Dodany: 14.03.2014 15:46|Autor: carmaniola

Owoce kwiatów czasu[1]


Czerwony welon panny młodej, czerwone pola, czerwona krew, czerwona miłość, czerwony gniew… W tej powieści Mo Yana czytelnik może znaleźć chyba wszystkie odcienie czerwieni; takie, które zna i takie, o których nawet mu się nie śniło.

To makabryczna, ale zarazem piękna opowieść o czasie, gdy w Chinach rządziły chaos i gwałt – o dziejach wojny chińsko-japońskiej zamkniętej w przestrzeni Północno-Wschodniego Gaomi: tego prawdziwego i tego istniejącego w głowie pisarza. To okres, w którym wszyscy walczą ze wszystkimi, a krew winnych i niewinnych pokrywa czarne, urodzajne ziemie kolorem czerwieni, podobnie jak pokrywają je łany czerwonego sorga.

Kuomintang, Armia Czerwona i japońskie wojska – Mo Yan nie idealizuje żadnej ze stron konfliktu, w jego przekazie wszystkie ugrupowania są tak samo brutalne, cechuje je podobnie bezmyślne okrucieństwo. Wojna wyzwala w ludziach najgorsze cechy, uwalnia demony, w czasach pokoju zamknięte głęboko na dnie ludzkiej świadomości.

„W normalnej sytuacji przemożna siła moralności powstrzymuje żyjące w nas zwierzęta, przykrywa ich szorstkie futro pięknymi strojami. Stabilne, pokojowe społeczeństwo to tresura dla ludzkości – podobnie jak długo trzymane w niewoli stworzenia, ludzie też z czasem stają się bardziej ludzcy. Nieprawdaż?"[2] – zapytuje sam siebie narrator.

Może stąd pojawiają się w powieści psie armie, które żywią się trupami poległych. Zdziczałe bestie walczą ze sobą nie znając ograniczeń, które w zwykłej sytuacji powstrzymują ludzi od barbarzyńskich działań. Ale wojna daleko odbiega od normalności… Rozgrywki psich stad pod wodzą trzech przewodników opowiadają historię wojny raz jeszcze, podkreślają jej okrucieństwo, irracjonalność działań realizowanych w imię aspiracji przywódców, a opłacanych krwią zwykłych ludzi.

Narratorem jest młody mężczyzna, który wraca w rodzinne strony, by napisać kronikę rodzinną i uczcić pamięć swej bohaterskiej babki. Wraz z nim odkrywamy dzieje trzech pokoleń rodziny – od roku 1923 aż do lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, przy czym czas jest kolisty, historia zatacza kręgi: otrzymujemy informację o jakimś incydencie w momencie rozpoczęcia opowiadania o zdarzeniu, do którego ów przypadek doprowadził i narrator wiedzie nas ku niemu z przyszłości w przeszłość, jednocześnie kontynuując relację z późniejszych zajść.

Chociaż w tej powieści królują mężczyźni – walczące ze sobą koguty, to jednak kobiety odgrywają w niej niemałą rolę. To one są często inicjatorkami skutecznych działań, to one napawają otuchą stroskane serca, to w nich tkwi siła zdolna napędzać i podtrzymywać świat. I to one są istotami najbardziej skrzywdzonymi w tej wojnie. Może dlatego w narracyjnym ciągu powieści jest jeden wyjątek – jeden maleńki akapit oddaje Mo Yan kobiecie, matce Narratora Qian’er, by własnymi słowami opowiedziała swoje przeżycia z czasu napaści Japończyków na jej wioskę.

To książka dla ludzi o mocnych nerwach i… żołądkach. Powieść, w której tuż obok scen mrożących krew w żyłach i mogących wywołać torsje pojawiają się urywki urzekające pięknem. Malowniczość matki natury pozostaje niewzruszona wobec ludzkiego okrucieństwa; jej czar może podkreślać lub tłumić wymowę brutalnych scen, a Mo Yan po mistrzowsku to wykorzystuje, przeplatając koszmarne fragmenty poetyckimi opisami przyrody. „Poplamione ludzką krwią słońce zaszło za górami, a czerwony księżyc środka jesieni wznosił się nad sorgowym polem”[3].

Posępna historia o czasach barbarzyństwa i terroru, emanująca rozczarowaniem i brakiem wiary w lepszą przyszłość. Krew użyźniła ziemię, w której sieje się nowe ziarno, odrzucając stare jako mniej dorodne, mniej wydajne, mniej… Czy naprawdę nie ma w nim niczego, co warto zachować?

„W domenie Yang Góry Białego Konia i Yin Czarnej Wody rośnie źdźbło czystej odmiany czerwonego sorga, które musisz za wszelką cenę odnaleźć. Niosąc je wysoko nad głową, wkrocz do krainy ciernistych zarośli, rojącej się od dzikich drapieżników. Oto twój talizman, cudowny totem naszego klanu, symbol ducha tradycji Północno-Wschodniego Gaomi”[4] – mówią do Narratora duchy jego przodków. Także Mo Yan odbiera ten przekaz. I realizuje przesłanie w swoich powieściach. Hojnie czerpie z ludowych podań, obyczajów, nawiązuje do literackiej spuścizny, do historii Chin, wydobywa i ukazuje światu oraz rodakom to, co stanowi fundament chińskiej tożsamości. Obawiam się, że czytelnik z Zachodu nie jest w stanie odczytać wszystkich zawartych w nich znaków i symboli. Ale przecież poza tym niosą one ze sobą przekaz głęboko ludzki, uniwersalny – zrozumiały dla czytelników na całym świecie.


---
[1] Tytuł nawiązuje do zdania: „Sorgo i ludzie – wszyscy czekali, aż kwiaty czasu wydadzą owoce” (Mo Yan, „Klan czerwonego sorga”, przeł. Katarzyna Kulpa, WAB, 2013, s. 38) oraz zakończenia powieści.
[2] Mo Yan, „Klan czerwonego sorga”, przeł. Katarzyna Kulpa, WAB, 2013, , s. 472.
[3] Tamże, s. 325.
[4] Tamże, s.524


[Recenzję umieściłam na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6889
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 12
Użytkownik: cordelia 15.03.2014 13:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Czerwony welon panny młod... | carmaniola
Ładne z tym źdźbłem. Bardzo ładne. I cieszę się, że wyłuskałaś to z tej książki, bo słabe nerwy, wrażliwy żołądek i niecierpliwość minimalisty raczej dyskwalifikują mnie jako jej czytelnika. Chociaż kto wie, kto wie?
Użytkownik: carmaniola 16.03.2014 09:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Ładne z tym źdźbłem. Bard... | cordelia
To źdźbło na samym koniuszku powieści podbiło mnie do reszty, bo odczytuję je jako przekaz autora dla czytelnika, jako swego rodzaju motto przyszłej twórczości, bo Mo Yan naprawdę to robi - ocala i utrwala to, co w chińskiej kulturze cenne. I jak to robi! :)
Ale akurat lektura tej książki naprawdę dość ryzykowna dla osób wrażliwych i obawiam się, że jej poetyckość i piękny język nie są w stanie zatrzymać czytelnika porażonego potwornością niektórych scen. Scen prawdziwych, niestety. Ja jestem dość zaprawiona w bojach, ale przyznam, że momentami ciężko było i miałam ochotę zamknąć oczy.

A gdzieś na samym początku jest też taki fragment (czy parodia grafomanii jest też grafomanią?):

[...] nieskończony łan zboża, stojący w absolutnym bezruchu. Każde źdźbło miało czerwoną, dojrzałą twarzyczkę, a wszystkie rośliny tworzyły ogromne ciało, złączone jedną wielkoduszną myślą. Mój ojciec był wtedy jeszcze dzieckiem i nie umiał posługiwać się tak kwiecistym językiem - ja sam to wszystko wymyśliłem" - podśmiewa się Mo Yan na 38 stronie. ;-)
Użytkownik: cordelia 16.03.2014 16:24 napisał(a):
Odpowiedź na: To źdźbło na samym konius... | carmaniola
No tak. Łan jakoby jednomyślnych chińskich dzieci zjednoczonych ideą. Aczkolwiek te czerwone dojrzałe twarzyczki przywodzą też na myśl łan starych pijaków. ;-)

Z tą przemocą to właściwie nie jest tak, że nie mogę jej znieść. Owszem, nie przepadam, ale znieść zniosę. Chodzi o coś innego, nie do końca wiem o co; chyba o znużenie. Obdzieranie ze skóry w "Kronice ptaka nakręcacza" Murakamiego wywarło na mnie znacznie słabsze wrażenie niż opisane w tej samej opowieści przeżycia w studni, a pod koniec relacji z tortur już poziewywałam, myśląc: jak już ma boleć, to czy nie dałoby się tego załatwić jednym cięciem, szybkim a bolesnym jak szpilka wbita pod paznokieć? Mała dawka przemocy wywołuje wstrząs, nadmiar zobojętnienie. I w tym, jak sądzę, kłopot: męki ofiary trwają, a widz (w mojej osobie) ziewa.

Może kiedyś sama sprawdzę, jak z tym wygląda u Mo Yana, ale już sama objętość "Klanu" wskazuje, że nie jest to rzecz, którą można by przeczytać w antrakcie. ;-) A ja właśnie złapałam falę, na której znów płynę ku japońskim wyspom. (Wprawdzie do Chin stamtąd niedaleko, ale to nie jest fala ściśle geograficzna). Z niecierpliwością czekam na zamówione już Narodziny japońskich tradycji: Yoshimasa i Srebrny Pawilon (Keene Donald). Zdążyłam trochę podczytać z fragmentów oryginału dostępnych w Google Books i widzę, że i tam, jak to w historii, jest sporo przemocy, a mimo to wszystko gra. ;-)
Użytkownik: carmaniola 17.03.2014 12:36 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak. Łan jakoby jednom... | cordelia
Ziewanie bywa reakcją nerwową. :) Zniechęcać Cię nie chcę, bo to naprawdę świetna książka, tyle tylko, że "mocna".

Te japońskie tradycje wyglądają zachęcająco - muszę się im przyjrzeć z bliska. Ale to nie teraz, bo ja z kolei wyskoczyłam z Meksyku do Maroka, potem lecę do Palestyny... Znów czeka mnie okres czytelniczej zawieruchy. :)
Użytkownik: cordelia 18.03.2014 17:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Ziewanie bywa reakcją ner... | carmaniola
Ty to się najeździsz. Miłej podróży! :-)
Użytkownik: carmaniola 19.03.2014 17:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Ty to się najeździsz. Mił... | cordelia
A, bardzo dziękuję. Czasem tracę kontrolę nad kierownicą(?) i miotła sama nosi mnie po świecie. Nie pozostaje mi nic innego jak mocno się trzymać i uważać na druty. :)
Użytkownik: adas 15.03.2014 19:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Czerwony welon panny młod... | carmaniola
Muszę przyznać, że poetyckość tej książki mi trochę umknęła w czytaniu. Poza zdziwieniem, na ile sposobów można opisać łany zboża pol..., pardon, sorgo. I za każdym razem aż się człowiek czuje zagubiony wśród nich. Dużo jest jeszcze tego Mo Yana do przetłumaczenia, orientuje się ktoś? (a to najlepsze na razie tłumaczenie na polski, jeśli mam oceniać po efektach pracy) Jego utwory, poza "Zmianami", każdorazowo są wydarzeniem. Dzięki Twojej recenzji zaczynam dochodzić do wniosku, że jest on chyba jeszcze lepszym pisarzem niż myślałem i koniecznie przy następnej okazji muszę spojrzeć uważniej na sposób konstruowania fabuły. Bo dotychczas mi się wydawało, że literacko to jedyny aspekt, w którym Chińczyk czasem kuleje. Choć nawet nie tyle chromy jest, co mu wyrastają skrzydła i ponosi fantazja, i trochę zbyt dużo chce upakować na kartach, be - za dużo Sapkowskiego, kartkach jednej powieści. A możliwe, że Mo Yan jest cwańszy ode mnie, i znacznie bardziej drobiazgowy w planowaniu swych utworów.

No chyba, że to go jednak trochę w twórczości ograniczają względy polityczne? Może jednak nie i jest to jedynie projekcja rodem ze środka Europy? Polak jak wiadomo antykomunizm wyssał z mlekiem matki. A nie, mamki przecież. W końcu jesteśmy narodem w 100% szlacheckim, a kto to słyszał, by arystokracja sama chowała swoje dzieci. No wiec jest też możliwość, że Mo Yan w sumie pisze książki, jakie chce.

Teraz już mogę to napisać, jeśli sama poświeciłaś akapit tej sprawie, na wszelki wypadek jednak SPOILERY. To mogłaby być bardzo zła książka, a i tak by ratowały ją fragmenty poświęcone "wojnie psów". Kawał prozy, że ja... Alegoria? Na pewno. Al;e ile w tym też... najpewniej rzeczywistości. Realiów pola bitwy, masakry, egzekucji. Te psy nie wzięły się znikąd, nieprawdaż?

Użytkownik: carmaniola 16.03.2014 10:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Muszę przyznać, że poetyc... | adas
Ta książka naprawdę jest pełna poezji, nie tylko w opisach pól sorga. Próbowałam znaleźć też określenie (swoje) dla rodzaju humoru, który pojawia się w powieściach Mo Yana, ale utknęło mi w pamięci określenie Piotra Kofty "smolisty" i nie mogę się go pozbyć z myśli.

Przyznam, że po przeczytaniu "Bum!" też mi przyszło na myśl, że z Mo Yana tekst wylewa się niepohamowanie, że to on jest chłopcem, który staje się narzędziem narracji. I w jakimś sensie tak pewnie jest, ale... ta jego narracja jest zamknięta w określonych granicach, które wyznacza jej pisarz. To nie jest przypadek, że te narracyjne kręgi pojawiają się cyklicznie, wciąż w takim samym układzie. Obfitość powieści Chińczyka też ma swoje konkretne podłoże - wywodzi się z największych powieści chińskich ("Kraina wódki" - korespondencja Mo Yan i Li Yidou), które były powieściami-rzekami. W każdym razie ten rozmach jest jednak programowy - chwytaj za "Bum", tam czeka czytelnika gratka nie lada, bo milkliwy pisarz opatruje powieść i przedmową, i posłowiem, które sporo wyjaśniają. Chciałam "machnąć" czytatkę z cytatami, ale pomyślałam, że musiałbyś omijać wzrokiem - poczekam. :)

I jednak sprzedam fragmencik, w odpowiedzi na Twoje wątpliwości, co do ograniczania twórczości Mo Yana przez polityczne uwarunkowania. On znalazł na to sposób:

"W takim potoku słów opowieść jest zarówno nośnikiem słów, jak ich produktem ubocznym. A ideologia? O tym nawet nie mówmy. Zawsze szczyciłem się właśnie brakiem ideologii, zwłaszcza w mojej twórczości" ["Bum", s.571.].

I ja mu wierzę. Nawet jeśli z rozpędu czasem coś, co jest niepoprawne politycznie, mu się wymknie. A wymyka się, bo przecież osadza swoje powieści w konkretnym czasie i przestrzeni. Czasem zastanawiam się czy surrealistyczne obrazy, które maluje słowem Mo Yan można nazwać surrealistycznymi, skoro rzeczywistość, którą opisuje jest tak bliska absurdu.

SPOILER SPOILER SPOILER, bo chyba papla nie działa, albo ja coś namąciłam!

Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Myślę, że w powieściach Mo Yana wszystko jest precyzyjnie zaplanowane, i wszystko ma swoją wymowę, ale tylko on jest w stanie odczytać wszystkie sygnały.

Jeszcze do poznania ze starych rzeczy: "Rodzina roślinożerców", "Kara drzewa sandałowego", "Przezroczysta marchewka" - tyle znalazłam w Wiki. I mam nadzieję, że polscy wydawcy dadzą się nam nimi nacieszyć. Co do tłumaczeń, to (sprawdziłam właśnie) ma Mo Yan dwie tłumaczki i chyba jedna z nich przekłada go z angielskiego (to po tym nieszczęsnym "Bum!" tak mi się wydaje). W utworach tłumaczonych przez panią Katarzynę Kulpę znajdują się przypisy od tłumaczki wyjaśniające znaczenie niektórych ideogramów, co pozwala dostrzec pisarską zabawę słowem, którą uprawia Mo Yan. I ona, ani chybi, tłumaczy bezpośrednio z chińskiego. I nich tak zostanie - jest wielka! :)
Użytkownik: adas 16.03.2014 17:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Ta książka naprawdę jest ... | carmaniola
Spróbuję od punktów, by mi się aż tak wątki nie rozrastały, że sam się nich gubię;)

1. "Klan" to najlepiej spolszczona rzecz Mo Yana ("zakładam, ze "Bum" nie ma tu startu;). Przyłączam się do gratulacji dla tłumaczki. Mam jednak małą zagwozdkę, bo Kulpa tłumaczyła też "Obfite biodra" (z chińskiego) i właśnie wydawało mi się, że się kilka kalek "z amerykańskiego" pojawiło. Teraz dopuszczam możliwość, ze był to zamysł Chińczyka, bo przecież w latach 40. Amerykanie byli obecni w Chinach. Pośrednio, ale jednak przepływ np. towarów był.

2. Nieśmiało przypominam, że w Węzły duszy: Chrestomatia współczesnych opowiadań chińskich (antologia; < praca zbiorowa / wielu autorów >) jest dość długie opowiadanie. Chronologicznie to pierwsza jego rzecz wydana u nas.

3. Z ciekawości poszukałem recenzji tego "Klanu" w googlu i dość mały odzew. Chyba w sprawie "Bum" większy. No tak, ta powieść to żadna nowość, a książka sprzed 30 lat, ale zasługuje na więcej uwagi.

3.1. Co mnie trochę martwi w kontekście następnych tłumaczeń.

4. Pisząc o "polityce w pisarstwie Mo Yana" tradycyjnie się ubezpieczam, ale - jak przejrzałem kilka tekstów - nie tylko ja. Wielu już całkiem poważnych dziennikarzy nie bardzo wie, co z tym fantem zrobić. Choć zaskakują mnie np. wyrażane opinie, ze Mo Yan pisze głownie o przeszłości, by nie oceniać współczesności. Jego książki nie zostały przeczytane w tym wypadku?! Bo jakoś jestem dziwnie przekonany, że gdyby w Europie z taką klasą opisano ponownie pierwszą połowę XX wieku, to byłoby to wydarzenie literackie i znaleziono by całkiem sporo odnośników do roku, nawet, 2014 (czyż właśnie Europa, ta lepsza oczywiście, po raz 177 nie ogłasza właśnie końca złudzeń?).

Albo - jeśli "Kraina wódki" nie traktuje o współczesnych Chinach, to o czym (notabene nie wiem, czy nie powinienem jej ponownie przeczytać, bo językowo byłem zachwycony wariactwem tej książki, ale traktowałem ją - do Nobla - jako ekscentryczną ciekawostkę. Którą się nawet ew. można pochwalić w blogowym towarzystwie: ja czytałem, a Wy?).

5. Chyba mi jednak brakuje przenikliwości, bo ile łapałem równoległość psich losów z ludzkimi (choć nie jest to równoległość całkowita, bo psi los wynika z poczynań ludzi. od kilkunastu tysięcy lat;), to o tyle taka interpretacja ich kolorów (w 100% słuszna, ale - teraz głośno myślę, jak już mnie do tego zmuszono - może ma też ona głębsze korzenie w, bo ja wiem, chińskiej tradycji, mitologii? Zgaduję...) mnie umkła.

6. Z czytatką dam sobie radę. A i do maja (orientacyjny czas czytania "Bum") już nie tak daleko;)
Użytkownik: carmaniola 17.03.2014 14:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Spróbuję od punktów, by m... | adas
To teraz ja spróbuję się poukładać. :)

Ad. 1. Czy to nie "Obfitych..." pojawiają się Amerykanie? Wiele z tej "obfitej" powieści mi umknęło, ale tam chyba ojcem jednego z dzieci był jakiś pastor, i potem już przy ptasiej narzeczonej też jacyś Amerykanie się kręcili (w sensie, w tym miejscu w książce). Może więc faktycznie zamysł Chińczyka, a nie wpadka tłumacza?

Ad.2. O "Węzłach duszy" pamiętam przede wszystkim ze względu na Su Tonga tłumaczonego z chińskiego. Nie miałam do nich dostępu i właśnie postanowiłam się zaopatrzyć.

Ad.3. Ja żałuję, że to nie "Klan" pojawił się na polskim rynku pierwszy - to tam autor deklaruje: "Mam ambitny zamiar stworzyć zbiór opowieści o gaomijskich bandytach i co nieco już w tej sprawie uczyniłem - to wprawdzie na razie tylko przechwałki, ale skoro mam okazję zrobić na kimś wrażenie - to czemu nie?[s.143.]". Cieszę się natomiast, że ukazał się razem z "Bum!" - może taki też był zamysł wydawcy i stąd dwa jednoczesne tłumaczenia? (Ktoś wspominał, że Mo Yan cały czas piszę tę samą powieść? Co powie kiedy chwyci obie te powieści w garść? ;)). Mam jednak nadzieję, że pozostaniemy przy tłumaczeniach z języka rodzimego pisarza.

Ad.4. Sama nie wiem, co o tym sądzić. Mo Yan pisząc powieści, których kanwa jest silnie osadzona w jego rodzinnym kraju poprzez uniwersalizm tego co pisze wykracza poza granice Chin. Ukazując świat w krzywym zwierciadle pisarz może i nie kieruje się faktycznie żadną ideologią i nie stawia sobie za cel żadnego politycznego przesłania. W jakimś sensie jest tylko rejestratorem, kronikarzem wydarzeń. Albo raczej absurdów. Czy można oskarżać fotografa? A może to tylko kolejna zasłona, kolejna alegoria?

Ucieczka w przeszłość? No właśnie... A "Kraina wódki"? Zakaz publikacji nie wziął się z powietrza i nie wydano go ze względu na przeszłość. Przeczytałam tę powieść, nawet parę wniosków wyciągnęłam. Ale po przeczytaniu eseju "Kraina wódki (Jiuguo) Mo Yana. Karnawał, alegoria i śmiech" Lidii Kasarełło wiem, że jedynie zarejestrowałam pojedyncze sekwencje. Powieść totalna?

Ad.5. Przyznam, że szperałam za tymi kolorami - po tym jak dotarłam do strony z symboliką anarchistyczną (co też ma sens) odpadłam. ;)

Ad.6. Z czytatką poczekam - może jednak najpierw powinnam wziąć jakieś pół litra i wyruszyć raz jeszcze do krainy wódki? Staram się wierzyć ludziom, ale jak to napisał Tagore: "Światło igrające, jak nagie dziecko, pośród zielonych liści nie wie na szczęście, że człowiek potrafi kłamać". A Mo Yan ma ku temu powody.


Użytkownik: cordelia 27.04.2014 18:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Czerwony welon panny młod... | carmaniola
Gratuluję nagrody!
Użytkownik: carmaniola 28.04.2014 10:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Gratuluję nagrody! | cordelia
Bardzo dziękuję! :)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: