoś, kto nigdy w Indiach nie był ani się nimi nie interesował - jego opinia jest wyssana z palca i nie ma racji bytu. To tak, jak ja, nie będąc nigdy w Chinach, próbowałabym powiedzieć osobie mieszkającej tam kilkanaście lat, że to, co pisze jest nieprawdą, bo mam przeczucia, tak sądzę i już. Jaki sens ma taka ocena i co wnosi dla znawców tematu?
Użytkownik: Meszuge 15.04.2009 17:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Z pierwszą częścią Twojej... | niqaab
Pomiędzy…

„Czy jest prawdziwa? Nie wiem, być może, ale… instynktownie i „na wyczucie” bardzo w to wątpię. Na takiej samej zasadzie wątpię też, żeby prawdziwe Indie pokazywały filmy w stylu Bollywood. Jedna i druga wizja wydaje mi się wręcz groteskowo przerysowana”.

a…

„Tak sądzę i już” – jest jednak pewna drobna różniczka. :-)

Wspomniałaś o znawcach tematu, o kilkunastu latach w Chinach… Ja nie wiem, gdzie w Polsce (bo jest to wydanie po polsku) można znaleźć ludzi, którzy przez kilkanaście lat żyli w Indiach (właściwie to w Indii, ale niech będzie). Dodam jeszcze, że nie chodzi rzecz jasna o pracowników ambasad i konsulatów, bo ci przecież żyją w zupełnie innym świecie.
Załóżmy jednak, że mieszka w naszym kraju kilka takich osób. Czy uważasz, że informacji o Indiach muszą one szukać w książce pana A.?

Nie łudź się! Adiga nie pisał „Białego Tygrysa” dla mieszkańców i znawców życia w Indiach! Swoją książką mógł zrobić nieco szumu (i pieniędzy!) TYLKO wśród ludzi, którzy o indyjskich realiach nie mają pojęcia.
I to – jak widać – mu się udało.
Użytkownik: niqaab 16.04.2009 00:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Pomiędzy… „... | Meszuge
Możesz przytoczyć zasadę odmiany rzeczownika "Indie" zakładając, że nie korzystasz z Wikipedii? W słownikach, w tym również PWN (szczególnie polecam "Słownik wyrazów kłopotliwych" Mirosława Bańki) miejscownik brzmi "Indiach", taka też forma funkcjonuje w języku polskim od lat, pojawiając się wszędzie, od zwykłych czytadeł zaczynając, a kończąc na publikacjach naukowych.

Znajomość danego kraju "od podszewki" nie oznacza mieszkania tam od lat kilkunastu, kompleksową wiedzę o nim można zdobywać w inny sposób. Zapewniam, że po przeczytaniu kilkudziesięciu pozycji na temat Indii, zachodzących tam przemian, procesów socjologicznych - jest się w stanie dość łatwo wychwycić co w książkach takich jak omawiana tutaj można uznać za prawdę, a co jest fikcją literacką. Powieść w założeniu nie służy zdobywaniu wiedzy, od tego są podręczniki i specjalistyczna literatura.

Przykład z Chinami był przenośnią. Nie znam Chin, więc nie mam tym samym podstaw, by podważać twórczość kogoś, kto bije mnie na głowę wiedzą na ten temat, chyba nawet wstyd by mi było porywać się na coś takiego. Skąd mogę wiedzieć, w jakim punkcie twórca może mieć rację a w jakim dał ponieść się wyobraźni? Ten sam schemat można odnieść do wypowiadania się o książkach, których się nie czytało. Zmierzam do tego (bo mam wrażenie, że się nie rozumiemy), że krytyka powinna być konstruktywna, a by mogła taką się stać - niezbędne jest podłoże merytoryczne. W przeciwnym razie opinia przestaje być miarodajna i staje się krytykanctwem.

Nie zrozum mnie źle: nie jest moją intencją stawianie książki na piedestale i zaciekła obrona do ostatniej kropli krwi, po prostu mam głębokie uprzedzenie do wydawania sądów bez odpowiedniego uzasadnienia, gdyż tracą swój sens logiczny.

Instynktownie, na wyczucie, bo tak i już - różnica owszem, istnieje, ale cechą wspólną tych pojęć jest brak argumentów popierających przyjęte stanowisko. Krytyka, podważanie czyjejkolwiek wypowiedzi "na wyczucie" nie przemawia do mnie jako nielogiczna i niewiarygodna.
Użytkownik: Meszuge 16.04.2009 07:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Możesz przytoczyć zasadę ... | niqaab
Za moich czasów państwo nazywało się India, natomiast Indie to nazwa krainy geograficznej. Bardzo jest możliwe, że ostatecznie nazwa Indie – jako państwo – weszła niedawno do kanonu języka polskiego na drodze uzusu. Polecam „Słownik wyrazów kłopotliwych” PWN, tam to dość przystępnym językiem wyjaśniono. Po angielsku nadal jest India, ale to już inna bajka.

Masz rację – nie jesteśmy w stanie się porozumieć. Ja uważam książkę za skończone i zamknięte dzieło sztuki. Tak samo, jak obraz, rzeźbę, film, utwór muzyczny. Koncepcja, że oceniać dzieło sztuki mogą rzetelnie i odpowiedzialnie tylko specjaliści od przedstawionych w nim treści, jest według mnie… delikatnie mówiąc nieporozumieniem, albowiem wynikałoby z niej, że właściwie ocenić „Nenufary” (to taki obrazek pana o nazwisku Claude Monet) może tylko specjalista od roślinności wodnej.

A na temat „Białego Tygrysa” nadal mam zdanie jak następuje:
a) literacko przeciętna, albo minimalnie wykraczająca ponad przeciętność,
b) merytorycznie – w moim przekonaniu – co najmniej problematyczna.

A swoją drogą ciekawe, czemu ten znawca Indii nie napisał swojej książki w hindi, albo w którymś z ponad dwudziestu języków konstytucyjnych i urzędowych tego państwa?
Użytkownik: niqaab 16.04.2009 09:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Za moich czasów państwo n... | Meszuge
Nawet na 100% się nie zrozumiemy, ponieważ z tego co piszę wyciągasz błędne wnioski: oceniać dzieło może każdy, nawet skończony ignoratnt, pod warunkiem, że zrobi to na zasadzie "podoba mi się" lub nie. Jeżeli jednak ktoś taki zdecyduje się opublikować swoje wywody w formie recenzji czy jakiejkolwiek innej publikacji - musi spodziewać się, że czytelnik będzie wymagał czegoś więcej niż tego typu stwierdzenia i w tym tkwi sedno sprawy. Ty nie oceniasz, a podważasz prawdziwość przedstawionej przez pisarza rzeczywistości - być może słusznie, co jednak nie zmienia faktu, że w tym konkretnym przypadku nie jesteś w stanie niczego udowodnić, z niczym skonfrontować swojego stwierdzenia.

Jakie znaczenie ma tu język książki? Mieszkając 20 lat we Francji jesteś zobowiązany do pisania po francusku, bo w przeciwnym razie ktoś zakwestionuje Twoją wiedzę i doświadczenie? Niedawno wyszła bardzo dobra książeczka o historii Tunezji, autorstwa Polki mieszkającej tam od ponad 30 lat. O zgrozo, napisała ją dla Polaków po polsku, rozumiem, że powinna to zrobić po arabsku dla uwiarygodnienia się?

Różnice między odbiorem dzieła literackiego a obrazu czy rzeźby pominę milczeniem, gdyż nie to jest tematem dyskusji (przy okazji dziękuję za informację czym są "Nenufary"). Ja mogę opowiedzieć swoje odczucia względem obrazu, natomiast krytyki (szczególnie w formie literackiej) warsztatu malarskiego, rozmieszczenia postaci, tła, kontrastów - powinna podjąć się wyłącznie osoba posiadająca wiedzę na ten temat (nie musi to być koniecznie krytyk sztuki, wystarczy pasjonat - amator, który ma przynajmniej jako takie pojęcie na temat).

Pisać każdy może i różne ludzie mają ku temu motywy, ale jeśli to pisanie ma mieć sens, nie wystarczy powiedzieć "mam przeczucie", przydałoby się dodać "dlaczego", a tego mi właśnie w Twojej recenzji zabrakło.

Mam nadzieję, że to, o czym mówię jest w miarę zrozumiałe, bo jaśniej już nie potrafię.

PS. Co najmniej od 20 lat państwo nie nazywa się "India", ta nazwa po prostu nie przyjęła się w języku polskim, mimo prób jej wdrożenia. Z ciekawości zajrzę do książki o historii Indii z końca XIX wieku, celem sprawdzenia jaka nazwa w niej funkcjonuje.
Użytkownik: Meszuge 16.04.2009 10:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Nawet na 100% się nie zro... | niqaab
"Nawet na 100% się nie zrozumiemy..."


I niech tak zostanie. :-)
Użytkownik: Alele 06.06.2018 20:16 napisał(a):
Odpowiedź na: "Nawet na 100% się n... | Meszuge
Oj, czepliwy człowieku :(
Użytkownik: krasnal 29.05.2009 00:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Za moich czasów państwo n... | Meszuge
O ile zdążyłam się zorientować (troszeczkę czytając, a bardziej wrzucając do schowka różne książki na temat Indii) - wielu pisarzy hinduskich pisze po angielsku. W jednej z bibliotek, z których korzystam, takie książki mają nawet osobne miejsce na półce - jako literatura indyjska w języku angielskim. Trudno więc uznać to za zarzut pod adresem tej konkretnej książki.
A dlaczego tak zrobił? Prawdopodobnie dlatego, że tych języków jest właśnie tak dużo i angielski siłą rzeczy jest najbardziej uniwersalny;)

A co do "Nenufarów" - wartość artystyczną może ocenić każdy według siebie albo krytyk sztuki profesjonalnie. Ale to, czy te "Nenufary" to rzeczywiście nenufary, czy też artysta namalował tam inne kwiatki, a nazwał błędnie - to już raczej jakiś biolog powinien ocenić;) Albo ktoś, kto się na takiej roślinności zna. Co nie znaczy, że jego ocena będzie rzetelna "tak w ogóle" - bo na wartości artystycznej może się nie znać. Każde dzieło ma różne aspekty, więc i oceniać je można pod różnymi kątami. Niektóre z tych "kątów" wymagają jednak przygotowania...
Użytkownik: Meszuge 29.05.2009 18:06 napisał(a):
Odpowiedź na: O ile zdążyłam się zorien... | krasnal
"Niektóre z tych "kątów" wymagają jednak przygotowania..."

Które mianowicie? :-)
Użytkownik: krasnal 29.05.2009 20:00 napisał(a):
Odpowiedź na: "Niektóre z tych &qu... | Meszuge
Na przykład właśnie ten, o którym jest cała ta dyskusja - merytoryczny. Żeby twierdzić, że coś się merytorycznie w książce zgadza bądź nie, trzeba mieć jakąś wiedzę na dany temat.
Użytkownik: Meszuge 30.05.2009 06:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Na przykład właśnie ten, ... | krasnal
Rozumiem.
Piszesz: "Żeby twierdzić...". Czy Twoim zdaniem tak wygląda twierdzenie?

"Czy jest prawdziwa? Nie wiem, być może, ale… instynktownie i „na wyczucie” bardzo w to wątpię. Na takiej samej zasadzie wątpię też, żeby prawdziwe Indie pokazywały filmy w stylu Bollywood. Jedna i druga wizja wydaje mi się wręcz groteskowo przerysowana".
Użytkownik: jml2000 09.04.2012 22:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozumiem. Piszesz: "... | Meszuge
Ale zarówno "Shantaram", jak i "Przepaść między nami" pokazywały obraz Indii niespecjalnie odbiegający od tego ukazanego w "Białym tygrysie". Dlatego uważam, że w dużej mierze JEST to obraz prawdziwy. Nie wspomnę już o informacjach podawanych w mediach czy filmach dokumentalnych o Indiach.
Użytkownik: carmaniola 15.04.2009 17:50 napisał(a):
Odpowiedź na: „Nikt nie pisał o p... | Meszuge
Łopatko jedyna! "[...] jako narzędzie do poznawania kraju i ludzi jest właściwie bezwartościowa [...].

No, ba! A kto pisał, że powieść ma służyć jako narzędzie do poznawania kraju i ludzi? W tym celu (jeśli nie można na własnej skórze) sięga się po opracowania popularnonaukowe. Dopiero potem, można ewentualnie kusić się o ocenę na ile dana fikcja odpowiada rzeczywistości. I za to powieść jest chwalona, nie za fotograficzne przedstawienie Indii. Przerysowanie, groteska służą uwypukleniu pewnych kwestii, nie, ich zafałszowaniu. Pod niewinną powłoczką absurdu tkwi gorzka prawda i o nią właśnie chodzi. Wystarczy tylko zerwać tę zasłonkę.

Meszuge, proszę Cię, nie oceniaj autora tak surowo. On naprawdę przekazuje coś ważnego. W swoisty sposób, to prawda, ale to w niczym nie zmienia idei i prawdziwości tego przekazu.

Pozdrawiam,
Użytkownik: Meszuge 15.04.2009 19:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Łopatko jedyna! "[...] ja... | carmaniola
„On naprawdę przekazuje coś ważnego”.

I pewnie w tym jest właśnie problem – dodam, że najwyraźniej mój problem. :-) Ja nie widzę tego czegoś ważnego. Literacko książka może nie jest zła, ale i specjalnie zachwycać się też nie ma czym. Jako narzędzie demaskatorskie i okazja do poznania kraju i ludzi, to już się zgodziliśmy, że nie za bardzo…

No, to gdzie jest to clou programu i na czym opiera się wartość tej pozycji?

Poza tym jednak za bardzo przypomina mi ona Comédia infantil (Mankell Henning) – jeśli rozumiesz, co chcę przez to powiedzieć. :-)
Użytkownik: carmaniola 18.04.2009 12:40 napisał(a):
Odpowiedź na: „On naprawdę przeka... | Meszuge
Narzędzie demaskatorskie - tak, okazja do poznania kraju i ludzi - doszliśmy już chyba do konsensusu, że nie jest to rola powieści.

Co do przytaczanej przez Ciebie pozycji, to Szwed piszący o Mozambiku, rzeczywiście, nie wydaje się być wielce wiarygodny. Trudno jednak wypowiadać mi się w tym temacie, bo nie znam ani tej pozycji, ani też metod pracy pisarza. Być może jest to czysta fikcja literacka, ale może też ma solidne podstawy merytoryczne. Nie wiem. Ale książka, fikcyjna czy nie, zapowiada się ciekawie, więc pewnie przeczytam. :-)
Użytkownik: Meszuge 18.04.2009 13:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Narzędzie demaskatorskie ... | carmaniola
Mankell od pewnego czasu w Mozambiku mieszka tyle samo, co i w Szwecji. :-)

http://pl.wikipedia.org/wiki/Henning_Mankell
Użytkownik: carmaniola 18.04.2009 17:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Mankell od pewnego czasu ... | Meszuge
Biały człowiek na Czarnym Lądzie to mało, ale już to zdanie z Wikipedii brzmi nieźle:

"Z racji fascynacji Afryką często w jego publikacjach pojawiają się akcenty krytykujące ekonomiczną eksploatację tego kontynentu oraz bierność świata wobec degeneracji afrykańskich społeczeństw i kultury".

Więcej będę mogła powiedzieć dopiero po lekturze powieści i zwiększeniu zasobu własnych wiadomości na temat Mozambiku, bo na razie plącze mi się po głowie wyłącznie inna powieść - "Lot flaminga" Mia Couty i jakiś reportaż Kapuścińskiego. To wszystko za mało by się w temacie wypowiadać. :-)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: