Dodany: 08.04.2014 09:00|Autor: katfra1
"Taniec ze smokami"
Ach, Panie Martin, cóż można powiedzieć o kolejnej części mojej ukochanej sagi. Po "Uczcie dla wron" myślałam, że może być tylko lepiej, ale niestety zawiodłam się po raz kolejny.
W "Tańcu..." w końcu powracają moi ukochani bohaterowie, tylko tak jakby to już nie byli oni. Nie ma w nich życia, stali się płascy. Daenerys osiadła w Meereen i próbuje walczyć z przeciwnościami losu. To nie jest już waleczna i odważna dziewczyna, jaką poznaliśmy wcześniej, teraz zachowuje się jak mała rozkapryszona dziewuszka, której nic nie wychodzi. A smoki, które do tej pory odgrywały tak ważną rolę, siedzą zamknięte w lochach. Tyrion dalej ucieka przed swoją siostrą, lecz również w wątkach z jego udziałem nie ma dawnej energii i napięcia, a wręcz stają się momentami nużące. Jon siedzi na murze i... nic. Tak, nawet tam nic się nie dzieje.
Pod koniec książki pojawia się iskierka nadziei, że w następnej części może w końcu coś się wydarzy, tylko czy nie jest to po prostu chwyt, aby czytelnicy zakupili kolejną część sagi?
"Uczta dla wron" - dwa opasłe tomiska, "Taniec ze smokami" również, ale czy było to potrzebne? Czasami mam wrażenie, że Martinowi zabrakło pomysłu, a chęć zysku jest tak wielka, że pisze, by tylko pisać, i to jak najwięcej. Czytamy więc przez 600 stron o gatunkach wina, każdy strój bohaterów jest opisany w najmniejszym szczególe, krajobrazy również; to jest potrzebne, absolutnie nie mówię, że nie, ale nie aż w takim stopniu.
Przeczytam na pewno kolejne części - z nadzieją, że to, za co pokochałam "Pieśń lodu i ognia" powróci.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.