Dodany: 04.04.2009 20:27|Autor: miłośniczka

Książka: S@motność w Sieci
Wiśniewski Janusz Leon

1 osoba poleca ten tekst.

...I czuję się uwiedziona


„S@motność w Sieci” już na samym początku zdobyła tak wielką popularność, o jakiej wiele książek może jedynie „pomarzyć”. Półki księgarń zaczęły prędko zapełniać tomiszcza z wielką małpą* na okładce i jakimś tam – o ile dobrze pamiętam – fragmentem klawiatury. Każdy niemalże potencjalny klient wychodził z księgarenek z niebieskawą książką pod pachą czy w torebce. Na Wiśniewskiego rzucili się wszyscy: nawet ci, którzy nie odróżniają Sienkiewicza od Żeromskiego, nawet ci, których jedynymi lekturami były dotychczas lektury szkolne. Czy na tym polega zjawisko „boomu”? Tak, myślę, że to był „boom”.

Owe „czytające”, zresztą podobnie jak i czytające, osoby zaczęły się nad „S@motnością...” rozpływać. Nikt nie mówił niczego konkretnego, wszyscy po prostu krzyczeli: „wspaniała” i „wspaniała”. Aż mdliło.

W 2006 roku pojawił się film. Nie oglądałam, więc nie powiem, że kicha, powiem za to: mówią, że kicha. Że nudny do obrzydzenia. Że złe kreacje bohaterów. I że nie tego całkiem się spodziewali.

I wtedy to coś się w odbiorze książki zmieniło. Przeżyła swoją „drugą młodość”, znów jej egzemplarze zaczęły zapełniać półki księgarń, pojawiło się inne wydanie. Znów rzucili się na nią „czytający” i czytający; ci, którzy z lenistwa, na znak protestu bądź też z innego powodu nie pochłonęli jej w czasie pierwszego „boomu”. Tym razem jednakże przestali krzyczeć, że zachwyca. Pewnie wcześniej obejrzeli film. O książce zaczęli mówić, że chała, nawet ci, którzy tylko film widzieli, a „S@motności...” zwyczajnej (papierowej, książkowej) w ręce nie mieli. To pozostałych powoli utwierdzało w przekonaniu, że rzucać się na nią na pewno już nie warto.

Mam szczęście. Mało filmów oglądam, bo te, którym poświęcam swoje cenne godziny, starannie dobieram. I staram się nie oglądać ekranizacji, jeśli nie znam historii przedstawionej oczyma autora. W tej niewielkiej liczbie filmów przeze mnie obejrzanych „S@motność w Sieci” się nie znalazła (zresztą, żywię niechęć do Cieleckiej). Mam szczęście.

Z braku polskich tytułów na obczyźnie sięgnęłam po rosyjski przekład Wiśniewskiego. Może tłumacz był fantastyczny; tak, być może. Nie ulega wątpliwości jednak jedno: zakochałam się. W książce. Niepierwszej zresztą. Bardzo osobiście przeżywam czytane historie i teraz jestem w stanie, który lubię najbardziej: nie chcę jeszcze sięgać po kolejną, bo ta – jest we mnie. Nawet na aerobiku.

Ona znajduje go przypadkiem. W Internecie. On – daje się wciągnąć w nietypową grę. Grę, która potem kipi emocjami. Ona ma męża, on – przeżył już swoją wielką, tragiczną miłość. Ich rozmowy w Sieci zaczynają być potrzebne obojgu jak powietrze, a poniedziałku, kiedy to przeczytają swoje maile, oczekują jak małe dzieci przybycia świętego Mikołaja. I każdy poniedziałek jest kolejnym prezentem. Akcja rozwija się dalej… - ale szczegółów nie zdradzę, takie są zasady gry.

Opowiadając koleżance o moim zachwycie sama na chwilę przerwałam i zastanowiłam się, co mnie w „S@motności...” uwiodło, oprócz historii. Byłoby śmiesznie, gdybym powiedziała, że styl autora, bo nie wiem, na ile coś „schrzanił” czy poprawił tłumacz. Jedno jednak nie jest zależne od przekładu: stopień zainteresowania czytelnika nie poprzednim i nie kolejnym akapitem, a właśnie tym, który akurat jest przed oczami, który jest „teraz”. Wiśniewski potrafi poprowadzić narrację i nagle, bez uprzedzenia, przejść do paralelnej historii albo cofnąć się w przeszłość bohaterów. Zazwyczaj w takich przypadkach staję się niecierpliwa, dosłownie „biegnę” po linijkach, przeskakując słowa, byleby tylko znów znaleźć się w punkcie, od którego podstępem mnie ktoś odwodzi. Tym razem jednak smakowałam każde słowo, wszystkie były na swoim miejscu, idealnie, każdy akapit znajdował się tam, gdzie powinien, wszystko równie wciągało, interesowało. O tak. To niewątpliwa zaleta autora.

Przeczytałam przed chwilą wypowiedź kogoś, kto twierdzi, że uwodzi on (Wiśniewski) głównie kobiety. Cóż. Jestem kobietą. Czuję się uwiedziona. A jeśli tak jest, jeśli po przeczytaniu pierwszej książki pana Janusza Leona kobiety czują się wręcz zakochane, to myślę, że mężczyźni powinni mu tego zazdrościć.



---
* Małpa - @.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7230
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 13
Użytkownik: norge 06.04.2009 17:55 napisał(a):
Odpowiedź na: „S@motność w Sieci” już n... | miłośniczka
Bardzo celne, Kasiu! Też się dałam uwieść. I jak to w uwiedzeniu bywa, nawet się specjalnie nie wysilałam, aby zanalizować dlaczego Wiśniewski mnie uwiódł. Ot, stało się... Książka jest przeurocza.
Użytkownik: Meszuge 06.04.2009 18:51 napisał(a):
Odpowiedź na: „S@motność w Sieci” już n... | miłośniczka
"- Wszyscy znają (z autopsji lub słyszenia) trunek o nazwie "Black&White". Znak & oznacza "and", czyli "i". "Czarne i Białe", coś z czymś, to i tamto. Jakoś nikomu, na szczęście, nie wpada do głowy nazywać tego znaku ósemeczką, tygryskiem, czy bałwankiem.
Znak @ czyli "at" w języku angielskim znaczy zwykle "przy" (wymawia się w sposób zbliżony do "et").
At a table - przy stole, at work - w pracy, przy pracy, kowalski@onet.pl - Kowalski przy Onecie w Polsce. Kowalski małpa... no, nie wiem...

A już całkowitym nieporozumieniem wydają mi się próby umieszczania znaku @ w słowach polskich,
jako zamienniki... najprawdopodobniej litery "A". Zastanawiałem się kiedyś, jak powinno się czytać tytuł książki "S@motność w sieci"? "Setmotność w sieci"? "Sprzymotność w sieci"? A może, jeśli już upierać się przy tej nieszczęsnej "małpie", "Smałpamotność w sieci"?"

To z: http://webmajster.info/zakonczenie.html


:-)
Użytkownik: miłośniczka 06.04.2009 19:17 napisał(a):
Odpowiedź na: "- Wszyscy znają (z ... | Meszuge
"Smałpamotność w sieci" - przemawia do mnie zdecydowanie najbardziej! :P
Użytkownik: verdiana 06.04.2009 22:14 napisał(a):
Odpowiedź na: "Smałpamotność w sie... | miłośniczka
Hihi do mnie też! :-) I też dałam się uwieść. I w nosie mam masową nagonkę na autora za tę książkę. Bardzo ładnie napisałaś. :-)


PS. Ale film jest koszmarny!
Użytkownik: miłośniczka 06.04.2009 23:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Hihi do mnie też! :-) I t... | verdiana
Nie oglądać? A ja mam właśnie darmowe wejściówki na cały tydzień na festiwal polskich filmów tutaj! Na szczęście będą lecieć po polsku - na szczęście, bo Rosjanie mają dziwną tendencję do dubbingowania filmów, co mi się nie podoba. Na festiwalu rosyjskie będą tylko napisy - uff. No ale cały tydzień tak w kinie siedzieć??? "S@motność..." też będzie! ;)
Użytkownik: verdiana 06.04.2009 23:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie oglądać? A ja mam wła... | miłośniczka
Jak masz darmową wejściówkę, to idź! Zawsze możesz wyjść z kina, w dodatku bezstratnie tym razem. :-)
Użytkownik: Annvina 07.04.2009 22:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak masz darmową wejściów... | verdiana
Nawet za darmo nie warto. Byłam na filmie i od tego czasu nie mogę się przemóc, żeby sięgnąć po książkę - może po tej recenzji się zdecyduję....
Użytkownik: Marylek 07.04.2009 22:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Nawet za darmo nie warto.... | Annvina
"Ale czy warto?
Może nie warto?
Chyba nie warto...
Raczej nie warto.
Nie, nie - nie warto."
:-p
Użytkownik: miłośniczka 28.01.2010 09:49 napisał(a):
Odpowiedź na: "Ale czy warto? Moż... | Marylek
Hihih! :-D

A teraz będzie off, ale jakoś tak mi się pięknie skojarzył:

- Mamo, dasz mi pięć złotych?
- Co, cztery złote? Po co ci trzy złote? Za dwa złote i tak nic ni kupisz. No dobra, masz tę złotówkę...

;P
Użytkownik: miłośniczka 07.04.2009 23:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Nawet za darmo nie warto.... | Annvina
Za późno, już znalazłam towarzysza na niedzielę! ;-P
Użytkownik: KrzysiekJoy 07.04.2009 23:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Za późno, już znalazłam t... | miłośniczka
Witaj. To tam ciągle są towarzysze? :)))
Użytkownik: miłośniczka 08.04.2009 12:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj. To tam ciągle są t... | KrzysiekJoy
Ba, nawet wietnamscy! ;P
Użytkownik: miłośniczka 28.01.2010 09:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak masz darmową wejściów... | verdiana
Nie wiem, czy Ci już pisałam, bo to dyskusja prawie sprzed roku - koniec końców poszłam do kina, film obejrzałam, naprawdę bardzo mi się podobał. :-) Co pewnie łatwo "wyczaić" po ocenie na filmasterze zresztą. ;-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: