...I czuję się uwiedziona
„S@motność w Sieci” już na samym początku zdobyła tak wielką popularność, o jakiej wiele książek może jedynie „pomarzyć”. Półki księgarń zaczęły prędko zapełniać tomiszcza z wielką małpą* na okładce i jakimś tam – o ile dobrze pamiętam – fragmentem klawiatury. Każdy niemalże potencjalny klient wychodził z księgarenek z niebieskawą książką pod pachą czy w torebce. Na Wiśniewskiego rzucili się wszyscy: nawet ci, którzy nie odróżniają Sienkiewicza od Żeromskiego, nawet ci, których jedynymi lekturami były dotychczas lektury szkolne. Czy na tym polega zjawisko „boomu”? Tak, myślę, że to był „boom”.
Owe „czytające”, zresztą podobnie jak i czytające, osoby zaczęły się nad „S@motnością...” rozpływać. Nikt nie mówił niczego konkretnego, wszyscy po prostu krzyczeli: „wspaniała” i „wspaniała”. Aż mdliło.
W 2006 roku pojawił się film. Nie oglądałam, więc nie powiem, że kicha, powiem za to: mówią, że kicha. Że nudny do obrzydzenia. Że złe kreacje bohaterów. I że nie tego całkiem się spodziewali.
I wtedy to coś się w odbiorze książki zmieniło. Przeżyła swoją „drugą młodość”, znów jej egzemplarze zaczęły zapełniać półki księgarń, pojawiło się inne wydanie. Znów rzucili się na nią „czytający” i czytający; ci, którzy z lenistwa, na znak protestu bądź też z innego powodu nie pochłonęli jej w czasie pierwszego „boomu”. Tym razem jednakże przestali krzyczeć, że zachwyca. Pewnie wcześniej obejrzeli film. O książce zaczęli mówić, że chała, nawet ci, którzy tylko film widzieli, a „S@motności...” zwyczajnej (papierowej, książkowej) w ręce nie mieli. To pozostałych powoli utwierdzało w przekonaniu, że rzucać się na nią na pewno już nie warto.
Mam szczęście. Mało filmów oglądam, bo te, którym poświęcam swoje cenne godziny, starannie dobieram. I staram się nie oglądać ekranizacji, jeśli nie znam historii przedstawionej oczyma autora. W tej niewielkiej liczbie filmów przeze mnie obejrzanych „S@motność w Sieci” się nie znalazła (zresztą, żywię niechęć do Cieleckiej). Mam szczęście.
Z braku polskich tytułów na obczyźnie sięgnęłam po rosyjski przekład Wiśniewskiego. Może tłumacz był fantastyczny; tak, być może. Nie ulega wątpliwości jednak jedno: zakochałam się. W książce. Niepierwszej zresztą. Bardzo osobiście przeżywam czytane historie i teraz jestem w stanie, który lubię najbardziej: nie chcę jeszcze sięgać po kolejną, bo ta – jest we mnie. Nawet na aerobiku.
Ona znajduje go przypadkiem. W Internecie. On – daje się wciągnąć w nietypową grę. Grę, która potem kipi emocjami. Ona ma męża, on – przeżył już swoją wielką, tragiczną miłość. Ich rozmowy w Sieci zaczynają być potrzebne obojgu jak powietrze, a poniedziałku, kiedy to przeczytają swoje maile, oczekują jak małe dzieci przybycia świętego Mikołaja. I każdy poniedziałek jest kolejnym prezentem. Akcja rozwija się dalej… - ale szczegółów nie zdradzę, takie są zasady gry.
Opowiadając koleżance o moim zachwycie sama na chwilę przerwałam i zastanowiłam się, co mnie w „S@motności...” uwiodło, oprócz historii. Byłoby śmiesznie, gdybym powiedziała, że styl autora, bo nie wiem, na ile coś „schrzanił” czy poprawił tłumacz. Jedno jednak nie jest zależne od przekładu: stopień zainteresowania czytelnika nie poprzednim i nie kolejnym akapitem, a właśnie tym, który akurat jest przed oczami, który jest „teraz”. Wiśniewski potrafi poprowadzić narrację i nagle, bez uprzedzenia, przejść do paralelnej historii albo cofnąć się w przeszłość bohaterów. Zazwyczaj w takich przypadkach staję się niecierpliwa, dosłownie „biegnę” po linijkach, przeskakując słowa, byleby tylko znów znaleźć się w punkcie, od którego podstępem mnie ktoś odwodzi. Tym razem jednak smakowałam każde słowo, wszystkie były na swoim miejscu, idealnie, każdy akapit znajdował się tam, gdzie powinien, wszystko równie wciągało, interesowało. O tak. To niewątpliwa zaleta autora.
Przeczytałam przed chwilą wypowiedź kogoś, kto twierdzi, że uwodzi on (Wiśniewski) głównie kobiety. Cóż. Jestem kobietą. Czuję się uwiedziona. A jeśli tak jest, jeśli po przeczytaniu pierwszej książki pana Janusza Leona kobiety czują się wręcz zakochane, to myślę, że mężczyźni powinni mu tego zazdrościć.
---
* Małpa - @.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.