Dodany: 23.03.2014 12:32|Autor: ketyow

Czytatnik: Czytatnik z tytułem :-)

1 osoba poleca ten tekst.

Morskie opowieści cz. 2


Marznę sobie właśnie w Korei, siedzę z laptopem na jakiejś rurze biegnącej gdzieś w porcie i już po pięciu minutach tyłek mnie boli, ale nie o tym chcecie przecież słuchać. Przedwczoraj w Kobe o szesnastej sobie siedzimy w siłowni i pijemy kawę, mówiąc sobie "jak to dobrze, że dzień pracy ma się ku końcowi, jeszcze spokojne półtorej godziny i po robocie". Oczywiście za takie słowa na głowę na ogół spada sroga kara - nie inaczej było i tym razem. Rozsypała się automatyka sludge mixing tanku - boiler odpalany jest na paliwie lekkim, po czym zaczyna podgrzewać ten właśnie zbiornik, w którym jest paliwo ciężkie, czyli w zasadzie płynny asfalt. Na płynnym asfalcie działa i silnik główny i agregaty prądotwórcze i wszystko wymaga podgrzewania parą z boilera. Gdy paliwo ciężkie się podgrzeje boiler przełącza się i dalej wytwarza parę na paliwie ciężkim, bo lekkiego nie mamy za wiele w zapasie a ciężkie tańsze. W chwili gdy padła automatyka mixing tanku paliwo ciężkie do boilera przestaje być podgrzewane - więc boiler nie miałby czym utrzymywać płomienia i byłoby nieciekawie. Po dłuższym czasie blackout na amen z asfaltem w rurach (chyba nic nie namieszałem opisując te zjawiska, jeśli tak wybaczcie, spieszę się niesamowicie). Obeszliśmy automatykę, wymusiliśmy obieg, rozlutowałem padnięty regulator w drobny mak, dwie diody chętnie bym wymienił, ale nie było zapasowych, więc zlutowałem z powrotem i po jakimś czasie zaczął działać. Ale, ale... W trakcie tego naprawiania pękła rura dostarczająca gorącą (no bo przecież nie zimną) parę, która pod wielkim ciśnieniem uderzyła w inną rurę, na której momentalnie zaczęła się skraplać i po chwili mieliśmy wodospad gorącej wody lejącej się na pracujący generator. Nie mogliśmy go przestawić na inny, bo nie mieliśmy już żadnego w zapasie (też awarie), mieliśmy podtrzymywane chłodnie - duże obciążenie i ja bym je tymczasowo odstawił, ale to nie ja wydaję polecenia. Zatem trzeba było ryzykować i biegaliśmy z wiadrami, szmatami i foliami zakrywając generator i modląc się, żeby woda nie dostała się na elektrykę, bo albo mielibyśmy blackout, albo by kogoś zabiło. Dodać do tego trzeba, że właśnie byliśmy w czasie manewrów, a zatem blackout mógł spowodować nawet rozbicie statku. Ledwo założyli łatę na rurę (nową rurę robili do pierwszej w nocy), ledwie poskładałem regulator do mixing tanku, wołają z pokładu: dźwig nie działa, a trzeba banany wyładować. Matko bosko, tego już było za wiele: dźwig był zabezpieczony liną, żeby się nie poruszał w trakcie bujania statkiem, a jakiś osioł nie odbezpieczył jej przed jego uruchomieniem i na siłę próbował podnieść wysięgnik. Brawo, udało się, stalowa lina strzeliła, wysięgnik wyrwało do góry, że o ludzie, a tymczasem w skrzynce elektrycznej dało się usłyszeć niezły trzask i koniec - nie ma zasilania. Siedzieliśmy nad tym do drugiej w nocy, schodząc z dźwigu byłem już 18 godzin w robocie, przemarznięty w kość, a to i tak tylko w trybie emergency udało się go zastartować.

Nic tam, dziś właśnie szedłem z laptopem usiąść gdzieś w porcie, żeby złapać darmowe WiFi (nie ma takich bajerów ani na Filipinach, ani w Japonii), już jestem jedną nogą na trapie, gdy słyszę: elektryk, dźwig kontenerowy nie działa! Niemal łzy w oczach, ale dzięki niebiosom - tylko bezpieczniki. Póki co pracuje, a ja piszę.

Parę dni wcześniej z silnika głównego, z cylindra numer dwa... jak nie chluśnie woda! Statek zatrzymany w środku morza, ale co można zrobić w środku morza, jak trzeba na wyładunek do portu lecieć. No to parę zaworów zakręconych i popędziliśmy z odciętym jednym cylindrem. Następnego dnia w porcie do roboty, następne kilkanaście godzin. Do czwartej rano, płaszcz chłodzenia wodą się rozszczelnił, uszczelki poszły i pierścień na tłoku. Różne rzeczy mogą sprawiać problemy, ale ile jest zabawy, żeby parometrowy tłok wcisnąć z powrotem do tulei - ze dwieście razy najpierw się zaklinował (statek przechylony, więc wiszący tłok nie jest w stosunku do tulei w pionie).

Tak oto podzieliłem się paroma, pewnie niezbyt zrozumiałymi, przygodami. Tymczasem kawa ubywa w wilczym tempie i napawa to strachem, zawsze jak jest gorąco to kupa roboty w siłowni, zawsze jak jest zimno to kupa roboty na pokładzie - wszystko na opak :P

Zmykam zjeść zupkę chińską, mój odmrożony tyłek prosi, żeby się wreszcie stąd zabrać :-)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 535
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: