Dodany: 18.03.2014 22:09|Autor: ejotek

Książka: Zorkownia
Kaluga Agnieszka

1 osoba poleca ten tekst.

Życie...


Czasami wybieramy sobie książkę ze względu na humor w niej zawarty. Czasami bierzemy pod uwagę kryminał trzymający w napięciu. Innym razem sięgamy po lekką i kobiecą powieść. Jednak czasami nasz wybór nie jest do końca zrozumiały, nawet jeśli znamy treść danej książki wcześniej. A już zupełnie nie rozumiem, dlaczego po ogromnej dawce humoru, którą znalazłam w "Lucynie w opałach", sięgnęłam teraz po pozycję ze śmiercią i hospicjum w roli głównej. Tak, dokładnie takiego tematu dotyczy "Zorkownia", więc jeśli nie jesteście gotowi na tę recenzję - nie czytajcie. To naprawdę trudny temat.

"Zorkownia" zaintrygowała mnie już wtedy, gdy przeczytałam pierwsze zapowiedzi i pomyślałam, że muszę ją przeczytać. Miała chyba stanowić dla mnie coś w rodzaju szalupy ratunkowej, bo przecież istnieją gorsze choroby na tym świecie niż RZS czy cukrzyca. Z nimi da się żyć. Dzięki Pani Oli z Wydawnictwa Znak mogłam zagłębić się w myśli i emocje ludzi chorych głównie na raka.

Książka jest blogowym zapisem Agnieszki, która studiuje, ma męża i kilkuletniego synka (urodzonego dwa miesiące przed terminem). Jednak los jej nie oszczędzał. Urodziła jeszcze przecież córeczkę, która zmarła po dziesięciu dniach. Najtrudniejsza dla Agi była chwila, gdy pełna bólu wyszeptała do maleństwa pozwolenie na odejście i obiecała, że poradzi sobie z tą stratą i życiem po niej następującym. Te właśnie wydarzenia skłoniły ją do pracy w hospicjum. Agnieszka jest tam wolontariuszką, dzieli czas między chorych i ofiarowuje im uśmiech, dobre słowo, czasem jakiś drobiazg, ale przede wszystkim swój czas. Poświęca go każdemu tyle, ile kto potrzebuje. Wysłuchuje opowieści o przeszłości, tej zdrowej i szczęśliwej, o rodzinach, dzieciach, przyjaciołach, pracy, ulubionych zajęciach. Czasami musi załagodzić jakiś konflikt, poprawić poduszkę czy podać sok, ale stara się po prostu BYĆ. Agnieszka zawsze na pierwszym miejscu stawia rodzinę chorego, która ma przecież największe prawo do przebywania obok i trzymania za rękę. Ona nie jest ważna, ona jest, kiedy jej potrzebują. Cierpliwa, życzliwa, stara się pomóc tak, jak potrafi. Niekiedy podnosi na duchu rodziny chorych, uczy, jak ulżyć w cierpieniu bliskim i uszczęśliwić ich w ostatnich dniach czy godzinach życia.

Książka zawiera ogromny ładunek emocji, uczuć, bólu i walki, którą niestety każdy "obdarzony" rakiem przegrywa. Z niektórymi pacjentami Agnieszka nawiązała szczególne więzi: z Markiem, Kazikiem, Gosią. Kiedy czytałam ich historie, nie potrafiłam opanować łez. Najbardziej - jako matkę - zabolała mnie historia Gosi, która wiedziała, co ją czeka i bezsilnie poddawała się coraz większym dawkom morfiny. Pogodziła się z nieuniknionym, jednak serce pękało jej z bólu: przecież miała dwuletnią córeczkę - Weronikę. Tak małe dziecko nie weszło jeszcze dobrze w życie, a już będzie musiało sobie poradzić bez mamy... Agnieszka wraz z Łukaszem (mężem Gosi) pomogła jej napisać list do Weroniki, który dziewczynka będzie mogła przeczytać, gdy podrośnie. Ryczałam jak bóbr, a szloch wyrwał mi się wprost z duszy, gdy dotarłam do słów, jakimi Gosia - własnoręcznie - zakończyła list: "Nigdy Cię nie zapomnę. Mama"*.

Wszystkie historie opisane w tej książce łapią czytelnika za serce. Jedna bardziej, inna mniej. Ale każdy człowiek, o którym w niej mowa, jest przecież kimś, kto potrzebuje wsparcia i pomocy. Osoby odwiedzające takie miejsca jak hospicjum czy szpital powinny być naładowane dawką pozytywnych emocji, powinny wspierać chorych i ich bliskich. Któż wybiera się w odwiedziny po to, by dołować, zasmucać czy krzywdzić...

Agnieszka Kaluga stara się ofiarować każdemu kawałek swojego serca. W jednej sali będzie nim potrzymanie za rękę, w drugiej podlanie kwiatka na parapecie, w innej słuchanie przez sześć godzin historii czyjegoś życia. Wolontariuszka z własnego doświadczenia wie już, co znaczy ból po stracie kogoś bliskiego i kochanego nade wszystko. Może dlatego potrafi tak zżyć się z innymi w podobnej sytuacji. Bo przecież choroba nie wybiera tylko ludzi starszych czy samotnych. W hospicjum, o którym pisze Aga, są też osoby młode, niekiedy młodsze od niej samej. Mężowie, żony, dziadkowie, synowie i córki, matki i ojcowie. Najtrudniejsze są te momenty, gdy w odwiedziny przychodzą małe dzieci czy wnuczęta. Jak wytłumaczyć im tak osobliwą chwilę, jaką jest śmierć?

Zapiski są prowadzone niesystematycznie, nie każdego dnia Agnieszka znalazła czas i siły, by coś napisać. Jednak poszczególne blogowe posty wnoszą tyle nowych informacji, że i tak nie zawsze byłam w stanie zapamiętać imiona wszystkich jej podopiecznych. Styl autorki jest niespodziewanie bardzo lekki, mimo iż książka dotyczy ciężkiego tematu. Chwilami występują nawet humorystyczne wątki. Agnieszka nie przytłacza czytelnika, opisując swoją codzienność. Stara się pokazać, jak wygląda jej praca i że nie zawsze wiemy, co nas czeka. A czasem nie warto się przecież poddawać i trzeba walczyć, bo może uda się pokonać chorobę na jakiś czas, wyszarpnąć od życia jeszcze kilka godzin, miesięcy czy lat.

Nie dziwię się, że "Zorkownia" otrzymała tyle nagród. Jest ich godna. Na długo zostanie mi w pamięci. Jeśli nie jesteście gotowi na podjęcie lektury ze względu na ogromnie trudny temat, lepiej nie zaczynajcie jej czytać. Jest naprawdę ciężko. Ale jeżeli ufacie, że dacie radę - koniecznie kupcie czy pożyczcie, bo może dzięki poznaniu "Zorkowni" będziecie umieli kiedyś pomóc komuś, kto będzie tej pomocy potrzebował. Całym sercem stwierdzam, że to książka warta przeczytania.


Cóż za zbieg okoliczności - wczoraj w hospicjum zmarł na raka mój wujek [*].


---
* Agnieszka Kaluga, "Zorkownia" (zapis z dnia 1 lipca 2010), wyd. Znak, 2014.


[Recenzja została wcześniej opublikowana na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 871
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: