Dodany: 21.03.2014 18:01|Autor: zsiaduemleko{0} obchodzi dzisiaj swoje urodziny BiblioNETkowe! Kliknij aby dowiedzieć się które!

O tym, jak panowie znajdują wieprzowinkę


Nie chcę wnikać, jakiego rodzaju motywacja stała za powrotem Andrzeja Sapkowskiego do (w teorii martwego) cyklu o Wiedźminie. Naturalnie nie brakuje opinii, że komuś się pieniążki skończyły, ale tego typu założenia pojawiają się zawsze, nie tylko przy literackich powrotach i pasują też zawsze, więc nie sposób traktować ich poważnie, nawet jeśli mają w sobie ziarnko prawdy (co z tego?). Znacznie wspanialej brzmi myśl, że Sapkowski najzwyczajniej stęsknił się za Geraltem, że stęsknili się za Geraltem również czytelnicy, a nostalgię wszystkich ostatnio dodatkowo potęgowały dwie fantastyczne gry CD Projekt RED (chłopaki imponują podejściem do graczy), uznane już chyba za dobro narodowe Polaków. Przypominam, że znany skądinąd Donald Tusk wręczył egzemplarz gry "Wiedźmin 2: Zabójcy Królów" składającemu nam wizytę Barackowi Obamie, a ten pewnie do dziś nie może wyjść z szoku z powodu takiej hojności (bo filmowego "Wiedźmina" z Żebrowskim w roli tytułowej nie podarowałbym nawet największemu wrogowi, szanujmy się). Może więc popychany kolejnymi tak znaczącymi impulsami Sapkowski pomyślał: w sumie to się trochę nudzę, może zrobię niespodziankę wszystkim fanom i napiszę nowego Wiedźmina, bo co? Ja postanowiłem nie kręcić zbytnio nosem, nie boczyć się oraz brać Wiedźmina takim, jaki jest. I choć byłem nieco sceptyczny, stale obniżając oczekiwania, w gruncie rzeczy nie mam za złe autorowi wskrzeszenia serii, a nawet dominowały myśli, że będzie fajnie. Cała ta sytuacja ma tylko jedną wadę - egzemplarz "Sezonu burz" ani nie pasuje wizualnie, ani nie mieści się do mojego kolekcjonerskiego wydania cyklu. Tak się nie robi, panie Sapkowski!

"Geralt jął szybciej pracować łyżką. Postanowił obić gorzałkosiom mordy, a nie chciał, by mu przez to kasza wystygła"*.

Och, także ja tęskniłem za Geraltem. Taka była jedna z pierwszych moich myśli przy lekturze. Potem nadeszły wątpliwości, bo przecież cykl był wyraźnie i zdecydowanie zamknięty, więc jakim to niby sposobem Sapkowski chce dopisać do niego nowe przygody? Otóż dosyć oklepaną i naciąganą niczym rajtuzy zimą metodą sięgnięcia wstecz, do czasów sprzed wydarzeń z pięcioksięgu (i opowiadań go poprzedzających). Do czasów, kiedy Geralt, będąc najemnikiem, zawodowo zajmował się szlachtowaniem uroczych potworów rodem ze słowiańskich legend. Tego rodzaju autorski zabieg budzi w czytelniku podejrzenie, czy aby Sapkowski dla napisania "Sezonu burz" nie sięgnął po niewykorzystane jeszcze i leżące w szufladzie od zamierzchłych czasów opowiadania, nie wygładził ich literacko, nie połączył w całość jakąś wspólną intrygą i nie wydał jako całkiem nowej powieści cyklu? Prawdopodobnie tak właśnie było, wszystko na to wskazuje, bo kolejne wątki (a jest ich kilka) ledwo się trzymają siebie nawzajem i zbyt łatwo wyznaczyć granice ich odrębności. Fragmenty materiału niby solidne, ale kiepsko zszyte. Brak spójności trochę mnie razi, wolałbym jednolitą, sążnistą historię zamiast mozaiki niewykorzystanych pomysłów i epizodów.

"- Teleporty są bezpieczne. A teleporty otwierane przeze mnie są bezpieczne patentowanie.
Wiedźmin westchnął. Zdarzyło mu się nie raz i nie dwa obejrzeć efekty działania bezpiecznych teleportów, uczestniczył też w segregowaniu resztek ludzi, którzy z teleportów korzystali. Stąd wiedział, że deklarację o bezpieczeństwie portali teleportacyjnych można było umieścić w tej samej przegródce, co twierdzenia: mój piesek nie gryzie, mój synek to dobry chłopiec, ten bigos jest świeży, pieniądze oddam najdalej pojutrze, noc spędziłam u przyjaciółki, na sercu leży mi wyłącznie dobro ojczyzny oraz odpowiesz tylko na kilka pytań i zaraz cię zwolnimy"**.

Mimo że fabularnie nie wszystko zagrało tip-top, stylistycznie nadal jest wybornie. Język, którym w swoich powieściach posługuje się Sapkowski, stanowi niepowtarzalny miks staropolszczyzny, dowcipu i brutalności do smaku doprawionej obscenicznymi, nieoględnymi żartami. Fani spierają się, czy autor utracił dryg, czy wręcz przeciwnie - nadal jest tym samym ASem, który kilkanaście lat temu dziobał nad kolejnymi tomami. Ja jestem za mało uważnym czytelnikiem Sapkowskiego, by to oceniać, jednak nie widzę znacznych różnic. Świeżych wad nie zanotowałem, a zalety nadal są na swoim miejscu, niczym kury na grzędzie. Geralt to wciąż morowy chłopak do bitki i wypitki, a że jest jeszcze mało zmęczony życiem, może sprawiać wrażenie bardziej entuzjastycznego i lekkomyślnego. Niezmienna jest natomiast jego słabość do pięknych niewiast, co skutkuje kilkoma chwilami zapomnienia z Koral - władczą czarodziejką o włosach jak pożar lasu, miłosnymi uniesieniami (zazwyczaj za pośladki) i testem wytrzymałości licznych mebli w jej domu.

"- O tych wiedźmińskich mieczach legendy krążą. Najlepsza stal, wielokroć składana i skuwana, składana i znowuż skuwana. Do tego specjalnymi czarami obłożona. Niesłychanej przez to mocy, sprężystości i ostrości. Wiedźmińskie ostrze, powiadam wam, blachy i kolczugi tnie jak lniane giezła, a każdą inną klingę przecina jak makaron.
- Nie może być - stwierdził Sperry. Jak wielu pozostałym, wąsy ociekały mu śmietaną, którą znaleźli w chacie i wyciamkali do cna. - Nie może być, żeby jak makaron.
- Też mi się nie widzi - dodała Fryga.
- Trudno - dorzucił Ożóg - w coś takiego uwierzyć.
- Tak? - Shevlov stanął w pozycji szermierczej. - No to stań który, sprawdzimy. Nuże, znajdzie się chętny? No? Co się tak cicho zrobiło?
- Dobra. - Wystąpił i dobył miecza Escayrac. - Ja stanę, A co mi tam. Zobaczym, azali... Zetnijmy się, Shevlov.
- Zetnijmy. Raz, dwa... Trzy!
Miecze zderzyły się ze szczękiem. Pękający metal zajęczał żałobnie. Fryga aż przysiadła, gdy ułamany fragment brzeszczotu świsnął jej przy skroni.
- Kurwa - powiedział Shevlov, z niedowierzaniem patrząc na klingę, ułamaną kilka cali powyżej złoconego jelca.
- A na moim ni szczerby! - Uniósł miecz Escayrac. - He, he, he! Ni szczerby! Ni znaku nawet!
Fryga zaśmiała się dziewczęco. Ligenza zabeczał jak cap. Reszta zarechotała się.
- Wiedźmiński miecz? - parsknął Sperry. - Tnie jak makaron? Sam jesteś, kurwa, makaron"***.

Jestem świadomy, że każdy zainteresowany z góry wie, czy chce przeczytać "Sezon burz", czy nie wie i nie chce wiedzieć, o czym w ogóle piszę. Szum wokół tej powieści już przebrzmiał, pozostały suche refleksje, a te raczej jednoznacznie mówią, że po nowego Wiedźmina można sięgać z czystym sumieniem, bo krzywdy on nikomu nie wyrządzi. To bezpieczne, gdyż "Sezon burz" stanowi w pewnym sensie odrębny, indywidualny byt, można go czytać zarówno przed pięcioksięgiem, jak i po. Nie wstrząsa on cyklem, zdarza mu się powielać schematy i w żadnym aspekcie nie jest oryginalny względem poprzedników. To po prostu więcej Geralta dla wszystkich spragnionych jego towarzystwa. Tylko i aż tyle. I w jakimś sensie szkoda, bo wzięcie oraz popularność cyklu zobowiązują do czegoś więcej, niż jedynie przyjemne czytadło, które z powodu swojej przewidywalności nie jest w stanie wywołać większych emocji.

A miało ciąć jak makaron...


---
* Andrzej Sapkowski, "Sezon burz", wyd. Niezależna Oficyna Wydawnicza NOWA, 2013, str. 379.
** Tamże, str. 149.
*** Tamże, str. 202.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1286
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: