Dodany: 20.03.2014 21:33|Autor: anek7

Czytatnik: Lektury wiejskiej nauczycielki

2 osoby polecają ten tekst.

"Kamienie na szaniec" - kilka przemyśleń po obejrzeniu ekranizacji


Byłam ci ja dzisiaj w kinie...
Fakt, bohaterstwo żadne, tysiące ludzi chodzi i nie robią z tego jakiegoś wielkiego halo. Ja akurat rzadko bywam, bo na wsi nie ma, a wyjazd do miasta to już wyprawa na pół dnia, więc najczęściej na wycieczki z moją klasą się łapię. Tak było i tym razem - cała szkoła wybrała się na "Kamienie na szaniec". Dzieciątkom trzeba przyznać, że zachowywały się nadzwyczaj godnie, ekscesów żadnych nie było, parę dziewcząt się spłakało, kilku chłopców jeszcze dobrze z kina nie wyszło jak już dopominali się "prawdy historycznej" na temat tego co zobaczyli, a moi trzecioklasiści porównywali wersję filmową z literackim oryginałem. Padło również sakramentalne pytanie: "Jak się pani podobało?"
Otóż powiem szczerze, że odczucia mam mocno mieszane...


Czego dotyczy książka (a i film przy okazji) wiedzą pewnie wszyscy, wszak "Kamienie na szaniec" od lat są lekturą szkolną. Co więcej z mojego bibliotekarskiego doświadczenia wynika, że jest to jedna z nielicznych lektur czytana przez młodzież dosyć chętnie i oceniana jako "fajna". Historia przyjaciół, których życie przerwała wojna ciekawi i inspiruje kolejne pokolenia, chociaż trzeba uczciwie przyznać, że w dzisiejszych czasach coraz mniej mamy kandydatów na bohaterów takich jak Rudy, Zośka czy Alek.

Robert Gliński, reżyser filmowej wersji tej historii podjął się zadania dosyć karkołomnego - bo z jednej strony musiał się trzymać prawdy historycznej a równocześnie chciał "uwspółcześnić" swoich bohaterów, tak by stali się bliżsi dzisiejszej młodzieży. I jeszcze film dobrze nie wszedł na ekrany, kiedy podniosła się fala krytyki, że "szargane są narodowe świętości", że reżyser obraża pamięć tych, którzy już sami nie mogą się bronić, że erotyka w takim filmie jest całkiem nie na miejscu, itd., itd... Nie ze wszystkimi zarzutami się zgadzam, aczkolwiek coś jest na rzeczy.
Pierwsze sceny filmu przedstawiają akcje małego sabotażu: napisy na murach, zrywanie flag, "gazowanie" kin czy wybijanie szyb w zakładach fotograficznych - wygląda to jak świetna zabawa, ryzykanctwo, możliwość zaimponowania dziewczynom. To jednak tylko początek, później nastrój zabawy znika, a bohaterowie muszą wykazać się odpowiedzialnością i odwagą niejednokrotnie przerastającą ich młody wiek. I w tym momencie wyraźnie widać, że to nie postacie z pomnika tylko zwyczajni młodzi ludzie, którzy mają wątpliwości, czasem się zwyczajnie boją czy popełniają błędy. "Uczłowieczeniu" (ewentualnie obaleniu tezy o rzekomym homoseksualizmie lansowanej przez pewną uczoną) Rudego i Zośki miały chyba również służyć wątki damsko-męskie, które budzą kontrowersje w niektórych środowiskach. Nie do końca rozumiem o co chodzi - po pierwsze sceny "erotyczne" (w sumie 2) nie są jakoś specjalnie szokujące (w popołudniowych serialach bywa więcej golizny), a po drugie to przecież byli dorośli ludzie (rocznik 1921, czyli w chwili wybuchu wojny mieli po 18 lat) więc chyba normalne, że mieli jakieś sympatie. A fakt, że nikt nie znał dnia i godziny, oraz życie w ciągłym stresie też miały wpływ na intensywność tych związków...


Co mi się zdecydowanie w filmie podobało to muzyka Łukasza Targosza - podkreśla dramaturgię, wzrusza i stanowi świetne uzupełnienie obrazu. Na pochwałę zasługuje również kreacja aktorska Danuty Stenki (matka Rudego), szczególnie scena kiedy po śmierci syna pokazuje jego zdjęcia Zośce - bardzo oszczędna, a przez to niezwykle tragiczna. Andrzej Chyra, Krzysztof Globisz czy Artur Żmijewski również stanęli na wysokości zadania - ich postacie, choć drugoplanowe, zapadają w pamięć.
Jeśli chodzi o młodych aktorów to już tak dobrze nie jest. Niezaprzeczalnie najlepszy jest Tomasz Ziętek grający Rudego. Z niezwykłym wyczuciem stworzył swojego bohatera, zarówno jego wrażliwość, wątpliwości, wewnętrzny opór przed stosowaniem przemocy jak i heroiczną postawę w czasie śledztwa. Może za bardzo wybiegam w przyszłość, ale myślę, że na naszych oczach rodzi się gwiazda. Z kolei Marcel Sabat jako Zośka zupełnie mnie nie przekonał - sztywny, momentami wręcz drewniany, rzucający powłóczyste, mroczne spojrzenia i zaciskający szczęki miał być pewnie bardzo męski, a wyszedł taki sobie. Ale wychowanym na wampirach nastolatkom pewnie się spodoba, bo taki trochę w typie nieumarłym jest.

Ktoś mógłby mi zarzucić, że ciągle tylko Rudy i Zośka, a przecież "Kamienie na szaniec" mają jeszcze trzeciego pierwszoplanowego bohatera czyli Alka. Owszem książka tak, natomiast film już nie. Oczywiście nie można go było pominąć, ale powiem szczerze, że przez kilkanaście minut zastanawiałam się, który z migających na ekranie chłopaków jest Alkiem - przyznaję, nie widziałam żadnego zwiastuna, a i plakatowi się jakoś dokładnie nie przyjrzałam, więc miałam poważne problemy z jego zidentyfikowaniem. A jak już wyłapałam "który to", to trochę mi się przykro zrobiło, bo Kamil Szeptycki był tak doskonale nijaki, że już chyba bardziej się nie dało. Co więcej momentami sprawiał wrażenie jakby był nie do końca przytomny...

Jako że film jest ekranizacją lektury, więc siłą rzeczy robiony jest pod młodzież gimnazjalną. Widać to też trochę w sposobie filmowania - krótkie ujęcia, dynamika wideoklipu, ciągłe zmiany planu i perspektywy mogą męczyć oczy widza przyzwyczajonego do nieco bardziej "klasycznie" prowadzonej kamery. I jeszcze jakaś taka dziwna ołowiana kolorystyka scen kręconych na ulicach Warszawy - nie wiem czemu to miało służyć... Ale młodym (przynajmniej mojej klasie) się podobało.

Reasumując - film nie jest zły, ale szału nie ma...

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3873
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: zagadka 21.03.2014 19:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Byłam ci ja dzisiaj w kin... | anek7
Też oglądałam kilka dni temu film i też mam mieszane uczucia. Uważam, że nie jest zły jako film o młodych ludziach w czasie wojny, ale jako ekranizacja tej konkretnej książki, nie jest moim zdaniem najlepszy. Wydaje mi się, że jest jak na nią za mało patriotyczny i w sumie trochę rozumiem oburzenie niektórych na szarganie narodowych świętości. Negatywne wrażenie wywarł na mnie przede wszystkim konflikt Zośki z dowódcami AK. Wiem skąd on się bierze, ale i tak przez cały właściwie film, bohaterowie mają do AK spory dystans i nawet jeżeli jest on związany z jakimś młodzieńczym buntem to jest jak dla mnie za bardzo wyeksponowany i buduje trochę negatywny obraz tej organizacji.

Co do erotyki, to dla mnie jest to spory minus filmu. Nie chodzi nawet o to, że się w ogóle pojawia, ale raczej o to jaką pełni funkcje. Jest w zasadzie jedynym elementem filmu, który pokazuje charakter relacji między bohaterami. Te dwie pary, które w filmie są, nie całują się, nie przytulają, nie trzymają się za ręce. Widzowie wiedzą, że są parą tylko dlatego, że idą ze sobą do łóżka. O ile w filmie opowiadających o ludziach w pełni dorosłych takie sceny i taki sposób pokazywania relacji damsko-męskich jest zupełnie oczywisty, o tyle w ekranizacji lektury szkolnej, opowiadającej o ludziach pełnoletnich, ale w dorosłość dopiero wchodzących, a do tego jeszcze o harcerzach, a więc o chłopakach, którzy byli wychowywani według pewnych określonych zasad i przeznaczonej dla młodzieży gimnazjalno-licealnej należałoby jednak znaleźć subtelniejsze sposoby pokazywania bliskości między bohaterami, która nie tylko poprzez seks może się przecież wyrażać.

Użytkownik: michudo 21.03.2014 19:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Też oglądałam kilka dni t... | zagadka
No właśnie! Mnie się to też nie podoba, ale mam wrażenie, że tylko twórcy polskich filmów mają ciągoty do "erotyzowania". Może to ze względu na to, że można! Można pokazać więcej niż trzymanie się za ręce, bo co? Bo ja nie jestem pruderyjny! ja to muszę udowodnić, jakie mam nowoczesne podejście itd. Książka jest świetna. Zryczałem się przy niej jak bóbr, chyba w siódmej klasie (nie pamiętam), ale też na pewno w tym wieku nie jest nikomu potrzebna edukacja seksualna w filmie, który powinien mieć inne przesłanie. No ale komercja rules!
Użytkownik: anek7 21.03.2014 22:11 napisał(a):
Odpowiedź na: No właśnie! Mnie się to t... | michudo
"Kamienie" chyba w VIII klasie były lekturą, pamiętam, że nieźle mnie przeciągnęły, a na "Akcji pod Arsenałem" beczałam jak małe dziecko. Tym razem wzruszeń jakoś tak mało było - jedynie wspomniana przeze mnie scena oglądania zdjęć chwyciła za gardło. I to nie jest kwestia tego, że teraz już się nie wzruszam, bo dalej mam oczy na mokrym miejscu...
Tak sobie jeszcze myślę, że to "erotyzowanie" mogło być obliczone na efekt marketingowy - jeszcze film nie wszedł na dobre do kin a już się wokół tychże scen skandalik zaczął robić. Moi chłopcy (III gimnazjum, więc tak 15-16 lat) czekali, że tam nie wiadomo co będzie, a tu w sumie nic specjalnego...
Użytkownik: anek7 21.03.2014 21:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Też oglądałam kilka dni t... | zagadka
Żeby było jasne - nie uważam, że erotyka jest tu "na plus" i bez niej by tego filmu nie było. Chodzi mi raczej o to, że mają filmowe "Kamienie" inne poważniejsze mankamenty - chociażby to o czym wspomniałaś, czyli konflikt na linii Zośka - major Kiwierski, czy też Zośka kontra Orsza. Chwilami miałam wrażenie, że Zośka to taki rozwydrzony bachor, który musi zawsze postawić na swoim. Filmowy Zośka ma niewiele cech tego którego znamy z kart książki. Dzisiaj rozmawiałam o tym z moją klasą - większość była zdania, że film jest "w porzo", ale książka lepsza.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: